sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 27 "Wojtek, załatw mi finał!"

Nastał nowy dzień. Na monachijskim niebie zaczęły pojawiać się pierwsze promyki słońca, a miasto budziło się do życia. W przeciwieństwie do Wojtka, który spał jak zabity i o wstaniu z łóżka nawet nie myślał. Po wczorajszym strasznie bolała go głowa i nie miał siły na nic.
 Jednak odgłosy dobiegające z zatłoczonej ulicy i pokoi obok skutecznie uniemożliwyły Szczęsnemu dalszą regenerację. Bramkarz wstał trzymając się za głowę i jęcząc niemiłosiernie udał się do łazienki. Po orzeźwiającym prysznicu poczuł się trochę lepiej. Wyjął z torby rzecz niezbędną, z którą nigdy się nie rozstawał- tabletki na kaca. Łyknął je i był już gotowy do wyjścia.
 Zapukał do pokoju naprzeciwko. Nikt nie odpowiadał. Pukał i pukał, aż w końcu zdenerwowany wykręcił numer do przyjaciela. Ku jego zdziwieniu nie odebrał. A zawsze odbierał! Gdzie on do cholery jest!?
 Zszedł do recepcji i spytał o Roberta. Dowiedział się, że Lewandowski wyszedł około siódmej rano i wsiadł do hotelowej taksówki. Bramkarz westchnął i zamówił taksówkę, domyślając się już, gdzie podziewa się jego przyjaciel...
 ***
 Robert już o siódmej rano pojawił się w szpitalu. W sumie, trochę bez sensu, bo potem stwierdził, że nie chce jej budzić. Więc siedział tak i siedział już od trzech godzin, patrząc na spokojną twarz dziewczyny.
 -Lewy pogrzało cię? Kartkę mi chociaż mogłeś zostawić!- warknął Wojtek, który wszedł właśnie do sali.
 -Wybacz- szepnął.- Martwiłeś się o mnie?- spytał piłkarz próbując się nie roześmiać.
 -Zabawny jesteś... Po co ty tu tak wcześnie siedzisz?
 -Bo chcę, żebym był pierwszą osobą, którą zobaczy, jak się obudzi- odparł Lewandowski.
 -Sprytnie- zauważył Szczęsny.- Ty się na serio w niej zakochałeś, nie?- zapytał blondyn, ale już z poważniejszą miną.
 Robert pokiwał głową i spojrzał w stronę Natalii, która już nie spała, tylko patrzyła z uśmiechem na chłopaków.
 -My się jeszcze nie mieliśmy okazji poznać- bramkarz wyciągnął rękę do dziewczyny.- Wojtek Szczęsny jestem- powiedział.
 -Natalia Przybylska- odparła dalej się uśmiechając, co chwila spoglądając na Lewego.
 -To ja was dzieci zostawię- oznajmił bramkarz i wyszedł, posyłając jeszcze Robertowi porozumiewawcze spojrzenie.
 Lewandowski usiadł na łóżku Natalii, cały czas nie spuszczając z niej wzroku. Chwilę siedzieli w ciszy, bo żadne z nich nie wiedziało od czego zacząć.
 -To prawda, co mu powiedziałeś?- spytała blondynka patrząc uważnie w oczy chłopaka.
 -Prawda- odpowiedział cicho.- Kocham cię. Chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale... Nie było okazji, wiesz, kiedy zwaliło się na nas tyle problemów... Ale teraz już wszystko będzie dobrze- pocałował ją w policzek.
 -Robert, pamiętasz, kiedy chciałam ci coś powiedzieć, zanim wyjechałeś, a ty powiedziałeś, że mam ci tego nie mówić? Że powiem ci jak wyzdrowieję?- spytała, a Lewy pokiwał głową.- Robert, ja też cię kocham- powiedziała dziewczyna. Przez chwilę siedzieli w milczeniu nie dowierzając w to, co właśnie się dzieje. Czyli te wszystkie wątpliwości, które mieli przez tyle miesięcy własnie się rozwiały? Już jest wszystko jasne?
 -Czyli... Teraz będziemy razem?- spytał niepewnie Lewandowski.
 -Na zawsze- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i promiennie, zarażając tym Roberta.
 -Nie wierzę w to- stwierdził Lewy kręcąc głową.- Nie wierzę, że w końcu po tym wszystkim możemy być szczęśliwi- uśmiechnął się szerzej i zamknął jej usta w namiętnym pocałunku.
 ***
 [Natalia]
 Byłam z Robertem już od ponad tygodnia. To wszystko uczyniło mnie najszczęśliwszą osobą na ziemi. To niesamowite. Mam cudownego, kochającego chłopaka, niedługo wyzdrowieję i do tego drużyna Lewego jest w finale. Mój ukochany przyjeżdżał do mnie co weekend. Prawdopodobnie obrywał za to, bo zawsze kiedy miał wracać, mówił coś, że Klopp go zabije. A kiedy mówiłam, żeby lepiej skupił się na finale, odpowiadał, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Tak, to mi się podobało. Kiedy mówił mi, że jestem najważniejsza i kocha mnie najbardziej na świecie. I chociaż dalej nie dowierzałam, że spotkało mnie takie szczęście, nie wyobrażałabym sobie życia bez niego.
 Właśnie kończyłam rozmowę z Lewandowskim na skype, kiedy przerwał nam lekarz, wchodząc do mojej sali. Posłałam Robertowi całusa w powietrzu i się rozłączyłam. Naprawdę nie mogę się doczekać, aż wrócę do Dortmundu.
 -Mam dobre wieści- zaczął uśmiechnięty od ucha do ucha doktor Kirchner.- Wszystko już prawie wróciło do normy i będziemy mogli cię wypuścić już pod koniec maja- oznajmił.
 -Czyli... Wyzdrowiałam?- spytałam z niedowierzaniem.
 -Podziękuj Robertowi. Wiesz, jak bardzo dobry stan psychiczny pomaga się wyleczyć?
 -Jak wrócę do mu podziękuję- uśmiechnęłam się.- Chwila... Będę mogła wyjść ze szpitala do 25.?
 -Obawiam się, że to może być troszkę za wcześnie...
 -Ale bardzo mi na tym zależy. Proooszę- zrobiłam słodką minkę. Kirchner uśmiechnął się z politowaniem i odpowiedział:
 -Zobaczę, co da się zrobić- i wyszedł.
 Nie mogłam ze szczęścia. Teraz trzeba tylko załatwić bilety... Przez chwilę zastanawiałam się, czy mam jakichś wpływowych znajomych, którzy nie widują się za często z Lewym, więc nic mu o tym nie powiedzą.
 -Halo? Wojtuś? Tu Natalia- wybrałam numer do Szczęsnego w nadziei, że mi pomoże.
 -Jaka Natalia...?- spytał zaspanym głosem. Serio Wojtek, śpisz nawet w ciągu dnia?
 -Od Lewego Natalia- odpowiedziałam omal nie wybuchając śmiechem.
 -Aaaaa... Ta Natalia! Co tam?- spytał, jakby nigdy nic.
 -Wszystko dobrze, dzięki... Mam do ciebie nietypową prośbę!- zaczęłam.
 -Już się boję- zaśmiał się.
 -Załatwisz mi bilety na finał?- spytałam. Przez chwilę w słuchawce nikt nie odpowiadał, aż myślałam, że się rozłączył.
 -Nie no... Spoko, to nie powinien być żaden problem... Chcesz zrobić Lewemu niespodziankę?- domyślił się.
 -Aha! I mógłbyś mu o tym nie mówić?
 -Pewnie.
 -Boże, Wojtek, kocham cię! Dzięki, strasznie ci dziękuję!
 -Nie ma sprawy...
 Śmiejąc się i przyciskając telefon do piersi rzuciłam się na poduszkę. Nie mogłam się już doczekać
_____________________________________
Hejka misiaczki :* Stwierdziłam, że dodam już teraz, bo.... Bo bez sensu czekać (moje ogarnięcie jest takie ogarnięte, ale nie moja wina.. Ogólnie wczoraj dowiedziałam się, że mam porażenie nerwu twarzowego XD BEKA ŻYCIA :D
Niepokoi mnie trochę liczba komentarzy... Niedługo będzie ich zero, serio, właśnie do tego to zmierza... ;_;
Więc tak, jeśli pod tym nie będzie 5 komentarzy, rozdział 30-ty będzie epilogiem :3 A planuje jeszcze duuużo rzeczy :) Ale jak wolicie :) Żeby nie było, że ja Was szantażuje, ja Wam daje prawo wyboru >D
Dobra kochani, nie wiem jakim cudem gorączka mi skoczyła i nie wiem za bardzo co się dzieje, więc wybaczcie za ten dziwny, chaotyczny komentarz, ale potraktujcie moją prośbę na serio. :)
Kocham Was, buziaki, ściskam i pozdrawiam :*
Dziękujęęę BAAARDZO komentującym, bo to jest naprawdę fajne, widzieć, że ktoś to czyta i ma na ten temat coś więcej do powiedzenia :3
Aaaaaa, bym zapomniała, jeszcze dwie rzeczy :D
GRAATULACJE dla Crisa, za złotą piłkę <3 Zasługiwałeś na nią <3
Iiii! Jeszcze druga sprawa XD Nowy rozdział pojawi się w sobotę 1. lutego ;)
Pappaa;***

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 26 "Ja bez niej świruję!"

 Dortmund. Stadion Signal Iduna Park. Wypełniony jak zwykle po brzegi kibicami odzianymi w czarnożółte barwy. Niedowierzających w to, co dzieje się właśnie na boisku. Piękny spektakl i to właśnie Robert gra w nim główną rolę. Faul w polu karnym. Borussi zostaje podyktowana jedenastka. Lewandowski podchodzi do piłki. Kibice zamarli czekając na strzał. I jeeest! Jeest! Ania razem z Riri i Tugbą płaczą na trybunach. Obok siedzi mama Roberta, pani Iwona, która prawie doszła do stanu przedzawałowego. Ale Robert teraz myśli tylko o jednym. Miał udowodnić trenerowi, że z jego formą jest wszystko dobrze i spokojnie może jechać teraz do Monachium. Zrobił to aż za dobrze. Koniec meczu. Lewy podchodzi do Jurgena, który jak zwykle po meczu ściska go z całych sił.
 -Mogę jechać?- zapytał piłkarz.
 -Lewy naprawdę chcesz o tym teraz myśleć?
 -Tak, bo to jest dla mnie najważniejsze!
 -Dobrze, możesz. Ale masz iść się teraz cieszyć na boisko!
 Robert uśmiechnął się i pobiegł do kolegów.

***

 Brunet wyszedł z samochodu, po czterech godzinach jazdy. Dobrze było w końcu rozprostować nogi. Zamknął go kluczykiem i pobiegł do kliniki. Minął lekarzy i pielęgniarki i nikogo o nic nie pytając, ani o niczym nie informując wszedł do sali, w której leżeć miała Natalia. Zobaczył posłane łóżko. Serce podeszło mu do gardła. Zrobił się blady i musiał chwycić się krzesła żeby nie upaść.
 -Co się kurwa dzieje- wydukał łamiącym się głosem. W tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka. Ta sama, którą ostatnio Robert musiał przepraszać.
 -O, panie Lewandowski! Proszę się nie denerwować, pani Natalia została przeniesiona do innej sali, zaraz pana zaprowadzę- uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie.
 Piłkarz wypuścił powietrze z płuc i głęboko odetchnął. Czuł jak wszystko wraca na miejsce. Jednak nie stracił najważniejszej osoby w jego życiu. To było takie piękne uczucie! Nogi dalej mu się trzęsły, ale dzielnie pokonał odległość między starą salą Natalii a nową.
 Wszedł do pomieszczenia i niemal od razu usiadł przy dziewczynie i pocałował ją w policzek, ściskając jej rękę.
 -Słońce, teraz już wszystko będzie dobrze- wyszeptał i pogładził ją po policzku. Czuł, że zaraz się rozklei. Widok ukochanej w takim stanie był dla niego nie do zniesienia. Chociaż i tak miał wrażenie, że ona śpi, że zaraz się obudzi. Jej twarz była blada, a ciało jeszcze bardziej chude niż ostatnio. Włosy straciły na blasku a usta spierzchły. Pomimo tego i tak te usta, były najbardziej pożądanymi przez niego.
  Oparł się łokciami i na chwilę przymknął oczy, wykończony całonocną jazdą. Nawet nie zorientował się kiedy odpłynął...
 ***

  Obudziło go klepanie po plecach. Potem zaczęły też dochodzić słowa, a raczej warknięcia: "Obudź się, no!"
 Lewandowski gwałtownie obrócił głowę, a za swoimi plecami zobaczył Wojtka.
 -WOJTUŚ!- Lewy ucieszył się jak małe dziecko. Poderwał się z krzesła i przytulił do przyjaciela.- Co ty tu robisz, skąd wiedziałeś, gdzie jestem?- zapytał.
 -No wiesz co Lewson? Ja przyjeżdżam do Dortmundu, żeby Ci pogratulować, czterech bramek i w ogóle, a ciebie nie ma i nawet mnie o tym nie poinformowałeś?!- spytał z wyrzutem.
 -Nie wiedziałem, że przyjedziesz...
 -Oczywiście żartuję- odparł bramkarz i uśmiechnął się.- Jak się trzymasz?- zapytał już poważniej.
 Robertowi natychmiast znikł uśmiech z twarzy.
 -Jakoś się trzymam- odpowiedział lakonicznie.
 -A konkretniej?- Szczęsny nie dawał za wygraną.
 -To wszystko jest nie do zniesienia! Ja się tak o nią boję, że...
 -Spokojnie, Lewy nie ma się o co martwić! Jest pod opieką najlepszych lekarzy w kraju, tak? Więc w czym problem? Zobaczysz, Natalia wyzdrowieje zanim się obejrzysz i będziecie u mnie świętować wasze zwycięstwo w finale!- odparł z przekonaniem Wojtek.
 -Błagam cię... Wiesz co? Ja bez niej świruję! Świruję, cały czas jak byłem w Dortmundzie i nawet tutaj zachowuję się jak psychopata! Tak strasznie się o nią boję!- powiedział piłkarz ze łzami w oczach.- Ona nie może umrzeć, słyszysz!? Nie może umrzeć! Ja jej na to nie pozwolę, ja...- mówił płacząc.
 -Lewy weź się w garść!- zirytował się Szczęsny i popchnął przyjaciela tak, że tamten uderzył o ścianę. O dziwo podziałało to na niego jak środek uspokajający.
 -Dzięki Wojtuś- odparł krótko.- Masz rację, muszę się ogarnąć, bo do reszty stracę rozum- Lewandowski otarł łzy i wyszedł z sali, a za nim Szczęsny.

***

 Przyjaciele usiedli w klubie i zamówili po drinku. Wojtek próbował odciągnąć Roberta od nieprzyjemnych dla niego tematów, więc zeszli na temat wczorajszego meczu.
 -Lewy błagam cię! Cztery bramki Realowi i ty mówisz, że to nic!?- oburzył się bramkarz.
 -Nie nic, ale... No zwykłe gole... Nie czuję się jakoś wyjątkowo specjalnie z tym...
 -Ty mnie tą swoją skromnością dobijasz!- skwitował blondyn.
 -Może to jeszcze do mnie nie dotarło i tyle. Nie miałem czasu o tym myśleć- odparł.
 Po jakimś czasie do chłopaków dosiadły się dwie dziewczyny. Koło Roberta usiadła wysoka brunetka, ubrana w skąpo uszytą sukienkę, sięgającą ledwie za pośladki, a koło Wojtka blondynka, w legginsach i topie nad pępek.
 Blondynka szybko uporała się ze Szczęsnym, bo szepnęła mu coś do ucha, na co ten uśmiechał się coraz szerzej i szerzej, po czym wyszli z klubu. Lewy lekko oburzony zachowaniem przyjaciela, spróbował nie zwracać uwagi na dziewczynę.
 -Postawisz mi drinka?- spytała kręcąc na palcu kosmyk ciemnych włosów.
 -Yhym- jak zawsze rozmowny brunet zamówił tequile i podał dziewczynie.
 -Katy jestem- przedstawiła się.
 -Robert.
 -Wiem- odparła i szeroko się uśmiechnęła.
 Lewy nic nie odpowiedział tylko znowu spuścił wzrok na szklankę.
 -Więc, co się przywiało do Monachium? To daleko od Dortmundu... Bo ty z Dortmundu jesteś, prawda?- spytała dziewczyna.
 -Yhym- odparł.
 -Widzę, że za bardzo rozmowny to nie jesteś, Robert. Także przejdźmy do czynów- brunetka pociągnęła chłopaka za rękę i zaprowadziła go do męskiej toalety. Wciągnęła go za sobą do kabiny i zarzuciła ręce na szyję. Zbliżyła swoje usta do jego warg i namiętnie pocałowała. Lewandowski zażenowany zachowaniem dziewczyny stał bez ruchu, mając nadzieję, że w końcu da sobie spokój. Przeliczył się. Katy odbierając brak reakcji za pozwolenie na dalsze działania, zaczęła odpinać pasek jego spodni. Wtedy piłkarz nie wytrzymał. Zaczął oddawać pocałunki z taką samą pasją. Nie wiedział co nim kierowało. Może to, że od dawna był sam i nie miał żadnej kobiety?
 Na szczęście opamiętał się, gdy brunetka oplotła nogami jego biodra. Odciągnął ją i próbował wyjść, unikając jej wzroku.
 -Widzę, że to nie twoje klimaty... W takim razie możemy pójść do mnie. Albo do hotelu- zaproponowała zdyszana dziewczyna.
 -Nie, zostaw mnie- warknął i wybiegł z klubu. Na zewnątrz zobaczył swojego przyjaciela z papierosem w ustach. Podszedł do niego i zapytał ironicznie- Już po?
 -Nie. Do niczego nie doszło- odparł smętnie.
 -Dlaczego?
 -Kurwa oświadczyłem się przecież Sandrze! Kocham ją, nie mogę jej tego zrobić!
 -To widzę, że oboje doszliśmy dzisiaj do mądrych wniosków- stwierdził Lewy i wziął od Wojtka papierosa.
 -Ty też nie?
 Brunet pokiwał głową. Szczęsny wpadł w nagły atak śmiechu, który udzielił się Lewandowskiemu.
 -Halo?- Robert odebrał telefon, który właśnie zadzwonił.- Ehe, jasne, zaraz będziemy!- krzyknął i rozłączył się.- Natalia się obudziła!- powiedział uradowany, do Wojtka, który do tej pory pytająco się na niego patrzył.
 -To zajebiście! Jedziemy- powiedział bramkarz i weszli do taksówki.

 ***

 Robert wybiegł z samochodu, zostawiając w tyle przyjaciela i pobiegł do drzwi. Okazało się, że są zamknięte.
 -Cholera, co jest- warknął. Po chwili do drzwi podeszła pielęgniarka, otworzyła je i wpuściła chłopaków do środka.
 -Przepraszam, ale... Nie mogą panowie teraz wejść- oznajmiła stanowczo.
 -Dlaczego!?- wydarli się oboje.
 -Są panowie pijani, nie mogę panów wpuścić. Przykro mi- wyjaśniła.
 -No, ale... To było tylko... Kilka drinków...- powiedział z niedowierzaniem napastnik.
 -Przykro mi, ale takie są procedury. Proszę przyjść jutro, jak panowie wytrzeźwieją- zarządziła i zamknęła im drzwi przed nosem.
____________________________________________
POWRÓCIŁAM! Wybaczcie, wiem, że miało być w piątek, ale nie miałam wifi, bo Orange jest... Szkoda słów :) (pomijając to, że wyłączyli mi jeszcze nSport, ale do Ligi Mistrzów jeszcze dużo czasu XD)
Także ten, nie będę mówić, że mi się rozdział nie podoba, bo to już jest tradycja :3
Ale muszę zabrać głos, w innej, smutnej sprawie :( Lewy ://// Niby już było wiadomo od dawna, że będzie w Bayernie, ale kiedy to przeczytałam, tak oficjalnie, to zrobiło mi się tak przykro, że opisać tego nie mogę. Oczywiście nie pochwalam tego, że odszedł akurat do Bayernu, ale hejtowanie go nic z drugiej strony nie da. Nazywanie go zdrajcą, Judaszem, czy Moneydowskim... Nic nie da! Borussen, obrażając go, krzywdzimy sami siebie! Tak jest, nie tylko Jego, ale też siebie! Jak myślicie, czy Robert ze świadomością, że kibice go nienawidzą, będzie dobrze grał? Będzie strzelał bramki? NIE! A na pewno mniej i nie będzie mu tak szło. I mówię to ja, która zmieniła sobie tapetę na telefonie, bo byłam tak na niego zła, że nie chciałam na niego patrzeć. Ale zrozumiałam, że do niczego w taki sposób nie dojdziemy, kochani! A ci, którzy mają zamiar Go obrażać, niech się zamkną, bo, jak mówiłam, cierpi na tym też nasz ukochany klub.
Dziękuję za uwagę i przeczytanie mojego orędzia do narodu >D
Pozdrawiam Was kochani :***