sobota, 11 maja 2013

Rozdział 1 "Za ładna na Niemkę!"

 Wysoki brunet, ubrany w skórzaną kurtkę i w okularach przeciwsłonecznych przemierzał ulice Dortmundu. Miasta, które żyło tylko jednym- piłką nożną. Kibice uwielbiali swój klub, Borussię Dortmund. Niektórzy fanatycy futbolu z tej miłości aż przesadzali. Wszędzie, czy to na domach, czy na samochodach widać było zamiłowanie do Żółto-Czarnych. Flagi powywieszane na domach, flagi na samochodach, na lusterkach, oparciach i na wszystkim co się dało było BVB. A im bliżej stadionu, tym żółto-czarne barwy spotykało się częściej.
  -Przepraszam- usłyszał głos jakiejś dziewczyny. Westchnął cicho i obrócił się w jej stronę. Zobaczył Nie za wysoką brunetkę, szczupłą i nawet ładną. - Mogłabym prosić o zdjęcie?- zapytała z uroczym uśmiechem.
 -Pewnie- odparł i udał, że się uśmiecha. Zapozowali do wspólnego zdjęcia, dziewczyna podziękowała i poprosiła o autograf. Chłopak wziął notesik od brunetki napisał: Robert Lewandowski.

 -Żenada- mruknęła dziewczyna stojąca 100 metrów dalej, przypatrując się, jak jej najlepsza przyjaciółka staje koło jakiegoś żałosnego piłkokopa i robi sobie z nim zdjęcie, jakby nie wiadomo kim był. Oczywiście wiadomo, kocha go cały Dortmund i nie tylko, ale ona osobiście ma już dość napierających ze wszystkich stron informacji: Lewandowski to, Lewandowski tamto... Niestety, chociaż nienawidzi piłki nożnej, jest zmuszona do kilkugodzinnego wysłuchiwania paplaniny na temat wszystkich piłkarzy, skąd też nawet dobrze ich zna. Jej przyjaciółka to prawdziwa fanatyczka futbolu, nieszczęśliwa, bo biedna Vanessa nie ma z kim dzielić swojej pasji.
 Teraz blondynka patrzyła, jak Ness wraca z wielkim uśmiechem jakby nie wiadomo co się stało.
 -Boże Nati, patrz co ja mam!- krzyknęła brunetka, kiedy była już blisko przyjaciółki.
 -No pokarz, o mój Boże, autograf wielkiego piłkarza, który w ogóle mnie nie obchodzi, cudownie, po prostu tak bardzo, że aż wcale- mruknęła.
 -Natalia! Ty wiesz kto to był!? Robert Le-wan-dow-ski!
 -Ale ty go przecież nie lubisz, w końcu Borussia- przypomniała blondynka.
 -O Jezu Messiego też nie lubię, ale zdjęcie bym sobie z nim zrobiła. W końcu piłkarz.
 -Oj Nessi, Nessi...- westchnęła Tala i objęła przyjaciółkę za ramię.

 Robert wszedł do mieszkania swojego przyjaciela, Mario Goetzego. Odwiesił kurtkę na wieszak i spojrzał na Mario i Marco, którzy siedzieli już w salonie, na czarnej, skórzanej kanapie i grali w Fifę.
 -Spóźniłeś się- powiedział spokojnie Mario z kamienną twarzą, jakby chciał przestraszyć Lewandowskiego.
 -A jakaś laska mnie zatrzymała- odparł Lewy i usiadł koło chłopaków na kanapie. Koledzy spojrzeli na niego znacząco.- No autograf chciała, nie patrzcie się tak, to że kiedyś miałem problem z wiernością, to nie znaczy, że zawsze będę miał- warknął i wziął od Goetzego butelkę piwa.
 -Wierzymy mu?- spytał Marco, żeby specjalnie bardziej zdenerwować Lewandowskiego.
 -Zobaczy się- odparł tamten.- A i Lewy kolejka ci w Fifie przepadła.
 -Super- burknął.- To się nazywa prawdziwa przyjaźń, ledwie wejdziesz a już cię wyzywają i nawet w grę nie dadzą pograć- jęknął i rozłożył się wygodniej na kanapie. Marco i Mario wybuchli śmiechem.
 -Tak wiemy- wydukał Reus dławiąc się ze śmiechu.
 -I tak nas kochasz- dodał Mario poklepując po ramieniu Roberta.
 -A mam jakiś wybór?- chłopak wzruszył ramionami i potem śmiali się już wszyscy.
 -Lewusiu, kochanie...- jęknął przeciągle Reus.
 -Nie wiem o co chcesz mnie poprosić, ale nie- odpowiedział szybko i stanowczo Lewandowski i zarzucił nogę na nogę.
 -No bo wiesz, my tu gramy, a piwko się skończyło, także wiesz... My cię kochamy pamiętaj- powiedział Goetze i obaj jak na komendę zrobili minkę szczeniaczka patrząc wyczekująco na Lewego.
 -Mówiłem wam już, że was nienawidzę?- zapytał brunet, ale wstał i ruszył do wyjścia.
 -Kochamy cię!!!- krzyknęli obaj Goetze z Reusem.
 Chłopak wyszedł zarzucając na siebie w biegu kurtkę.
 Kiedy po dwudziestu minutach wrócił do mieszkania przyjaciela, obaj siedzieli w jakiś dziwnych pozycjach na kanapie i wyglądali na znudzonych.
 -Ty tam robiłeś to piwo, czy co?- zapytał Mario i odchylił głowę do tyłu, żeby spojrzeć na Roberta.
-A może znowu jakaś "laska" go zatrzymała?- spytał Reus i wszyscy wybuchli śmiechem.
 -Bardzo zabawne. Kolejka była- odparł i postawił przed kolegami butelki. Przez chwilę siedzieli i gadali o głupotach.
 -A wiesz mam nową zajebistą sąsiadkę!- wypalił Goetze jakby chciał się popisać.
 -Współczujemy jej- odparł Marco. Robert zaśmiał się i przybił blondynowi żółwika.
 -Ale czemu?
 -No bo pewnie będziesz ją chciał poderwać...- powiedział Lewy jakby to było oczywiste.
 -No ale ona ma chłopaka- dodał zasmucony Mario. Marco i Robert wybuchli niepohamowanym śmiechem.- Co was tak cieszy?- oburzył się.
 -Ty!- krzyknęli obaj.
 Minęło jeszcze z dwie godziny, zanim chłopaki zaczęli się schodzić do domów. Byli lekko pijani, ale wszyscy z apartamentowca Mario wiedzieli, że potrafią być o wiele gorsi. Mario był znany, że z całej Borussi robi najlepsze imprezy.
 Robert i Marco szli i nucili coś pod nosem strasznie fałszując. Nie zauważyli i uderzyli w pewną dziewczynę, która przewróciła się, tak jak pozostała dwójka.
 -Uważajcie jak chodzicie- syknęła.
 -Przepraszamy- powiedział Reus, który pierwszy odzyskał mowę i pomógł wstać blondynce.
 Robert natomiast w tym czasie przyglądał się jej z otwartymi ustami. Była piękna, jej jasne blond włosy, okalały twarz o ślicznej bladej cerze. Jej niebieskie oczy patrzyły na Lewego, który nawet nie raczył jeszcze podnieść się z podłogi. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą i zaczęła wchodzić po schodach na górę. Piłkarz jeszcze patrzył na nią, na jej szczupłą i wysportowaną sylwetkę, aż w końcu zniknęła mu z pola widzenia.
 -Lewy wstawaj- powiedział blondyn budząc go z transu. Podał mu rękę i pomógł wstać.
 -Za ładna na Niemkę, nie?- spytał Robert, ale jakoś tak niefortunnie głośno, że dziewczyna na pewno go usłyszała.
 -Robert pojebało cię? Przecież ty masz rodzinę- odparł Reus jakby to było coś oczywistego.
 -No wiem, po prostu stwierdzam fakt.
 -Ale tobie się nie podobają blondynki!
 -No i co?
 -Oj coś czuję że Lewusek się zakochał!- stwierdził zadowolony Marco i klasnął w dłonie.
 -Pojebało cię?!- odburknął.
 Przekomarzali się jeszcze chwilę, ale po kilku minutach wyszli. Szli spokojnie ulicami Dortmundu, nie wzbudzając większego zainteresowania.
 Z czarnego, nocnego nieba zaczął padać deszcz. Robert spojrzał w niebo i jęknął coś, że nikt go nie lubi. Z oddali zaczęło być widać światła pewnego samochodu. Samochodu, którego teraz najbardziej nie chcieli by zobaczyć. Jak na komendę założyli kaptury i odwrócili się tyłem udając, że na coś patrzą. Czarny, lśniący mercedes zatrzymał się koło piłkarzy, złowrogo oświetlając światłami ulicę przed sobą.
 Usłyszeli dźwięk otwieranej szyby. Nie było sensu się ukrywać więc odwrócili się z szerokimi, sztucznymi uśmiechami. Zza szyby wyłoniła się poczciwa, otoczona gęstymi, blond włosami twarz Jurgena Kloppa, który ku zdziwieniu chłopaków zaczął się śmiać.
 -No witajcie panienki- powiedział z szerokim uśmiechem.
 -Dzień dobry, panie trenerze...- odpowiedzieli niemrawo.
 -Wiecie co mnie najbardziej bawi?- spytał spod uniesionych brwi. Chłopaki pokręcili głowami.- Że się sami wkopaliście- odparł i się roześmiał.
 -Ale panie trenerze, co pan...- zaczął Reus.
 -Tak? To czemu się chowaliście?- zapytał nie dając za wygraną.
 -No bo... Widoki podziwialiśmy- wypalił Lewy, mówiąc pierwszą myśl, która przyszła mu na myśl.
 -Robert podejdź no tu.
 -Ale...
 -Rusz dupę!- krzyknął po polsku. Lewy powlókł się w kierunku samochodu trenera.- Chuchnij- powiedział. Robert niechętnie wypuścił powietrze ze swoich płuc.- Wiedziałem... Liczcie jutro na dodatkowe kółeczka i nie ważcie się nie przyjść na trening- pogroził im palcem i zaczął się śmiać z ich zaskoczonych min. Pożegnał się, zamknął szybę i odjechał.
 -Dobra- wyjąkał Lewy po kilku sekundach.-To było...
 -Dziwne- dokończył za niego Reus.
 -A najgorsze dopiero przede mną.
 -Anka?- spytał ze zrozumieniem, brunet potaknął.- No widzisz, dlatego ja jestem sam. Mogę robić co chcę i nikt mnie za to nie rozlicza- stwierdził prawie z dumą.
 -Oprócz może Kloppa- dodał Lewy i obaj zaczęli się śmiać
_______________________________________________________________________________
 Na początek chciałabym Was wszystkich powitać na swoim pierwszym blogu o piłkarzach ;* Wiem, że trochę przynudzam, ale początki są trudne ;) Mam nadzieję, że następne rozdziały się spodobają. Liczę na komentarze, bo to naprawdę motywuje i pomaga, jeśli wiesz, że ktoś cię czyta :D I chcę wiedzieć czy jest w ogóle sens pisania tego... Tzn, pisania na pewno, ale czy publikowania ;)?
Komentujcie i polecajcie swoje blogi ;D
Pozdrawiam ;***

5 komentarzy:

  1. No powiem Ci że mnie zaciekawiłaś. Pewnie że jest sens pisania. Zaczęłaś bardzo fajnie. Czekam na następny rozdział.
    +zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się zapowiada... Anka w roli czarnego charakteru :) Lewy niewierny :) Może być fajne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się bardzo ciekawie :D
    Jak dodasz nowy to od razu mnie powiadom :
    http://opowiadanie-lewa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział ;)
    Będę do ciebie wpadać ;)
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń