Wstałem już w lepszym nastroju i stanie niż wczoraj. Tym razem nie siedzieliśmy z Mario nad butelką do późnej nocy. Chociaż miałem na to niemałą ochotę, ale moja misja wymagała trzeźwości. Muszę pojechać na trening.
Kiedy mój przyjaciel wyszedł ze swojej sypialni zaspany i w piżamce (czyli w różowej koszulce i granatowych bokserkach, ale nie, ja nic nie mówię...), ja jadłem śniadanie prawie gotowy do wyjścia.
-A ty co, dospać nie mogłeś?- zapytał pocierając oko.
-Też się cieszę, że cię widzę, mój drogi przyjacielu- wstałem od stołu i rozłożyłem ręce, żeby go przytulić, jednak wyminął mnie i otworzył lodówkę.
-Kawyyy- jęknął.
-W lodówce szukasz kawy?- zaśmiałem się.
-Dlaczego jesteś taki szczęśliwy? Jest za wcześnie na szczęście!- znowu jęknął i usiadł przy stole jedząc moje śniadanie. Zignorowałem to i poszedłem się ubrać. Nie mogłem za bardzo fantazjować ze strojem, szedłem tylko na trening. Wziąłem więc czarny, klubowy dres i wciągnąłem na siebie.
-Idziemy już?- spytałem, kiedy wyszedłem z mojej tymczasowej sypialni.
-Za chwilę... Ale... Ja już wiem!- krzyknął.- Wiem, czemu chcesz jechać na ten nieszczęsny trening- odpowiedział na moje nieme pytanie.
-No, zaskocz mnie.
-Reus- to jedno słowo wystarczyło za całą odpowiedź, a mi zepsuł się humor na wzmiance o "przyjacielu".
-No tak. A coś w tym złego?
-Nie, ja mam tylko nadzieję, że nic mu nie zrobisz- westchnął.
-A co ja mu mogę zrobić?- westchnąłem, chociaż jedynym na co miałem ochotę to w końcu stanąć z nim twarzą w twarz.
-Zbieraj się- rzucił i poszedł po swoją torbę. Zrobiłem to samo i wyszliśmy na trening.
Droga upłynęłam nam głównie na milczeniu i patrzeniu się na ulice Dortmundu. Zastanawiałem się, co zrobię jak go zobaczę. Co mu powiem? Nie liczę na normalną, spokojną rozmowę, ewentualnie na jakieś krzyki. Na początku chciałem po prostu obić mu mordę, za to co zrobił, ale zrozumiałem, że to do niczego nie prowadzi.
Weszliśmy do szatni, gdzie zastaliśmy już prawie wszystkich chłopaków z drużyny. Przebrałem się i w ciszy siedziałem i czekałem, aż pojawi się Marco. Nikt nie wiedział, czy się do mnie odezwać, czy nie. Na pewno wiedzieli o tym, co się stało między mną a Anką i może nie chcieli poruszać tego tematu. Byłem im za to wdzięczny.
W końcu się doczekałem i przyszedł Reus.
-Mogę cię prosić na słówko?- spytałem niby to miłym głosem, nie pozwalając mu się nawet przebrać. Zrobił zmieszaną minę, ale kiwnął głową i poszedł za mną.- Marco...- zacząłem. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. W głowie miałem mętlik, byłem zły, zdenerwowany, smutny i wszystko na raz.- Jak mogłeś mi zrobić coś takiego?! Przyjaźniliśmy się do cholery!- warknąłem.
Blondyn stał i patrzył się na swoje buty. To co się za chwilę wydarzyło mnie zaskoczyło. Spojrzał mi wyzywająco w oczy i powiedział:
-Może gdybyś poświęcał Ani wystarczająco dużo czasu, to by do tego nie doszło!
-Kurwa, facet, przeleciałeś moją żonę, nie będziesz mi prawił morałów, bo to ty tu zawiniłeś!
-No dobra, nie będę ci prawił morałów. Robiłem to już wystarczająco dużo razy, ale ty i tak nie słuchałeś! Nie mogłem już patrzeć jak Ania cierpi, kiedy ty się szlajasz po nocach i zaliczasz panienki zamiast zająć się nią!
-Marco, byłeś moim przyjacielem! Zrozumiałbym, gdyby to ona zdradziła mnie z kimś kogo nie znam, ale nie z moim najlepszym kumplem!
-Wiesz co Robert, może ona po prostu szukała kogoś, kto da jej to, czego ty nie mogłeś... Albo byłem lepszy od ciebie w łóżku, dlatego wolała sypiać ze mną- odparł i odwrócił się. Złapałem go za ramię i szarpnąłem tak, że znowu stał do mnie przodem. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, otrzymał ode mnie cios w twarz. Konkretniej w nos. Szarpaliśmy się jeszcze przez dobre kilka minut, wykrzykując pod swoim adresem najróżniejsze obelgi, dopóki nie przyszedł trener wraz z całą drużyną i nas nie rozdzielili.
-Co wam odbiło!? Lewy!- krzyknął Jurgen, a wiadomo, jak Jurgen się wkurzy to nie ma żartów.
-Trener wie co ta świnia mi zrobiła!?
-Wiem, że prawdopodobnie złamałeś mu nos- westchnął patrząc na Reusa spod uniesionych brwi.
-Należało mu się!- krzyknąłem.
-Robert przestań się wydurniać! Co się z tobą dzieje!?
-Trener nie wie?- spytałem z niedowierzaniem.- Myślałem, że wszyscy już wiedzą- burknąłem.
-Lewy się nie może pogodzić, że nie dostał tego, czego chce- mruknął Marco, za co oberwał od Kuby w ramię.
-Nie, Lewy nie może się pogodzić z tym, że jesteś takim do dupy przyjacielem- odpowiedział mu Piszczek. Kto by pomyślał, że to własnie Piszczu i Kuba staną po mojej stronie. Niby się pogodziliśmy, ale nie przyjaźniliśmy się, ani nic. Ale w takich chwilach, mogłem zobaczyć, na kogo mogę liczyć.
-Nie kłóćcie mi się tu! Marco... Chodź- powiedział Jurgen, wziął go za ramię i poszedł gdzieś korytarzem, wcześniej wymownie patrząc na jego czerwony i zakrwawiony nos. Zostałem sam z chłopakami. Znowu. Nigdy nie czułem się w ich towarzystwie jakiś skrępowany, ale teraz, kiedy wiedziałem, że myśli i wzrok wszystkich skierowane są na mnie, zrobiło mi się trochę dziwnie.
-Wiesz co Lewy... Na twoim miejscu zrobiłbym to samo- powiedział Hummels i uśmiechnął się do mnie ciepło. Odwzajemniłem zaskoczony ten gest. Potem chłopaki po kolei mówili mi jakieś słowa otuchy, a Kevin to się nawet do mnie przytulił. Naprawdę nie wiem, jak mogłem kiedykolwiek myśleć o odejściu z Borussi! Gdzie ja bym znalazł takich przyjaciół?
-Dzięki... To dla mnie wiele znaczy- odparłem.
Po chwili koło nas zjawił się Reus, który ze spuszczonym wzrokiem przeszedł bez słowa i wyszedł najprawdopodobniej na boisko. Zaraz po nim zjawił się Klopp, który polecił mi skinieniem głowy, żebym za nim poszedł.
-Masz szczęście, że nie złamałeś mu nosa- powiedział poważnie trener.
-To raczej on ma szczęście. Ja tam zadowolony nie jestem- odparłem bez przekonania. Trener skarcił mnie spojrzeniem.
-Robert... Wiem, co się stało. Marco mi powiedział. I masz rację, nie pochwalam jego zachowania i prywatnie, jako twój przyjaciel ci współczuję i pamiętaj, że jestem z tobą, ale jako trener, muszę udać, że nic mnie to nie obchodzi. Przykro mi. Nie możesz sobie teraz pozwolić na humory, przynajmniej na boisku. I nie możesz opuszczać treningów. I tak zrobiłeś już sobie dłuższy weekend... Zrozum, za miesiąc mamy ćwierćfinał Ligi Mistrzów, musimy ciężko pracować, żeby się udało. I przecież wiesz, że na boisku zapominasz o problemach, więc myślę, że to będzie dla ciebie dobre- dodał, widząc moją nieprzekonaną minę.
-Dzięki trenerze- odparłem i lekko się nawet uśmiechnąłem.
Poszliśmy na trening i stało się tak, jak przewidywał trener- piłka zupełnie mnie pochłonęła, z resztą jak zawsze i nie myślałem już o Ani, Marco, czy czymkolwiek.
Po treningu wróciliśmy z Mario do domu. Gotze okazał się być wobec mnie solidarny, więc nie za dużo czasu spędził dziś z Reusem. Nie mam zamiaru szkodzić ich przyjaźni, ale to było ze strony Mario okej.
Mój przyjaciel zaraz po wejściu do mieszkania, przypomniał sobie, że nie mamy nic do jedzenia, więc wysłał mnie na zakupy. Z przyzwyczajenia pojechałem do tego samego supermarketu co zawsze. W tym, którym poznałem Natalię... Boże, przez moje zawirowania małżeńskie prawie w ogóle o niej nie myślałem. Zdałem sobie sprawę, że jej potrzebuję. Ona wiedziałaby, co powiedzieć, żeby poprawić mi humor.
Przyglądałem się tępo sklepowym regałom, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu za ramię i powiedział krótkie:
-Cześć.
Była to przyjaciółka Natali, jak jej tam... Vanessa!
-Hej fanko Bayernu- zawsze nazywałem ją tak w myślach i chyba niechcący powiedziałem to na głos, ale bynajmniej jej to nie obraziło.- Jakoś wyjątkowo miła jesteś dzisiaj dla mnie, czyżbyś zapomniała o tym, że mnie nie lubisz?- spytałem z ironicznym uśmieszkiem.
-Nie, nie zapomniałam- jej uśmiech wyglądał zupełnie jak mój.- Ale myślę, że dzisiaj mogę dać ci spokój. Chciałam tylko powiedzieć, że mi przykro, z powodu tego, co się stało. Od zawsze wiedziałam, że Reus to idiota!- powiedziała ze współczuciem.
-Ja potrzebowałem ponad roku, żeby to odkryć- prychnąłem.
Chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Myślę, że to miało być coś niemiłego, bo znowu się uśmiechnęła. Jej uśmiech dziwnie na mnie działał. Doszedłem do wniosku, że jest całkiem ładna. Ej, Lewy! Ogarnij się kurwa! Dopiero co cię żona rzuciła, a przed zaśnięciem fantazjujesz o jej przyjaciółce!
-W sumie, jesteś jedynym w miarę ogarniętym piłkarzem w Borussi. Jakbym mogła coś dla ciebie zrobić, nie wiem, pocieszyć, daj znać- znowu posłała mi ten swój uśmiech, kobieto, z czego ty się ciągle cieszysz!? Z tego, że ja zaraz nie wytrzymam, bo jestem za bardzo samotny, a ty nawet ładna!?
-Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał, żebyś mnie pocieszyła- mój głos stał się niższy. Patrzyłem jej w oczy, w których dostrzegłem zaskoczenie, a potem ten wyraz, który oznaczał, że chce grać w tą samą grę co ja.
-A co mogę dla ciebie zrobić?- spytała zmysłowym głosem. Boże, kobieto, nie działaj tak na mnie!
Uśmiechnąłem się i to chyba mówiło samo za siebie.
-Jest taki jeden drobiazg- odparłem, cały czas nie spuszczając wzroku z jej oczu.
Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy. Nie wziąłem zakupów, nagle stały się jakieś takie zbędne. Wsiedliśmy do jej samochodu, z racji tego, że mądry ja poszedłem pieszo. Ale w sumie, to nawet lepiej i tak nie wiem, gdzie ona mieszka.
Z samochodu wyszedłem jako pierwszy i otworzyłem jej drzwi. Potem zniknęliśmy w jej mieszkaniu, a to co się tam działo, pozostanie już naszą słodką tajemnicą...
Wyszedłem spod prysznica przeczesując wilgotne włosy palcami. Nie mam wątpliwości, że to co się stało przed chwilą, było złe, niewłaściwe i takie tam... Ale nie żałuję. Jestem wolny, ona też. Jesteśmy dorośli. Ale z drugiej strony... Nie chciałbym, żeby ktoś się o tym dowiedział. A na pewno nie Natalia! Trzeba będzie porozmawiać z Ness...
Dziewczyna przechadzała się w za dużej koszulce, sięgającej jej do połowy ud. Uśmiechnęła się do mnie, kiedy mnie zauważyła.
-Hej- powiedziała miękko.
-Hej... Słuchaj, musimy pogadać- przybrała cwaniacki wyraz twarzy.- To musi...
-Zostać między nami. Tak, wiem- odparła i westchnęła.
-Cieszę się, że rozumiesz- uśmiechnąłem się.
-Błagam, myślisz, że będę się chwalić na prawo i lewo tym, że przespałam się z piłkarzem Borussi? Moje kibicowskie ego teraz cierpi- udała smutek i pokręciła głową z niedowierzaniem.- A co by zrobił mój braciszek jakby się dowiedział! Uuuu... W Monachium mogłabym się nie pokazywać- zaśmiała się.
-A dlaczego?
-Serio myślisz, że Thomas Muller byłby zadowolony z tego, że jego siostra przespała się z piłkarzem ich największego rywala?
-Thomas Muller!? Żartujesz.- prychnąłem.
Pokręciła głową, zaprzeczając.
-I skąd pomysł, żeby przyjechać do Dortmundu?- spytałem z niedowierzaniem.
-Tylko tu przyjęli mnie na studia... Nie pytaj- wyjaśniła i lekko się uśmiechnęła.
-Okej- odpowiedziałem.- Chyba już pójdę. Było...
-Fajnie- dokończyła za mnie.
Potaknąłem głową, pożegnałem się z nią i wyszedłem. Byłem z siebie dziwnie zadowolony. Jakbym sobie teraz udowodnił, że jednak nie jestem taką do końca ciotą, że nawet moja żona wolała mojego przyjaciela ode mnie.
Wróciłem do mieszkania Gotzego uśmiechnięty od ucha do ucha, jednak mój nastrój zaraz uległ zmianie.
-Gdzie ty byłeś tyle czasu!?- krzyknął.- Nawet zakupów nie zrobiłeś!? Serio Lewy!?
-Zapomniałem- bąknąłem.
-To gdzie ty byłeś!?- wywrócił oczami.
-Eeee... Nigdzie... Poszedłem się przejść i musiałem zapomnieć o tych zakupach- odparłem, chociaż trudno mi było ukryć śmiech.- Jak chcesz, mogę pojechać jeszcze raz- dodałem, ale zaraz wybuchnąłem śmiechem.
-Nie dzięki. Zamówiłem sobie pizzę. Będziesz teraz winny mojej ewentualnej nadwagi!
-Ewentualnej?- zaśmiałem się.
Spojrzał na mnie nienawistnie, ale potem odwzajemnij uśmiech.
-Dobrze, że przynajmniej humor ci się poprawił.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem każdy zajął się swoimi sprawami. Gotze pojechał do klubu, twierdząc, że musi tam coś podpisać. Nie drążyłem tematu. Usiadłem sobie wygodnie na kanapie włączając telewizor. Jak zwykle nic nie było. Dlaczego niemieckie kanały są takie żałosne!?
Jak się tak dłużej zastanowić, czułem w sobie głupią pustkę. Czułem się, jakbym zdradził Natalię, chociaż nawet z nią nie byłem! Moja "przygoda" z Vanessą poprawiła mi humor tylko na krótki czas. W sumie nie wiem, po co to zrobiłem. Żeby sobie coś udowodnić, że jednak nie jestem taki beznadziejny? Teraz upewniłem się, że tak właśnie jest.
-Lewy! Ej Lewy!- krzyknął ktoś za mną. Aż podskoczyłem i spojrzałem na tego osobnika wielkimi oczami.
-Kuba! Musisz mnie tak straszyć!?- spytałem z pretensją.
-Przepraszam. Ale na przyszłość, zamykaj drzwi- posłał mi uśmiech.- Przyszedłem bo... Widziałem cię na treningu, byłeś taki przygaszony. Aż mi się żal ciebie zrobiło- mówił. Spojrzałem na niego zdziwiony.- Lewy, ja mam uczucia- zaśmiał się.
-Wiem... Ja sobie po prostu nie umiem z tym wszystkim poradzić- jęknąłem.- W jednej chwili straciłem żonę i przyjaciela! Wiem, sam zachowywałem się nie lepiej, ale nie miałem pojęcia, że to tak boli...- wydukałem.
-Mogę ci powiedzieć, jak ja to widzę- zaproponował. Skinąłem głową.- Nie możesz być zły na Anię. Ona tu w niczym nie zawiniła. To znaczy, zdradziła cię i to na pewno nie jest godne pochwały, ale w porównaniu z tym co robiłeś ty, to chyba nic. Nie miałeś dla niej czasu, no to znalazł go dla niej ktoś inny, proste. Inna sprawa jest z Reusem. On był twoim przyjacielem i zrobił ci najgorsze świństwo, ale... Nienawiść do niczego nie prowadzi- skończył swój monolog.
-Czyli co powinienem teraz zrobić?
-Idź do Ani, pogadaj z nią jak z człowiekiem, wyjaśnijcie sobie co wam na sercu leży... Ale nie wracaj do niej. Wasze małżeństwo jest już skończone, chodzi teraz tylko o to, żeby rozstać się w zgodzie. Chyba lepiej teraz wszystko ustalić, niż pluć na siebie w sądzie- odparł. Musze przyznać, że Kuba jak chce, to potrafi być mądry.
-Wiesz co... Mógłbyś otworzyć poradnię małżeńską- uśmiechnąłem się.
-Wiem, mam wiele ukrytych talentów- obaj wybuchliśmy śmiechem.
-Może to dziwnie zabrzmi, ale... dzięki- powiedziałem.- Powiedziałeś dokładnie to, co wiedziałem, ale u ciebie zabrzmiało jakoś mądrzej!
[Natalia]
Od mojego pobytu w szpitalu minęło już kilka dni. Przyzwyczaiłam się już do tego. W sumie nie było tak źle, jakby się mogło wydawać. Gdzieś z dwa dni temu, do mojej sali wprowadziła się inna dziewczyna. Martha. Była bardzo sympatyczna. Cały czas jarała się, że znam Roberta. Spytała się, czy będzie mogła go poznać, kiedy przyjedzie mnie odwiedzić. No i własnie to mnie martwi. Robert nie dzwoni do mnie i nie daje znaku życia od kilku dni. Już o mnie zapomniał? Tak szybko? Nie spodziewałam się tego po nim, ale płakać nie będę... I tak jestem mu za wszystko wdzięczna.
-Halo?- odebrałam telefon, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Hej Natalka!- usłyszałam radosny głos Lewego. Jej, tak długo go nie słyszałam! Tęskniłam za jego głosem, tak bardzo tęskniłam!
-Lewusek?- spytałam z niedowierzaniem.
-No a kto by jeszcze mógł dzwonić? Mam być zazdrosny?- zaśmiał się. Za jego śmiechem tęskniłam chyba jeszcze bardziej niż za jego głosem.
-A co miałbyś być zazdrosny, błagam- jęknęłam.- Co tam w ogóle u ciebie? Tak się długo nie odzywałeś- powiedziałam z pretensją.
-Miałem... Problemy- odparł po dłuższej chwili wahania.
-No i mi nawet o tych swoich problemach nie powiedziałeś! To o tym polega przyjaźń?
-Byłem pewny, że wiesz. Przecież wszędzie o tym teraz piszą- odpowiedział zmieszany.
-A co się takiego stało?- zapytałam ze współczuciem.
-Ania... Zdradziła mnie z Marco... Zdradzała już od dłuższego czasu. Rozstaliśmy się. Mieszkam teraz z Mario... Ale ja potrzebuję ciebie! Tęsknię za tobą!- powiedział z uczuciem. Zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu po tym, co powiedział. Ale było mi go strasznie szkoda, z powodu Ani.
-Ja też za tobą tęsknię- wyszeptałam.- I bardzo mi przykro z powodu Ani.
-Właśnie u niej byłem. Chciałem z nią na spokojnie pogadać, ale jakoś nie wyszło- stwierdził i już widziałam oczami wyobraźni, jak wywraca oczami.
-Nie możecie się kłócić. Macie razem dziecko, musicie się jakoś pogodzić- powiedziałam.
-Wiem, ale to jest jeszcze za świeża sprawa... Tęsknię za tobą.
-To już mówiłeś- zaśmiałam się.
-No bo ja bardzo za tobą tęsknię- uśmiechnęłam się. Po raz kolejny wiedziałam, że mam powód, żeby wyzdrowieć.
_________________________________________________
OJEZU to chyba najgorszy rozdział ;_; Ale nic dziwnego, jak nie mam zupełnie motywacji. Jak nie komentujecie, to wydaje mi się, że to wszystko bez sensu, więc nie spodziewajcie się wielkich dzieł literackich ;)
Pozdrawiam wszystkie, ściskam i całuję komentujące ;D*
Do następnego >D
Świetny, świetny i jeszcze raz świetny. To opowiadanie jest po prostu genialne. Rozdział super, szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego zachowania ze strony Roberta ale bardzo mi się podoba. Czekam na kolejny. Życzę weny. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Oj mieszasz dziewczyno, mieszasz. Mimo to powiem ci że jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. Pozdrawiam i weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńZ Roberta to jest jednak debil... No i po co on się przespał z tą Nessa xD No co za człowiek... a teraz się mu przypomniało, że tęskni za Natalią... No ja go normalnie nienawidzę! ;p
OdpowiedzUsuńCo do Mario to widzę, że bym sie z nim dogadał :D Mniej więcej tak samo wyglądam rano :D
I Reus! Co z cwaniak! Chociaż trochę się mu nie dziwię... Skoro Robert zaniedbywał Anię to tak po prostu wyszło... Ale oczywiście nie pochwalam jego zachowania!
Ciekawa jestem co zrobi Natalia jak się dowie o Lewym i Vanessie... Przecież ona ich znienawidzi...
Czekam na następny!!! Szyyyyyyybko!!!!!
Pozdrawiam,
Ruda :)
Jak to najgorszy rozdział?! Kochana, jak dla mnie to jeden z lepszych, choć tak naprawdę wszystkie Twoje są świetne! :) Ten akurat przypadł mi do gustu! Słuchaj, Lewy i Vanessa? Nie pochwalam zazwyczaj czegoś takiego, no ale to taka jedna przygoda, zupełnie nie zobowiązująca, więc można to Robertowi wybaczyć :) Cieszę się ponadto, że pamięta on jeszcze o Natalii. Nie mogę się doczekać jak ponownie będę mogła czytać ich wspólne sceny!!
OdpowiedzUsuńBuziaki kochana;*