środa, 25 września 2013

Rozdział 22 "Należało mi się"

[Robert]

 Wszystko się skończyło. Tylko tak to mogę opisać. W jednej chwili straciłem przyjaciela i żonę, i nawet nie wiem, czego żałuję bardziej. Razem z Mario przesiedzieliśmy całą noc przy butelkach różnych alkoholi. Chociaż w sumie, bardziej to ja piłem i z każdym kolejnym łykiem byłem bardziej skory do zwierzeń, a brunet cierpliwie mnie wysłuchiwał i się przyglądał. Teraz jest 6:30, Mario jeszcze śpi, a ja nie zmrużyłem oka przez cały ten czas.
 Nie wyobrażam sobie, żebym miał iść na trening w takim stanie. Po pierwsze, emocje są jeszcze za świeże i mógłbym zrobić coś temu idiocie. Po drugie, głowa mi pęka, jestem zmęczony i zastanawiam się, czy jeszcze pijany, czy już nie.
 Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie mogę powiedzieć, że to niesprawiedliwe, czy coś. Ja zachowywałem się jeszcze gorzej. Ale z drugiej strony, ja nie zdradzałem Anki z Agatą, Anią, Ewą czy inną jej przyjaciółką. Takich rzeczy się po prostu kurwa nie robi!
 Nie wiem, jak długo już tak siedziałem, ale nagle zrobiła się 8:30, budzik Gotzego zadzwonił, a sam piłkarz jęcząc i trzymając się za głowę, powoli podnosił się z kanapy.
 -Lewy nie mów mi, że całą noc nie spałeś- zaczął.
 -A jak myślisz?- spytałem ironicznie.
 -Jak ty w takim stanie chcesz iść na trening?
 -Chyba sobie dzisiaj odpuszczę- mruknąłem i walnąłem się na kanapę, na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą spał Gotze.
 -Nie możesz olewać treningów...
 -Co mi zrobi różnicę jeden trening?!- warknąłem poirytowany.
 -Dobra, dobra ja nic nie mówię- uniósł ręce w geście poddania się.- Zastanawiam się, czy mogę cię tu samego zostawić-  mruknął.
 -Nie martw się, nic sobie nie zrobię jeśli o to ci chodzi. Nie potnę się łyżką. Ewentualnie mogę opróżnić zawartość twojego barku. No i lodówki, bo może zgłodnieję- odparłem.
 Mój przyjaciel tylko westchnął i poszedł do swojej sypialni się przebrać. Wtuliłem głowę w poduszkę i ze zdziwieniem doszedłem do wniosku, że jestem naprawdę zmęczony. Słyszałem już tylko trzaśnięcie drzwi, oznaczające, że Gotze wyszedł i dosłownie odpłynąłem.
 Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Przez chwilę chaotycznie miotałem się po pokoju w celu znalezienia urządzenia, ale w końcu, znalazłem go pod poduszką. Swoją drogą, ciekawe jak się tam znalazł, jeśli tam spał Mario?
 -Halo- odebrałem.
 -Robercik?- tak, oczywiście, to musiała być moja mama. Akurat wtedy, kiedy nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Cały czas byłem na nią zły o to szpiegowanie mnie w zmowie z Anią.
 -Ty wiedziałaś?- spytałem prosto z mostu.
 -O czym?- zapytała zdziwiona moim agresywnym tonem.
 -O tym, że się Anka sypia z Marco- warknąłem. Powoli puszczały mi już nerwy,a nie chciałem, żeby moja mama była tą osobą, ,a której wyładuję stres.
 -Co!? Ania!? Jak to z Marco!?- zasypywała mnie pytaniami. Była zaskoczona, z resztą ja też tak zareagowałem, kiedy się dowiedziałem.
 -Normalnie... Widocznie nasze małżeństwo nic dla niej nie znaczyło- westchnąłem.
 -A dla ciebie znaczyło?- naskoczyła na mnie. Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że będzie trzymać moją stronę. Że będzie się nade mną rozczulać, jaki to ja biedny. Ale moja mamuśka nie raz potrafiła zaskoczyć.
 -Mamo... Pewnie, że znaczyło. Dalej znaczy. Ale ona powiedziała, że go kocha i chce z nim być. W ogóle, zapomniałem jeszcze dodać, że jest z nim w ciąży- powiedziałem cicho. Pierwsza część zdania może nie do końca była zgodna z prawda, ale...
 -A co z Julką? Z kim będzie mieszkać?
 -Wiesz... Nie mam pojęcia. Najbardziej na świecie chciałbym, żeby została ze mną i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Ale wiesz, jakie są sądy. Zawsze wezmą stronę matki- zamilkłem na chwilę, żeby po chwili dodać prawie płaczliwym tonem.- Wiesz, czego ja się najbardziej boję? Że ona zacznie traktować Reusa jak ojca, a o mnie zapomni. Że to do niego będzie mówić "tato", a ja będę jakimś tam wujkiem- pod koniec zdania załamał mi się głos. Przez moment nie mogłem wydusić słowa, bo łzy napływały mi do oczu i czułem ucisk w gardle.
 -Synuś... Jesteś jej ojcem. Niezależnie od tego, z kim będzie mieszkać, zawsze nim będziesz. Ania pomimo wszystko jest mądrą dziewczyną i na pewno będzie ci pozwalała się z nią widywać tak często jak będziesz chciał.
 -Ty też jesteś po jej stronie!?
 -Nie jestem po jej stronie!
 -I tak będę o nią walczył- mruknąłem.
 -Dobrze synku. Walcz, walcz, tylko zastanowiłeś się nad tym, co z nią zrobisz, jak pójdziesz na przykład na trening? Nawet jak wynajmiesz opiekunkę, to chyba lepiej, żeby wtedy była z matką.
 -Nie wierzę. Nawet ty chcesz mi ją zabrać! Wiesz, myślałem, że mnie zrozumiesz- rozłączyłem się i opadłem z powrotem na kanapę, ukrywając twarz w dłoniach.
 Czyli nawet moja własna matka jest przeciwko mnie? Dobrze. Ale ja tę wojnę wygram i pokażę im wszystkim, że będę mógł się nią zająć! A jeśli będzie naprawdę ciężko to... Zrezygnuję z piłki. Każdy ojciec zrobiłby to dla swojego dziecka. Tak przynajmniej uważam... Wzorowym mężem nigdy nie byłem, ale do mnie jako ojca, nikt nie mógł się przyczepić.
 -Lewusiu, żyjesz?- zapytał Mario, który właśnie wszedł do domu.
 -Już ci się skończył trening? Która godzina?- spytałem zdezorientowany.
 -No piętnasta... Zdążyłem nawet jeszcze skoczyć do sklepu...
 -Kupiłeś alkohol?- zapytałem z nadzieją.
 -Lewy.... Musisz się ogarnąć. Rozpad małżeństwa to nie koniec świata- pocieszał mnie i złapał za ramiona.
 -Ale ja się nie chcę ogarniać! A w ogóle to jestem głodny- stwierdziłem. Tala dobrze kiedyś powiedziała, że mam gorsze humory niż kobieta w ciąży.
 -Dobra zrobię coś do jedzenia... Tak Lewy, wiem, że nie umiesz gotować- uśmiechnął się do mnie. Wziął ze sobą torby i postawił na kuchennym blacie. Poszedłem za nim i usiadłem na krześle.
 -Mogę coś pokroić- zaproponowałem.
 -Nie wiem czemu, ale nie za bardzo mam ochotę dać ci do ręki nóż...- odparł.
 -Czy ty mi nie ufasz?- zapytałem z urazą. Piłkarz tylko się zaśmiał i zabrał za krojenie. Postanowiłem w ciszy przypatrywać się jego poczynaniom.
 -Robert nie patrz się tak na mnie bo mnie rozpraszasz- jęknął. Spojrzałem na niego zdziwiony.- Krępuję się przed tobą, nie mogę w pełni pokazać swoich kulinarnych umiejętności- wyjaśnił, a potem parsknął śmiechem.- Może idź się przewietrzyć, czy coś? Uspokoisz się, bo widzę, że cały czas jesteś wkurwiony- powiedział już poważniej.
 -Ja, wkurwiony?- myślałem, że dobrze to ukrywam, ale cóż.
 -Po pierwsze, patrzysz tak jakoś dziwnie, po drugie stukasz nogą, po trzecie... Idź już, bo się prawie przez ciebie pociąłem!
 Westchnąłem. Wstałem z kuchennego krzesła i ruszyłem w stronę wyjścia. Ubrałem kurtkę i założyłem na głowę czapkę, która nie dawała w sumie ciepła, ale fajnie w niej wyglądałem.
 Niestety nie przewidziałem tego, co może mnie spotkać na ulicy. Przez chwilę miałem spokój, szedłem sobie spokojnie nie zwracając większej uwagi przechodzących obok ludzi, aż nagle... Zbiegli się nie wiadomo skąd. Pieprzeni dziennikarze. W ogóle, skąd wiedzieli, że tu jestem!?
 -Czy to prawda, że żona zdradziła pana z najlepszym przyjacielem?
 -Czy wybaczy pan Reusowi?
 -Ma pan pewność, że pana córka jest naprawdę pana córką?
 Ten ostatni przegiął. Te ich domysły szły za daleko. Nie wytrzymałem i... No przywaliłem mu. Już teraz widziałem, że na jego twarzy zostanie siniak. Nie czułem się z tego powodu usatysfakcjonowany, ale na pewno mi ulżyło. Błysk fleszy się nasilił. Już widzę tą sensację.
 Teraz wiedziałem, że mi już nie odpuszczą. Jedynym sposobem, było wrócić do domu... Ale skąd mam pewność, że i tam nie wejdą? Zacząłem sobie spokojnie zmierzać w stronę apartamentowca Gotzego. Zdezorientowani szli za mną, cały czas zadając pytania, których już nie słuchałem. Kiedy byłem już prawie przy drzwiach, zacząłem biec i szybko wystukałem kod na domofonie. Otworzyłem i zatrzasnąłem za sobą. Oparłem się o szybę i spojrzałem w górę. Musiałem trochę odetchnąć. Nie, żebym się zmęczył krótkim biegiem, ale... Cały czas bolała mnie głowa.
 Nie chciało mi się jeszcze wracać do Mario. Usiadłem na schodach i patrzyłem w ścianę. Nawet myśleć mi się nie chciało. To wszystko sprawiało mi zbyt wielki ból. Kiedy sam zdradzałem Anię, myślałem, że jak się kogoś kocha, to to nie ma takiego znaczenia. Oczywiście wiedziałem, że to złe, ale zawsze myślałem, że wybaczenie komuś zdrady jest łatwiejsze.
 Rozmyślania przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Wojtek. No gorzej być nie mogło.
 -Halo- odebrałem niemrawo.
 -Hej Lewson! Co ty taki przymulony siedzisz?- Wojtek jak zwykle pełen energii zaczął rozmowę od bezsensownych pytań.
 -A z jakich powodów miałbym się cieszyć?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
 -No... Nie wiem... Ale mam dobrą wiadomość!- cieszył mi się do słuchawki.- Chciałem cię z Anią zaprosić, żeby wam o tym powiedzieć, ale nie mogłem wytrzymać!- oczyma wyobraźni widziałem, jak podskakuje jak małe dziecko, ale dalej nie wiedziałem, z jakiego powodu.- Oświadczyłem się w końcu Sandrze! A ona się zgodziła!- powiedział w końcu, a raczej wykrzyczał i czekał na moją reakcję.
 -To dobrze, cieszę się- odparłem i lekko się uśmiechnąłem, chociaż Wojtek nie mógł tego zobaczyć. Naprawdę, chciałbym się cieszyć jego szczęściem, ale nie potrafiłem. Ta wiadomość jeszcze bardziej mnie dobiła. Aha, czyli nie dość, że mąż ze mnie żaden, to jeszcze jestem przyjacielem do dupy!
 -Ee?- spytał zawiedziony.- Tylko tyle?
 -Wojtek, przepraszam, ale teraz naprawdę nie mam nastroju. Mam masę problemów i...- nie dane mi było dokończyć, bo Szczęsny oczywiście musiał się wyrwać w odpowiedzią.
 -To przyjedźcie do nas z Anią! Odpoczniesz od problemów i przy okazji będziemy świętować!- znowu się cieszył. Nigdy nie miałem pojęcia, skąd w nim jest tyle radości i chęci do życia.
 -Nie przyjadę z Anią!- warknąłem. Sam się tego po sobie nie spodziewałem, w myślach przygotowywałem inną odpowiedź.
 -Ale dlaczego?
 -Bo nie jesteśmy już razem kurwa!- krzyknąłem. Odetchnąłem głęboko, żeby się uspokoić.- Przepraszam, nie powinienem wybuchać, ale już sobie nie daję rady z tym wszystkim- jęknąłem. W gardle czułem wielką gulę.
 -Jak... Ale... Co... Czemu...- pytał ściszonym głosem.- Nie mów, że się dowiedziała o tym, że ją zdradzasz!
 -Wiedziała o wszystkim od początku! I sama też mnie zdradzała... Z Reusem!
 -CO!? Mam nadzieję, że porządnie obiłeś mu tą blond łepetynę- prychnął.
 -Jeszcze się z nim nie widziałem. O tym wszystkim od Ani dowiedziałem się wczoraj, dzisiaj nie poszedłem na trening bo za dużo wypiłem... Spotkam się z nim jutro i spróbuję... Porozmawiać- burknąłem.
 -Porozmawiać? Haha, już to widzę, ty i rozmowa-parsknął śmiechem.
 -Mówiłem: spróbuję- zaśmiałem się.
 -Gdzie ty teraz mieszkasz?- spytał.
 -U Gotzego.
 -O Matko. Na pewno był z nim w zmowie- stwierdził.
 -Mario taki nie jest..- zaprzeczyłem.
 -Jakby co, zawsze możesz przyjechać do mnie- zaproponował.
 -Wiesz, chciałbym, ale mamy przygotowania do Ligi Mistrzów... I jeszcze Natalia jest w szpitalu- westchnąłem, a Wojtek milczał. No tak, on nawet chyba nie wie, kto to jest Natalia.
 -Ta z Gotzego Facebooka?- nie zajarzyłem za bardzo o co chodzi.- Co sobie z nią zdjęcia robiliście w autokarze- dodał zniecierpliwiony.
 -No, ta.
 -Masz coś do niej?- zapytał, a ja już widziałem ten wymowny uśmieszek na jego twarzy.
 Zastanawiałem się, czy szczerze odpowiedzieć na jego pytanie, czy po prostu go zbyć.
 -To nie jest rozmowa na telefon- odparłem.
 -A na skajpaja?- wybuchnął śmiechem.
 -Też nie... Jak przyjadę, to pogadamy.
 -Możesz przyjechać z nią, jakby co- znowu zaczął się śmiać i się rozłączył.
 I znowu ta magiczna moc Wojciecha Szczęsnego. Nawet, kiedy miałem podły humor, on potrafił go poprawić przez samą rozmowę.
 Powoli wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi domu mojego przyjaciela, który nawet nie raczył ich zamknąć. No a jakby mu się ktoś włamał!?
 -Wróciłem!- krzyknąłem w progu. Miałem już taki nawyk, nawet kiedy przez tydzień mieszkałem sam, czasami łapałem się na tym, że mówię do kogoś, a nie było nikogo, kto by mnie usłyszał...
 -Ile ja mam na ciebie  z tym obiadem czekać?- spytał z pretensją.
 -No wiem, ale...
 -No co? Albo w sumie posłucham, jaką masz wymówkę na to, że własnie pobiłeś jakiegoś kolesia!- warknął.
 Ten człowiek mnie zadziwia. Najpierw zachowuje się jak dzieciak,a teraz jak moja matka... Jakie jeszcze oblicza skrywa Mario Gotze?
 -Ale on przegiął... Naprawdę, no...
 -Powinieneś się liczyć z tym, że ktoś zadaje ci pytania! Co takiego mogło cię urazić w pytaniach o Ankę!?
 -Nie pytał o Ankę, tylko o Julkę! Sugerował, że Anka zdradzała mnie już wcześniej, a Julka to nie moje dziecko!
 Spojrzał na mnie zdezorientowany.
 -Żartujesz- wydukał.- A to możliwe?- spytał.
 Popatrzyłem na niego jak na idiotę.
 -No chyba żartujesz!- prychnąłem.
 -Dobra, nie rozmawiajmy już na ten temat- powiedział.- Jesz ten obiad?
 Poszliśmy do kuchni by zjeść i w końcu nie rozmawialiśmy na przykre tematy.
___________________________________________________
PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM!!! Wiem, że długo nie dodawałam, ale chyba nie tęskniliście :)* Nie miałam weny no. xD Zostawiam Wam nowy żałosny rozdział do oceny ;D
OGŁOSZENIA PARAFIAAALNE!:
Rozdziały będę dodawać teraz co piątek! Gdzieś bardziej z wieczora :D
Pozdrawiam Was kochane!!! ;* Do następnego piątku! :)*
PS. Obiecuję nadrobić WSZYSTKIE zaległości na Waszych blogach! Wiecie, muszę się przestawić na tryb szkolny, a jak wracam ze szkoły to już od razu chce mi się spać i nie mam na to siły. Ale w weekend na pewno wszystko już ogarnę ;*

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Czekam z utęsknieniem na kolejny. Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się życie Roberta i Natalki. Nie wiem czemu uważasz ten rozdział za żałosny, on jest naprawdę super.
    Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie.
    MARTA ;-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Lewy... No ale jak to się ładnie mówi po ang: What goes around, comes aroud...
    Ale wierzę, że sobie jeszcze ułoży życie z Natalia ;) Szkoda, że jej nie było w tym rozdziale :( Ciekawa jestem jej reakcji na tę sytuację!! :D Ja bym tam się cieszyła, że mogę pocieszać biednego Roberta ;)
    A Mario też mi się podobał xD Haha! Zachowywał się tu nie jak jego matka tylko ja żona! xD Hahahahahah! Genialne! :)

    Ale się rozpisałam ;)
    Wieczorkiem zapraszam do siebie :)
    Pozdrawiam,
    Ruda :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde! Jestem ciekawa co dalej! I teraz tak się zaczęłam w sumie zastanawiać, czy aby na pewno Robert jest ojcem Julki. A co jeśli to córka Marco?! O ja! Ale Lewy się wkurzy jeśli to się stanie prawdą! Ale w sumie... Ja chyba lubię takiego 'złego Lewandowskiego', haha! :)
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń