[Natalia]
Nastał nowy, dzień, z nowymi nadziejami, można powiedzieć. Nie jestem już tak zdołowana, jak wczoraj. Nie mogłam się z tym pogodzić. Za wszelką cenę, chciałam tą myśl wyprzeć. A teraz? Wierzę, że wyzdrowieję. Robert mi obiecał. Może i to naiwne, wierzyć w obietnice kogoś, kto nie zna się nawet na medycynie, ale znajduję w nim oparcie i uwierzyć mu w to, to dla mnie czysta wygoda. Uważam tylko, że to niesprawiedliwe. Dlaczego, to musiało przytrafić się akurat mnie? Przecież nic złego nie zrobiłam.
Chociaż, jakby się bardziej zastanowić, zniszczyłam Robertowi małżeństwo. No bo szczerze, ile ten ich związek od siedmiu boleści może potrwać? Lewandowski mówił mi, że już nic do niej nie czuje. A ona? Też cały czas ma pretensje. Więc jeśliby brać pod uwagę tylko zdanie Lewego, ten związek mógłby nie istnieć. Ale pani Lewandowska na pewno tak łatwo go nie puści. Zresztą nie dziwię jej się, na jej miejscu zrobiłabym to samo. Taki facet jak Robert, to prawdziwy skarb. Szkoda, że się wcześniej nie spotkaliśmy.
Leżałam właśnie na jego ramieniu i rozmyślałam. Wpatrywałam się uważnie w jego twarz. Doszłam do wniosku, że taki widok, mogłabym widywać codziennie rano. Ale niestety, to niemożliwe. Strasznie się wkręciłam w ten mój "związek", który nie istnieje. Za dużo sobie wyobrażam. Lewy na pewno ma mnie tylko za przyjaciółkę, a ja myślę sobie nie wiadomo co.
Wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je i wyjrzałam przez nie. Zimne, marcowe powietrze owiało mi twarz. Obok idealnie odśnieżonego chodniczka, na podwórku Lewego leżały sterty śniegu, tak samo jak na trawie i dachach sąsiednich domów. Biały puch delikatnie padał z nieba, spadając mi na nos.
Przyszło mi do głowy, że być może ostatni raz widzę Dortmund. Nie wiem, czy wrócę z Monachium, czy tam z Hamburga, czy nie wiadomo jeszcze skąd. Kiedy zasnęłam Robert szukał jeszcze w internecie najlepszych klinik w Niemczech. Nie chcę opuszczać Dortmundu. Jeśli i tak mam umrzeć, po co w jakimś obcym mieście? Nie lepiej zostać tu? Tyle pytań i nie ma ich komu zadać, bo Lewy jeszcze śpi...
Poszłam sobie po kawę i znowu wróciłam do okna. Ogród Lewandowskich był tak śliczny, że nie mogłam oderwać wzroku. Pewnie bez śniegu wygląda jeszcze lepiej. Pod płotem rząd wysokich na około półtora metra thuj, równiutkich i zieloniutkich, na środku dróżka, a obok otaczające ją drzewka, uformowane w kształcie kul.
-Matko Boska!- krzyknął Lewy zrywając się z łóżka. Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi.- Nie, sory, jak cię zobaczyłem przy tym oknie, to pomyślałem, że znowu zrobisz coś głupiego- uśmiechnął się słodko, przymykając jedno oko, z powodu rażącego słońca. Zaśmiałam się. Brunet wstał, podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Jego nagi tors trochę mnie dezorientował, ale spojrzałam w końcu na jego twarz, na której widać było triumfalny uśmiech.
-Nie ciesz się tak- powiedziałam i uderzyłam go lekko w brzuch.- Jakbym ja spędzała trzy godziny dziennie na siłowni, też byś nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
-Już nie mogę- odparł i pocałował mnie namiętnie w usta.
-Lewy... Co my robimy?- zapytałam, kiedy przestał. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Myślałem, że po naszej wspólnej nocy, coś się między nami zmieniło- mruknął zawiedziony.
-Nie zmieniło. A wiesz co się nie zmieniło? To, że masz żonę i dziecko- powiedziałam.
-Ale jakoś mojej żony tu nie ma- uśmiechnął się łobuzersko.
-No i tym bardziej robisz jej jeszcze większe świństwo, i ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego ja w tym uczestniczę!- warknęłam i usiadłam na fotelu, na którym wisiały ciuchy Roberta. No tak, porządek jednak nie był u niego tak idealny.
-Ale przecież my... Chcemy tego, to czemu mamy się przed tym bronić?- spytał, gdy usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem.
-Już ci tłumaczyłam- odparłam znudzona.
-Oj Taluś, Taluś...- westchnął i pocałował mnie mocno w policzek. Zaczęliśmy się śmiać, nie wiadomo z czego.
-To dokąd jedziemy?
-Do Monachium...- oznajmił niezadowolony.
-Co jest złego w Monachium?
-Bayern- odpowiedział. Ta odpowiedź była tak oczywista i banalna, że znowu zaczęłam się śmiać. Jeszcze bardziej rozśmieszała mnie śmiertelnie poważna mina Lewandowskiego.
-Dobra, ja idę pod prysznic...
-Iść z tobą?
-NIE!?- krzyknęłam, ale po jego minie widziałam, że żartuje. Wzięłam więc swoje rzeczy i poszłam do jego łazienki.
Muszę przyznać, że życie dziewczyny piłkarza, musi mieć też swoje dobre strony. Wystarczy spojrzeć na ten dom. Ani jak widać niczego nie brakowało. Łazienka wyłożona kaflami, w kolorze piaskowym, wanna dwuosobowa, ze skórzanymi siedzeniami i hydromasażem, prysznic, tak duży, że zmieściłoby się z pięć osób, a w panelu prysznica wmontowane radio. Dobrze, że ubikacja nie ma jakiegoś siedzenia ze skóry, czy z czegoś takiego. Uśmiechnęłam się do moich dziwnych myśli i położyłam się w wannie, napełnionej ciepłą wodą. Niby planowałam prysznic, ale nie mogłam się oprzeć.
[Robert]
Natalia poszła pod prysznic, więc miałem czas wszystko zaplanować. Do Monachium mamy ponad 600 kilometrów. Samochodem około 6 godzin jazdy, no moim 5. Jestem zmęczony, więc mogę zasnąć za kierownicą. Trzeba będzie podjechać na stację, zatankować i kupić z pięć Red Bulli. Wcześniej pojedzie się do Tali, ona się spakuje i będzie można jechać. Miejsce w klinice ma już załatwione. Wolałbym inne miasto niż akurat Monachium. Kiedy ktoś mnie tam zobaczy plotki o moim transferze ożyją na nowo. Wiem, to strasznie egoistyczne, ale dlaczego to musi być akurat pieprzone Monachium!
Druga sprawa, ile można siedzieć pod prysznicem? Może postanowiła się utopić? Nie no, muszę przestać mieć dziwne myśli i jej zaufać. Każdy może raz popełnić błąd.
Włączyłem laptopa i zastanawiałem się, czy nie napisać na facebooku czegoś w stylu: Jadę do Monachium, ale w celach prywatnych. Tak, tylko jakie ja mogę mieć sprawy prywatne bez Ani? Wolę, żeby spekulowano o moim rzekomym transferze niż o moim życiu.
Usłyszałem chrzęst kluczy w drzwiach. Ania. No to po mnie.
-Hej kochanie- powiedziała wchodząc do domu, ze sztucznym uśmiechem.
-Gdzie Julka?
-Została u mojej mamy, pomyślałam, że powinniśmy pobyć trochę sami, to nam dobrze zrobi, nie uważasz?- spytała i pocałowała mnie w policzek.
-Tak, na pewno, ale... Ja muszę wyjechać na kilka dni- oznajmiłem i czekałem, aż zacznie się wydzierać.
-A dokąd?- zapytała z pretensją i oparła ręce na biodrach. Jej zimne spojrzenie, przenikało mnie całego.
-Emm... Do Monachium?- odparłem niepewnie.
-Czarek cię jednak namówił- westchnęła.
-Nie, nie to nie ma nic wspólnego z Czarkiem, chodzi o...- zacząłem się tłumaczyć, ale w tym momencie z łazienki wyszła Natka, mówiąc coś o tym, że mam zajebistą wannę. Lepszego momentu sobie wybrać nie mogła. Spojrzałem przerażony na Anię, która właśnie wyszła ze łzami w oczach. Popatrzeliśmy na siebie z Natalią.
-Przepraszam- powiedziała.
-To nie twoja wina- odparłem i pobiegłem za Anią. Wsiadała właśnie do samochodu, ale zdążyłem ją zatrzymać. Złapałem ją za rękę, ale ona uderzyła mnie w twarz.
-Wiesz co mnie tylko zastanawia! Że byłam pewna, że zastanę taki widok, byłam na to przygotowana, a jednak to mnie boli!- krzyknęła.
-Kochanie, to nie jest tak jak myślisz... My, między nami do niczego nie doszło, przysięgam!
-To co ona tu robi!?
-Ona jest chora- Ania uniosła brwi.- Na raka- kontynuowałem a moja żona otworzyła usta ze zdumienia.
-Przepraszam, ja... Nie wiedziałam, ale to dalej nie tłumaczy, co ona tutaj robi.
-Załatwiłem jej klinikę w Monachium. Dzisiaj zawiozę ją tam i zostanę na kilka dni.
-A po co masz tam zostawać?
-Nie chce jej zostawiać samej, wiesz, w jakim jest stanie.
-Czyli bardziej obchodzi cię ona niż ratowanie naszego małżeństwa!?
-Ćśśś... Cicho, nie krzycz tak, zaraz się jacyś ludzie zlecą. I przecież tu chodzi o jej życie!
-Myślę, że nie umrze bez ciebie.
-Ona potrzebuje wsparcia.
-Ja też potrzebuję wsparcia!
Wywróciłem oczami i poszedłem w stronę domu.
-Wybieraj! Albo ona, albo ja!- warknęła Anka i poszła za mną, pewna, że wybiorę ją.
-Chodź Tala, jedziemy- powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej lekko. Nawet nie chciałem patrzeć na mine brunetki, która nepweno miałaby ochotę odrąbać mi głowę. Z drugiej strony zastanawiałem się, dlaczego nigdy mnie nie pobiła, przecież trenowała karate. Wziąłem torbę od Przybylskiej i poszliśmy do mojego samochodu.
[Tymczasem w Dortmundzie]:
[Ania]
Nie mogłam uwierzyć, że wybrał tą zdzirę. Widocznie to, że mamy dziecko już nic dla niego nie znaczy. Dlaczego nie mogłam wcześniej się otrząsnąć? Byłam w nim zakochana do bólu, a on widocznie we mnie trochę mniej.
Myślałam, że pod moją nieobecność wszystko sobie przemyślał, ale najwidoczniej dałam mu tylko miejsce do zabaw z tą... Ach.
To wszystko strasznie mnie zdołowało, nawet nie wiem kiedy, zaczęłam płakać. Założyłam płaszcz z powrotem i udałam się pod dobrze znany mi adres. Otworzył mi wysoki blondyn, który uśmiechnął się na mój widok i przytulił.
-Wreszcie wróciłaś!- powiedział zadowolony.- Wchodź- zaprosił mnie gestem ręki do środka. Muszę przyznać, że on zawsze działał na mnie uspokajająco i rozweselająco, dlatego na mojej twarzy gościł już uśmiech.- Coś się stało? Nie miałaś spędzać czasu z Robertem?- wspominając o moim mężu miał smutną minę, co i mnie się udzieliło. Ciężko mi było mówić, a nawet myśleć o tym, że mój Robert mnie po prostu olał.
-Pojechał do Monachium. Z nią- odparłam i oparłam brodę o kolana.
-Ale po co do Monachium?
-Ona jest chora, załatwił jej klinikę, ale nie o to tu chodzi! Ja bym nic nie miała przeciwko, że on chce jej pomóc, ale on chce tam zostać na kilka dni. Powiedziałam mu, że ma wybierać, albo ją, albo mnie... A on wyszedł z nią bez słowa- tłumaczyłam, a przy końcu załamał mi się głos. Wtuliłam się w chłopaka, pozwalając mu się objąć.
-Nie jesteśmy w stosunku do niego fair. Powinniśmy mu o nas powiedzieć- zaczął i wpatrywał się we mnie uważnie swoimi brązowymi oczami.
-Mówiłam ci, że jeszcze nie chcę... Mamy dziecko, chcę jeszcze ratować nasz związek.. Dla niej.
-Ale ja też nie czuję się z tym dobrze, że sypiasz z innym facetem. Ja chcę, żebyś była tylko moja, Aniu- powiedział i ujął moją twarz w dłonie.- Kocham cię. Zajmę się tobą i Julką, a o Roberta się nie martw. On sobie poradzi. Poza tym, to i tak z jego winy to wszystko się stało- pocałował mnie w policzek.
Pewnie, chciałam z nim być. Ale nie mogłam się przyznać Robertowi. Nie chcę mu pokazać, że ja też nie jestem bez winy. Wolałabym, żeby to on był za wszystko odpowiedzialny, ale niestety, tak się nie da.
-Dobrze, jak wróci to mu powiem, że z nami koniec. Chcę być tylko z tobą- wyznałam i pocałowałam go w usta.
[Robert]
Po pięciogodzinnej jeździe dojechaliśmy do Monachium. Od razu udaliśmy się do kliniki, w której natychmiast zrobiono Natalii badania. Lekarz powiedział, że jest duża szansa, że uda się ją z tego wyleczyć. Ja cały czas tkwiłem w tym przekonaniu. Wierzyłem w to, bo nie wyobrażałem sobie życia bez niej.
Byłem zły na siebie, że tak szybko wzięliśmy z Anką ślub. Wszystko się pokomplikowało. Ale naciski ze strony jej rodziców i mojej mamy to spowodowały. W przeciwnym razie nigdy nie zgodziłbym się na małżeństwo w wieku 22 lat.
Siedziałem przy łóżku Tali, ale wparował lekarz i mnie wyprosił. Usiadłem więc na korytarzu.
-Panie Robercie, nie ma sensu, żeby pan tu siedział. Potrzebne są dodatkowe badania, potrwa to na pewno grubo ponad godzinę- powiedziała pielęgniarka, która właśnie wyszła z sali.
-Jednak zostanę- odparłem ze sztucznym uśmiechem.
-Ale niepotrzebnie będzie pan tu siedział... Pozwiedza pan miasto, w końcu za pół roku będzie pan tu mieszkał, prawda?- spytała cały czas się uśmiechając. Miała taki ton, jakby to było oczywiste.
-Proszę pani, nigdy nie powiedziałem, że chcę grać w Bayernie Monachium i bardzo nie lubię, kiedy ktoś mi coś insynuuje i spekuluje na mój temat- powiedziałem spokojnym tonem.
-Przepraszam- wymamrotała zmieszana i poszła korytarzem przed siebie.
Może za bardzo się zdenerwowałem. Może. Ale to jest najgorsze, co może być, jak wszyscy wiedzą lepiej od ciebie, co będziesz robił w życiu. Nigdy nie chciałem się przenieść do Bayernu, a wszyscy uznają to za naturalne i oczywiste.
Wyszedłem ze szpitala, żeby trochę ochłonąć. Monachium, to podobno piękne miasto, więc chyba nie zaszkodzi, jak sobie trochę pozwiedzam. Poszedłem do paru sklepów, kupiłem co trzeba, żeby zrobić Natalii niespodziankę i umilić jej czas choroby. Ludzie byli nawet mili, zawsze myślałem, że kibice Bayernu to zarozumiali, zapatrzeni w siebie typowi Niemcy, a tu proszę, "Panie Robercie, jestem pańskim fanem, mogę prosić o zdjęcie". Ale czy Monachijczycy nie powinni mnie nie lubić?
Idąc jedną ze starych, zabytkowych ulic zauważyłem kogoś, kto wydawał mi się znajomy. Niski, w czarnym płaszczu, sięgającym za tyłek i w czarnym fullcapie.
-Mario!? Co ty tu robisz?- zapytałem łapiąc go za ramię. Podskoczył i spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Weź mnie tak nie strasz, już myślałem, że mnie ktoś napadł- westchnął.- A ty co tu robisz?
-Pierwszy spytałem- a, czyli wracamy do przedszkola?
-Przyjechałem... Emmm... W odwiedziny do... Babci- powiedział sam niepewny tego co mówi.
-Twoja babcia nie mieszka w Monachium- zauważyłem.
-No to się przeprowadziła, jeny, Lewy czepiasz się- jęknął.
-Nie, czepiam się, tylko jestem ciekawy co tu robisz.
-To już sobie miasta nie można pozwiedzać?
-To tak samo, jakbyś pojechał do Gelsenkirchen! Zaraz się zacznie, że Gotze chce przejść do Bayernu. Ale w sumie, to dobrze, może przestaną pisać o mnie?- uśmiechnąłem się. Zawsze trzeba szukać pozytywów.
Mario spuścił wzrok, a na jego twarzy pojawił się grymas.
-Ej... Nie mam racji, nie? Nie przechodzisz do Mona...
-Nie, nie przechodzę!- warknął, przerywając mi.
-Spokojnie...
-Sory... Ech, a ty po co tutaj jesteś?- spytał, żeby zmienić temat.
-Natalia jest chora, załatwiłem jej tu klinikę- Mario zrobił wielkie oczy.
-Ale jak chora!?
-No na raka, no... Ale wyzdrowieje, rozumiesz, wyzdrowieje!- krzyknąłem, widząc, że do oczu mojego przyjaciela napływają łzy. Kręcił głową powtarzając sobie coś pod nosem, jakby wpadł w trans.
-Musi wyzdrowieć- powiedział, kiedy podniósł na mnie wzrok.- Weź, zaprowadź mnie do niej.
-Okej- westchnąłem i poszliśmy w stronę szpitala.- Patrz, kogo ci przyprowadziłem- powiedziałem wchodząc do sali Natalii, ciągnąc za sobą Gotzego. Na ich twarzach pojawił się szeroki uśmiech i już po chwili trwali w przyjacielskim uścisku.- Ja was zostawię, mam jeszcze coś do załatwienia i... Nie otwierajcie toreb beze mnie!
[Natalia]
Przytulaliśmy się z Gotze już chyba z dziesięć minut i żadne z nas nic nie mówiło.
-Nie mogę uwierzyć w to co się stało- westchnął Mario, przerywając ciszę.-
-Ja też nie, ale przecież wiem, że wyzdrowieję- odparłam radosnym głosem.- Ale spójrzmy na to z innej strony. Mam płatny urlop na co najmniej trzy miesiące- powiedziałam, jakby to było coś pozytywnego. Ale najgorsze, co mogłabym zrobić to się załamać, więc szukam dobrych stron we wszystkim.
-Zazdroszczę, ja tam urlopu za dużo nie mam- odpowiedział piłkarz i teatralnie się skrzywił. Wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ale twoja praca to nie praca. Robisz to, co kochasz i jeszcze ci za to płacą, a ja...
-A ty co kochasz?- zapytał i przyglądał mi się uważnie.
-Od zawsze chciałam pisać. Ale nie artykuły, tylko książki. Od małego potrafiłam wymyślić historię na poczekaniu i to ciekawą. Jak miałam z pięć lat, potrafiłam po prostu usiąść i w piętnaście minut napisać opowiadanie, potem pisałam po kilka miesięcy jedno, ale w końcu wychodziło i kiedy kończyłam moje dzieła byłam taka z siebie dumna...
Chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem i uśmiechał szeroko.
-Przepraszam, pewnie się wygłupiłam- powiedziałam.
-No co ty, to bardzo ciekawe! Wiesz, teraz masz dużo wolnego czasu, mogłabyś spełnić swoje marzenia i coś napisać. Tak na poważnie.
-Myślisz?
-No pewnie- uśmiechnął się krzepiąco i złapał mnie za ramię.
Wtedy do sali wpadł Lewy, nawet nie pytając, czy przeszkadza czy coś. Był dziwnie szczęśliwy.
-Ja już pójdę- powiedział Gotze, przytulił mnie i klepnął Lewego w ramię.- Odwiedzę cię jutro- dodał jeszcze przed wyjściem.
-Gdzie byłeś?- spytałam Roberta niby to od niechcenia.
-Poszedłem do kwiaciarni, kupić kwiaty dla takiej jednej pielęgniarki- odparł i usiadł na moim łóżku.
-Po co?
-A niemiły byłem dla niej, chciałem ją przeprosić- uśmiechnął się, a ja poszłam w jego ślady.- Mam coś dla ciebie- przypomniało mu się i wziął do ręki reklamówki. Zaczął wykładać jakieś jedzenie, owoce, książki, a na końcu wręczył mi... IPad?!
-E... Kupiłeś mi iPada?- zapytałam z pretensją.
-Nie chciałem, żebyś się tu nudziła, masz dostęp do internetu i inne takie- uśmiechnął się niezrażony moim wcześniejszym wybuchem.
-Dziękuję ci, ale... Nie musiałeś- dodałam.
-Wiem, że nie musiałem, ale chciałem- odparł.
Wzięłam do ręki książki i zaczęłam je przeglądać. Żadnej z nich jeszcze nie czytałam, więc Lewandowski dokonał dobrego zakupu. Jedna z nich rzuciła mi się w oczy.
-50 Twarzy Greya!?- zapytałam i zaczęłam się śmiać.
-Podobno dobre, nie wiem o czym to... Wszystkie dziewczyny się tym zachwycają- odpowiedział zawiedziony.
Podałam mu książkę otwartą na byle jakiej stronie, gdzieś na środku. Zaczął czytać i co chwila wybuchał śmiechem. Nagle mina mu zrzedła.
-Co się stało?- spytałam dalej dławiąc się śmiechem.
-Ania to czytała...- odparł patrząc z przerażeniem na książkę. Znowu wybuchliśmy śmiechem.
-Robert ja... Słyszałam kawałek twojej rozmowy z żoną i myślę, że powinieneś wracać do Dortmundu już jutro- powiedziałam, a on zrobił smutną minkę.
-Chcesz się już mnie pozbyć?
-Nie, no coś ty, po prostu martwię się o Twoje małżeństwo...
-Nie masz się o co martwić- uśmiechnął się i objął ramieniem.
Chyba na coraz więcej sobie pozwalał. Kiedyś nie zrobiłby tego tak po prostu. Ale prawda jest taka, że bez niego bym sobie nie poradziła. Robert jest najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła.
-------------------------------------------------------
Tak bardzo przynudzam, przepraszam ;_; To coś na początku, gdzie było dużo opisów, musiałam całe poprawić, bo czasami jak dostaję weny gdzieś o trzeciej w nocy, to mogę takie coś napisać (bo własnie zawsze mam problem, że piszę za dużo dialogów :/), ale wtedy nie zwracam uwagi na zasady ortografii i czasami sama siebie przerażam :(
A tak w ogóle jak tam w szkole? Jakich macie nauczycieli? Haha, jestem w trzeciej gimbazie, miałam czuć się fajnie, ale w sumie jest tak samo jak rok temu xD
No dobra, z okazji rozpoczęcia roku, życzę Wam wszystkim czerwonych pasków i fajnych nauczycieli (zwłaszcza polskiego ;[ )
Pozdrawiam kochannnneeeeee!!!!!!!!!!! <3333
Rozdział jak zwykle bardzo nudny....................
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
..
Hahhaahhahah.... Ok, ok! ŻARTUJE KOCHANA :-* <3
Kiedyś koleżanka też zrobiła mi taki numer ;-)
No ale do rzeczy... Ania?? Hmmm.... Z jednej strony cholernie mi jej szkoda, ale z drugiej.... Ona zdradzał Lewego?? Miałam takie wrażenie, że druga jej połowa jest Marco :-D Ale nie jestem tego pewna :-)
Cieszę się, że Lewus nie zostali Talii samej i jej pomaga.. Jest jej oparciem i podporą;-)
Jeżeli chodzi o szkole... O kochana! 3 gimnazjum to jeszcze lajt :-P Tyle, że będziesz miała egzamin, którym się nie sugeruj i nie przejmuj. Napisz go tak jak najlepiej umiesz i tyle. I tak się dostaniesz do każdej szkoły :-* Wiem jak było że mną. Przejmowałam się byle głównem, a teraz jestem w liceum.. W tym liceum które obrałan sobie jako pierwsze ;-)
Nie przynudzam dłużej :-)
Do następnego i pozdrawiam :-* <3
Też jestem w trzeciej gim i przeraża mnie to, jak co chwile gadają, że mamy się uczyć, bo testy gimnazjalne i tak w kółko -.- Ehh.. chciałabym już być po testach i mieć spokój, ale ... byle do kwietnia :) Co do rozdziału super i jak się okazała Ania równie grzeczna nie jest, a ciągle się na Roberta darła i jego matkę ściągnęła.. xd Jestem ciekawa co będzie dalej, czekam na kolejny rozdział :D Pozdrawiam, Karu ;>
OdpowiedzUsuńRozdział spoko ale lepiej jjakby Natalia była z Mario pasują do siebie <3
OdpowiedzUsuńJej jakoś nie mogę pogodzić się z tym, że Tala jezt chora na raka. Po prostu to do mnie nie dociera. Mam jednak ogromną nadzieję że wyzdrowieje. Okazało się że Anka wcale nie jest taka święta. I bardzo dobrze, bo teraz wina nie jest tylko Lewego xD Ciekawe jak to dalej zaplanowałaś. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem kim jest kochanek Anki! Ale chyba mam już swoje podejrzenia ;) Obstawiam dwóch gości ;) Ale czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój akcji :)
OdpowiedzUsuńNatalka jest biedna, ale racja Robert dla niej to prawdziwy skarb <3 Mam nadzieję, że się w końcu uwolni od Anki, a z Natką zdadzą sobie sprawę, że się kochają ;p
Mario coś kombinuje i chyba już też wiem co ;p A Anka jest cholerną hipokrytką!! Oj jak ja jej nie lubię! ;p
Zapraszam na 5. rozdział do mnie :)
http://with-benefits.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Ruda! :)