Obudziłam się w szpitalu. To była pierwsza noc spędzona tutaj. Wszystko było tak przytłaczająco białe i sterylne. Ściany z białych kafelków, białe kafelki na podłodze, biały sufit, biała pościel... Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że koło mojego łóżka siedzi Mario.
-Co ty tu tak wcześnie robisz?- spytała, ale uśmiechnęłam się do niego promiennie. Miło było go zobaczyć. Tym bardziej, że już niedługo pewnie nie będziemy się tak często widywać.
-Mówiłem, że cię odwiedzę- odparł i wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.
-A tak na serio?- uniosłam brwi.
-Chciałem, żeby nie było Lewego. Ja już dzisiaj wracam i chciałem się z tobą pożegnać- powiedział i spojrzał mi w oczy.
Uświadomiłam sobie, że to może być ostatni raz, kiedy go widzę.
-Jeśli cokolwiek mi się stanie, to chcę, żebyś wiedział- zaczęłam.- Przepraszam cię za wszystko. Za to, że dawałam ci złudne nadzieje, że mimo tego, że wiedziałam co do mnie czujesz, na twoich oczach przystawiałam się do Lewego, a potem używałam cię jak poduszki do wytarcia łez...
-Na tym polega przyjaźń- szepnął i uśmiechnął się ciepło.- Będziesz miała jeszcze wiele okazji, żeby mi to powiedzieć. Wyzdrowiejesz. Musisz w to uwierzyć, bo bez tego cała medycyna będzie bezradna- dotknął mojego policzka.
-Wierzę w to- odwzajemniłam uśmiech.- I Mario... Miałabym do ciebie jeszcze prośbę...
-Co tylko zechcesz!
-Wracasz samochodem czy samolotem?
-Samolotem, a co?- spytał zdezorientowany.
-To wrócisz z Lewym. Zaciągnij go do tego Dortmundu, bo Ania nie jest zadowolona z tego, że on tu jest.
-Postaram się- odparł z nieschodzącym mu z twarzy uśmiechem i wyszedł. Kurczę, będę za nim cholernie tęsknić. Powinnam być lepiej nastawiona, ale może tak ma być. Nic innego nie robię, tylko ranię ludzi i niszczę im życie. Może mi się to należy?
Podczas, gdy rozmyślałam, do mojej sali wszedł Robert z szerokim uśmiechem. Te ich uśmiechy są już dość męczące.
-Hej młoda- rzucił i usiadł na moim łóżku, o mało nie miażdżąc mi nogi.
-Hej stary- przedrzeźniałam go.
-Mam złe wieści- posmutniał.
-Jakie?
-Jadę do Dortmundu, będziesz musiała zostać sama. Ale wrócę, zanim się obejrzysz, obiecuję!- dodał.
-Nie musisz się spieszyć- powiedziałam.
-Już chcesz się mnie pozbyć?- zapytał i zrobił smutną minkę.
-No tak, a co ty sobie myślałeś?- musiałam pożałować tego pytania. Robert zaczął mnie łaskotać, a nigdy tego nienawidziłam. Nie wiedziałam, czy się śmiać czy krzyczeć, czy robić to jednocześnie. W efekcie dławiłam się tylko śmiechem, bo nie chciałam, żeby pielęgniarki się zbiegły.- Dobrze, wracaj jak najszybciej!
-Będziesz tęsknić?- spytał. Wolałam już mu się nie narażać.
-No oczywiście, będę usychać z tęsknoty- odparłam i znowu wybuchłam śmiechem.
W pewnym momencie Robert spojrzał na zegarek i już wiedziałam, co oznaczał grymas na jego twarzy.
-Musisz już iść?- mój głos był cichy i smutny.
-Tak...
-Słuchaj, jeśli mielibyśmy się już nie spotkać, to chcę, żebyś wiedział, że...- zaczęłam.
-Przestań! Spotkamy się, nie wolno ci myśleć inaczej!
-Tak, ale...
-Żadne "ale"! Mario mówił, że świrujesz... Słuchaj, wszystko będzie dobrze, hm?
-Ale ja tylko chciałam ci powiedzieć, że...!
-Powiesz mi jak wyzdrowiejesz- przerwał mi. Miałam ochotę mu coś zrobić.- To będzie taka twoja motywacja- uśmiechnął się.
-Wiesz, że mnie wkurzasz?- spytałam z udawaną pretensją w głosie. Uśmiechnął się i kiwnął głową, po czym mocno pocałował mnie w usta i wyszedł.
Zostałam tu sama. Lewy namącił mi w głowie. Ten pocałunek był niepotrzebny. Nie jesteśmy razem, więc niech przestanie się tak zachowywać!
Chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Niestety nie było mi dane to zrobić. W sumie, może to i lepiej. Jeśli nie... Nie spotkamy się już więcej, to po co ma wiedzieć, że coś do niego czułam?
Tak strasznie chciałabym z nim być. Ale jestem w sytuacji bez wyjścia. Ania jest świetną żoną. Gdyby chociaż ona coś zrobiła i Robert miałby pretekst, żeby ją zostawić, a tak? Poza tym Julka.
Postanowiłam. Jeśli wyzdrowieję, podziękuję Lewemu i usunę się z jego życia raz na zawsze. Wyjadę do Polski. Oczywiście nie zachowam się tak jak wcześniej, powiem mu, gdzie jadę. Tak będzie lepiej dla nas obojga. On ma swoje życie, ja... No ja nie mam życia osobistego. Ale im szybciej zapomnę o nim, tym szybciej będzie szansa, że kogoś pokocham. Kogoś, z kim będę mogła być.
[Robert]
Przez całą drogę myślałem o niej. Ignorowałem Mario, który najpierw próbował zacząć rozmowę, ale kiedy zrozumiał, że mu się nie uda, założył słuchawki i teraz kiwa się w rytm muzyki z jednej na drugą, raz po raz coś śpiewając. Trochę mnie to denerwowało i nie pozwalało skupić się na drodze.
-Ej Lewy...- powiedział Gotze zdejmując słuchawki.
-Hm?- spojrzałem na niego pytająco.
-Ona wyzdrowieje?- zapytał naiwnie jak dziecko. Oczekiwał odpowiedzi :tak lub nie. A skąd ja mogę to wiedzieć?
-Tak, wyzdrowieje- uśmiechnąłem się. Jego wzrok był tak smutny, że musiałem mu to powiedzieć. Mario czasami zachowuje się jak dziecko. Trudno za nim nadążyć. Raz totalny dzieciak, a potem walnie jakąś mądrość, nad którą inni musieliby myśleć o wiele dłużej, chociaż pewnie robi to nieświadomie. Wiele razy już mi pomógł. Dobrze, że miałem takiego przyjaciela jak ona, bo z Reusem... No cóż, niby rozmawiamy, śmiejemy się, ale ciągle mamy do siebie jakiś uraz.
Musieliśmy pojechać na stację benzynową. Zatrzymaliśmy się, a ja zaraz po zatankowaniu samochodu zadzwoniłem do Przybylskiej. Mój przyjaciel poszedł kupić coś do jedzenia i do picia, więc miałem kilka minut spokoju.
-Hej Lewusku, co tam?- spytała pogodnym głosem. Aż mnie to zaskoczyło.
-Hej Natalko, dobrze, a u ciebie?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, kontynuując naszą wymianę uprzejmości.
-Dobrze, tylko nudno tu bez ciebie- odparła.- Gdzie już jesteście?
-Stoimy na stacji gdzieś ze sto kilometrów od Dortmundu. Ale jak ci się nudzi, zawsze mogę wrócić- zaśmiałem się.
-Nie pogardziłabym... Ale nie jest najgorzej, trochę popisałam, a teraz oglądam Glee, bo nie ma nic innego w TV- oznajmiła.- Musisz szybko wrócić, bo jeszcze się w to wciągnę i co wtedy?
-Wrócę jak najszybciej się da... Muszę kończyć, Mario już wraca, pa- powiedziałem. Zaczekałem, aż ona się pożegna, po czym się rozłączyłem.
-Gadałeś z nią?- spytał Gotze, wrzucając powerade'a do samochodu.
Potaknąłem głową.
-A z Anią?
-Czy ty chcesz mnie umoralniać jak Marco?- zapytałem już trochę zirytowany tą sytuacją.
-Nie, po prostu tak pytam... Ona w ogóle wie, że przyjedziesz?
-Zrobię jej niespodziankę- odpowiedziałem.
-A skąd wiesz, że ona będzie na ciebie czekać?- spytał.
To pytanie zbiło mnie z tropu. Jak to, nie będzie czekać? W sumie, dałem jej do zrozumienia, może trochę niechcący, że wybieram Natalię. Nie wiedziałem, co mam myśleć, i czego się spodziewać po powrocie do domu.
Kiedy przekroczyliśmy granice Dortmundu, strasznie się bałem. Nie chciałem tak tego kończyć, nie w ten sposób. Oddaliliśmy się z Anią od siebie, ale nie była mi obojętna. Sam już nie wiedziałem co robić!
Poirytowany tą sytuacją wszedłem do domu, wcześniej zawożąc Mario pod jego blok. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Paliły się światła, więc była w domu. Z drugiej strony, gdzie by miała być?
-Ania, kochanie?- spytałem, kiedy wszedłem do domu.
-W salonie- odkrzyknęła. Poszedłem do pokoju i zobaczyłem, jak siedzi na kanapie z twarzą ukrytą w dłoniach.
-Co się stało?- usiadłem obok niej i chciałem ją objąć, ale mi na to nie pozwoliła.
-Robert, ja... Muszę ci coś powiedzieć...- zaczęła i patrzyła w podłogę. Z oczu leciały jej łzy. Bałem się tego, co mogę usłyszeć.- Jestem w ciąży- powiedziała w końcu.
-Ale... Aniu to cudownie!- ucieszyłem się i chciałem ją przytulić.
-Nie z tobą.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Zamurowało mnie. Złość mieszała się z upokorzeniem i smutkiem.
-CO!? Ty... Zdradziłaś mnie!?- krzyknąłem z niedowierzaniem.
-Robert...
-Co Robert! Co Robert!? Jak mogłaś mi coś takiego zrobić!?
-Ty też mnie zdradzałeś! I nie udawaj że nie, chociaż raz zachowaj się jak mężczyzna i przyznaj się do tego!
Spuściłem wzrok. Miała rację. Naskakuję na nią, a sam robiłem to samo.
-A powiesz mi przynajmniej z kim jesteś w ciąży?- spytałem cicho. Jej wzrok uciekał gdzieś po pomieszczeniu.- Jestem jeszcze twoim mężem, mogę chyba wiedzieć- dodałem lekko zirytowany.
-Nie chcesz wiedzieć- odparła.
-Może jednak chcę- warknąłem.
-Marco- powiedziała cicho ze łzami w oczach.
-Reus!?- wrzasnąłem.
Pokiwała głową. Zupełnie nie wiedziałem co robić. W jednej chwili straciłem żonę i przyjaciela. Czułem się, jakbym leciał w jakąś przepaść i nie miał się czego złapać. Pobiegłem na górę i zacząłem wrzucać rzeczy Anki do walizki. Nie chciałem jej już widzieć. Jak mogła to zrobić z moim najlepszym przyjacielem!?
-Nie musisz się wyprowadzać- powiedziała stojąc w progu i patrząc na moje poczynania.
-Wiem. Dlatego ty się wyprowadzasz- odpowiedziałem niewzruszony i nie przerywałem pakowania.
-Ale dlaczego niby ja!? Wyrzucisz mnie z dzieckiem pod most!?
-A kto powiedział, że z dzieckiem!? Julka zamieszka ze mną!
-Nie oddam ci jej!- krzyknęła.
-A ja nie oddam jej Marco!- krzyknąłem.- Lepiej żeby mieszkała ze mną, niż z tym idiotą i matką dziwką!- chyba trochę się zapędziłem, bo poczułem uderzenie w twarz.- Ja... Nie o to mi chodziło, nie chciałem tego powiedzieć, Ania- złapałem ją za nadgarstki i spojrzałem w oczy.
-Zostaw mnie! I wynoś się nie chcę cię więcej widzieć na oczy!
Patrzyłem jak Ania ze łzami w oczach wybiega z pokoju. Zachowałem się wobec niej jak dupek. Ostatnio często zdarza mi się ranić osoby, na których mi tak cholernie zależy. Westchnąłem. Wypakowałem rzeczy Ani z walizki i wpakowałem moje.
Schodząc spojrzałem jeszcze na Anię, która siedziała na kanapie i patrzyła w ścianę.
-A więc to koniec?- spytałem wypranym z emocji głosem.
-A jak myślisz?- odpowiedziała takim samym tonem.
-Będziesz z nim?
-To już chyba nie powinno cię obchodzić!- warknęła.
Wyszedłem z domu zostawiając ją tam samą. Nie wiedziałem dokąd mam się udać. Nie chciałem być w hotelu, nie chciałem być sam, musiałem z kimś pogadać, wyżalić się. Mógłbym też pojechać obić Reusowi mordę, ale nie mam na to na razie siły. Zemsta najlepiej smakuje na zimno.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do dobrze znanego mi bloku. A jeszcze pół godziny temu odwoziłem tu Mario i bałem się, czy Ania będzie na mnie czekać.
Drzwi otworzył mi Gotze, ubrany do połowy. Na jego twarzy malowało się zdziwienie.
-Lewy? Co ty tu robisz? I czemu masz minę jakby ktoś umarł?- obsypywał mnie pytaniami.
Wtedy nie wytrzymałem. Przytuliłem się do niego. Chyba pierwszy raz w życiu, nie w ten sposób z boiska, czy po przyjacielsku. Po prostu przytuliłem go, bo kogoś potrzebowałem.
____________________________________________
No to łapcie nowy rozdział ;) Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale nie miałam na to zupełnie czasu. Rozdział napisany z gorączką, więc przepraszam za wszelkie głupoty, które tu wypisywałam! :D Nowy rozdział pojawi się w sobotę, o ile zdążę go napisać, ale myślę że tak, bo przynajmniej na tydzień będę miała wolne od szkoły! xD
Martwi mnie mała ilość komentarzy, ale rozumiem Was. Szkoła, te sprawy, poza tym, ja strasznie przynudzam ;_; :)
Pozdrawiam Was kochane ;***
Wiedziałam, że to będzie Reus! Wiedziałam! Ale dupek! No własnemu przyjacielowi takie świństwo wywinąć! Ja bym mu sama chętnie mordę obiła za coś takiego!
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony Lewy też się zachował jak skończony dupek... Sam przecież zdradzał Ankę, a teraz robi wielkie halo... Nosz ci faceci to są niemożliwi! ;p
Super rozdział, czekam na kolejny :) i już myślałam, że skończyłaś z pisaniem! Ale na szczęście się pomyliłam ;)
Zapraszam go siebie na 6. rozdział :)
Pozdrawiam,
Ruda :)
Świetny rozdział. Mam nadzieję, że Natalka wyzdrowieje i wyjaśni sobie wszystko z Robertem. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam .
ELIZA
Super rozdział. Bardzo ciekawy. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńNo zajebiscie !
OdpowiedzUsuńTeraz to już napewno będą razem <3 Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa ;-) Sprawiłaś mi tym ogromną radość.
Teoretycznie powinnam się teraz uczyć podziału administracyjnego na geografię :-P Ale twoje opowiadanie kocham ponad wszystko i musiałam znaleźć czas na przeczytanie i skomentowanie tego cuda :-* <3
Teraz mam nadzieję że Natka wyzdrowieje. Ona musi żyć. Musi żyć i być z Lewym :-D Przecież oni się kochają.. Po co czaja się jak gowno w krzakach!? Skoro pasują do siebie to HEJA! Teraz nic nie stoi na ich drodze do szczęścia :-* <3
Skarbie. Ty też zdrowej szybciutko :-* I pisz nam kolejne takie wspaniałe rozdziały:-D
Napisałaś mi żebym się nie przejmowała ilością komentarzy. Tu też tego nie rób :-D Taki okres :-P
Buziaczki :-*:-*:-*
Świetne opowiadanie. Rozdział bardzo fajny. Ciesze się, że Robert już nie jest z Anką. A co do Natalki to Ona po prostu musi wyzdrowieć. Czekam na Kolejny i polecam świetnego bloga jest nowy Robert-paulina-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBuziaki ;-*
ANIA
Super, z uwagi że jestem tu pierwszy raz przeczytałam tylko jeden rozdział. Ale nadrobię to, iż podoba mi się to! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zapraszam do mnie. Liczę na Twoją opinię o moim blogu.
Dzięki!
http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/
Ej czemu Reus?! Oni się przyjaźnili! Jaki dupek z niego! Ohh!
OdpowiedzUsuńRozdzial cudowny jak zwykle, napisałabym jakiś długi komentarz, ale nie mam siły, ale Ty i tak wiesz, że kocham to opowiadanie i czekam na następny rozdział! ♥