[Miesiąc później]
[Natalia]
Obudziłam się jak zwykle około ósmej. Doszłam do wniosku, że jedynym pozytywem tego szpitala jest to, że nie muszę się tak wcześnie zrywać.
W głowie cały czas huczały mi emocje, po obejrzeniu wczorajszego meczu. Ale... Jaki to był mecz! W ostatnich minutach, nasza Borussia strzeliła dwie bramki i tym samym awansowała do półfinału Ligi Mistrzów. Byłam z nich taka dumna... Chciałabym teraz być przy nich. A szczególnie przy jednym...
Usłyszałam kroki dochodzące z korytarza. Czyżby znowu ktoś przyszedł do Marthy? Całymi dniami ktoś u niej przesiadywał... Jak nie chłopak, to przyjaciółka, albo rodzice, dziadkowie, ciocie... Ja niestety nie miałam tyle szczęścia. Raz dziennie, wieczorami spędzałam około godziny na gadaniu z Lewandowskim przez telefon i to wszystko.
Drzwi się otworzyły i już po chwili w moim pokoju ujrzałam...
-Heja BVB! Heja BVB!- Lewandowski śpiewał na cały głos, nie zważając na innych pacjentów. Na szczęście, że sala była teraz pusta, bo moja współlokatorka poszła na jakieś badania.
-Robert!- pisnęłam i chciałam zerwać się z łóżka, żeby do niego podbiec. Piłkarz był szybszy, bo usiadł na moim łóżku, mówiąc coś, żeby nie wstawała i się nie przemęczała i mocno mnie przytulił.
Tak bardzo brakowało mi jego dotyku, widoku... I jeszcze ten zniewalający zapach jego perfum! Wtuliłam się mocno w niego i ścisnęłam go.
-Ejj... Kotek, wiem, że się stęskniłaś, ale nie musisz mnie dusić- zaśmiał się i odsunął.
-Przepraszam- wybuchnęłam śmiechem.- Jakim cudem udało ci się wyrwać z Dortmundu?- spytałam zaciekawiona.
-Trener miał tak dobry humor po meczu, że kiedy zapytałem go, czy mogę pojechać od razu się zgodził. Pewnie nawet nie był za bardzo tego świadomy, ale... Jestem- uśmiechnął się triumfalnie.- A jak ty się czujesz? Świetnie wyglądasz- puścił mi oczko.
-Dobrze... Lekarz powiedział, że wypuszczą mnie gdzieś w maju!- odparłam zadowolona.
-Naprawdę!?- jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, ukazując biel idealnych zębów.- Może uda się jakieś bilety załatwić i finał zobaczysz na żywo! Spytam się Kuby czy jakichś nie ma- wybuchnął śmiechem.
-Jeszcze w tym finale nie jesteście- przypomniałam mu.
-Nie wierzysz w nas?- udał obrażonego.
-A jak nie to co?
Spojrzał na mnie wyzywająco. Przybliżył się i namiętnie mnie pocałował. Jego ręka wędrowała po mojej talii, a ja wplotłam palce w jego włosy. Wiedziałam, że mnie zabije, że zniszczyłam mu fryzurę, ale czy to istotne?
-Tak bardzo tęskniłem- wyszeptał mi prosto do ust.
-Ja też tęskniłam.
-Nie mogę się doczekać aż wrócisz do Dortmundu.
-Panie Lewandowski, czy pan coś sugeruje?- zaśmiałam się.
-Ja? Ależ skąd!- odpowiedział uśmiechem.
-Do kiedy zostajesz?- spytałam patrząc uważnie w jego oczy, które posmutniały.
-Już jutro rano muszę wracać- jęknął.- Mam być pojutrze na treningu. Klopp by mi głowę urwał, jakby mnie nie było- uśmiechnął się przepraszająco.
-To nic, mamy cały dzień- odparłam.- Zaczekaj, ogarnę się i gdzieś pójdziemy- zaproponowałam.
-Ale... Możesz już wychodzić?- nie był za bardzo przekonany.
-Yyy... No pewnie, że mogę, czemu nie?- odpowiedziałam, jakby to było coś oczywistego. Rzecz jasna, mijało się to z prawdą, ale nie tak bardzo. Nie mogę się przemęczać, a nie, nie mogę wychodzić. Spacer z trzęsącym się nade mną Lewym, nie powinien być dla mnie niebezpieczny.
Wzięłam swoją torbę spod łóżka i poszłam do toalety, żeby się przebrać i ogarnąć. Ubrałam czarne legginsy, jesienną, granatową kurtkę, a pod to bordowy sweterek. Mimo, że był kwiecień, było zimno, więc musiałam obwiązać się jeszcze białym szalikiem. Następnie nałożyłam sobie makijaż, czyli podkład, puder, tusz i zrobiłam lekkie kreski. Tak dawno nie widziałam siebie w makijażu. Muszę przyznać, że ta wersja, dużo bardziej mi się podoba. Robertowi pewnie też, chociaż i tak powtarza, że jestem piękna i bez makijażu.
Zastanawiam się, jak to z nami jest? Jesteśmy jeszcze przyjaciółmi, czy łączy nas już coś więcej? Dobra, zgoda, robimy rzeczy, których przyjaciele raczej nie robią. Całujemy się, przytulamy, ale nie wiem, czy kieruje nami uczucie, czy po prostu zwykłe ludzkie pożądanie? Zupełnie nie wiem, na czym stoję. Lewandowski zachowuje się, jakbyśmy byli parą, ale nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha, albo, że chce ze mną być. Może uważa to za naturalne, że będziemy razem? Ze mną mu tak łatwo nie pójdzie, chcę mieć pewność, że nie będę jego kolejną zabawką, chcę deklaracji i chcę wiedzieć o jego uczuciach. Ale o czym ja w ogóle myślę, nie wiem czy on w ogóle coś do mnie czuje, więc nie będę wysnuwać za daleko idących wniosków. Na razie jesteśmy przyjaciółmi i to mi wystarczy.
Wróciłam do mojej sali, w której dalej był tylko Lewy. Siedział dalej na moim łóżku i patrzył w podłogę, ale kiedy weszłam, przeniósł swój wzrok na mnie. Wodził wzrokiem po moich wychudzonych nogach, które były jeszcze chudsze w tych legginsach. Co jak co, ale szpitalnego jedzenia nie dało się jeść. No i jeszcze odpadły słodycze. Co jakiś czas zjadłam coś od Marthy, najczęściej jakieś owoce, ale tak, moje posiłki wyglądały bardzo mizernie.
-Schudłaś- zauważył zmartwiony. Podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona, przypatrując mi się uważnie.
-Wiem... Ale nie martw się, nic mi nie będzie- uśmiechnęłam się pocieszająco.
-To już wiem gdzie najpierw pójdziemy- również się uśmiechnął. Zarzucił na siebie kurtkę, którą przewiesił przez łóżko, nawet nie wiadomo kiedy. Otworzył mi drzwi i przepuścił mnie przed sobą. No tak, Lewy i te jego maniery.
Wyszliśmy z tej cholernej kliniki, a ja w końcu mogłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Cieszyłam się jak dziecko, że mogę w końcu pójść na spacer. Czułam się taka wolna. Spojrzałam na Roberta, który widząc moją radość, też się delikatnie uśmiechnął.
-Lubię patrzeć jak się śmiejesz- powiedział cicho. Spojrzał mi nieśmiało w oczy, a ja poczułam się, jakbym znowu była nastolatką i była na randce z chłopakiem. Poniekąd tak jest, ale nie jestem nastolatką, a chłopak, który mi się podoba jest moim najlepszym przyjacielem.
Nie mogłam go rozgryźć. Czasami był taki pewny siebie, z zaraz potem, kiedy zaczynał mówić o uczuciach, stawał się nieśmiały.
Tą sielankową scenkę przerwało burczenie w moich brzuchu. Lewandowski wybuchnął śmiechem, złapał mnie za rękę i zaprowadził do jakiejś restauracji. Weszliśmy, robiąc niemałe zamieszanie. Połowa ludzi, znajdujących się w tym pomieszczeniu, zaczęło nieśmiało podchodzić do Roberta i prosić o zdjęcia i autografy.
Kiedy w końcu mieliśmy spokój, Lewy zaprowadził mnie do jednego ze stolików, uśmiechając się do mnie przepraszająco.
-Nie musisz przepraszać za swoich fanów- powiedziałam.
-Wiem, ale chcę, żebyś chociaż ty miała normalne życie. Żebyś mogła wyjść, na przykład ze mną- spojrzał znacząco na mnie.- I nie być zaczepiana przez ludzi.
-Ale mi to nie przeszkadza- uśmiechnęłam się.
-Zawsze chciałaś być fejmem. Przyznaj się!- zaczął się śmiać.
-No pewnie, wiesz, zależy mi tylko na kasie i sławie!
Naszą luźną rozmowę przerwał kelner, który się zjawił i spytał, czy może przyjąć zamówienie.
-Poproszę sałatkę...- zaczęłam.
-Dwa razy pizza pepperoni. A o tej sałatce proszę zapomnieć- przerwał mi Robert.
-No ej!
-Pizza duża, czy mała?- spytał chłopak.
-Ma...- znowu zaczęłam, ale Lewandowski znowu mi przerwał.
-Duża.
Blondyn odszedł od naszego stolika, a ja zmroziłam Roberta spojrzeniem. Ten tylko cieszył się jak głupi i najwyraźniej nic sobie nie robił z mojej obrażonej miny.
-Nie zjem całej pizzy- powiedziałam.
-Pomogę ci- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Byłoby miło, gdybym sama mogła wybrać sobie jedzenie.
-Byłoby miło, gdybyś sama jadła i nie musiałbym cię dokarmiać.
-Nie musisz.
-Serio chcesz się teraz kłócić?
Założyłam ręce na piersi i udawałam obrażoną. Patrzyłam cały czas na Lewego, który wyglądał dosyć zabawnie. Był zdezorientowany, nie wiedział o co mi chodzi. Nie wiedział, czy ma przepraszać, czy się kłócić, czy cokolwiek.
-Dobra, Robert, spokojnie. Nie chcę się z tobą kłócić, jak widzę cię raz na ruski rok- powiedziałam. W jego oczach dostrzegłam ulgę.
-Wiesz, ja to wszystko robię, bo mi na tobie zależy- powiedział cicho i lekko się uśmiechnął. Znowu przypomniało mi się, jak byliśmy pierwszy raz na w restauracji. To znaczy, ja wyszłam pobiegać, a on zmusił mnie, żebym z nim poszła i w efekcie zafundował mi obiad.
-Jesteś jak Grey- stwierdziłam. Brunet chyba za bardzo nie wiedział, o co mi chodzi, bo spojrzał na mnie jak na idiotkę.- Zmuszasz mnie do jedzenia!- wyjaśniłam.- Tak, przeczytałam tą książkę. Nie miałam co robić!- dodałam i wybuchłam śmiechem.
-Ja już myślałem, że w czym innym ci Greya przypominam- mruknął cicho.
-W tym, że tak jak on jesteś niewyżyty seksualnie?- cały czas się śmiałam, a Lewy zrobił jakąś dziwną minę i spojrzał w bok. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował z tego.
Po jakichś piętnastu minutach kelner przyniósł nam nasze pięknie pachnące, gorące, duże pizze. Jedzenie upłynęło nam w miłej atmosferze.
Wyszliśmy z restauracji, a Robert oznajmił, że musi już wracać.
-Szkoda, że się nie załapaliśmy na Oktober Fest- zażartował. Wywróciłam oczami i się zaśmiałam.
-Znowu byś się tylko najebał... A właśnie! Jak tam twój alkoholizm?- spytałam.
-Moje ''co"?
-Lewy błagam cię- spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.
-Że ja niby jestem alkoholikiem?- chyba się obraził. Odwrócił głowę i chciał wstać, ale złapałam go za rękę i zatrzymałam. Stanął naprzeciwko mnie, z urażoną miną. Cały czas nie puszczał mojej ręki. Raczej żadnemu z nas nie było do tego spieszno.
-Nie mówię, że od razu jesteś uzależniony... Ale mógłbyś trochę ograniczyć- stwierdziłam.
-Ale ja w ogóle nie pije!- bronił się, a ja już nie mogłam wytrzymać i po prostu wybuchłam śmiechem przy ludziach, którzy patrzyli na mnie jak na idiotkę.
-Kiedy ostatni raz się upiłeś?
-Ee.... Ale to było tak... No wiesz...- uniosłam brwi, cały czas wyczekując odpowiedzi.- No przedwczoraj.
-No widzisz!?- wiedziałam, że to powie. Martwiłam się o niego, znałam go w sumie od niedawna, a bardzo często widziałam pijanego, albo chociaż spożywającego alkohol. Wiem, że teraz nie jest mu łatwo, zostawiła go żona, przyjaciel go zdradził, pewnie też martwi się trochę o mnie, ale jego koledzy mówią, że to wcale nie pojawiło się tak nagle. Lewy kierował się zasadą, że jest młody, więc mu wszystko wolno. To na imprezach zdradzał Anię, a gdzie imprezy, tam alkohol.
-Ale to wszystko przez ciebie! Bo ciebie nie ma przy mnie i jestem samotny, a jak tęsknię, to co mam robić?
Wow. Zarumieniłam się i nie wiedziałam, co powiedzieć. To było takie słodkie.
-No na pewno nie się truć- odpowiedziałam cicho.
-Oj tam... Przez tyle lat, kiedy byłem z Anką, byłem na tych wszystkich dietach, nic nie mogłem jeść, ani pić... Trzeba jakoś odreagować.
Nic już nie powiedziałam, tylko ruszyłam w stronę kliniki. Nie chciałam tam wracać, ale cóż...
Robert wlókł się koło mnie nic nie mówiąc. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Mam nadzieję, że po moim powrocie do Dortmundu, wyjaśni się to, co jest między nami.
Po czułym pożegnaniu z Lewandowskim, znowu zostałam sama. Ktoś mógłby pomyśleć, że się nad sobą użalam. Może i tak jest, ale myślę, że mam do tego prawo po kilkumiesięcznym siedzeniu w szpitalu.
Ogarnęłam się, ubrałam w piżamkę i wskoczyłam do łóżka, jakby nigdy nic. Niedługo pewnie przyjdzie tu mój lekarz i opieprzy mnie za wychodzenie.
Poszłam do łazienki, żeby zmyć makijaż. Jakby nie zauważył, że mnie nie było, to nie chcę się sama wkopać. Kiedy wstawałam lekko zakręciło mi się w głowie. Podtrzymałam się umywalki i spojrzałam na siebie w lustrze. Byłam cała czerwona. Czyżbym miała gorączkę? A może to dlatego, że na zewnątrz było zimno? Przepłukałam twarz zimną wodą. Na chwilę poczułam się lepiej, ale zaraz potem poczułam straszny ból w okolicach głowy. Poczułam jak upadam na zimne kafelki...
[Robeeert]:
Po powrocie do domu Mario, jedyne o czym marzyłem, to walnięcie się na łóżko i pójście spać. Byłem wykończony podróży. Odwieszałem właśnie kurtkę na wieszak, kiedy usłyszałem dzwonek telefonu.
-Pan Robert Lewandowski?- spytał mnie jakiś facet w słuchawce.
-Tak, o co chodzi?- zapytałem zmęczony i lekko zirytowany. Liczyłem na chwilę spokoju.
-Chcieliśmy tylko poinformować, że...- zawahał się.- Pani Przybylska straciła przytomność, jest teraz w śpiączce. Prosił pan, żeby mówić panu na bieżąco co się dzieje, wiec...
Nogi się pode mną ugięły. O nic więcej nie chciałem się pytać. Rozłączyłem się i chciałem wybiec z mieszkania. Nie wiem po co, chyba żeby wrócić z powrotem do Monachium. Zatrzymał mnie wchodzący właśnie Goetze.
-Stary, gdzie ty znowu idziesz!?- spytał i złapał mnie za ramiona.
-Muszę jechać do Monachium! Puść mnie, nie mam czasu!- szarpałem się, ale Mario nie chciał mnie puścić.
-Lewy uspokój się! Co się stało, powiedz mi!
-Natalia, ona... Jest w śpiączce... To moja wina,wszystko moja wina!- powoli traciłem siłę, do szarpania się z przyjacielem, a mój głos robił się coraz cichszy. Oparłem głowę o ramię kolegi i prawdopodobnie zacząłem płakać. Chyba, bo dokładnie tego nie pamiętam.
______________________________________________
Hejka skarby ;* Wiem, po tak długiej przerwie spodziewałyście się na pewno czegoś lepszego... Powiem, że ja też, ale tak czasem jest ;// Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie lepszy. :3 Tylko najpierw muszę go napisać... I właśnie dlatego, zdecydowałam, że nowe rozdziały będą się pojawiały co miesiąc. Przepraszam, że tak długo, ale w każdy pierwszy piątek miesiąca pojawi się nowy rozdział. No chyba, że będzie tak dobrze, że będę miała z pięć rozdziałów napisanych pod rząd, wtedy dodam szybciej.
Mam tylko prośbę. Bądźcie ze mną. Komentujcie, pokażcie, że jesteście i że nie robię tego tylko dla siebie ;*
Kocham Was <3 Do zobaczenia w 6 grudnia ;3