piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 30 "Wątpliwości"

[Natalia]

 Wybiegłam z tej cholernej knajpy i po raz kolejny zachowałam się jak niezrównoważona idiotka. Znowu nie wytrzymałam napięcia i musiałam uwolnić się od... Przykro mi to stwierdzać, ale właśnie od Roberta.
 Może i dobrze, że Sandra cały czas tak o nim mówi. To dobry sposób, żeby się przygotować na to co mnie czeka. No bo, skąd mam pewność, że Lewy nie będzie zdradzał też mnie? Co, obieca mi? Zabawne. Ani pewnie też obiecał, nie raz i nie dwa i widzimy jak wyszło.
 Najgorsze w tym wszystkim jest to, że potrzebowałam się wygadać, potrzebowałam czyjejś rady i wsparcia, a nie ma tu mojej Vanessy! Tak dawno się z nią nie widziałam... Ostatni raz to było, kiedy pewnego weekendu Lewandowski przyjechał z nią. Sprawił mi tym ogromną radość, zawsze wie, czym mnie pocieszyć, lub rozweselić.
 Mój chłopak zna mnie jak nikt inny, mimo tego, że znamy się dopiero kilka miesięcy. Zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. Nasza znajomość od początku była... Nietypowa. Ale jeśli ktoś zapyta, czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? Nie. Nie była. Ze mną tak jest, ja nie potrafię się w kimś ot tak zakochać. Najpierw potrzebuję poznać tą osobę, ufać jej, mieć w niej przyjaciela... Z Lewym to stało się bardzo szybko, błyskawicznie staliśmy się sobie bliscy... Zastanawia mnie, czy nie za szybko? Nie powinniśmy się najpierw poznać jeszcze lepiej, dogłębniej?
 Zawsze wiedziałam o tym, jaki jest. Akceptowałam to, myślałam, że Ania nie jest po prostu tą jedyną i to dlatego. Ale kiedy wszyscy zaczęli opowiadać o tym, jaki to Lewy nie jest zły... Mówili  o tym, jakby to było coś oczywistego, że zdradzał swoją żonę i wszyscy byli do tego przyzwyczajeni. Zastanawiam się, czy on naprawdę się zmienił, czy za chwilę mnie nie zdradzi?
 Sama nie wiem, jak i kiedy znalazłam się przed hotelem. Przecież to kawał drogi, a wydaje mi się, że aż tak długo nie szłam. Chociaż, kto wie. Liczyłam, że na korytarzu znajdę któregoś z piłkarzy, z którym mogłabym pogadać. Ale nie było tu nikogo zaufanego. Z obojętnym wyrazem twarzy weszłam do windy. Spojrzałam na siebie w lustrze. Płakałam. Nawet nie zauważyłam kiedy. Ale to się u mnie zdarza.
 Zanim zamknęły się drzwi, do windy zdążył wbiec Mats. Jego kruczoczarne loki były rozwichrzone i potargane. Uśmiechnął się do mnie na powitanie i kiwnął głową, lecz kiedy zobaczył w jakim jestem stanie, spoważniał.
 -Natalia, co się stało?- spytał niepewnie.
 -A ja wiem?- odparłam smutno, trzęsącym się głosem.- Zostawiłam Roberta z Sandrą i Wojtkiem, a sama uciekłam jak idiotka, tylko dlatego, że gadali o jego przeszłości...
 -Nie dziwię ci się- Hummels uśmiechnął się krzepiąco.- Lewy nie ma czym się chwalić, jeśli chodzi o przeszłość... Przepraszam, powinienem cię pocieszać- kąciki jego ust uniosły się w przepraszającym geście.
 -Nie, cenię szczerość. Tak jakoś mało jej dzisiaj usłyszałam- powiedziałam ironicznie, a zaraz potem jeszcze bardziej się rozpłakałam.
 -Ćśś... Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze, wyjaśnicie sobie wszystko i... I będziecie razem, tak?- spojrzał na mnie czekając na potwierdzenie.- Tak?
 -No tak- odparłam.
 -Kochasz go?
 -Tak.
 -Ufasz mu?
 -Yyy... No tak- odparłam po chwili wahania.
 -No i widzisz?- spytał obrońca patrząc na moją twarz.- Wszystko się ułoży, uśmiechnij się w końcu- brunet starł mi łzę z policzka, po czym zostawił mnie samą. Nawet nie zauważyłam, że staliśmy na tym piętrze w windzie już od kilku minut. Ostatnio nie zauważam wielu rzeczy. Jeszcze trochę i mnie samochód przejedzie, kiedy ja będę myślała o moim życiu.
 Podeszłam pod nasz pokój, po czym uświadomiłam sobie, że nie mam karty. Lewandowski ją zabrał, no oczywiście! Zawsze muszę mieć pecha w życiu. Usiadłam na fotelu, stojącym na korytarzu, tuż przy naszych drzwiach.
 Akurat korytarzem przechodził Gotze. Taki zbieg okoliczności, że akurat ci dwaj piłkarze, z którymi gadam, spotkali mnie akurat wtedy, kiedy ich potrzebowałam.
 -Mario?- spytałam, bo mnie nie zauważył.
 -Heej Natalka!- podszedł do mnie z otwartymi ramionami i przytulił.- Co jest?
 -Nic takiego- odparłam. Znowu opowiadanie o tym samym, ehh...
 -Ej, no przecież widzę! Mów mi zaraz co się dzieje!
 -Właśnie się dowiedziałam, że jestem za słaba psychicznie na związek z Robertem. Tak w skrócie. Nie pytaj o więcej. Proszę- uśmiechnęłam się do niego lekko.
 -Czyli co, rozstajecie się!?- oburzył się.- Błagam, chcecie zniszczyć takie piękne Love Story!? Przecież wy jesteście sobie przeznaczeni, musicie być razem!
 -Nie wiem co z nami będzie Mario- odpowiedziałam, chociaż jeszcze kilka minut temu, obiecałam Matsowi, że będę z Lewym. Czemu wszyscy się tak troszczą o nasz związek!?
 -No jak to co?! Pogadacie i wszystko będzie dobrze- stwierdził.
 -Wszyscy mówicie to samo- zaśmiałam się.
 -To znaczy kto?
 -Ty i Hummels. Przed chwilą powiedział mi dokładnie to samo.
 -No bo to prawda, Natalia- uśmiechnął się.
 -Kto będzie ze mną gadał, jak wyjedziesz?- spytałam smutno po chwili ciszy.
 -Przecież będę przyjeżdżać...
 -Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi...
 -Też będę tęsknił, mała- odparł Gotze i mnie przytulił.- Chyba ktoś chce z tobą porozmawiać- wskazał na Lewego, stojącego za nami. Westchnęłam i wstałam, podążając w stronę Lewandowskiego.
 Weszliśmy do pokoju. Usiadłam na łóżku, czekając, aż Robert coś powie. Ale nie, ten tylko chodził w jedną i w drugą, zbierając myśli.
 -Czemu uciekłaś?- spytał po chwili.
 -Bo nie chciałam wysłuchiwać więcej o twojej przeszłości i to od obcych ludzi!
 -Wojtek i Sandra nie są obcy- odparł. Usiadł obok mnie i spróbował mnie przytulić, ale mu się wyrwałam.- A czemu cały dzień tak się zachowywałaś? Przecież to, co usłyszałaś od Dziwiszkowej nie było żadną nowością. Nigdy niczego przed tobą nie ukrywałem, byłem z tobą zawsze szczery, bo wiem, że tylko na zaufaniu da się zbudować związek, a ty zachowujesz się, jakbyś wcześniej o niczym nie wiedziała.
 -Robert, to nie tak... Po prostu nie jest mi miło wysłuchiwać cały czas, jak wszyscy cię krytykują i wypominają ci to co robiłeś...
 -A mi jest z tym miło?
 -Daj mi proszę skończyć- spojrzałam na niego zirytowana.- Wszyscy zachowują się, jakbyś ty musiał byś taki już na zawsze. Jakbyś nie mógł się zmienić i jakbyś taki już był. A ja wierzę, że się zmieniłeś... Ale teraz... Sama już nie wiem.
 -Ale czego nie wiesz?- złapał mnie za rękę.
 -Czy mnie nie zdradzisz- spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich smutek i tak... Jakby się na mnie zawiódł. Dotknęło go to co powiedziałam.
 -Czyli mi nie ufasz?- bardziej stwierdził niż zapytał.
 -Ufam ci, ale wszyscy traktują mnie tylko jak twoją nową zabawkę, nikt nie traktuje naszego związku poważnie... No może poza chłopakami.
 -Ale chyba najważniejsze, co my myślimy o naszym związku, a nie inni, prawda? Jeśli mi ufasz, to powinnaś wiedzieć, że nie jesteś żadną moją zabawką! Jesteś dla mnie najważniejsza, kocham cię i nigdy bym cię nie zranił- spojrzał mi głęboko w oczy. Przybliżył się do mnie i pocałował w policzek. Przytuliłam się mocno do niego.- Więc, jak masz jeszcze jakieś pytania, wątpliwości... Pytaj- uśmiechnął się lekko.
 -Czemu tak nie lubisz Sandry?
 Chłopak westchnął.
 -Powiem ci, ale to zostaje między nami, okej?- kiedy potaknęłam, zaczął mówić.- Kiedyś, jak byłem jeszcze z Anią, pojechaliśmy do Londynu do Wojtka i Sandry. Wojtek był na treningu, a Anka poszła na zakupy, bo oczywiście musiała kupić ekologiczne produkty i stwierdziła, że Sandra nie wiedziałaby jakie, czy coś tam... Wtedy jeszcze przyjaźniliśmy się z Sandra. Byliśmy sami, ona zaproponowała, żebyśmy napili się wina, no a ja, że alkohol lubię, to się zgodziłem... Nawet nie byliśmy aż tak pijani... Ona mnie pocałowała, a kiedy ją odepchnąłem, dała mi w twarz- wywrócił oczami.- Powiedziała, że mnie kocha i że zostawi dla mnie Wojtka. Oczywiście się na to nie zgodziłem, Ania była w ciąży, a ja ją kochałem... Przynajmniej tak wtedy myślałem. Poza tym, takich rzeczy nie robi się najlepszemu przyjacielowi, nie jestem jak Reus.
 -Dlaczego przez cały czas nie powiedziałeś o tym Wojtkowi!?- oburzyłam się.
 -Próbowałem. Nie uwierzył. Wtedy się pokłóciliśmy, nie odzywaliśmy się do siebie chyba z kilka miesięcy. Widzisz jaki jest w niej zakochany? Po co mu to psuć...
 -W sumie racja... A ja nigdy bym nie powiedziała, że Sandra jest taka...
 Położyłam się na łóżku, a obok mnie Robert. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
 -Wiesz, bałam się, że sobie tego wszystkiego nie wyjaśnimy.
 -Serio? Mielibyśmy zrywać tylko dlatego, że inni w nas nie wierzą? Kochanie, powtarzam ci po raz kolejny, najważniejsze, że my się kochamy.
 ______________________________________________
TATADADAAAAM TADADAAAM. Tak, to dno XD Jestem już na tym poziomie pisania że sama uważam że to jest dnem, jeszcze bardziej niż kiedyś XD W sumie ten rozdział miałam napisany już od kilku miesięcy ale stwierdziłam, że w sumie nie robi mi to różnicy czy go dodam, czy nie, przynajmniej będę mieć czyste sumienie. Przepraszam, że nie czytam Waszych blogów, to znaczy powiem inaczej. Ja je czytam, tylko zazwyczaj czytam je na komórce. A na komórce nie mogę się zalogować, bo tak jakby nie pamiętam hasła...? Więc musiałabym to robić na laptopie, a staram się go używać jak najrzadziej, bo za każdym razem albo postanowi się wyłączyć, albo będzie się zacinał i doprowadzał mnie tym do szału... Poza tym, wciągnęłam się w czytanie PLL i czytam do dniami i nocami więc nie piszę nic swojego. Ale nie martwcie się (albo i martwcie) mam zapisanych na komputerze napisanych około 10 rozdziałów na przód. Postaram się je dodawać.
Pytanie do Was: Komu kibicujecie na MŚ?
Pozdrawiam słoneczka :*

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 29

Nastał nowy dzień. Przez okno, do pokoju hotelowego na obrzeżach Londynu zaczęły wpadać pierwsze promyki słońca, budząc przy tym Przybylską. Dziewczyna zmrużyła kilkukrotnie oczy, by po uświadomieniu sobie, że już nie śpi, podnieść głowę z poduszki. To co zobaczyła, wywołało szeroki uśmiech na jej twarzy.
 Obok niej leżał Lewandowski, wtulony w nią jak dziecko. Miał zamknięte oczy i lekko otwarte usta. Taki widok chciałaby mieć codziennie rano, wtedy odrazu zaczyna dzień z lepszym nastawieniem.
 Blondynka postanowiła skorzystać z tego, że póki co jej chłopak śpi i poszła się ogarnąć. Zabrała ze swojej torby rzeczy, które zabrała poprzedniego dnia od Wojtka, bo prawdę mówiąc, liczyła na takie zakończenie. Najpierw weszła pod prysznic, co ją odświeżyło i orzeźwiło. Następnie umyła zęby i twarz, ubrała biały podkoszulek, jeansową koszulę i czarne legginsy, pomalowała się i uczesała swoje długie blond włosy w luźnego koka.
 Wychodząc z łazienki, była pewna, że Lewy już wstał. Słyszała jak chodzi po pokoju. Ale zobaczyła go na łóżku, dalej z zamkniętymi oczami. Wyglądał jakby spał. Ale nie spał.
 -Aaa, tak chcesz się bawić, Lewandowski?- spytała Natalia, śmiejąc się i usiadła na łóżku obok ukochanego. Chciała pocałować go w policzek, ale zanim to zrobiła, brunet wynuchnął śmiechem.- Nienormalny jesteś?- dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
 -No bo chciałem, żeby było tak romantycznie, żebyś mnie obudziła, ale ja nie umiem udawać- jęknął.- A tak w ogóle to dzieńdobry, kochanie- powiedział i mocno ją pocałował. Położył ją na łóżko i teraz to on był nad nią.
 -Kochanie, jakbyś nie zauważył, to właśnie spędziłam pół godziny, żeby się ogarnąć!- krzyknęła ze śmiechem blondynka.
 -Kocham jak się śmiejesz, wiesz?- spytał i znowu ją pocałował.
 Ich poranne czułości przerwało pukanie do drzwi. Lewy westchnął i poszedł otworzyć.
 -Wojtek co ty robisz tak wcześnie!?- oburzył się napastnik.
 -Wcześnie? Jest dwunasta- odparł zdziwiony blondyn.
 -Eh... Wchodź, ja się ogarnę i zaraz do ciebie wrócę- odburknął Robert i wyjął ciuchy z walizki, by potem wejść do łazienki.
 -Nie wiedziałem, że będę przeszkadzać- powiedział Szczęsny przepraszającym tonem w stronę Natalii.
 -Trudno się domyślić?- krzyknął Lewandowski z łazienki.
 -Kocham cię Lewusku!- odkrzyknął bramkarz.
 -Nic się nie stało, w niczym nam jeszcze nie przeszkodziłeś- odparła Natalia, kładąc nacisk na "jeszcze". Wojtek wubuchnął śmiechem, by za chwilę spoważnieć.
 -Jak on się trzyma? Po tym meczu?- spytał cicho, żeby jego przyjaciel nie usłyszał.
 -Wieczorem był strasznie zdołowany, ale potem mu przeszło.
 -On pewnie będzie chciał to przed tobą ukrywać, bo nie chce, żeby było ci przykro... Ale on napewno to strasznie przeżywa- dodał.
 -Nie słyszę jak rozmawiacie!- krzyknął znowu Lewy, po czym wszedł znowu do pokoju. Zajął miejsce obok Natalii i objął ją ramieniem.- Więc, Wojtuś... Co cię tu sprowadza tak wcześnie?- próbował kulturalnie zacząć Robert.
 -Pomyśleliśmy z Sandrą- na imię narzeczonej przyjaciela, Lewy się skrzywił.- Że wyjdziemy gdzieś razem... W końcu tak się długo nie widzieliśmy, pewnie Sandra się za tobą stęskniła- bramkarz parsknął śmiechem.
 -Ale po co?
 -No jak po co? Nigdy nie byłam w Londynie, chcę zwiedzić miasto i przy okazji poznać twoich przyjaciół!
 -Przyjaciela. Jednego- podkreślił Lewandowski.
 -Ehhh... To co, idziemy?- spytała blondynka.
 -Moment, muszę znaleźć telefon- oznajmił piłkarz i zaczął się krzątać po całym pokoju.
 -To my zejdziemy na dół- powiedziała Natalia i razem z Wojtkiem weszli do windy.- Dlaczego on tak nie lubi Sandry?
 -Nie mam pojęcia... Na początku się bardzo lubili, a potem, jakaś kłótnia i zaczęli się nienawidzić...- westchnął blondyn.
 -Ale nie wiesz o co poszło?
 Szczęsny pokręcił głową.
 Nie musieli długo czekać na Roberta. Ani się obejrzeli, a brunet już wysiadł z windy obok. Wziął Natalię za rękę i wyszli przed budynek.
 -Gdzie Sandra?- zapytała Natalia rozglądając się przed hotelem.
 -Ma do nas dojechać za dziesięć minut. Domyśliła się, że Lewusek będzie się szykował dłużej od ciebie- uśmiechnął się przyjacielko Wojtek.
 -Nie dłużej, tylko ona wstała wcześniej!- zirytował się Lewy.
 -Czemu denerwuje cię wszystko, co robi Sandra!?- naskoczyła Natalia na swojego chłopaka.
 -Bo ona cała mnie denerwuje. I swoją drogą, nie wiem, jak on- wskazał na Wojtka.- Może być z kimś takim!
 -Ale co ona ci zrobiła!?- warknął Szczęnsy.
 -Nic takiego- odparł Lewandowksi wymijająco.
 -No, ale może chcę wiedzieć, dlaczego nie powinienem z nią być!
 -Uwierz mi, nie chcesz- odpowiedział cicho Robert.- No dobra, przepraszam, jestem na jej punkcie przerważliwiony, nie wracajmy do tego tematu, okej?
 Wojtek pokiwał głową i klepnął przyjaciela w ramię.
 Po kilku minutach, pod budynek podjechała taksówka, z której wysiadła przyszła pani Szczęsna. Ubrana była, jak to ona, w wysokie szpilki i luźną, czarną sukienkę w kwiatowy wzór.
 -Witam, panie Lewandowski- spojrzała chłodno na przyjaciela swojego narzeczonego.
 -Witam, pani Dziwiszek- uścisnęli sobie dłoń, po czym brunetka zaczęła się witać z Natalią i Wojtkiem. Złapała swojego chłopaka za rękę, po czym wyszli z przed hotelu.
 -Gdzie idziemy?- spytała podekscytowana Przybylska.
 -Do centrum, zobaczysz wszystko, co jest warte zobaczenia w Londynie... Nie byłaś tu nigdy, prawda?- odpowiedziała dziewczyna.
 Blondynka potaknęła głową.
 -Ej, a... Co ci Anka wczoraj gadała, że tak od niej uciekłaś?- dopytywała Dziwiszek. Robert spojrzał zaciekawiony na swoją dziewczynę, oczekując wyjaśnień.
 -A, zaczęła coś pieprzyć, że... Z Lewym nie da się zbudować poważnego związku, ale.. Nie przejęłam się tym zbytnio- uśmiechnęła się do bruneta.
 -To do niej podobne- Sandra uśmiechnęła się kwaśno.
 -A podobno ją tak kochasz- parsknął napastnik.
 -No bo kocham, ale, nawet jak byliście razem, była o ciebie strasznie zazdrosna i wszystkim laskom, z którą się puszczałeś, chciała oczy wydrapać... Z kilkoma nawet się spotkała, ale kiedy ta sama sytuacja powtarzała się częściej, odpuściła sobie... Chciała zaakceptować to, że taki jesteś, ale... Na dłuższą metę nie wytrzymała i nie ma co jej się dziwić- odpowiedziała.
 -I dlatego zaczęła mnie zdradzać z moim najlepszym przyjacielem?
 -Wiesz jaka jest różnica!? Ona, kochała się z facetem, którego kocha i z którym teraz jest, a ty ją bezczelnie zdradzałeś i latałeś za panienkami zamiast zająć się nią- odparła chłodno.
 Natalia spojrzała z niepokojem na Roberta. Wiedziała, jaki jest, ale nie spodziewała się, że przeszłość będzie się tak za nim ciągnąć. Nie chciała, żeby wszyscy, na każdym kroku opowiadali o tym, jakim dupkiem był jej chłopak. Miała dosyć wysłuchiwania o tym, jaki to on zły i jak Ania przez niego cierpiała. Oczywiście, zgadzała się ze wszystkim tym, co inni mówią, ale czy nie rozumieją, że on się zmienił? Że zaczął żyć od początku, zaczął nowy rozdział, a oni nie pozwalają mu zamknąć starego. W taki sposób mu nie pomagają, a wręcz przeciwnie.
 Atmosfera między całym towarzystem stała się napięta. Dziewczynie zaczęła ciążyć ręka Roberta, którą ją obejmował i miała ochotę jak najszybciej się stąd wyrwać. Ale nie może odstawiać takiego cyrku znowu. Nie może uciekać za każdym razem, kiedy ktoś będzie opowiadał jej takie rzeczy, a na pewno zdaży się to nie raz. Zastanawiała się tylko, czy ona da radę tego wszystkiego słuchać? Jak narazie ufała Robertowi bezgranicznie, ale po tym wszystkim... Sama nie wiedziała co ma robić.
 Mimo wszystko dziewczyna postanowiła nie dać nic po sobie poznać i zwiedzać miasto z przyjaciółmi Lewandowskiego. Kilka razy jej chłopak patrzył na nią pytająco, kiedy go odpychała, ale nie będzie mu przecież teraz o tym wszystkim mówić.
 Po zwiedzeniu wszystkiego, czyli (...), usiedli w jakiejś knajpce, żeby odpocząć. Natalka poszła do toalety, zostawiając Roberta z Wojtkiem i Sandrą.
 -I po co ty jej to wszystko naopowiadałaś, co? Dumna z siebie jesteś? Nie widzisz, jak ona teraz się wobec mnie zachowuje?- napadł na Sandrę.
 -Za błędy trzeba płacić, Lewandowski- odpowiedziała dziewczyna z pogadrą, nie odrywając wzroku od menu.
 -Ale za jakie błędy, dziewczyno, rozwalisz mi związek!
 -Jeden związek w tę czy we wtę... Jaka to dla ciebie różnica, niedługo znajdziesz sobie nową zabaweczkę. A Natalia to jest świetna dziewczyna i nie może przez ciebie cierpieć jak Ania!
 -Ty się mścisz za Ankę, prawda?- spytał rozbawiony Szczęsny.
 -Zrozum, Ania była moją przyjaciółką, a przez tego idiotę cierpiała!
 -Nie mów o mnie w trzeciej osobie, ja tu jestem!
 W tym momencie zauważyli, jak Natalia wybiega z knajpy. Lewandowski poderwał się z miejsca i pobiegł za nią.
 -Wielkie dzięki, Sandra!- warknął jeszcze na pożegnanie.
__________________________________________________
Nie. Nie wiem co powiedzieć, przepraszam Was strasznie kochane. Już nawet nie chodzi o to pisadełko, bo i tak nikt nie tęsknił, ale nie czytałam Waszych opowiadań, za to przepraszam :c Miałam taki okres, że miałam codziennie po kilka sprawdzianów, uczyłam się do północy albo i później, więc nie miałam na to zupełnie czasu. W weekendy ledwo znalazłam czas na mecze Borussii... Nie obiecuję, ale postaram się wszystko nadrobić. Mam rekolekcje teraz, na które nie chodzę, więc od jutra zabieram się za czytanie Waszych opowiadań. Wybaczcie, że tak jakoś bez emotek, ale twitter mnie tak przyzwyczaił XD
Aaaa i jeszcze jedno. Czy tylko ja się tak strasznie stresuję przed jutrzejszym meczem?! Taki mały finał, nie? XD Ale starczyło nam trzy minuty, żeby strzelić dwie bramki, więc starczy nam dziewięćdziesiąt na cztery :) Już nieraz dokonaliśmy cudu, uda nam się i teraz :)
Pozdrawiam kochane, przepraszam za błędy ale wyłączyła mi się autokorekta, a nie chce mi się sprawdzać tej pisaniny, bo jest straszna XD

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 28 "Jeszcze nigdy nie widziałam Cię tak smutnego"

Wojtek czekał na Natalię na lotnisku, w dzień meczu. Cały Londyn był pełen kibiców obu drużyn, a wokół bramkarza znalazł się tłum fanek i fanów. Nie mógł się już doczekać, kiedy zjawi się dziewczyna jego przyjaciela i w końcu będzie mógł się od nich uwolnić.
 Zobaczył ją z daleka i wyrwał się fankom.
 -Natalia, dobrze, że jesteś. Spadamy stąd- powiedział jednym tchem i wziął zdziwioną dziewczynę za rękę. Niemal wybiegli z budynku i dopiero w samochodzie Szczęsnego Przybylska mogła się dowiedzieć, o co chodzi.
 - Wiesz... Miejsca publiczne i ja, to raczej nie jest za dobry pomysł. Zwłaszcza miejsca publiczne pełne turystów- wyjaśnił . Dziewczyna uśmiechnęła się, na znak, że rozumie.
 -Nic się nie stało. A tak w ogóle, to cześć- blondynka przytuliła się do bramkarza na powitanie.- Słuchaj, bardzo ci dziękuję, że udało ci się to załatwić! Jesteś bogiem!
 -Jestem zwycięzcą- odpowiedział i zaśmiał się.- To teraz pojedziemy do mnie i ogarniemy się przed meczem, okej?- spytał o zdanie Natalię.
 Przybylska potaknęła głową.
 Przemierzali ulice Londynu. Natalia jeszcze nigdy nie była w tym mieście, a zawsze chciała je zwiedzić. Pogoda była typowo angielska, z nieba leciała mżawka i było dość chłodno. Dziewczyna podziwiała piękno stolicy Anglii i nawet nie spostrzegła się, kiedy razem z Wojtkiem dojechali do jego domu.
 Szczerze? Po Szczęsnym spodziewała się wielkiej, luksusowej rezydencji, przepełnionej przepychem i drogimi rupieciami, a tu proszę. Zaparkowali przed niewielkim domkiem, jednorodzinnym, właściwie niczym nieróżniącym się od innych, tylko że jego ściany były w większości ze szkła.
 Bramkarz otworzył drzwi od mieszkania i wpuścił ją do środka.
 -Rozgość się- wskazał jej salon. Przybylska nigdy nie lubiła takich sytuacji. Gospodarz zostawiał ją samą sobie, mówiąc: Rozgość się. Zawsze wtedy nie wiedziała co robić i siedziała jak głupia na kanapie gapiąc się w ścianę i błagając Wojtka, żeby już się zjawił.
 Po kilku minutach wszedł do pokoju z wysoką brunetką.
 -Natalia, to jest Sandra, moja narzeczona- przedstawił je sobie. Cały czas bardzo się cieszył i nie mógł uwierzyć, że dziewczyna zgodziła się zostać jego żoną.
 -Mam nadzieję, że Robert ci za dużo o mnie nie naopowiadał- westchnęła Sandra, podając dziewczynie rękę. Wydawała się miła.
 -A czemu miałby mi naopowiadać?- zdziwiła się Przybylska.
 -A... Nie przepadamy za sobą, krótko mówiąc. Ale nie rozmawiajmy o tym. Kawy, herbaty?
 ***
Chłopaki z Dortmundu siedzieli w szatni. Bardzo się stresowali. Chyba jeszcze nigdy nie bali się meczu aż tak strasznie. Było bardzo cicho. Prawie nikt się nie odzywał. Robert siedział pomiędzy Nurim i Kubą i patrzył się w swoje korki. Sahin próbował go trochę zagadać, ale Polak odpowiadał bardzo lakonicznie. Tak, to właśnie Lewandowski stresował się najbardziej. Nie wiedział czemu, ale czuł, że to na nim spoczywa największa presja. Kibice oczekiwali do niego cudu, taki jaki wydarzył się ponad miesiąc temu w Dortmundzie.
 Nuri klepnął Lewego w ramię i wskazał na trenera, który prosił o uwagę wszystkich piłkarzy.
 -Długo zastanawiałem się co wam powiedzieć, chłopaki...- zaczął Jurgen Klopp. Nigdy nie widzieli go tak zestresowanego. Serio, Kloppo, nie pomagasz. Masz być pewny siebie jak zawsze, nakrzyczeć na nas i zmotywować!- I szczerze powiedziawszy, nic nie przychodziło mi do głowy. Nie muszę was chyba motywować, prawda? Wygranie pucharu samo w sobie jest motywacją. Ale szczerze? Nieważny jest wynik, zaszliście już i tak o wiele dalej, niż  ktokolwiek się spodziewał. Kibice są na pewno z was dumni. Ja też jestem. Chodzi tylko o to, żebyście się starali i walczyli do końca. Wtedy nikt nie będzie miał wam za złe wyniku... Ale oczywiście lepiej, żebyście to wygrali! A i pamiętajcie, żeby nie nakładać na siebie presji. Nikt od was niczego nie wymaga, Bayern musi, wy możecie. Także tego... Powodzenia?- zakończył trener i podszedł do każdego z piłkarzy, żeby ich przytulić.
 Po wyjściu Kloppa, do szatni wszedł Gotze. Nie będzie grał, z wiadomych powodów. Transfer do Bayernu, który ogłosił w dzień pierwszego meczu z Realem. Z jego twarzy można było wyczytać, że jest strasznie smutny. Między nim a resztą zawodników, nie układało się teraz za dobrze. Nawet z Lewandowskim się pokłócił. Między innymi dlatego Robert przeprowadził się, najpierw do Sahinów, a po dwóch tygodniach znalazł własne mieszkanie. Co prawda, z Mario się już pogodził. Ale...
 -Co ty tu robisz?- warknął Kevin, który chyba najbardziej nienawidził teraz młodego Niemca.
 -Przyszedłem życzyć wam powodzenia... Pomimo wszystko, chcę, żebyście dzisiaj wygrali- uśmiechnął się lekko, patrząc w buty.
 -No patrzcie go! Jeszcze nawet nie gra w Bayernie, ale już mówi o nas w trzeciej osobie!- oburzył się znowu Grosskreutz.
 -Spokojnie, Kevs... Przecież on dzisiaj nie gra, więc raczej logiczne, że życzy NAM powodzenia...- próbował go uspokoić Lewy.
 -Kibice też nie grają, ale identyfikują się z nami bardziej niż ten zdrajca.
 -Boże, Kevin uspokój się! Jeszcze teraz nam potrzebne, żebyście się pobili!- krzyknął Roman.
 -Widzę, że nie jestem tu mile widziany... Pomimo wszystko, powodzenia- powiedział Mario, przytulił się do Reusa i Lewego, po czym wyszedł.
 -Naprawdę, bardzo potrzebne nam teraz spięcia! Mieliśmy się rozluźnić!- krzyknął Reus.
 Grosskreutz machnął ręką i wyszedł.
 ***
 Natalia, Sandra i Wojtek weszli na stadion i szukali swoich miejsc w strefie dla VIP-ów. Kiedy je znaleźli, okazało się, że siedzą koło Ani Lewandowskiej i Tugby Sahin. To było jak najbardziej wymarzone dla nich miejsce. Ostatnią osobą, którą Natalia chciała widzieć, jest była żona jej chłopaka.
 -Wojtuś!- krzyknęła Ania i przytuliła bramkarza, potem to samo zrobiła z Sandrą.- Hej Natalka- uścisnęła ją lekko, co zdziwiło blondynkę. Spodziewała się kąśliwych uwag i morderczych spojrzeń, a tu nic.
 -Heej...- odpowiedziała niepewnie Przybylska i zajęła swoje miejsce między Anią a Wojtkiem.
 -Aaaa! Nie przedstawiłam was! Tugba, to jest Natalia, dziewczyna Roberta, a Tugba to żona Nuriego- powiedziała Stachurska z uśmiechem. To już zaczynało być dziwne.
 Dziewczyny podały sobie rękę, a Natalia zaczerwieniła się na słowa, że jest "dziewczyną Roberta".
  -Natalka, nie masz się co bać, nie mam do ciebie pretensji za to, że uwiodłaś mi męża. To znaczy, wiem, że to teraz zabrzmiało tak, jakbym miała, ale w sumie się cieszę. Ja teraz jestem z Marco, a to że jest z tobą pozwoli mu zapomnieć o bólu. Aaa i powiem ci jeszcze coś, dla twojego dobra. Nawet, jeśli Robert cię zdradzi, to nie znaczy, że cię nie kocha. Chodzi po prostu o to, że on się musi zabawić, wiesz... Mi przestało już pasować bycie tą jedną z wielu, ale jeśli tobie to pasuje, to proszę bardzo! Nie pożałujesz, tylko wiesz z nim nie da się utworzyć poważnego związku. Ale za to jest zajebisty w łóżku i to wszystko wynagradza.
 Blondynka nie wytrzymała i wstała z miejsca, zostawiając usatysfakcjonowaną Anię samą. Osiągnęła swój cel. Za to Natalia, teraz przeżywała moralne rozdarcie. Nie była pewna, czy to co mówi żona Roberta jest prawdą. Wiedziała, że Lewy ją zdradzał, ale raczej było to spowodowane brakiem jakichkolwiek uczuć względem niej niż chęcią zabawienia się. Robert to przecież dobry i wrażliwy chłopak, na pewno krzywdzenie ukochanej nie sprawiało mu przyjemności.
 -Wszystko w porządku?- spytał Wojtek, kładąc dziewczynie rękę na ramieniu i uśmiechając się krzepiąco.
 -Tak- odparła lakonicznie, a jej wzrok skierował się na murawę, gdzie piłkarze odbywali rozgrzewkę.
 -Słuchaj, wiem, że Anka przegięła, ale nie dziw jej się. Poza Lewym świata nie widziała, nie wiem, jak mogło dojść do tego że puszczała się z Marco...
 -Myślisz, że ona będzie chciała do niego wrócić?- spytała Przybylska z przerażeniem w oczach.
 -Nie sądzę. Lewy ostatnio opowiadał, że definitywnie zakończyli to, co było między nimi, więc się nie przejmuj- Wojtek znowu się uśmiechnął.- Chodź, zaraz się zacznie. Usiądziesz na miejscu Sandry- zaproponował Szczęsny, domyślając się, że Natalia nie ma za bardzo ochoty siedzieć koło Stachurskiej i słuchać jej historii małżeńskich.
 Dziewczyna potaknęła i ruszyła za piłkarzem.
***
 Od początku meczu Natalia nie mogła usiedzieć w miejscu. Chociaż interesowała się piłką od bardzo niedawna, wiedziała, że to nie jest zwykły mecz. To gra o coś więcej. Cała aż trzęsła się ze strachu, stresu i nie wiadomo czego jeszcze.
 Jeszcze przed wyjściem na przerwę, na murawie stało się coś, co wstrząsnęło całym stadionem. Robert biegł w pole karne, kiedy został popchnięty przez zawodnika przeciwnej drużyny i uderzył głową o słupek bramki. Piłka wytoczyła się na aut, a Lewy jak leżał, tak leżał. Zaraz na około niego znalazły się obie drużyny.  Ale Lewandowski dalej się nie podnosił.
 -No musiał coś odwalić, no nie byłby sobą, gdyby nie odwalił!- krzyknęła Natalia prawie ze łzami w oczach.
 Na stadionie było cicho jak w kościele. Nikt nie ważył się odezwać, wszyscy czekali na rozwój wydarzeń. Roman kłócił się z Boatengiem, bo okazało się, że to właśnie on popchnął Lewandowskiego, w efekcie czego została mu pokazana czerwona kartka. Ale ona nie załatwiała sprawy.
 Nuri wbiegł z ławki rezerwowych, żeby zobaczyć, co się dzieje z jego przyjacielem. Za dobrze to nie wyglądało. Chwila. Otworzył oczy. Piłkarze odetchnęli z ulgą, nawet Boateng, który nie zgodził się zejść, dopóki nie dowie cię co z Lewym.
 -Strzeliłem?- zapytał niemrawo Robert.
 Chłopaki wybuchnęli śmiechem. Weidenfeller wraz z obrońcami, widząc że wszystko dobrze zdecydowali się wrócić na swoje pozycje.
 -Nie, ale ja mogę grać!- oburzył się brunet.- Nic mi nie jest, naprawdę!- zapewniał. Mimo wszystko, w czasie przerwy i tak udał się do gabinetu, a na drugą połowę wyszedł w zabandażowanej głowie.
 ***

  I co, to już po wszystkim? Natalia nie wiedziała, że porażka ukochanej drużyny może tak boleć. Ania płakała razem z Tugbą, Wojtek przytulał zapłakaną Sandrę jednym ramieniem, a Natalię z kamiennym wyrazem twarzy drugim, a sam powtarzał, że nie, to nie mogło się stać, to się nie stało. Przybylska sama chciałaby, żeby to się nie stało. Ale niestety, futbol była niesprawiedliwy.
 Po meczu, Borussia miała pojechać do klubu, ale nikt nie brał pod uwagę porażki, więc to raczej nie wchodzi w grę. Wojtek zadzwonił do Lewego i umówił się  z nim pod hotelem.
 We trójkę w milczeniu wsiedli do auta. Żadne z nich nie miało nastroju do rozmów, Nie mieli nastroju do niczego.
 Kiedy zaparkowali przed hotelem, Robert już na nich czekał. Siedział na ławce w kapturze na głowie i twarzy w dłoniach. Było ciemno, więc najpierw nawet go nie zauważyli.
 -Ej, Lewy!- zawołał Szczęsny, na co jego przyjaciel poderwał się z ławki i zaczął iść w stronę Wojtka i dziewczyn.
 -Kochanie? Co ty tu robisz?- spytał prawie łamiącym się głosem, kiedy zobaczył Natalię obok bramkarza. Mocno ją przytulił i pocałował w policzek.
 -Przyjechałam. Nie mogłam opuścić takiej okazji- uśmiechnęła się lekko.
 -Słuchaj, Lewy... To może ja was zostawię, dawno się nie widzieliście, spotkamy się jutro?- spytał Wojtek.
 -Nie ma sprawy, dzięki- uśmiechnął się i pożegnał z przyjacielem i jego dziewczyną. Później złapał swoją ukochaną za rękę i wszedł z nią do hotelu. W milczeniu weszli do windy, a Lewy nacisnął przycisk z dziewiątką.
 -Jakiś małomówny jesteś- zauważyła Natalia.
 -A ty jaka byś była, po czymś takim?- westchnął Lewy. Dziewczyna przyznała mu rację i chyba po raz pierwszy pożałowała, że jest z nim sam na sam. Atmosfera była napięta, ale nie ma co się dziwić. Ale w związku trzeba być ze sobą na dobre i na złe, prawda?
 Weszli do hotelowego pokoju. Lewandowski usiadł na brzegu łóżka i oparł brodę na splecionych dłoniach. Jego wzrok skupiony był na punkcie na miętowej ścianie naprzeciw niego.
 Blondynka usiadła za nim, oparła się o jego plecy i przytuliła.
 -Robert, nie przejmuj się... Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale będziesz miał mnóstwo okazji do zdobycia tego pucharu...- próbowała go pocieszyć.
 -Ty nic nie rozumiesz! Mieliśmy to wygrać dzisiaj, a nie, kiedyś tam!- warknął. Spojrzał smutnym wzrokiem na Natalię i wtulił się w nią.- Kochanie, ja cię strasznie przepraszam, że dzisiaj taki jestem... Bardzo się cieszę, że przyjechałaś, bez ciebie załamywałbym się jeszcze bardziej. Kocham cię- powiedział i pocałował ją w policzek, a potem zaczął całować po czyi.
 -Jeszcze nigdy nie widziałam cię tak smutnego...- westchnęła.
 -Przez ostatnie kilka miesięcy tak było cały czas- odparł z kwaśnym uśmiechem.
 -Przepraszam- powiedziała odruchowo, bo wiedziała, że było to spowodowane jej chorobą.
 -Przecież to nie twoja wina...
 -Wiem, ale przepraszam- przerwała mu. Przez chwilę siedzieli w milczeniu przytuleni do siebie.- Wiesz, że za tobą tęskniłam?- spytała zamykając jego usta w pocałunku.
 -Ja za tobą też- odparł i pocałował ją mocniej. Dziewczyna wplątała dłonie w jego włosy. Przybylska popchnęła go na łóżko i usiadła okrakiem na jego biodrach. Wsadziła mu ręce pod koszulkę i szybko się jej pozbyła, by potem całować go po umięśnionym brzuchu. Przy odpinaniu jego rozporka Lewandowski wydał cichy jęk i podniósł się, żeby móc w końcu znowu pocałować ukochaną. Wspólnie pozbyli się dżinsów chłopaka. Następnie to Robert dominował nad blondynką i szybko pozbył się jej ubrań, całując przy tym każdy centymetr jej ciała. W końcu kiedy już nie mieli na sobie niczego, spojrzeli sobie głęboko w oczy i namiętnie pocałowali...
 ***
 Kiedy już było po wszystkim zakochani leżeli przytuleni do siebie na łóżku. Robert głaskał swoją ukochaną po włosach i po policzku, a ona wtulona w jego tors patrzyła na jego uśmiechniętą do ucha do ucha buzię.
 -Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że przyjechałaś- zaśmiał się łobuzersko.
 -To ja myślałam, że tobie zależy na mnie a chodziło ci tylko o jedno!- Natalia udawała obrażoną.
 -Nie tylko o jedno... Ale to chyba też jest ważne, prawda?- spytał śmiejąc się i całując ją po szyi.
 -Nieprawda!- krzyknęła, wybuchnęła śmiechem i uderzyła go lekko w głowę, na co brunet się skrzywił.- Robert co ci jest?- spytała przestraszona.- Ta głowa cię dalej boli, tak? Ja wiedziałam, że ty sobie coś zrobisz, no wiedziałam!
 -Spokojnie Tala... Lekarz powiedział że to normalne, nie martw się tak już o mnie, nie jestem dzieckiem...
 -Przepraszam- westchnęła.
 -Nie przepraszaj... To miło mieć kogoś, kto się tak o ciebie troszczy- stwierdził i pocałował ją w policzek.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 27 "Wojtek, załatw mi finał!"

Nastał nowy dzień. Na monachijskim niebie zaczęły pojawiać się pierwsze promyki słońca, a miasto budziło się do życia. W przeciwieństwie do Wojtka, który spał jak zabity i o wstaniu z łóżka nawet nie myślał. Po wczorajszym strasznie bolała go głowa i nie miał siły na nic.
 Jednak odgłosy dobiegające z zatłoczonej ulicy i pokoi obok skutecznie uniemożliwyły Szczęsnemu dalszą regenerację. Bramkarz wstał trzymając się za głowę i jęcząc niemiłosiernie udał się do łazienki. Po orzeźwiającym prysznicu poczuł się trochę lepiej. Wyjął z torby rzecz niezbędną, z którą nigdy się nie rozstawał- tabletki na kaca. Łyknął je i był już gotowy do wyjścia.
 Zapukał do pokoju naprzeciwko. Nikt nie odpowiadał. Pukał i pukał, aż w końcu zdenerwowany wykręcił numer do przyjaciela. Ku jego zdziwieniu nie odebrał. A zawsze odbierał! Gdzie on do cholery jest!?
 Zszedł do recepcji i spytał o Roberta. Dowiedział się, że Lewandowski wyszedł około siódmej rano i wsiadł do hotelowej taksówki. Bramkarz westchnął i zamówił taksówkę, domyślając się już, gdzie podziewa się jego przyjaciel...
 ***
 Robert już o siódmej rano pojawił się w szpitalu. W sumie, trochę bez sensu, bo potem stwierdził, że nie chce jej budzić. Więc siedział tak i siedział już od trzech godzin, patrząc na spokojną twarz dziewczyny.
 -Lewy pogrzało cię? Kartkę mi chociaż mogłeś zostawić!- warknął Wojtek, który wszedł właśnie do sali.
 -Wybacz- szepnął.- Martwiłeś się o mnie?- spytał piłkarz próbując się nie roześmiać.
 -Zabawny jesteś... Po co ty tu tak wcześnie siedzisz?
 -Bo chcę, żebym był pierwszą osobą, którą zobaczy, jak się obudzi- odparł Lewandowski.
 -Sprytnie- zauważył Szczęsny.- Ty się na serio w niej zakochałeś, nie?- zapytał blondyn, ale już z poważniejszą miną.
 Robert pokiwał głową i spojrzał w stronę Natalii, która już nie spała, tylko patrzyła z uśmiechem na chłopaków.
 -My się jeszcze nie mieliśmy okazji poznać- bramkarz wyciągnął rękę do dziewczyny.- Wojtek Szczęsny jestem- powiedział.
 -Natalia Przybylska- odparła dalej się uśmiechając, co chwila spoglądając na Lewego.
 -To ja was dzieci zostawię- oznajmił bramkarz i wyszedł, posyłając jeszcze Robertowi porozumiewawcze spojrzenie.
 Lewandowski usiadł na łóżku Natalii, cały czas nie spuszczając z niej wzroku. Chwilę siedzieli w ciszy, bo żadne z nich nie wiedziało od czego zacząć.
 -To prawda, co mu powiedziałeś?- spytała blondynka patrząc uważnie w oczy chłopaka.
 -Prawda- odpowiedział cicho.- Kocham cię. Chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale... Nie było okazji, wiesz, kiedy zwaliło się na nas tyle problemów... Ale teraz już wszystko będzie dobrze- pocałował ją w policzek.
 -Robert, pamiętasz, kiedy chciałam ci coś powiedzieć, zanim wyjechałeś, a ty powiedziałeś, że mam ci tego nie mówić? Że powiem ci jak wyzdrowieję?- spytała, a Lewy pokiwał głową.- Robert, ja też cię kocham- powiedziała dziewczyna. Przez chwilę siedzieli w milczeniu nie dowierzając w to, co właśnie się dzieje. Czyli te wszystkie wątpliwości, które mieli przez tyle miesięcy własnie się rozwiały? Już jest wszystko jasne?
 -Czyli... Teraz będziemy razem?- spytał niepewnie Lewandowski.
 -Na zawsze- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i promiennie, zarażając tym Roberta.
 -Nie wierzę w to- stwierdził Lewy kręcąc głową.- Nie wierzę, że w końcu po tym wszystkim możemy być szczęśliwi- uśmiechnął się szerzej i zamknął jej usta w namiętnym pocałunku.
 ***
 [Natalia]
 Byłam z Robertem już od ponad tygodnia. To wszystko uczyniło mnie najszczęśliwszą osobą na ziemi. To niesamowite. Mam cudownego, kochającego chłopaka, niedługo wyzdrowieję i do tego drużyna Lewego jest w finale. Mój ukochany przyjeżdżał do mnie co weekend. Prawdopodobnie obrywał za to, bo zawsze kiedy miał wracać, mówił coś, że Klopp go zabije. A kiedy mówiłam, żeby lepiej skupił się na finale, odpowiadał, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Tak, to mi się podobało. Kiedy mówił mi, że jestem najważniejsza i kocha mnie najbardziej na świecie. I chociaż dalej nie dowierzałam, że spotkało mnie takie szczęście, nie wyobrażałabym sobie życia bez niego.
 Właśnie kończyłam rozmowę z Lewandowskim na skype, kiedy przerwał nam lekarz, wchodząc do mojej sali. Posłałam Robertowi całusa w powietrzu i się rozłączyłam. Naprawdę nie mogę się doczekać, aż wrócę do Dortmundu.
 -Mam dobre wieści- zaczął uśmiechnięty od ucha do ucha doktor Kirchner.- Wszystko już prawie wróciło do normy i będziemy mogli cię wypuścić już pod koniec maja- oznajmił.
 -Czyli... Wyzdrowiałam?- spytałam z niedowierzaniem.
 -Podziękuj Robertowi. Wiesz, jak bardzo dobry stan psychiczny pomaga się wyleczyć?
 -Jak wrócę do mu podziękuję- uśmiechnęłam się.- Chwila... Będę mogła wyjść ze szpitala do 25.?
 -Obawiam się, że to może być troszkę za wcześnie...
 -Ale bardzo mi na tym zależy. Proooszę- zrobiłam słodką minkę. Kirchner uśmiechnął się z politowaniem i odpowiedział:
 -Zobaczę, co da się zrobić- i wyszedł.
 Nie mogłam ze szczęścia. Teraz trzeba tylko załatwić bilety... Przez chwilę zastanawiałam się, czy mam jakichś wpływowych znajomych, którzy nie widują się za często z Lewym, więc nic mu o tym nie powiedzą.
 -Halo? Wojtuś? Tu Natalia- wybrałam numer do Szczęsnego w nadziei, że mi pomoże.
 -Jaka Natalia...?- spytał zaspanym głosem. Serio Wojtek, śpisz nawet w ciągu dnia?
 -Od Lewego Natalia- odpowiedziałam omal nie wybuchając śmiechem.
 -Aaaaa... Ta Natalia! Co tam?- spytał, jakby nigdy nic.
 -Wszystko dobrze, dzięki... Mam do ciebie nietypową prośbę!- zaczęłam.
 -Już się boję- zaśmiał się.
 -Załatwisz mi bilety na finał?- spytałam. Przez chwilę w słuchawce nikt nie odpowiadał, aż myślałam, że się rozłączył.
 -Nie no... Spoko, to nie powinien być żaden problem... Chcesz zrobić Lewemu niespodziankę?- domyślił się.
 -Aha! I mógłbyś mu o tym nie mówić?
 -Pewnie.
 -Boże, Wojtek, kocham cię! Dzięki, strasznie ci dziękuję!
 -Nie ma sprawy...
 Śmiejąc się i przyciskając telefon do piersi rzuciłam się na poduszkę. Nie mogłam się już doczekać
_____________________________________
Hejka misiaczki :* Stwierdziłam, że dodam już teraz, bo.... Bo bez sensu czekać (moje ogarnięcie jest takie ogarnięte, ale nie moja wina.. Ogólnie wczoraj dowiedziałam się, że mam porażenie nerwu twarzowego XD BEKA ŻYCIA :D
Niepokoi mnie trochę liczba komentarzy... Niedługo będzie ich zero, serio, właśnie do tego to zmierza... ;_;
Więc tak, jeśli pod tym nie będzie 5 komentarzy, rozdział 30-ty będzie epilogiem :3 A planuje jeszcze duuużo rzeczy :) Ale jak wolicie :) Żeby nie było, że ja Was szantażuje, ja Wam daje prawo wyboru >D
Dobra kochani, nie wiem jakim cudem gorączka mi skoczyła i nie wiem za bardzo co się dzieje, więc wybaczcie za ten dziwny, chaotyczny komentarz, ale potraktujcie moją prośbę na serio. :)
Kocham Was, buziaki, ściskam i pozdrawiam :*
Dziękujęęę BAAARDZO komentującym, bo to jest naprawdę fajne, widzieć, że ktoś to czyta i ma na ten temat coś więcej do powiedzenia :3
Aaaaaa, bym zapomniała, jeszcze dwie rzeczy :D
GRAATULACJE dla Crisa, za złotą piłkę <3 Zasługiwałeś na nią <3
Iiii! Jeszcze druga sprawa XD Nowy rozdział pojawi się w sobotę 1. lutego ;)
Pappaa;***

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 26 "Ja bez niej świruję!"

 Dortmund. Stadion Signal Iduna Park. Wypełniony jak zwykle po brzegi kibicami odzianymi w czarnożółte barwy. Niedowierzających w to, co dzieje się właśnie na boisku. Piękny spektakl i to właśnie Robert gra w nim główną rolę. Faul w polu karnym. Borussi zostaje podyktowana jedenastka. Lewandowski podchodzi do piłki. Kibice zamarli czekając na strzał. I jeeest! Jeest! Ania razem z Riri i Tugbą płaczą na trybunach. Obok siedzi mama Roberta, pani Iwona, która prawie doszła do stanu przedzawałowego. Ale Robert teraz myśli tylko o jednym. Miał udowodnić trenerowi, że z jego formą jest wszystko dobrze i spokojnie może jechać teraz do Monachium. Zrobił to aż za dobrze. Koniec meczu. Lewy podchodzi do Jurgena, który jak zwykle po meczu ściska go z całych sił.
 -Mogę jechać?- zapytał piłkarz.
 -Lewy naprawdę chcesz o tym teraz myśleć?
 -Tak, bo to jest dla mnie najważniejsze!
 -Dobrze, możesz. Ale masz iść się teraz cieszyć na boisko!
 Robert uśmiechnął się i pobiegł do kolegów.

***

 Brunet wyszedł z samochodu, po czterech godzinach jazdy. Dobrze było w końcu rozprostować nogi. Zamknął go kluczykiem i pobiegł do kliniki. Minął lekarzy i pielęgniarki i nikogo o nic nie pytając, ani o niczym nie informując wszedł do sali, w której leżeć miała Natalia. Zobaczył posłane łóżko. Serce podeszło mu do gardła. Zrobił się blady i musiał chwycić się krzesła żeby nie upaść.
 -Co się kurwa dzieje- wydukał łamiącym się głosem. W tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka. Ta sama, którą ostatnio Robert musiał przepraszać.
 -O, panie Lewandowski! Proszę się nie denerwować, pani Natalia została przeniesiona do innej sali, zaraz pana zaprowadzę- uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie.
 Piłkarz wypuścił powietrze z płuc i głęboko odetchnął. Czuł jak wszystko wraca na miejsce. Jednak nie stracił najważniejszej osoby w jego życiu. To było takie piękne uczucie! Nogi dalej mu się trzęsły, ale dzielnie pokonał odległość między starą salą Natalii a nową.
 Wszedł do pomieszczenia i niemal od razu usiadł przy dziewczynie i pocałował ją w policzek, ściskając jej rękę.
 -Słońce, teraz już wszystko będzie dobrze- wyszeptał i pogładził ją po policzku. Czuł, że zaraz się rozklei. Widok ukochanej w takim stanie był dla niego nie do zniesienia. Chociaż i tak miał wrażenie, że ona śpi, że zaraz się obudzi. Jej twarz była blada, a ciało jeszcze bardziej chude niż ostatnio. Włosy straciły na blasku a usta spierzchły. Pomimo tego i tak te usta, były najbardziej pożądanymi przez niego.
  Oparł się łokciami i na chwilę przymknął oczy, wykończony całonocną jazdą. Nawet nie zorientował się kiedy odpłynął...
 ***

  Obudziło go klepanie po plecach. Potem zaczęły też dochodzić słowa, a raczej warknięcia: "Obudź się, no!"
 Lewandowski gwałtownie obrócił głowę, a za swoimi plecami zobaczył Wojtka.
 -WOJTUŚ!- Lewy ucieszył się jak małe dziecko. Poderwał się z krzesła i przytulił do przyjaciela.- Co ty tu robisz, skąd wiedziałeś, gdzie jestem?- zapytał.
 -No wiesz co Lewson? Ja przyjeżdżam do Dortmundu, żeby Ci pogratulować, czterech bramek i w ogóle, a ciebie nie ma i nawet mnie o tym nie poinformowałeś?!- spytał z wyrzutem.
 -Nie wiedziałem, że przyjedziesz...
 -Oczywiście żartuję- odparł bramkarz i uśmiechnął się.- Jak się trzymasz?- zapytał już poważniej.
 Robertowi natychmiast znikł uśmiech z twarzy.
 -Jakoś się trzymam- odpowiedział lakonicznie.
 -A konkretniej?- Szczęsny nie dawał za wygraną.
 -To wszystko jest nie do zniesienia! Ja się tak o nią boję, że...
 -Spokojnie, Lewy nie ma się o co martwić! Jest pod opieką najlepszych lekarzy w kraju, tak? Więc w czym problem? Zobaczysz, Natalia wyzdrowieje zanim się obejrzysz i będziecie u mnie świętować wasze zwycięstwo w finale!- odparł z przekonaniem Wojtek.
 -Błagam cię... Wiesz co? Ja bez niej świruję! Świruję, cały czas jak byłem w Dortmundzie i nawet tutaj zachowuję się jak psychopata! Tak strasznie się o nią boję!- powiedział piłkarz ze łzami w oczach.- Ona nie może umrzeć, słyszysz!? Nie może umrzeć! Ja jej na to nie pozwolę, ja...- mówił płacząc.
 -Lewy weź się w garść!- zirytował się Szczęsny i popchnął przyjaciela tak, że tamten uderzył o ścianę. O dziwo podziałało to na niego jak środek uspokajający.
 -Dzięki Wojtuś- odparł krótko.- Masz rację, muszę się ogarnąć, bo do reszty stracę rozum- Lewandowski otarł łzy i wyszedł z sali, a za nim Szczęsny.

***

 Przyjaciele usiedli w klubie i zamówili po drinku. Wojtek próbował odciągnąć Roberta od nieprzyjemnych dla niego tematów, więc zeszli na temat wczorajszego meczu.
 -Lewy błagam cię! Cztery bramki Realowi i ty mówisz, że to nic!?- oburzył się bramkarz.
 -Nie nic, ale... No zwykłe gole... Nie czuję się jakoś wyjątkowo specjalnie z tym...
 -Ty mnie tą swoją skromnością dobijasz!- skwitował blondyn.
 -Może to jeszcze do mnie nie dotarło i tyle. Nie miałem czasu o tym myśleć- odparł.
 Po jakimś czasie do chłopaków dosiadły się dwie dziewczyny. Koło Roberta usiadła wysoka brunetka, ubrana w skąpo uszytą sukienkę, sięgającą ledwie za pośladki, a koło Wojtka blondynka, w legginsach i topie nad pępek.
 Blondynka szybko uporała się ze Szczęsnym, bo szepnęła mu coś do ucha, na co ten uśmiechał się coraz szerzej i szerzej, po czym wyszli z klubu. Lewy lekko oburzony zachowaniem przyjaciela, spróbował nie zwracać uwagi na dziewczynę.
 -Postawisz mi drinka?- spytała kręcąc na palcu kosmyk ciemnych włosów.
 -Yhym- jak zawsze rozmowny brunet zamówił tequile i podał dziewczynie.
 -Katy jestem- przedstawiła się.
 -Robert.
 -Wiem- odparła i szeroko się uśmiechnęła.
 Lewy nic nie odpowiedział tylko znowu spuścił wzrok na szklankę.
 -Więc, co się przywiało do Monachium? To daleko od Dortmundu... Bo ty z Dortmundu jesteś, prawda?- spytała dziewczyna.
 -Yhym- odparł.
 -Widzę, że za bardzo rozmowny to nie jesteś, Robert. Także przejdźmy do czynów- brunetka pociągnęła chłopaka za rękę i zaprowadziła go do męskiej toalety. Wciągnęła go za sobą do kabiny i zarzuciła ręce na szyję. Zbliżyła swoje usta do jego warg i namiętnie pocałowała. Lewandowski zażenowany zachowaniem dziewczyny stał bez ruchu, mając nadzieję, że w końcu da sobie spokój. Przeliczył się. Katy odbierając brak reakcji za pozwolenie na dalsze działania, zaczęła odpinać pasek jego spodni. Wtedy piłkarz nie wytrzymał. Zaczął oddawać pocałunki z taką samą pasją. Nie wiedział co nim kierowało. Może to, że od dawna był sam i nie miał żadnej kobiety?
 Na szczęście opamiętał się, gdy brunetka oplotła nogami jego biodra. Odciągnął ją i próbował wyjść, unikając jej wzroku.
 -Widzę, że to nie twoje klimaty... W takim razie możemy pójść do mnie. Albo do hotelu- zaproponowała zdyszana dziewczyna.
 -Nie, zostaw mnie- warknął i wybiegł z klubu. Na zewnątrz zobaczył swojego przyjaciela z papierosem w ustach. Podszedł do niego i zapytał ironicznie- Już po?
 -Nie. Do niczego nie doszło- odparł smętnie.
 -Dlaczego?
 -Kurwa oświadczyłem się przecież Sandrze! Kocham ją, nie mogę jej tego zrobić!
 -To widzę, że oboje doszliśmy dzisiaj do mądrych wniosków- stwierdził Lewy i wziął od Wojtka papierosa.
 -Ty też nie?
 Brunet pokiwał głową. Szczęsny wpadł w nagły atak śmiechu, który udzielił się Lewandowskiemu.
 -Halo?- Robert odebrał telefon, który właśnie zadzwonił.- Ehe, jasne, zaraz będziemy!- krzyknął i rozłączył się.- Natalia się obudziła!- powiedział uradowany, do Wojtka, który do tej pory pytająco się na niego patrzył.
 -To zajebiście! Jedziemy- powiedział bramkarz i weszli do taksówki.

 ***

 Robert wybiegł z samochodu, zostawiając w tyle przyjaciela i pobiegł do drzwi. Okazało się, że są zamknięte.
 -Cholera, co jest- warknął. Po chwili do drzwi podeszła pielęgniarka, otworzyła je i wpuściła chłopaków do środka.
 -Przepraszam, ale... Nie mogą panowie teraz wejść- oznajmiła stanowczo.
 -Dlaczego!?- wydarli się oboje.
 -Są panowie pijani, nie mogę panów wpuścić. Przykro mi- wyjaśniła.
 -No, ale... To było tylko... Kilka drinków...- powiedział z niedowierzaniem napastnik.
 -Przykro mi, ale takie są procedury. Proszę przyjść jutro, jak panowie wytrzeźwieją- zarządziła i zamknęła im drzwi przed nosem.
____________________________________________
POWRÓCIŁAM! Wybaczcie, wiem, że miało być w piątek, ale nie miałam wifi, bo Orange jest... Szkoda słów :) (pomijając to, że wyłączyli mi jeszcze nSport, ale do Ligi Mistrzów jeszcze dużo czasu XD)
Także ten, nie będę mówić, że mi się rozdział nie podoba, bo to już jest tradycja :3
Ale muszę zabrać głos, w innej, smutnej sprawie :( Lewy ://// Niby już było wiadomo od dawna, że będzie w Bayernie, ale kiedy to przeczytałam, tak oficjalnie, to zrobiło mi się tak przykro, że opisać tego nie mogę. Oczywiście nie pochwalam tego, że odszedł akurat do Bayernu, ale hejtowanie go nic z drugiej strony nie da. Nazywanie go zdrajcą, Judaszem, czy Moneydowskim... Nic nie da! Borussen, obrażając go, krzywdzimy sami siebie! Tak jest, nie tylko Jego, ale też siebie! Jak myślicie, czy Robert ze świadomością, że kibice go nienawidzą, będzie dobrze grał? Będzie strzelał bramki? NIE! A na pewno mniej i nie będzie mu tak szło. I mówię to ja, która zmieniła sobie tapetę na telefonie, bo byłam tak na niego zła, że nie chciałam na niego patrzeć. Ale zrozumiałam, że do niczego w taki sposób nie dojdziemy, kochani! A ci, którzy mają zamiar Go obrażać, niech się zamkną, bo, jak mówiłam, cierpi na tym też nasz ukochany klub.
Dziękuję za uwagę i przeczytanie mojego orędzia do narodu >D
Pozdrawiam Was kochani :***

wtorek, 24 grudnia 2013

Święta! :3

Hej kochani :* Chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku :) Żeby spełniły się wszystkie Wasze marzenia, żebyście spotkały swoich idoli, pojechały na mecze ukochanych drużyn, żeby Wasz ukochany klub wygrywał wszystkie możliwe mecze... A tak nie piłkarsko, życzę Wam jeszcze oczywiście dużo zdrowia, szczęścia, najlepszych przyjaciół, znalezienia drugiej połówki, dużo uśmiechu, dobrych ocen i wymarzonych prezentów pod choinką :D*
Co do rozdziału, pojawi się on 3 stycznia :3 Kocham Was, jesteście najlepsi :3

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 25 "Pożegnanie"

 [Robert]

 Ile jeszcze problemów może na mnie spaść? Nie sądzicie, że mój limit nieszczęść został już wyczerpany? A najgorsze jest to, że to wszystko moja wina! Tak, gdybym nie wymyślał jakiś spacerów, nic by się nie stało. Ale zawsze najmądrzejszy Lewandowski musi wszystko spieprzyć?! Dlaczego niszczę wszystko, na czym mi zależy!? Co ze mną jest nie tak!?
 Chciałem dzisiaj opuścić trening i jechać znowu do Monachium. Ale z drugiej strony nie mogę znowu myśleć tylko o sobie. Natalia jest pod opieką lekarzy a ja tam będę tylko przeszkadzał. Muszę się skupić na meczach. A przynajmniej spróbuję to zrobić.
 Byliśmy właśnie z Mario w drodze na stadion. Czyli znowu wszyscy będą się obchodzić ze mną jak z jajkiem? Ehh... Mam nadzieję, że się nie dowiedzą o Natalii, bo znowu baliby się do mnie odezwać, tak jak po rozstaniu z Anią.
 Weszliśmy do szatni, gdzie było już trochę naszych kolegów. Zdziwiła mnie reakcja Matsa. Kiedy mnie zobaczył, podleciał do mnie i złapał za ramiona.
 -I jak z nią?- spytał.
 -Ehh.. No wiesz, nie najlepiej...- odparłem z kwaśną miną. Ale to nie był koniec niespodzianek. Brunet usiadł na ławce i przeżywał załamanie nerwowe.
 -Ale... Co się stało!?- krzyknął.
 -Zapadła w śpiączkę- powiedziałem cicho. Oczy wszystkich piłkarzy skierowane były na mnie.
 Nie miałem pojęcia o co chodzi Matsowi. Przecież nigdy jakoś specjalnie się nie uwielbiali. Zbliżyli się trochę do siebie na wyjeździe, w Doniecku, ale potem nigdy już nie widziałem ich razem.
 Czułem się zazdrosny. Tak, czułem się zazdrosny, że Hummels też martwi się o Natalię. To niedorzeczne. Przecież nawet nie byliśmy razem!  Ehh...
 Tą dziwną sytuację przerwał nasz trener. Chwała mu.
 -Panienki, za pięć sekund widzę was na boisku! Lewy, ty jeszcze nawet nie przebrany!?
 Westchnąłem, powiedziałem coś, że za chwilę przyjdę i zacząłem się przebierać.
 Po dwóch minutach byłem już na murawie, gdzie moi koledzy robili rozgrzewkę.
 -Karne kółka, tak?- spytałem trenera beznadziejnym głosem.
 -Nie- odparł po chwili zawahania.- Usiądź- wskazał dłonią na ławkę rezerwowych. Spełniłem polecenie Kloppa i czekałem, co on zrobi. Usiadł koło mnie i położył mi rękę na ramieniu.- Słyszałem co się stało... Mario mi mówił, że wczoraj chciałeś od razu pojechać do Monachium- skinąłem głową.- Ale Robert, po co? Przecież nie pomożesz jej tym, że będziesz tam siedział i się martwił. I może jeszcze przeszkadzał.
 -Ale trenerze...!
 -Nie ma: ''trenerze"! Nie mogę co chwilę dawać ci wolnego. Wiem, w jakiej jesteś sytuacji i ile ostatnio zwaliło ci się na głowę, ale nie mogę pozwolić ci wyjeżdżać, kiedy tylko ci się podoba- Jurgen mówił spokojnym i opanowanym głosem, zupełnie jak nie on.
 -Ale... Ja chciałem ją tylko zobaczyć. Trener wie, że nie wiadomo, czy będę jeszcze miał taką szansę, prawda?- te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Wcześniej nie uświadamiałem sobie tego, że mogę jej już nie zobaczyć. Zwyczajnie nie przyjmowałem tego do wiadomości, wypierałem to.
 -Robert... Bardzo mi przykro, ale... Naprawdę chciałbym pozwolić ci jechać. Ale znasz naszą sytuację. Za niecałe dwa tygodnie gramy o finał!
 Cały czas tylko finał i finał. Mam dość.
 -Dwa tygodnie to masa czasu- jęknąłem.
 -Nie! Nie i koniec! Chciałem być miły dla ciebie, ale jak widać rozumiesz tylko krzyki!- wywróciłem oczami i wstałem. Nie chciałem już się kłócić.- Robert!- krzyknął, kiedy byłem już na murawie.- Wiesz, że nie robię ci tego na złość, tak? Chodzi o dobro drużyny!
 Pokiwałem głową i zająłem się treningiem.
 Wyszedłem z szatni przed wszystkimi. Nie wracałem z Gotze, bo chciałem się przejść, przemyśleć i w ogóle. Szedłem chwilę w ciszy, aż usłyszałem dzwonek telefonu.
 -Halo?- odebrałem zmęczonym głosem.
 -Hej, Robert? Tu Ania.
 -Czego chcesz?
 -Nie musisz być taki niemiły... Po prostu dzisiaj chcieliśmy wyjść z Marco i...
 -A i musiałaś mi się tym pochwalić? Bardzo się cieszę, że wam się układa, naprawdę, gratuluję!- przerwałem jej.
 -Lewy! Zamknij ty się wreszcie!- krzyknęła.- No, więc tak- zaczęła znowu spokojnie.- Nie mamy z kim zostawić Julki.
 -I ja mam robić za niańkę, tak!?- wydarłem się.
 -Uspokój się wreszcie Lewandowski! Nie, tylko pomyślałam, że dawno jej nie widziałeś i się za nią stęskniłeś, ale jak nie chcesz, to proszę bardzo, mamy pełno innych znajomych ,którzy nie będą robić problemów!
 -Okej, będę za godzinę- powiedziałem po chwili namysłu.- Ale robię to dla Julki, a nie dla was!
 -Dzięki Robert- oczami wyobraźni widziałem, jak się uśmiecha. Rozłączyłem się, nie mając ochoty na dalsze uprzejmości. Szybszym krokiem ruszyłem do mieszkania Gotzego.
 -Heeej Mario tęskniłeś?- wydarłem się przekraczając próg.
 -Tak. Te dwadzieścia minut bez ciebie były najgorszymi w moim życiu- powiedział ironicznie.- Masz jakieś plany na wieczór?- spytał z nadzieją.
 -Mam... A o co chodzi?
 -To bardzo się cieszę- uśmiechnął się tajemniczo.
 -To co, już mam wychodzić?- zaśmiałem się.
 -A mógłbyś?
 Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem, ale potaknąłem głową.
 -Okej- odparłem zdziwiony zabierając w biegu mandarynkę z miseczki. Nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie zepsuł. Czerwona, ceramiczna miska spadła na podłogę i roztłukła się na malutkie kawałeczki.- To ja już wychodzę, nie będę ci przeszkadzał!- krzyknąłem, będąc już przy drzwiach.
 Czyżby Gotze miał bardziej ciekawe życie towarzyskie ode mnie? Ciekawe co planuje. W związku z niezapowiedzianą wizytą jakiejś pani zapewne u mojego przyjaciela, od razu poszedłem do Ani i Marco.
 Dziwnie było stać przed swoim domem, który teraz należy do kogoś innego. Podobne uczucie, jak mieć żonę, która teraz jest z twoim byłym przyjacielem. To wszystko jest za bardzo pogmatwane.
 Zapukałem do drzwi. Odruchowo chciałem wyciągnąć klucze, ale przypomniało mi się, że ich nie mam.
 Otworzyła mi Ania. Zdziwiła się na mój widok.
 -Tak wcześnie jesteś?- zapytała.
 -No wiesz, stęskniłem się za tobą i Marco. Nie mogłem się doczekać, aż was zobaczę- odparłem z szerokim uśmiechem.
 Anka wywróciła oczami i zawołała Reusa. Blondyn zbiegł po schodach, przytulił brunetkę i pocałował ją w policzek. Wiedziałem, że robi to tylko, żeby mnie zdenerwować, więc się tylko uśmiechnąłem.
 -Cieszę się, że wam się układa- powiedziałem przesłodzonym głosem.
 Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem i poszła po torebkę.
 -To co, teraz za niańkę będziesz robił?- spytał Marco z uśmiechem.
 Przycisnąłem go do ściany trzymając kołnierz jego koszuli.
 -Posłuchaj mnie gnojku, bo powiem to tylko raz. Nie wiem kurwa, o co ci chodzi i co chcesz osiągnąć! To ty tu zawiniłeś, ty mnie powinieneś przepraszać, a nie jeszcze wkurwiać! Liżesz się na moich oczach, z moją żoną i kurwa po co!?
 -Nie, to ty posłuchaj- warknął i mnie odepchnął.- Nawet nie próbuj się zbliżyć do Ani, bo teraz jest ze mną. Twój czas już minął, rozumiesz?
 W odpowiedzi wybuchnąłem śmiechem.
 -Ty myślisz, że... Że ja chcę wrócić do Ani? Popaprało cię? Przyszedłem do córki, nie do niej! Błagam cię!
 Reus nie zdążył nic odpowiedzieć, bo zjawiła się Stachurska i patrząc krytycznie na nas obu wyszła z mieszkania ciągnąc za sobą Reusa.
 Poszedłem na górę, do pokoju Julki. Zawiodłem się, bo moja córeczka właśnie spała. No dobra, nie będę jej budził. Stwierdziłem, że poszukam reszty moich rzeczy i zabiorę je do Mario. Zacząłem przeszukiwanie szaf, ale ze zdziwieniem zauważyłem, że w miejscy moich ciuchów, są ciuchy Marco... W rogu leżały dwie wypełnione po brzegi torby. Poczułem dziwne ukłucie w sercu.
 Poszedłem do łóżeczka Julki. Zawsze kiedy na nią patrzyłem wszystkie problemy jakby znikały. Tak było i tym razem...

[Narracja trzecioosobowa]
 Ania razem z Marco wrócili do ich mieszkania. Blondyn był lekko podchmielony i co chwile wieszał się na Ance, całując ją po szyi. Dziewczyna śmiała się i próbowała odwiesić kurtkę i odczepić od siebie piłkarza.
 Kiedy w końcu jej się to udało, weszła głębiej do domu. Rozejrzała się po pokojach, ale nigdzie nie widziała Roberta, ani jej córki.
 -Robert? Robert gdzie ty jesteś?- krzyknęła szeptem, żeby nie obudzić Julki.
 -Będę czekał w sypialni kochanie- oznajmił Reus i pocałował ją w policzek. Stachurska odpowiedziała mu uśmiechem i odprowadziła go wzrokiem.
 Przyjrzała się bliżej kanapie, bo wydawało jej się, że widziała tam kogoś. Podeszła. No tak. Robert razem ze swoją córką zasnęli i nie obudził ich nawet Marco, który przewrócił się na schodach po drodze na górę. Brunetka uśmiechnęła się i przybliżyła do nich, żeby jeszcze uważniej im się przyjrzeć. Przez chwilę poczuła się tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Lewemu często zdarzało się zasnąć razem z Julką i zawsze wtedy tak słodko wyglądali.
 Dziewczyna pochyliła się nad swoim byłym i pocałowała go w policzek. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Nie zapanowała nad tym. Może jakoś tak odruchowo wyszło. Zrobiła się czerwona, mimo, że nikt tego nie widział. Szturchnęła Lewego w ramię, żeby go obudzić.
 -Zasnąłem?- spytał zaspanym głosem i uśmiechnął się lekko.
 -Jak widać- odparła Ania. Chciała wziąć Julkę na ręce, żeby zanieść ją do łóżeczka.
 -Mogę ja to zrobić?- zapytał Robert.
 Brunetka potaknęła głową. Lewandowski wziął małą na ręce i razem z Anką poszli ją położyć. Potem przez chwilę wspólnie patrzyli jak ich malutka córeczka śpi.
 -Przez chwilę poczułam się tak jak dawniej- szepnęła Ania i spojrzała na Roberta niepewna jego reakcji.
 -Ja też- odparł i uśmiechnął się pogodnie.
 -Tęsknie za tym- dodała.
 Piłkarz spuścił wzrok i nic na to nie odpowiedział.
 -I tak nie wróci już to co było, Ania. Każde z nas ułożyło sobie życie na nowo. Nawet gdybyśmy chcieli do siebie wrócić... To się nie uda- powiedział patrząc cały czas w podłogę.
 -Wiem- odparła smutno.
 -Żałujesz, że się rozstaliśmy?
 -Nie... Jestem szczęśliwa z Marco, ale... Z tobą też byłam. Po prostu trudno zapomnieć o wielu latach wspólnego życia ot tak.
 Chłopak uśmiechnął się na znak, że rozumie.
 -To ja się już chyba będę zbierał- oznajmił Robert. Stachurska odprowadziła go do drzwi i przytuliła. Oboje wiedzieli, że to nie zwykłe pożegnanie. To było zakończenie ich związku, to właściwe, a nie w gniewie. Ania szybko odeszła od Roberta, a w jej oczach pojawiły się łzy.
 -Dobranoc- powiedział i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
-----------------------------------------------------------------------------
No więc tak. Najpierw chciałam się z Wami przywitać i (znowu) przeprosić za rozdział. Miesiąc pisania (w międzyczasie wyjazd na mecz, przygotowania do konkursu z biologii i mnóstwo nauki! :<) i wychodzi takie coś. ;< Obiecuję poprawę i proszę o rozgrzeszenie! :*
Hahaha, opowiem Wam jeszcze historię mojego życia XD Jak już wiecie (albo i nie wiecie) mieszkam sobie nad morzem. Wczoraj mieliśmy z klasą jechać do Tropical Island pod Berlin a potem na Weihnachtsfest :D Ale nie pojechaliśmy, bo Orkan Ksawery- mój nowy przyjaciel- postanowił sobie wiać akurat teraz! ;_;
Wybaczcie, ale muszę się komuś wyżalić ;* Pa kochane ;3 Komentujcie, to strasznie motywuje, może rozdział będzie wtedy szybciej ;D
Buziole ;*

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 24 "Odwiedziny"

[Miesiąc później]
 [Natalia]

 Obudziłam się jak zwykle około ósmej. Doszłam do wniosku, że jedynym pozytywem tego szpitala jest to, że nie muszę się tak wcześnie zrywać.
 W głowie cały czas huczały mi emocje, po obejrzeniu wczorajszego meczu. Ale... Jaki to był mecz! W ostatnich minutach, nasza Borussia strzeliła dwie bramki i tym samym awansowała do półfinału Ligi Mistrzów. Byłam z nich taka dumna... Chciałabym teraz być przy nich. A szczególnie przy jednym...
 Usłyszałam kroki dochodzące z korytarza. Czyżby znowu ktoś przyszedł do Marthy? Całymi dniami ktoś u niej przesiadywał... Jak nie chłopak, to przyjaciółka, albo rodzice, dziadkowie, ciocie... Ja niestety nie miałam tyle szczęścia. Raz dziennie, wieczorami spędzałam około godziny na gadaniu z Lewandowskim przez telefon i to wszystko.
 Drzwi się otworzyły i już po chwili w moim pokoju ujrzałam...
 -Heja BVB! Heja BVB!- Lewandowski śpiewał na cały głos, nie zważając na innych pacjentów. Na szczęście, że sala była teraz pusta, bo moja współlokatorka poszła na jakieś badania.
 -Robert!- pisnęłam i chciałam zerwać się z łóżka, żeby do niego podbiec. Piłkarz był szybszy, bo usiadł na moim łóżku, mówiąc coś, żeby nie wstawała i się nie przemęczała i mocno mnie przytulił.
 Tak bardzo brakowało mi jego dotyku, widoku... I jeszcze ten zniewalający zapach jego perfum! Wtuliłam się mocno w niego i ścisnęłam go.
 -Ejj... Kotek, wiem, że się stęskniłaś, ale nie musisz mnie dusić- zaśmiał się i odsunął.
 -Przepraszam- wybuchnęłam śmiechem.- Jakim cudem udało ci się wyrwać z Dortmundu?- spytałam zaciekawiona.
 -Trener miał tak dobry humor po meczu, że kiedy zapytałem go, czy mogę pojechać od razu się zgodził. Pewnie nawet nie był za bardzo tego świadomy, ale... Jestem- uśmiechnął się triumfalnie.- A jak ty się czujesz? Świetnie wyglądasz- puścił mi oczko.
 -Dobrze... Lekarz powiedział, że wypuszczą mnie gdzieś w maju!- odparłam zadowolona.
 -Naprawdę!?- jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, ukazując biel idealnych zębów.- Może uda się jakieś bilety załatwić i finał zobaczysz na żywo! Spytam się Kuby czy jakichś nie ma- wybuchnął śmiechem.
 -Jeszcze w tym finale nie jesteście- przypomniałam mu.
 -Nie wierzysz w nas?- udał obrażonego.
 -A jak nie to co?
 Spojrzał na mnie wyzywająco. Przybliżył się i namiętnie mnie pocałował. Jego ręka wędrowała po mojej talii, a ja wplotłam palce w jego włosy. Wiedziałam, że mnie zabije, że zniszczyłam mu fryzurę, ale czy to istotne?
 -Tak bardzo tęskniłem- wyszeptał mi prosto do ust.
 -Ja też tęskniłam.
 -Nie mogę się doczekać aż wrócisz do Dortmundu.
 -Panie Lewandowski, czy pan coś sugeruje?- zaśmiałam się.
 -Ja? Ależ skąd!- odpowiedział uśmiechem.
 -Do kiedy zostajesz?- spytałam patrząc uważnie w jego oczy, które posmutniały.
 -Już jutro rano muszę wracać- jęknął.- Mam być pojutrze na treningu. Klopp by mi głowę urwał, jakby mnie nie było- uśmiechnął się przepraszająco.
 -To nic, mamy cały dzień- odparłam.- Zaczekaj, ogarnę się i gdzieś pójdziemy- zaproponowałam.
 -Ale... Możesz już wychodzić?- nie był za bardzo przekonany.
 -Yyy... No pewnie, że mogę, czemu nie?- odpowiedziałam, jakby to było coś oczywistego. Rzecz jasna, mijało się to z prawdą, ale nie tak bardzo. Nie mogę się przemęczać, a nie, nie mogę wychodzić. Spacer z trzęsącym się nade mną Lewym, nie powinien być dla mnie niebezpieczny.
 Wzięłam swoją torbę spod łóżka i poszłam do toalety, żeby się przebrać i ogarnąć. Ubrałam czarne legginsy, jesienną, granatową kurtkę, a pod to bordowy sweterek. Mimo, że był kwiecień, było zimno, więc musiałam obwiązać się jeszcze białym szalikiem. Następnie nałożyłam sobie makijaż, czyli podkład, puder, tusz i zrobiłam lekkie kreski. Tak dawno nie widziałam siebie w makijażu. Muszę przyznać, że ta wersja, dużo bardziej mi się podoba. Robertowi pewnie też, chociaż i tak powtarza, że jestem piękna i bez makijażu.
 Zastanawiam się, jak to z nami jest? Jesteśmy jeszcze przyjaciółmi, czy łączy nas już coś więcej? Dobra, zgoda, robimy rzeczy, których przyjaciele raczej nie robią. Całujemy się, przytulamy, ale nie wiem, czy kieruje nami uczucie, czy po prostu zwykłe ludzkie pożądanie? Zupełnie nie wiem, na czym stoję. Lewandowski zachowuje się, jakbyśmy byli parą, ale nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha, albo, że chce ze mną być. Może uważa to za naturalne, że będziemy razem? Ze mną mu tak łatwo nie pójdzie, chcę mieć pewność, że nie będę jego kolejną zabawką, chcę deklaracji i chcę wiedzieć o jego uczuciach. Ale o czym ja w ogóle myślę, nie wiem czy on w ogóle coś do mnie czuje, więc nie będę wysnuwać za daleko idących wniosków. Na razie jesteśmy przyjaciółmi i to mi wystarczy.
 Wróciłam do mojej sali, w której dalej był tylko Lewy. Siedział dalej na moim łóżku i patrzył w podłogę, ale kiedy weszłam, przeniósł swój wzrok na mnie. Wodził wzrokiem po moich wychudzonych nogach, które były jeszcze chudsze w tych legginsach. Co jak co, ale szpitalnego jedzenia nie dało się jeść. No i jeszcze odpadły słodycze. Co jakiś czas zjadłam coś od Marthy, najczęściej jakieś owoce, ale tak, moje posiłki wyglądały bardzo mizernie.
 -Schudłaś- zauważył zmartwiony. Podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona, przypatrując mi się uważnie.
 -Wiem... Ale nie martw się, nic mi nie będzie- uśmiechnęłam się pocieszająco.
 -To już wiem gdzie najpierw pójdziemy- również się uśmiechnął. Zarzucił na siebie kurtkę, którą przewiesił przez łóżko, nawet nie wiadomo kiedy. Otworzył mi drzwi i przepuścił mnie przed sobą. No tak, Lewy i te jego maniery.
 Wyszliśmy z tej cholernej kliniki, a ja w końcu mogłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Cieszyłam się jak dziecko, że mogę w końcu pójść na spacer. Czułam się taka wolna. Spojrzałam na Roberta, który widząc moją radość, też się delikatnie uśmiechnął.
 -Lubię patrzeć jak się śmiejesz- powiedział cicho. Spojrzał mi nieśmiało w oczy, a ja poczułam się, jakbym znowu była nastolatką i była na randce z chłopakiem. Poniekąd tak jest, ale nie jestem nastolatką, a chłopak, który mi się podoba jest moim najlepszym przyjacielem.
 Nie mogłam go rozgryźć. Czasami był taki pewny siebie, z zaraz potem, kiedy zaczynał mówić o uczuciach, stawał się nieśmiały.
 Tą sielankową scenkę przerwało burczenie w moich brzuchu. Lewandowski wybuchnął śmiechem, złapał mnie za rękę i zaprowadził do jakiejś restauracji. Weszliśmy, robiąc niemałe zamieszanie. Połowa ludzi, znajdujących się w tym pomieszczeniu, zaczęło nieśmiało podchodzić do Roberta i prosić o zdjęcia i autografy.
 Kiedy w końcu mieliśmy spokój, Lewy zaprowadził mnie do jednego ze stolików, uśmiechając się do mnie przepraszająco.
 -Nie musisz przepraszać za swoich fanów- powiedziałam.
 -Wiem, ale chcę, żebyś chociaż ty miała normalne życie. Żebyś mogła wyjść, na przykład ze mną- spojrzał znacząco na mnie.- I nie być zaczepiana przez ludzi.
 -Ale mi to nie przeszkadza- uśmiechnęłam się.
 -Zawsze chciałaś być fejmem. Przyznaj się!- zaczął się śmiać.
 -No pewnie, wiesz, zależy mi tylko na kasie i sławie!
 Naszą luźną rozmowę przerwał kelner, który się zjawił i spytał, czy może przyjąć zamówienie.
 -Poproszę sałatkę...- zaczęłam.
 -Dwa razy pizza pepperoni. A o tej sałatce proszę zapomnieć- przerwał mi Robert.
 -No ej!
 -Pizza duża, czy mała?- spytał chłopak.
 -Ma...- znowu zaczęłam, ale Lewandowski znowu mi przerwał.
 -Duża.
 Blondyn odszedł od naszego stolika, a ja zmroziłam Roberta spojrzeniem. Ten tylko cieszył się jak głupi i najwyraźniej nic sobie nie robił z mojej obrażonej miny.
 -Nie zjem całej pizzy- powiedziałam.
 -Pomogę ci- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
 -Byłoby miło, gdybym sama mogła wybrać sobie jedzenie.
 -Byłoby miło, gdybyś sama jadła i nie musiałbym cię dokarmiać.
 -Nie musisz.
 -Serio chcesz się teraz kłócić?
 Założyłam ręce na piersi i udawałam obrażoną. Patrzyłam cały czas na Lewego, który wyglądał dosyć zabawnie. Był zdezorientowany, nie wiedział o co mi chodzi. Nie wiedział, czy ma przepraszać, czy się kłócić, czy cokolwiek.
 -Dobra, Robert, spokojnie. Nie chcę się z tobą kłócić, jak widzę cię raz na ruski rok- powiedziałam. W jego oczach dostrzegłam ulgę.
 -Wiesz, ja to wszystko robię, bo mi na tobie zależy- powiedział cicho i lekko się uśmiechnął. Znowu przypomniało mi się, jak byliśmy pierwszy raz na w restauracji. To znaczy, ja wyszłam pobiegać, a on zmusił mnie, żebym z nim poszła i w efekcie zafundował mi obiad.
 -Jesteś jak Grey- stwierdziłam. Brunet chyba za bardzo nie wiedział, o co mi chodzi, bo spojrzał na mnie jak na idiotkę.- Zmuszasz mnie do jedzenia!- wyjaśniłam.- Tak, przeczytałam tą książkę. Nie miałam co robić!- dodałam i wybuchłam śmiechem.
 -Ja już myślałem, że w czym innym ci Greya przypominam- mruknął cicho.
 -W tym, że tak jak on jesteś niewyżyty seksualnie?- cały czas się śmiałam, a Lewy zrobił jakąś dziwną minę i spojrzał w bok. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował z tego.
 Po jakichś piętnastu minutach kelner przyniósł nam nasze pięknie pachnące, gorące, duże pizze. Jedzenie upłynęło nam w miłej atmosferze.
 Wyszliśmy z restauracji, a Robert oznajmił, że musi już wracać.
 -Szkoda, że się nie załapaliśmy na Oktober Fest- zażartował. Wywróciłam oczami i się zaśmiałam.
 -Znowu byś się tylko najebał... A właśnie! Jak tam twój alkoholizm?- spytałam.
 -Moje ''co"?
 -Lewy błagam cię- spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.
 -Że ja niby jestem alkoholikiem?- chyba się obraził. Odwrócił głowę i chciał wstać, ale złapałam go za rękę i zatrzymałam. Stanął naprzeciwko mnie, z urażoną miną. Cały czas nie puszczał mojej ręki. Raczej żadnemu z nas nie było do tego spieszno.
 -Nie mówię, że od razu jesteś uzależniony... Ale mógłbyś trochę ograniczyć- stwierdziłam.
 -Ale ja w ogóle nie pije!- bronił się, a ja już nie mogłam wytrzymać i po prostu wybuchłam śmiechem przy ludziach, którzy patrzyli na mnie jak na idiotkę.
 -Kiedy ostatni raz się upiłeś?
 -Ee.... Ale to było tak... No wiesz...- uniosłam brwi, cały czas wyczekując odpowiedzi.- No przedwczoraj.
 -No widzisz!?- wiedziałam, że to powie. Martwiłam się o niego, znałam go w sumie od niedawna, a bardzo często widziałam pijanego, albo chociaż spożywającego alkohol. Wiem, że teraz nie jest mu łatwo, zostawiła go żona, przyjaciel go zdradził, pewnie też martwi się trochę o mnie, ale jego koledzy mówią, że to wcale nie pojawiło się tak nagle. Lewy kierował się zasadą, że jest młody, więc mu wszystko wolno. To na imprezach zdradzał Anię, a gdzie imprezy, tam alkohol.
 -Ale to wszystko przez ciebie! Bo ciebie nie ma przy mnie i jestem samotny, a jak tęsknię, to co mam robić?
 Wow. Zarumieniłam się i nie wiedziałam, co powiedzieć. To było takie słodkie.
 -No na pewno nie się truć- odpowiedziałam cicho.
 -Oj tam... Przez tyle lat, kiedy byłem z Anką, byłem na tych wszystkich dietach, nic nie mogłem jeść, ani pić... Trzeba jakoś odreagować.
 Nic już nie powiedziałam, tylko ruszyłam w stronę kliniki. Nie chciałam tam wracać, ale cóż...
 Robert wlókł się koło mnie nic nie mówiąc. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Mam nadzieję, że po moim powrocie do Dortmundu, wyjaśni się to, co jest między nami.
 Po czułym pożegnaniu z Lewandowskim, znowu zostałam sama. Ktoś mógłby pomyśleć, że się nad sobą użalam. Może i tak jest, ale myślę, że mam do tego prawo po kilkumiesięcznym siedzeniu w szpitalu.
 Ogarnęłam się, ubrałam w piżamkę i wskoczyłam do łóżka, jakby nigdy nic. Niedługo pewnie przyjdzie tu mój lekarz i opieprzy mnie za wychodzenie.
 Poszłam do łazienki, żeby zmyć makijaż. Jakby nie zauważył, że mnie nie było, to nie chcę się sama wkopać. Kiedy wstawałam lekko zakręciło mi się w głowie. Podtrzymałam się umywalki i spojrzałam na siebie w lustrze. Byłam cała czerwona. Czyżbym miała gorączkę? A może to dlatego, że na zewnątrz było zimno? Przepłukałam twarz zimną wodą. Na chwilę poczułam się lepiej, ale zaraz potem poczułam straszny ból w okolicach głowy. Poczułam jak upadam na zimne kafelki...
 [Robeeert]:
 Po powrocie do domu Mario, jedyne o czym marzyłem, to walnięcie się na łóżko i pójście spać. Byłem wykończony podróży. Odwieszałem właśnie kurtkę na wieszak, kiedy usłyszałem dzwonek telefonu.
 -Pan Robert Lewandowski?- spytał mnie jakiś facet w słuchawce.
 -Tak, o co chodzi?- zapytałem zmęczony i lekko zirytowany. Liczyłem na chwilę spokoju.
 -Chcieliśmy tylko poinformować, że...- zawahał się.- Pani Przybylska straciła przytomność, jest teraz w śpiączce. Prosił pan, żeby mówić panu na bieżąco co się dzieje, wiec...
 Nogi się pode mną ugięły. O nic więcej nie chciałem się pytać. Rozłączyłem się i chciałem wybiec z mieszkania. Nie wiem po co, chyba żeby wrócić z powrotem do Monachium. Zatrzymał mnie wchodzący właśnie Goetze.
 -Stary, gdzie ty znowu idziesz!?- spytał i złapał mnie za ramiona.
 -Muszę jechać do Monachium! Puść mnie, nie mam czasu!- szarpałem się, ale Mario nie chciał mnie puścić.
 -Lewy uspokój się! Co się stało, powiedz mi!
 -Natalia, ona... Jest w śpiączce... To moja wina,wszystko moja wina!- powoli traciłem siłę, do szarpania się z przyjacielem, a mój głos robił się coraz cichszy. Oparłem głowę o ramię kolegi i prawdopodobnie zacząłem płakać. Chyba, bo dokładnie tego nie pamiętam.
______________________________________________
Hejka skarby ;* Wiem, po tak długiej przerwie spodziewałyście się na pewno czegoś lepszego... Powiem, że ja też, ale tak czasem jest ;// Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie lepszy. :3 Tylko najpierw muszę go napisać... I właśnie dlatego, zdecydowałam, że nowe rozdziały będą się pojawiały co miesiąc. Przepraszam, że tak długo, ale w każdy pierwszy piątek miesiąca pojawi się nowy rozdział. No chyba, że będzie tak dobrze, że będę miała z pięć rozdziałów napisanych pod rząd, wtedy dodam szybciej.
Mam tylko prośbę. Bądźcie ze mną. Komentujcie, pokażcie, że jesteście i że nie robię tego tylko dla siebie ;*
Kocham Was <3 Do zobaczenia w 6 grudnia ;3

sobota, 12 października 2013

Zawieszenie ;_;

Muszę Was strasznie przeprosić, ale niestety prowadzenie tego bloga dalej, nie ma sensu. Nie komentujecie tak dużo jak wcześniej, a ja nie mam czasu, ani weny. :< Oczywiście, wrócę tu, myślę, że gdzieś już w listopadzie. Myślałam, że jak się już przyzwyczaję do szkolnego trybu życia, to znajdę jakoś czas, ale ja go kompletnie nie mam :/ Dzisiaj pierwszy raz od tygodnia włączyłam laptopa, więc to chyba mówi samo za siebie :)
Mam nadzieję, że będziecie tu zaglądać i kiedy wrócę, będziecie na mnie czekać :3 Pamiętajcie, jesteście najlepsi! :D*
PS. Czy tylko ja mam strasznego doła, po wczorajszej porażce? :< Niby się spodziewałam, że nie wygramy, ale to i tak boli. Już miałam nadzieję, nasza gra wyglądała całkiem dobrze, a tu takie nic :o

piątek, 4 października 2013

Rozdział 23 "Poradnia małżeńska u Kuby"

Wstałem już w lepszym nastroju i stanie niż wczoraj. Tym razem nie siedzieliśmy z Mario nad butelką do późnej nocy. Chociaż miałem na to niemałą ochotę, ale moja misja wymagała trzeźwości. Muszę pojechać na trening.
 Kiedy mój przyjaciel wyszedł ze swojej sypialni zaspany i w piżamce (czyli w różowej koszulce i granatowych bokserkach, ale nie, ja nic nie mówię...), ja jadłem śniadanie prawie gotowy do wyjścia.
 -A ty co, dospać nie mogłeś?- zapytał pocierając oko.
 -Też się cieszę, że cię widzę, mój drogi przyjacielu- wstałem od stołu i rozłożyłem ręce, żeby go przytulić, jednak wyminął mnie i otworzył lodówkę.
 -Kawyyy- jęknął.
 -W lodówce szukasz kawy?- zaśmiałem się.
 -Dlaczego jesteś taki szczęśliwy? Jest za wcześnie na szczęście!- znowu jęknął i usiadł przy stole jedząc moje śniadanie. Zignorowałem to i poszedłem się ubrać. Nie mogłem za bardzo fantazjować ze strojem, szedłem tylko na trening. Wziąłem więc czarny, klubowy dres i wciągnąłem na siebie.
 -Idziemy już?- spytałem, kiedy wyszedłem z mojej tymczasowej sypialni.
 -Za chwilę... Ale... Ja już wiem!- krzyknął.- Wiem, czemu chcesz jechać na ten nieszczęsny trening- odpowiedział na moje nieme pytanie.
 -No, zaskocz mnie.
 -Reus- to jedno słowo wystarczyło za całą odpowiedź, a mi zepsuł się humor na wzmiance o "przyjacielu".
 -No tak. A coś w tym złego?
 -Nie, ja mam tylko nadzieję, że nic mu nie zrobisz- westchnął.
 -A co ja mu mogę zrobić?- westchnąłem, chociaż jedynym na co miałem ochotę to w końcu stanąć z nim twarzą w twarz.
 -Zbieraj się- rzucił i poszedł po swoją torbę. Zrobiłem to samo i wyszliśmy na trening.
 Droga upłynęłam nam głównie na milczeniu i patrzeniu się na ulice Dortmundu. Zastanawiałem się, co zrobię jak go zobaczę. Co mu powiem? Nie liczę na normalną, spokojną rozmowę, ewentualnie na jakieś krzyki. Na początku chciałem po prostu obić mu mordę, za to co zrobił, ale zrozumiałem, że to do niczego nie prowadzi.
 Weszliśmy do szatni, gdzie zastaliśmy już prawie wszystkich chłopaków z drużyny. Przebrałem się i w ciszy siedziałem i czekałem, aż pojawi się Marco. Nikt nie wiedział, czy się do mnie odezwać, czy nie. Na pewno wiedzieli o tym, co się stało między mną a Anką i może nie chcieli poruszać tego tematu. Byłem im za to wdzięczny.
 W końcu się doczekałem i przyszedł Reus.
 -Mogę cię prosić na słówko?- spytałem niby to miłym głosem, nie pozwalając mu się nawet przebrać. Zrobił zmieszaną minę, ale kiwnął głową i poszedł za mną.- Marco...- zacząłem. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. W głowie miałem mętlik, byłem zły, zdenerwowany, smutny i wszystko na raz.- Jak mogłeś mi zrobić coś takiego?! Przyjaźniliśmy się do cholery!- warknąłem.
 Blondyn stał i patrzył się na swoje buty. To co się za chwilę wydarzyło mnie zaskoczyło. Spojrzał mi wyzywająco w oczy i powiedział:
 -Może gdybyś poświęcał Ani wystarczająco dużo czasu, to by do tego nie doszło!
 -Kurwa, facet, przeleciałeś moją żonę, nie będziesz mi prawił morałów, bo to ty tu zawiniłeś!
 -No dobra, nie będę ci prawił morałów. Robiłem to już wystarczająco dużo razy, ale ty i tak nie słuchałeś! Nie mogłem już patrzeć jak Ania cierpi, kiedy ty się szlajasz po nocach i zaliczasz panienki zamiast zająć się nią!
 -Marco, byłeś moim przyjacielem! Zrozumiałbym, gdyby to ona zdradziła mnie z kimś kogo nie znam, ale nie z moim najlepszym kumplem!
 -Wiesz co Robert, może ona po prostu szukała kogoś, kto da jej to, czego ty nie mogłeś... Albo byłem lepszy od ciebie w łóżku, dlatego wolała sypiać ze mną- odparł i odwrócił się. Złapałem go za ramię i szarpnąłem tak, że znowu stał do mnie przodem. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, otrzymał ode mnie cios w twarz. Konkretniej w nos. Szarpaliśmy się jeszcze przez dobre kilka minut, wykrzykując pod swoim adresem najróżniejsze obelgi, dopóki nie przyszedł trener wraz z całą drużyną i nas nie rozdzielili.
 -Co wam odbiło!? Lewy!- krzyknął Jurgen, a wiadomo, jak Jurgen się wkurzy to nie ma żartów.
 -Trener wie co ta świnia mi zrobiła!?
 -Wiem, że prawdopodobnie złamałeś mu nos- westchnął patrząc na Reusa spod uniesionych brwi.
 -Należało mu się!- krzyknąłem.
 -Robert przestań się wydurniać! Co się z tobą dzieje!?
 -Trener nie wie?- spytałem z niedowierzaniem.- Myślałem, że wszyscy już wiedzą- burknąłem.
 -Lewy się nie może pogodzić, że nie dostał tego, czego chce- mruknął Marco, za co oberwał od Kuby w ramię.
 -Nie, Lewy nie może się pogodzić z tym, że jesteś takim do dupy przyjacielem- odpowiedział mu Piszczek. Kto by pomyślał, że to własnie Piszczu i Kuba staną po mojej stronie. Niby się pogodziliśmy, ale nie przyjaźniliśmy się, ani nic. Ale w takich chwilach, mogłem zobaczyć, na kogo mogę liczyć.
 -Nie kłóćcie mi się tu! Marco... Chodź- powiedział Jurgen, wziął go za ramię i poszedł gdzieś korytarzem, wcześniej wymownie patrząc na jego czerwony i zakrwawiony nos. Zostałem sam z chłopakami. Znowu. Nigdy nie czułem się w ich towarzystwie jakiś skrępowany, ale teraz, kiedy wiedziałem, że myśli i wzrok wszystkich skierowane są na mnie, zrobiło mi się trochę dziwnie.
 -Wiesz co Lewy... Na twoim miejscu zrobiłbym to samo- powiedział Hummels i uśmiechnął się do mnie ciepło. Odwzajemniłem zaskoczony ten gest. Potem chłopaki po kolei mówili mi jakieś słowa otuchy, a Kevin to się nawet do mnie przytulił. Naprawdę nie wiem, jak mogłem kiedykolwiek myśleć o odejściu z Borussi! Gdzie ja bym znalazł takich przyjaciół?
 -Dzięki... To dla mnie wiele znaczy- odparłem.
 Po chwili koło nas zjawił się Reus, który ze spuszczonym wzrokiem przeszedł bez słowa i wyszedł najprawdopodobniej na boisko. Zaraz po nim zjawił się Klopp, który polecił mi skinieniem głowy, żebym za nim poszedł.
 -Masz szczęście, że nie złamałeś mu nosa- powiedział poważnie trener.
 -To raczej on ma szczęście. Ja tam zadowolony nie jestem- odparłem bez przekonania. Trener skarcił mnie spojrzeniem.
 -Robert... Wiem, co się stało. Marco mi powiedział. I masz rację, nie pochwalam jego zachowania i prywatnie, jako twój przyjaciel ci współczuję i pamiętaj, że jestem z tobą, ale jako trener, muszę udać, że nic mnie to nie obchodzi. Przykro mi. Nie możesz sobie teraz pozwolić na humory, przynajmniej na boisku. I nie możesz opuszczać treningów. I tak zrobiłeś już sobie dłuższy weekend... Zrozum, za miesiąc mamy ćwierćfinał Ligi Mistrzów, musimy ciężko pracować, żeby się udało. I przecież wiesz, że na boisku zapominasz o problemach, więc myślę, że to będzie dla ciebie dobre- dodał, widząc moją nieprzekonaną minę.
 -Dzięki trenerze- odparłem i lekko się nawet uśmiechnąłem.
 Poszliśmy na trening i stało się tak, jak przewidywał trener- piłka zupełnie mnie pochłonęła, z resztą jak zawsze i nie myślałem już o Ani, Marco, czy czymkolwiek.
 Po treningu wróciliśmy z Mario do domu. Gotze okazał się być wobec mnie solidarny, więc nie za dużo czasu spędził dziś z Reusem. Nie mam zamiaru szkodzić ich przyjaźni, ale to było ze strony Mario okej.
 Mój przyjaciel zaraz po wejściu do mieszkania, przypomniał sobie, że nie mamy nic do jedzenia, więc wysłał mnie na zakupy. Z przyzwyczajenia pojechałem do tego samego supermarketu co zawsze. W tym, którym poznałem Natalię... Boże, przez moje zawirowania małżeńskie prawie w ogóle o niej nie myślałem. Zdałem sobie sprawę, że jej potrzebuję. Ona wiedziałaby, co powiedzieć, żeby poprawić mi humor.
 Przyglądałem się tępo sklepowym regałom, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu za ramię i powiedział krótkie:
 -Cześć.
 Była to przyjaciółka Natali, jak jej tam... Vanessa!
 -Hej fanko Bayernu- zawsze nazywałem ją tak w myślach i chyba niechcący powiedziałem to na głos, ale bynajmniej jej to nie obraziło.- Jakoś wyjątkowo miła jesteś dzisiaj dla mnie, czyżbyś zapomniała o tym, że mnie nie lubisz?- spytałem z ironicznym uśmieszkiem.
 -Nie, nie zapomniałam- jej uśmiech wyglądał zupełnie jak mój.- Ale myślę, że dzisiaj mogę dać ci spokój. Chciałam tylko powiedzieć, że mi przykro, z powodu tego, co się stało. Od zawsze wiedziałam, że Reus to idiota!- powiedziała ze współczuciem.
 -Ja potrzebowałem ponad roku, żeby to odkryć- prychnąłem.
 Chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Myślę, że to miało być coś niemiłego, bo znowu się uśmiechnęła. Jej uśmiech dziwnie na mnie działał. Doszedłem do wniosku, że jest całkiem ładna. Ej, Lewy! Ogarnij się kurwa! Dopiero co cię żona rzuciła, a przed zaśnięciem fantazjujesz o jej przyjaciółce!
 -W sumie, jesteś jedynym w miarę ogarniętym piłkarzem w Borussi. Jakbym mogła coś dla ciebie zrobić, nie wiem, pocieszyć, daj znać- znowu posłała mi ten swój uśmiech, kobieto, z czego ty się ciągle cieszysz!? Z tego, że ja zaraz nie wytrzymam, bo jestem za bardzo samotny, a ty nawet ładna!?
 -Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał, żebyś mnie pocieszyła- mój głos stał się niższy. Patrzyłem jej w oczy, w których dostrzegłem zaskoczenie, a potem ten wyraz, który oznaczał, że chce grać w tą samą grę co ja.
 -A co mogę dla ciebie zrobić?- spytała zmysłowym głosem. Boże, kobieto, nie działaj tak na mnie!
 Uśmiechnąłem się i to chyba mówiło samo za siebie.
 -Jest taki jeden drobiazg- odparłem, cały czas nie spuszczając wzroku z jej oczu.
 Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy. Nie wziąłem zakupów, nagle stały się jakieś takie zbędne. Wsiedliśmy do jej samochodu, z racji tego, że mądry ja poszedłem pieszo. Ale w sumie, to nawet lepiej i tak nie wiem, gdzie ona mieszka.
 Z samochodu wyszedłem jako pierwszy i otworzyłem jej drzwi. Potem zniknęliśmy w jej mieszkaniu, a to co się tam działo, pozostanie już naszą słodką tajemnicą...

Wyszedłem spod prysznica przeczesując wilgotne włosy palcami. Nie mam wątpliwości, że to co się stało przed chwilą, było złe, niewłaściwe i takie tam... Ale nie żałuję. Jestem wolny, ona też. Jesteśmy dorośli. Ale z drugiej strony... Nie chciałbym, żeby ktoś się o tym dowiedział. A na pewno nie Natalia! Trzeba będzie porozmawiać z Ness...
 Dziewczyna przechadzała się w za dużej koszulce, sięgającej jej do połowy ud. Uśmiechnęła się do mnie, kiedy mnie zauważyła.
 -Hej- powiedziała miękko.
 -Hej... Słuchaj, musimy pogadać- przybrała cwaniacki wyraz twarzy.- To musi...
 -Zostać między nami. Tak, wiem- odparła i westchnęła.
 -Cieszę się, że rozumiesz- uśmiechnąłem się.
 -Błagam, myślisz, że będę się chwalić na prawo i lewo tym, że przespałam się z piłkarzem Borussi? Moje kibicowskie ego teraz cierpi- udała smutek i pokręciła głową z niedowierzaniem.- A co by zrobił mój braciszek jakby się dowiedział! Uuuu... W Monachium mogłabym się nie pokazywać- zaśmiała się.
 -A dlaczego?
 -Serio myślisz, że Thomas Muller byłby zadowolony z tego, że jego siostra przespała się z piłkarzem ich największego rywala?
 -Thomas Muller!? Żartujesz.- prychnąłem.
 Pokręciła głową, zaprzeczając.
 -I skąd pomysł, żeby przyjechać do Dortmundu?- spytałem z niedowierzaniem.
 -Tylko tu przyjęli mnie na studia... Nie pytaj- wyjaśniła i lekko się uśmiechnęła.
 -Okej- odpowiedziałem.- Chyba już pójdę. Było...
 -Fajnie- dokończyła za mnie.
 Potaknąłem głową, pożegnałem się z nią i wyszedłem. Byłem z siebie dziwnie zadowolony. Jakbym sobie teraz udowodnił, że jednak nie jestem taką do końca ciotą, że nawet moja żona wolała mojego przyjaciela ode mnie.
 Wróciłem do mieszkania Gotzego uśmiechnięty od ucha do ucha, jednak mój nastrój zaraz uległ zmianie.
 -Gdzie ty byłeś tyle czasu!?- krzyknął.- Nawet zakupów nie zrobiłeś!? Serio Lewy!?
 -Zapomniałem- bąknąłem.
 -To gdzie ty byłeś!?- wywrócił oczami.
 -Eeee... Nigdzie... Poszedłem się przejść i musiałem zapomnieć o tych zakupach- odparłem, chociaż trudno mi było ukryć śmiech.- Jak chcesz, mogę pojechać jeszcze raz- dodałem, ale zaraz wybuchnąłem śmiechem.
 -Nie dzięki. Zamówiłem sobie pizzę. Będziesz teraz winny mojej ewentualnej nadwagi!
 -Ewentualnej?- zaśmiałem się.
 Spojrzał na mnie nienawistnie, ale potem odwzajemnij uśmiech.
 -Dobrze, że przynajmniej humor ci się poprawił.
 Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem każdy zajął się swoimi sprawami. Gotze pojechał do klubu, twierdząc, że musi tam coś podpisać. Nie drążyłem tematu. Usiadłem sobie wygodnie na kanapie włączając telewizor. Jak zwykle nic nie było. Dlaczego niemieckie kanały są takie żałosne!?
 Jak się tak dłużej zastanowić, czułem w sobie głupią pustkę. Czułem się, jakbym zdradził Natalię, chociaż nawet z nią nie byłem! Moja "przygoda" z Vanessą poprawiła mi humor tylko na krótki czas. W sumie nie wiem, po co to zrobiłem. Żeby sobie coś udowodnić, że jednak nie jestem taki beznadziejny? Teraz upewniłem się, że tak właśnie jest.
 -Lewy! Ej Lewy!- krzyknął ktoś za mną. Aż podskoczyłem i spojrzałem na tego osobnika wielkimi oczami.
 -Kuba! Musisz mnie tak straszyć!?- spytałem z pretensją.
 -Przepraszam. Ale na przyszłość, zamykaj drzwi- posłał mi uśmiech.- Przyszedłem bo... Widziałem cię na treningu, byłeś taki przygaszony. Aż mi się żal ciebie zrobiło- mówił. Spojrzałem na niego zdziwiony.- Lewy, ja mam uczucia- zaśmiał się.
 -Wiem... Ja sobie po prostu nie umiem z tym wszystkim poradzić- jęknąłem.- W jednej chwili straciłem żonę i przyjaciela! Wiem, sam zachowywałem się nie lepiej, ale nie miałem pojęcia, że to tak boli...- wydukałem.
 -Mogę ci powiedzieć, jak ja to widzę- zaproponował. Skinąłem głową.- Nie możesz być zły na Anię. Ona tu w niczym nie zawiniła. To znaczy, zdradziła cię i to na pewno nie jest godne pochwały, ale w porównaniu z tym co robiłeś ty, to chyba nic. Nie miałeś dla niej czasu, no to znalazł go dla niej ktoś inny, proste. Inna sprawa jest z Reusem. On był twoim przyjacielem i zrobił ci najgorsze świństwo, ale... Nienawiść do niczego nie prowadzi- skończył swój monolog.
 -Czyli co powinienem teraz zrobić?
 -Idź do Ani, pogadaj z nią jak z człowiekiem, wyjaśnijcie sobie co wam na sercu leży... Ale nie wracaj do niej. Wasze małżeństwo jest już skończone, chodzi teraz tylko o to, żeby rozstać się w zgodzie. Chyba lepiej teraz wszystko ustalić, niż pluć na siebie w sądzie- odparł. Musze przyznać, że Kuba jak chce, to potrafi być mądry.
 -Wiesz co... Mógłbyś otworzyć poradnię małżeńską- uśmiechnąłem się.
 -Wiem, mam wiele ukrytych talentów- obaj wybuchliśmy śmiechem.
 -Może to dziwnie zabrzmi, ale... dzięki- powiedziałem.- Powiedziałeś dokładnie to, co wiedziałem, ale u ciebie zabrzmiało jakoś mądrzej!
 
 [Natalia]
 Od mojego pobytu w szpitalu minęło już kilka dni. Przyzwyczaiłam się już do tego. W sumie nie było tak źle, jakby się mogło wydawać. Gdzieś z dwa dni temu, do mojej sali wprowadziła się inna dziewczyna. Martha. Była bardzo sympatyczna. Cały czas jarała się, że znam Roberta. Spytała się, czy będzie mogła go poznać, kiedy przyjedzie mnie odwiedzić. No i własnie to mnie martwi. Robert nie dzwoni do mnie i nie daje znaku życia od kilku dni. Już o mnie zapomniał? Tak szybko? Nie spodziewałam się tego po nim, ale płakać nie będę... I tak jestem mu za wszystko wdzięczna.
-Halo?- odebrałam telefon, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
 -Hej Natalka!- usłyszałam radosny głos Lewego. Jej, tak długo go nie słyszałam! Tęskniłam za jego głosem, tak bardzo tęskniłam!
 -Lewusek?- spytałam z niedowierzaniem.
 -No a kto by jeszcze mógł dzwonić? Mam być zazdrosny?- zaśmiał się. Za jego śmiechem tęskniłam chyba jeszcze bardziej niż za jego głosem.
 -A co miałbyś być zazdrosny, błagam- jęknęłam.- Co tam w ogóle u ciebie? Tak się długo nie odzywałeś- powiedziałam z pretensją.
 -Miałem... Problemy- odparł po dłuższej chwili wahania.
 -No i mi nawet o tych swoich problemach nie powiedziałeś! To o tym polega przyjaźń?
 -Byłem pewny, że wiesz. Przecież wszędzie o tym teraz piszą- odpowiedział zmieszany.
 -A co się takiego stało?- zapytałam ze współczuciem.
 -Ania... Zdradziła mnie z Marco... Zdradzała już od dłuższego czasu. Rozstaliśmy się. Mieszkam teraz z Mario... Ale ja potrzebuję ciebie! Tęsknię za tobą!- powiedział z uczuciem. Zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu po tym, co powiedział. Ale było mi go strasznie szkoda, z powodu Ani.
 -Ja też za tobą tęsknię- wyszeptałam.- I bardzo mi przykro z powodu Ani.
 -Właśnie u niej byłem. Chciałem z nią na spokojnie pogadać, ale jakoś nie wyszło- stwierdził i już widziałam oczami wyobraźni, jak wywraca oczami.
 -Nie możecie się kłócić. Macie razem dziecko, musicie się jakoś pogodzić- powiedziałam.
 -Wiem, ale to jest jeszcze za świeża sprawa... Tęsknię za tobą.
 -To już mówiłeś- zaśmiałam się.
 -No bo ja bardzo za tobą tęsknię- uśmiechnęłam się. Po raz kolejny wiedziałam, że mam powód, żeby wyzdrowieć.
_________________________________________________
OJEZU to chyba najgorszy rozdział ;_; Ale nic dziwnego, jak nie mam zupełnie motywacji. Jak nie komentujecie, to wydaje mi się, że to wszystko bez sensu, więc nie spodziewajcie się wielkich dzieł literackich ;)
Pozdrawiam wszystkie, ściskam i całuję komentujące ;D*
Do następnego >D