Zrelaksowany i odprężony wyszedł z łazienki. Ubrał się w czyste ciuchy, czyli ciemne dżinsy, czarny t-shirt i granatową koszulę w kratę. W domu zazwyczaj nie dbał o wygląd i zaraz po przyjściu przebierał się w dresy, ewentualnie stare, szerokie i strasznie już niemodne dżinsy, do czasu, kiedy do sieci nie wyciekły jego zdjęcia zrobione nie wiadomo jakim cudem, przedstawiające jego siedzącego na kanapie, chodzącego po domu, itp.
Zszedł, a raczej zbiegł po schodach i zaległ na kanapie.
-O już jesteś?- spytała Ania zaskoczona.
-Już? Trening trwał trzy godziny- powiedział z przerażeniem brunet. Dziewczyna usiadła koło niego, a on ją przytulił i pocałował w policzek.
-Czyli jesteś bardzo zmęczony?- zrobiła smutną minkę i westchnęła. Robert przyglądał się jej, kiedy z obojętną miną jeździła mu ręką po koszulce, w górę i w dół...
-No wiesz...- zaczął i dotknął dłonią jej policzka.- Aż tak bardzo to nie- mruknął jej do ucha i przyciągnął do siebie. Zaczęli się namiętnie całować, idąc na górę do sypialni. Lewandowski trzymał Anię na rękach, kiedy przekroczyli próg sypialni coś mu się przypomniało.- A gdzie Julka?
-U Agaty- odparła Ania i chciała go dalej całować, ale on się odsunął.- Co jest?- zapytała zirytowana.
-U Błaszczykowskich? Serio? U KUBY!?
-Kotek... Agata jest moją przyjaciółką i nią będzie niezależnie od tego, czy lubisz Kubę czy nie! Chciałam, żebyśmy spędzili razem trochę czasu, w spokoju, a ty jak zwykle musisz odstawiać sceny!
-Ja!? Ja odstawiam sceny!?
-Nie, ja! Ta wasza kłótnia jest bezsensowna! Weźcie się w końcu pogódźcie!
-A w życiu- burknął. Nałożył na siebie koszulę i wyszedł z pokoju.
Był zły i od razu chciał jechać po Julcię. Nie no, do Agaty to on nic nie ma, nawet ją lubi, ale jej męża... Grr...
Ale kiedy dalej nad tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że to może nie był taki zły pomysł, z tą Agatą... Mają cały dom dla siebie i nikt im nie przeszkodzi. Chyba, że jakiś samobójca, na przykład jakiś kolega Lewego będzie coś chciał.
Rozmyślanie było bez sensu, bo przecież Ania się obraziła. Trudny charakter, to ona miała. Ale Robert w takiej niej się zakochał, więc wiedział, na co się pisze. Teraz siedział na schodach i myślał, co by zrobić, żeby ją jakoś przeprosić.
Lewandowska zawsze narzekała, że wszystko musi robić sama. Zakupy, sprzątanie... To drugie byłoby za bardzo męczące, ale wizja wybycia z domu chociaż na pół godziny była dla niego bardzo kusząca.
Wyszedł z domu, w progu krzycząc, że wychodzi, ale nie doczekał się odpowiedzi. Wsiadł do samochodu i pojechał do pierwszego lepszego supermarketu. Szedł własnie między regałami wybierając kaszki, zupki, soczki i inne duperele dla dzieci, kiedy poczuł, że kogoś "przejechał" wózkiem.
-Kurwa naucz się chodzić kretynie- warknęła jakaś dziewczyna po polsku, pewnie myśląc, że Robert jej nie zrozumie. Zaczęła się podnosić i pakować z powrotem zakupy do koszyka.
-Przepraszam, nie zauważyłem- powiedział Lewy trochę bezczelnie, mówiąc specjalnie po polsku.
Dziewczyna spojrzała na niego speszona i czerwona jak burak. Nie dość, że wyzwała Polaka, to jeszcze piłkarza, o którym gada cały świat... W tym momencie chciałaby się zapaść pod ziemię.
-Przepraszam, nie myślałam, że pan...- zaczęła się jąkać. Robert zaczął się jej przyglądać bo wydawało jej się, że gdzieś już ją widział. Te blond włosy, okalające twarz o nieskazitelnej, jasnej cerze, te niebieskie oczy, których nie da się zapomnieć... Tak, to przecież ta dziewczyna Goetzego!
-Nic się nie stało- odparł Lewandowski i zaczął się przyjaźnie śmiać.- Robert jestem- przedstawił się i wyciągnął do niej rękę.
-Wiem. Natalia- powiedziała i odwzajemniła uścisk.- I jeszcze raz cię przepraszam, głupio wyszło.
-Nie no co ty...
-Nie, ale naprawdę...
-Będziemy tu tak stać i się kłócić, kto kogo ma przeprosić?- spytał Lewy i oboje wybuchli śmiechem.
Poszli do kasy, Robert stał już pod ścianą z siatkami i czekał na Natalię. Telefon zaczął wibrować mu w kieszeni. Na wyświetlaczu był numer Ani. Westchnął i odebrał.
-Tak, kochanie?
-Gdzie ty jesteś?
-Mówiłem, że wychodzę, w sklepie.
-Tak z własnej woli? Zaskakujesz mnie.
-Ja siebie też.
-Dobra, za ile będziesz?
-Pół godziny?
-Ok, buziaki, pa.
Brunet rozłączył się i stał dalej nonszalancko oparty o ścianę. W tej dziewczynie było coś takiego, że w ogóle nie chciało mu się wracać do domu, wolał tu siedzieć i rozmawiać z nią, chociaż zna ją od pięciu minut.
Przerwał rozmyślania, bo zobaczył, że dziewczyna szuka czegoś w torebce z przerażoną miną. Podszedł do niej i spytał o co chodzi.
-Nie mam portfela... Boże jaka ze mnie ciota, zgubiłam portfel!- mówiła jak nakręcona.
-Nic się nie stało, ja zapłacę- odparł i zaczął wyciągając pieniądze nawet nie czekając na jej zgodę.
-Nie no co ty!
-Oj, błagam cię, to mi nie robi różnicy.
-Oddam ci te pieniądze- powiedziała zaraz po wyjściu ze sklepu.
-Tak tak- odparł, chociaż oboje wiedzieli, że tak się nie stanie i Lewy nie przyjmie tych pieniędzy.
-No, to zostaje mi jedynie ci podziękować- obdarowała go szerokim uśmiechem.
"Taki uśmiech to już jest najlepsze podziękowanie"- myślał Robert, ale się otrząsnął.
-Nie ma sprawy. Podwieźć cię?- zapytał.
-Ale... Nie chcę ci robić kłopotu...
-Ile jeszcze razy mam ci mówić, że nie robisz mi kłopotu?
Westchnęła, ale się uśmiechnęła i poszła z piłkarzem na parking.
Lewandowski patrzył na blondynkę, a gdy ta go na tym przyłapywała, peszył się jak nastolatek i spoglądał w asfalt. Gdyby ktoś patrzył na ta sytuację z boku, mogłoby się to wydawać śmieszne.
-Tato, patrz!- krzyknął jakiś chłopiec. Robert i Natalia spojrzeli na siebie, a potem w kierunku dziecka. Jak się można było domyślić, to obecność Lewandowskiego wywołało euforię u chłopca.- Mogę prosić o autograf?- spytał.
-Pewnie- odparł Robert. Podpisał mu się i pogłaskał go po głowie.
-Jest pan dla niego wzorem do naśladowania- powiedział jego ojciec.
-Miło mi to słyszeć.
-Ja tez kiedyś będę grał w piłkę!- powiedział mały i wszyscy zaczęli się śmiać.
-Jesteś wzorem dla dzieciaków- zaczęła Natalia, kiedy chłopiec z ojcem odeszli.
-Tak... Aż łezka się w oku kręci. Czasami mam dość tej sławy, tego wszystkiego, tych fanek, które nawet nie wiedzą w jakim gram klubie a twierdzą, że mnie kochają... Ale dla takich chwil, kiedy jakiś mały chłopiec, powie ci, że jesteś dla niego wzorem, to się cieszę z tego kim jestem.
Dziewczyna popatrzyła na niego i się tylko uśmiechnęła.
Wsiedli do samochodu i przez chwilę jechali w ciszy. Robert próbował wymyślić jakiś temat do rozmów, jednak jedynym tematem jaki mu się nasuwał była piłka nożna... Ach ci ograniczeni umysłowo piłkarze.
-Lubisz piłkę nożną?- spytał w końcu.
-Miałam nadzieję, że o to nie spytasz...- skrzywiła się.- Nie za bardzo. Wolę siatkówkę.
-A kibicujesz jakiejś konkretnej drużynie?
-Asecco Resovii- odpowiedziała.- Mogę cię o coś spytać?
-Pewnie.
-Bo cały czas mówią o tym twoim rzekomym transferze... Po co chcesz odchodzić jeśli cię tu kochają? Chodzi tylko o pieniądze?
-Jak by to było takie proste...- westchnął.- Chciałbym zostać. Pewnie, tylko to nie ode mnie zależy.
-A od kogo?- spytała zdziwiona.
-No wiesz, mam menadżerów, oni wiedzą lepiej co dla mnie dobre...- powiedział ironicznie.
-Ale to ty podejmujesz ostateczne decyzje.
Robert nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał.
Chłopak zatrzymał się pod blokiem Goetzego i Natalii. Pożegnali się i dziewczyna wyszła z samochodu.
[Robert]:
Wróciłem do domu cały czas myśląc o tym, co powiedziała mi Natalia. Niby to logiczne, że to ja powinienem podejmować decyzje, a tak nie jest. Czarek zawsze mnie przekonuje, że chce dla mnie dobrze, ale nie wiadomo czy to prawda.
Siedziałem w kuchni z kubkiem czarnej kawy w rękach i zamyślony patrzyłem na widok za oknem. Za pięknego to my widoku nie mieliśmy, wydać było tylko dwumetrowy żywopłot.
-Czemu mi nie powiedziałeś, że wróciłeś?- spytała Ania wchodząc do kuchni i opierając się o ścianę.
-Myślałem, że słyszałaś- odparłem cicho.
-Dalej nie wierzę, że z własnej woli poszedłeś na zakupy. Coś w ciebie wstąpiło?
-Można tak powiedzieć.
-Ej- jęknęła i usiadła mi na kolanach.- Co się stało?
-A ty byś chciała, żebym został w Borussi? Tylko szczerze- powiedziałem patrząc jej w oczy.
-No... To zależy od ciebie, przecież to ty masz robić karierę- odpowiedziała wypominając mi po raz setny, że dla małej zostawiła swoją karierę i zajęła się domem.
-Ale po co? Mamy tu przyjaciół i chyba podoba ci się w Dortmundzie. Nie?
-Podoba, ale kiedyś chciałeś grać w lidze angielskiej.
-Kiedyś tak, ale przywiązałem się do klubu i tego miasta.
Ania się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek.
-Mnie też się tu podoba- oznajmiła.- A co ci się nagle na przemyślenia zebrało?- spytała rozbawiona.
-Sam nie wiem. Tak jakoś.
[Natalia]
Wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony dopiero co go poznałam, a już zdążył zapłacić za moje zakupy, podwieźć mnie do domu i wysłuchiwać moich kazań. I że jeszcze nie miał mnie dość. A może miał, tylko chciał być kulturalny.
Jednak było w nim coś takiego, że czułam się, jakbym go znała od zawsze. Był inny od reszty piłkarzy. Nie odbiło mu, a w jego oczach i uśmiechu widać, że nic nie udaje, że po prostu jest sobą.
Czekałam sobie na Vanessę i oglądałam jakąś powtórkę meczu BVB. Jakoś tak mnie natchnęło. Sama się sobie dziwię. W końcu usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam mojej przyjaciółce i przytuliłam ją w drzwiach.
-Hej, Nati... Co tobie?- spytała zaskoczona i zaczęła się śmiać.
-Mi? A nic, po prostu cieszę się, że cię widzę...- chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zobaczyłam, że Ness patrzy się ze zdziwieniem w ekran mojego telewizora.
-Nie no... Powtórzę jeszcze raz... Co tobie!?- teraz to już prawie krzyknęła. Wybuchłam śmiechem, w sumie sama nie wiedziałam dlaczego.- Głupawka? Serio? No błagam cię...- jęknęła.
-A... Tak jakoś patrzyłam kanały i... No zostawiłam, to wiesz, tak z myślą o tobie...
-Z myślą o mnie oglądasz jak Borussia gromi mój Bayern?- zapytała i spojrzała na mnie spod przymrórzonych powiek.
-To Bayern? Eee... No tak...- zaczęłam się śmiać i uciekłam kilka metrów, bo za takie pytanie Vanessa byłaby gotowa mnie zabić.
-No dobra, dobra. A teraz powiedz mi, czemu taka zadowolona jesteś? Niech zgadnę... Zakochałaś się!- pisnęła, złapała mnie za rękę i zaczęła podskakiwać.
-Mała, ja mam chłopaka...- odburknęłam.
-Aj tam ten twój chłopak, ty go widzisz raz na rok!- wywróciła oczami i opadła na fotel.
-No ale to tylko na teraz...
-Aha. A teraz powiedz mi o kim myślisz, że się tak cieszysz?- nie dawała za wygraną.
-Oj o nikim...- jęknęłam. Spojrzałam na telewizor i Robert właśnie strzelił trzeciego gola. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Ty... Błagam cię, tylko nie ten żałosny piłkarzyna no!- krzyknęła Ness i zaczęła mną potrząsać.
-Przecież jeszcze wczoraj mówiłaś...
-No mówiłam, że nie jest najgorszy, ale no on z Borussi jest! To zło!
-Ty sama jesteś zło. A poza tym nie zakochałam się w Lewym, Prawym ani żadnym innym! Kocham Rafała i nikogo więcej!- Van wygięła usta w podkówkę.- No i jeszcze ciebie- dodałam i obie zaczęłyśmy się śmiać.
[Robert]
-Ale jak kto: Nie chcesz odchodzić z Borussi!?- Kucharski truł mi głowę już z pół godziny. W sumie sam jestem sobie winien. Zadzwoniłem po niego, żeby zaplanować przyszłość razem z moim menadżerem, albo raczej postawić przed faktem dokonanym.
-No nie chcę. Mi się tu podoba.
-No tak, mi też się podoba, piękne miasto!- zironizował.
-Ale nie chodzi mi o miasto. Chcę zostać w BVB.- powtórzyłem po raz setny.
-Ale tutaj nikt nie traktuje cię poważnie, zarabiasz prawie najmniej a to tylko dlatego, że jesteś Polakiem. Jakbyś odszedł do Manchesteru, albo Bayernu...
-To bym siedział tylko na ławce, a tu przynajmniej coś znaczę. A mi moja pensja wystarcza!
Kucharski ukrył twarz w dłoniach i powiedział pod nosem coś, co pewnie miało mnie obrazić. Lekko mówiąc był zażenowany moją decyzją.
-Czemu ty nie słuchasz co się do ciebie mówi Robert!?- wycedził.
-Nie mogę ich tak zostawić- powiedziałem cicho patrząc w ścianę.
-Kogo!?- krzyknął. Biedny Czarek zaraz mu serce wysiądzie.
-Wszystkich! Przecież... Przecież kto będzie za mnie?
-A precyzyjniej?
-No chyba nie Julian! On jest zajebisty, ale...
-Już rozumiem. Ale tym bardziej powinni ci więcej płacić, bo jesteś niezastąpiony.
-Pieniądze to nie wszystko- burknąłem. Wzniósł oczy ku niebu i chyba na mnie przeklinał. Znowu.- Czarek weź się nie bulwersuj- powiedziałem i poklepałem go po ramieniu. Spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić.- Dobra, umówmy się tak. Jeśli Borussia latem sprowadzi nowego napastnika i on będzie dobry... To odejdę w okienku zimowym. Może być?
-No może- odparł niechętnie.
-No widzisz. Jaki ja jestem wyrozumiały- powiedziałem i zacząłem się śmiać. Kucharski znowu pokiwał głową i wyszedł nie żegnając się z Anią, która właśnie weszła do salonu.
-Ej no kultury może trochę- powiedziała Ania, ale mój ukochany Czarek już jej raczej nie usłyszał. Usiadła koło mnie na fotelu.- I co ustaliliście?- spytała i objęła mnie za szyję.
-Powiedziałem mu, że odejdę zimą, ale... Wątpię w to- odparłem i uśmiechnąłem się.
Hej ;/ Myślałam, że będę się rozpisywać o tym jak bardzo się cieszę z wygranej, ale... No cóż. Graliśmy świetną pierwszą połowę, ale w drugiej coś się popsuło. Wielki szacunek należy się Romkowi, świetnie bronił, Piszczusiowi, który pomimo kontuzji świetnie grał, Ilkayowi, który strzelił dla nas karnego, bo mało który wytrzymałby taką presję i Nevenowi, za tą obronę ;)
Liczę na komentarze pod rozdziałem kochani ;) Pozdrawiam.
A tu macie Mario, którego niestety nie zobaczymy już w BVB ;"(
Strasznie wciągną mnie ten rozdział. Bardzo mi się podoba a co do meczu to czarna rozpacz normalnie. Jest mi ogromnie przykro że przegrali ale trzeba przyznać że naprawdę ładnie grali. Pozdrawiam i zapraszam do mnie na 14 http://trudny-wybor.blog.pl/2013/05/29/14-nie-ma-to-jak-pierwsze-mile-spotkanie-z-mama-mojego-chlopaka/
OdpowiedzUsuńHa! Dzieki za informacje o tym blogu ;-) Jest swietny.. Milo czyta sie kazdy rozdzial :-* Ciekawe co wydarzy sie w kolejnym rozdziale... Licze na jakis pikantny romansik z Lewym w roli glownej... Bede czekala na to z niecierpliwiscia :-* Jezeli bylabys tak mila i informowala mnie o nowym rozdziale to byloby fajnie :-*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-*<3
Fajne ;) życzę miłej weny i zapraszam do siebie http://dorussiabortmund.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAle genialny :) Zapraszam do siebie : http://dortmund-moim-zyciem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń