sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 19 "Co ty sobie myślałaś!?"

 [Natalia]

 Dzisiaj nie poszłam do pracy, z racji, że miałam umówioną tą nieszczęsną wizytę u lekarza. Bałam się, że to jednak może być ciąża. I co byśmy wtedy zrobili? Wcześniej, nie pozwoliłabym Robertowi rozwieść się z żoną, ze względu na swoją córkę, ale teraz?  Gdyby ze mną też miał dziecko? I co po tym rozwodzie? Bylibyśmy razem? Nie sądzę. Kiedy okaże się, że jestem w ciąży, nie powiem mu o tym. Wyjadę do Polski. Rodzina mi pomoże. Nie chcę niszczyć Robertowi życia. Za bardzo mi na nim zależy. Miałam nadzieję, że to tylko stres.
 Jeszcze przed wizytą chciałam pojechać do Roberta. Ale przypomniało mi się o jego mamie. Czy ona musi tu być akurat wtedy, kiedy ja potrzebuję jej syna? Pojechałam więc do Vanessy. Ostatnio strasznie ją zaniedbuję, więc się nie obrazi, jeśli przyjadę. Wyszłam z mieszkania a na schodach spotkałam Mario.
 -Ty jeszcze nie w pracy?- spytał.
 -A ty nie na treningu?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
 -Właśnie zaraz wychodzę. Może cię podwieźć?
 -Yyy... Nie dzięki. Jeszcze chcę podjechać do Vanessy- odparłam.
 -Aha. No to... Do zobaczenia... Kiedyś tam?- zapytał i obdarzył mnie swoim szerokim uśmiechem.
 -Tak, kiedyś tam!
 Uśmiechnięta szłam do swojego samochodu. Było mi żal Mario. Nie mogłam mu się przyznać, że spałam z Lewandowskim. Ich relacje dopiero co się odbudowały, nie chciałam im tego psuć. Pojechałam ulicami zaspanego Dortmundu wprost do mieszkania przyjaciółki.
 -Hejka kochana, co się stało, że sobie o mnie przypomniałaś?- spytała kiedy stanęłam w drzwiach.
 -Mam... Problem- powiedziałam, kiedy weszłam do jej mieszkania.
 -Co się znowu stało?- zapytała zmartwiona.
 -Ahh... Dzisiaj mam umówioną wizytę do... Lekarza.
 -Czemu, jesteś chora?- złapała mnie za ramiona.
 -Nie... Tylko... Wczoraj, kiedy był u mnie Lewy...
 -Co ci zrobił? Uderzył cię!- przerwała mi.
 -Robert mi nic nie zrobił! Po prostu zemdlałam i on myśli, że mogę być z nim w ciąży- przy końcu zdania załamał mi się głos.
 -Kochana...- westchnęła moja przyjaciółka i mocno mnie przytuliła.
 -Powiedz mi, że to nieprawda! Ja nie mogę być z nim w ciąży! Ja nie chcę, ja...- plątałam się.- Nie mogę mu zniszczyć życia... I sobie.
 -Jeszcze nie jest nic pewne. Może to po prostu stres? Nie dołuj się. Albo wyobraziłaś sobie Lewego bez koszulki i zemdlałaś- wystawiła mi język.
 -No wiesz ty co, ty zawsze wiesz, jak mnie pocieszyć- zaśmiałam się.
 -A nawet jak będziesz z nim w ciąży, to co w tym złego? Będzie miał powód, żeby zostawić dla ciebie żonę, której i tak nie kocha, a jak nie, to lepiej wyjdziesz na alimentach, niż jakbyś całe życie pracowała!
 -Twoja materialistyczność mnie przeraża- powiedziałam cicho.- Może i będę dostawać kasę, ale dziecko wychowywać się będzie bez ojca, albo jedno, albo drugie.
 -Tobie nic nie pasuje- westchnęła.
 Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 12:03. Na 12:20 byłam umówiona u lekarza.
 -Kochanie, ja już lecę- powiedziałam i szybko wstałam z kanapy.
 -Tylko zadzwoń, jak skończysz- odparła i pocałowała mnie w policzek na pożegnanie. Wsiadłam do samochodu i stresując się, pojechałam w stronę szpitala, w którym przyjmował mój ginekolog. W swoim gabinecie jest dopiero po piętnastej, a mi zależało, żeby szybko dowiedzieć się co mi jest.

[Robert]

  Cały dzień się denerwowałem. Nie chciałem być ojcem drugi raz. Tym bardziej nie z Natalią. Wtedy musiałbym wybierać pomiędzy nimi, a tego nie chcę. Zastanawiałem się, czy inne dziewczyny z którymi sypiałem nie były ze mną w ciąży. Ale myślę, że nie. Takie jak one od razu by mnie złapały na alimenty. Na treningu mimo natłoku myśli, byłem skupiony. Boisko to jedyne miejsce, w którym wszystkie problemy znikały. Chyba, że były tak poważne, że nie dało się o nich nie myśleć, tak jak poprzednio, kiedy Klopp pozwolił mi iść.
 Wracałem do domu. Było po siedemnastej. Nie wiedziałem, na którą Natalia była umówiona. Czekałem na ten telefon od niej jak głupi. Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, odruchowo złapałem iphona i spytałem :Halo?. Dopiero potem wstałem i otworzyłem. Ness nawet nie wiadomo kiedy wpadła do mojego domu, pytając:
 -Jest u ciebie Nati?
 Spojrzałem na nią jak na wariatkę.
 -Przecież jest u lekarza- odpowiedziałem, jakby to było oczywiste.
 -Lekarza miała na dwunastą!
 Otworzyłem oczy i usta ze zdumienia. Zacząłem się poważnie o nią martwić.
 -Nie wiem gdzie ona jest- powiedziałem w miarę spokojnie.
 -To jest wszystko twoja wina! Jakbyś jej nie zaciągnął do łóżka, to nie byłaby w ciąży! Pewnie jej przypuszczenia się sprawdziły i się załamała i może coś sobie zrobiła! Ty... Ty jesteś jakiś niereformowalny no!- wrzeszczała na mnie.
 -Byłaś u niej w domu?
 -Nie nie byłam wiesz!? Bo to wcale nie było pierwsze miejsce, do którego poszłam! Teraz możesz jej sobie szukać po całym Dortmundzie, powodzenia!- krzyczała.
 -Twoimi krzykami nic nie zdziałamy- powiedziałem trochę zdenerwowany.
 -Ale ona teraz cierpi tylko dlatego, że ty jesteś jakiś niewyżyty seksualnie!
 -Odczep się w końcu! Ja też się o nią martwię!- wybuchnąłem.
 -To co robimy?- zapytała już spokojniej.
 -Pojadę jej szukać, a ty idź do jej domu. Dawała ci zapasowe klucze?- pokiwała głową.- No dobra, to idź do niej, a ja pojadę... Gdziekolwiek- oznajmiłem i wyszliśmy z mojego domu. Wsiadłem do samochodu i pojechałem przed siebie.
 Jeździłem ulicami zatłoczonego Dortmundu. Ludzie wracali z pracy, parę nastolaktów piło piwo pod sklepem... Typowy dzień. Patrzyłem wszędzie i szukałem, czy jej nie ma. Byłem już na skraju załamania. Natalia nie odbierała nawet telefonów. Byłem właśnie koło mostu. Zaparkowałem samochód gdzieś na uboczu i ukryłem twarz w dłoniach, opierając je na kierownicy. Nie miałem zielonego pojęcia co robić. Zobaczyłem kogoś stojącego koło barierki. Blondynka, w siwej czapce naciągniętej na uszy i w beżowej, puchowej kurtce. Natalia. Ucieszyłem się, nie mogłem uwierzyć, że to ona. Ale zaraz. Co ona chce zrobić!? Wysiadłem z samochodu i zacząłem biec w jej stronę.

 [Natalia]

 Diagnoza była oczywista. To mój koniec. Wyszłam od lekarza ze łzami w oczach. Szłam przed siebie. Nawet nie wiem dokąd. Nogi same mnie przyniosły na most. W sumie. Czemu nie spróbować? Po co mam żyć, to bez sensu. Stanęłam na barierkę i spojrzałam w dół. Woda musi być strasznie zimna. I jest wysoko. Bardzo wysoko. Ale co mam do stracenia? Weszłam na kolejny szczebel. Pochyliłam się. Przełożyłam nogę na drugą stronę. Aż sama się zdziwiłam, dlaczego na moście nie ma nikogo? Miałam już się puścić, kiedy ktoś złapał mnie w pasie.
 -Puść mnie idioto!- wrzasnęłam, chociaż nawet nie wiedziałam kto to.
 -Chyba coś ci się pomyliło!- krzyknął mi do ucha jakiś męski głos. Obejrzałam się. Był to Lewy. Łzy napłynęły mi do oczu. Robert jakimś cudem wyciągnął mnie stamtąd bez mojej pomocy, moje ciało było za bardzo sparaliżowane, stresem, strachem, bólem i nie wiadomo czym jeszcze. Piłkarz wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu, wcześniej okrywając mnie jeszcze swoją kurtką.- Zmarzłaś- zauważył, próbując przyjąć pogodną minę.
 -A ty? Zachorujesz.
 -Nic mi nie będzie- odburknął. Wsadził mnie na siedzenie pasażera, a sam usiadł za kierownicą. Siedzieliśmy w tym samochodzie, którego Lewy nie raczył odpalić. Ręce miał ściśnięte na kierownicy i wpatrywał się zdenerwowany w jakiś punkt przed sobą. Co ja mówię, zdenerwowany. Był wściekły.
 -No powiedz to w końcu. Ulżyj sobie- prowokowałam go.
 Spojrzał na mnie z politowaniem.
 -Co ty sobie myślałaś, co?- warknął.- Dlaczego chciałaś to zrobić!? Ciąża nie jest powodem do samobójstwa!- teraz już krzyczał.- Przecież wiesz, że jesteśmy w tym razem, nie zostawiłbym cię z tym samej.
 -Nie wiesz co było powodem!
 -Niby co?
 -Nie chcę na razie o tym rozmawiać- skrzyżowałam ręce i spojrzałam w okno. Lewy zaklął coś pod nosem i pojechaliśmy do mojego mieszkania.
 -Idź spakuj parę rzeczy, na razie zamieszkasz u mnie- polecił. Spojrzałam na niego jak na idiotę.- Nie zostawię cię samej, żebyś wyskoczyła a okna- odpyskował. Poddałam się i z rezygnacją poszłam do siebie, żeby się spakować. Kiedy klęczałam przed walizką, układając rzeczy rozpłakałam się. Ryczałam jak dziecko. To wszystko było dla mnie za dużo. Nie jestem tak silna psychicznie. Poczułam jak Lewy mnie przytula.
 -Ćśśśs... Wszystko będzie dobrze...- szepnął i pocałował mnie w czoło.
 -Nie będzie dobrze! Widzisz, że mam problem a ty tylko na mnie krzyczysz!
 -Już nie będę, przepraszam- odparł i znowu mnie pocałował, tym razem w policzek.
 -Robert ja... Ja umieram- wychlipiałam.
 -Nie gadaj głupot, jak umierasz?
 -Ja mam raka...- rozpłakałam się i wtuliłam mocno w jego pierś. Podniosłam wzrok na jego twarz. Malowało się na niej zaskoczenie i ból.
 -To... To nic... Załatwię ci najlepszą klinikę, w Hamburgu, albo w Berlinie, albo w Monachium, albo w ogóle w Ameryce, ale wyzdrowiejesz. Obiecuję ci- powiedział, a w jego oczach lśniły łzy.
 -Dziękuję- odparłam i znowu się w niego wtuliłam. Nie dziękowałam za klinikę, ale za obietnicę. I za to, że mu na mnie zależy. W takiej chwili najbardziej potrzebne jest wsparcie bliskich, a Robert... Bądź co bądź, był teraz dla mnie najbliższą osobą.
 -Zrobimy tak... Weźmiesz jakieś rzeczy na noc, a jutro tu wrócimy, spakujesz się i pojedziemy. Tylko muszę się dowiedzieć, gdzie jest najlepsza.
 -Dobrze- zgodziłam się. Spakowałam legginsy, jakiś t-shirt, ubranie na jutro i kosmetyki. Robert wziął moją torbę, bo zrezygnowałam z walizki i zaniósł ją do samochodu.
 Jechaliśmy w ciszy. Każde z nas, pogrążone było w swoich myślach.
 -A co z twoją mamą?- spytałam.
 -Wyjechała. Nie masz się czym przejmować- uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam ten gest i w lepszym nastroju minęła mi reszta drogi. W jego domu jak zwykle panował porządek. Nie wiem, czy to on sam z siebie jest taki, czy to może zasługa jego mamy. Ale milej było wejść do czystego mieszkania, niż do zawalonego puszkami po piwie, jak u większości chłopaków.
 Robert przyniósł mi szklankę wody. Usiedliśmy na kanapie. Żadne z nas nie było w nastroju do rozmów. Mimo to, Lewandowski próbował jakoś zacząć rozmowę.
 -Przepraszam, że jestem taki kiepski w pocieszaniu- uśmiechnął się lekko.
 -Nic nie szkodzi- odparłam i też się uśmiechnęłam.
 -Po prostu cały czas jestem w szoku- próbował się usprawiedliwić.- Kiedy cię zobaczyłem tam... I myślałem, że nie zdążę... To były najgorsze chwile w moim życiu- spojrzał na mnie z bólem.
 -Przepraszam... Robert, co byś zrobił, jak byś nie zdążył?- zapytałam.
 -Skoczyłbym za tobą- powiedział, jakby to było oczywiste.
 -Ale... Zginąłbyś- z trudem przeszło mi to przez gardło.
 -Trudno. Dla ciebie? Warto- odparł i pocałował mnie w usta. Zaskoczyło mnie to, ale było miłe. Resztę wieczoru spędziliśmy siedząc przytuleni do siebie, po prostu rozmawiając.
_______________________________________________
Tego się nie spodziewałyście, prawda? ;) Wiem, strasznie namieszałam XD
Dziękuję kochane za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie, jak to motywuje <3 Jesteście niezastąpione :) Dacie radę jeszcze raz tyle pod tym?
Pozdrawiam słoneczka :*

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 18 "Odwiedziny mamusi"

[Robert]

 Kiedy się obudziłem, Natalia jeszcze spała. Nie chciałem na razie jej budzić. Musiałem sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć w samotności. Zszedłem na dół i zaparzyłem sobie kawy. Odruchowo wsypałem szczyptę kardamonu, jak to zawsze robiła Ania. Przez to organizm się nie zakwasza, czy coś takiego. Usiadłem z kubkiem gorącego napoju w dłoni i zacząłem myśleć. Nie wiedziałem co mam robić. Po tej cudownej nocy to było pewne. Kocham ją. Cholernie ją kocham. Ale nie mogę tak po prostu zostawić Ani. To znaczy, Anię to jeszcze, ale ja mam córkę! Akurat wiem, jak to jest się wychowywać w rodzinie bez ojca. Nie mogłem tego zrobić Julci. Mój ojciec nie miał wpływu na to co się stało, ale ja mam.
 Moje rozmyślania nad sensem życia przerwała Natalia, która zeszła po schodach na dół. W mojej koszulce wyglądała tak seksownie... Ach, muszę przestać o tym myśleć!
 -Hej- powiedziałem i szeroko się uśmiechnąłem. Nie chciałem dać po sobie poznać, że jestem rozdarty.- Kawy?
 -Musimy porozmawiać- odparła.
 -Błagam, nie- jęknąłem. Nienawidziłem, kiedy ktoś mi mówił, że "musimy porozmawiać".
 Westchnęła i mówiła dalej.
 -To co się stało... Nie powinno się stać...
 -Ale czemu?- zapytałem zaskoczony. Wbrew temu co mówił mój mózg, moje serce było bardzo zadowolone z tego co zrobiliśmy.
 -Robert... Ty masz rodzinę, no kurcze, otrząśnij się no! Przespałeś się ze mną, w łóżku, w którym sypiasz ze swoją żoną!- wydarła się.
 -Taki głupi to ja nie jestem... Nie poszliśmy do naszej sypialni- odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej pocieszająco.
 -Robert... Mi naprawdę na tobie zależy i...
 -Naprawdę?- zapytałem zadowolony.
 -Tak, ale... Jak na przyjacielu. Nic więcej. Zrozum. A to, że kilka razy się całowaliśmy... No wiesz, jak ty działasz na... Ludzi...
 -Plączesz się w zeznaniach skarbie- nie mogłem się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć.
 -Nie mów tak do mnie.
 -A dlaczego? Do przyjaciół chyba można mówić skarbie, nie uważasz?
 -Może i można, ale ty nie możesz i...
 -Dobra... Dobra, zrozumiałem. Może i uważasz to za wielki błąd, ale ja muszę ci coś powiedzieć... To... Może być najtrudniejsza rzecz, jaką powiem, ale... Musisz... Wiedzieć, ja...- i w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Westchnąłem zrezygnowany coś pod nosem i poszedłem otworzyć.- Mama!?- krzyknąłem, kiedy przed drzwiami zobaczyłem moją rodzicielkę.- A co ty tutaj robisz?
 -Cześć Robercik!- przytuliła mnie i wycałowała.- A przyjechałam odwiedzić syna, już nie mogę?- spytała.
 -A, nie, no pewnie, wchodź...- wskazałam jej mój salon. Zakląłem pod nosem i poszedłem za moją mamą. Widok, który tam zastałem był taki jak się spodziewałem. Natalka i mama stały i patrzyły na siebie ze zdziwieniem.- Mamo, to jest Natalia, eee... Moja przyjaciółka- przedstawiłem je sobie.
 -Przyjaciółka?- zapytała z powątpiewaniem moja mama.- I spała u ciebie, z powodu...?
 -Nie spała, teraz przyjechała- wypaliłem, zanim pomyślałem.
 -Przyjechała w twojej koszulce?- pytała dalej spod podniesionych brwi.
 -Emm... No dobra, spała tu, ale to nie to o czym myślisz- tłumaczyłem się.
 -To może ja pójdę się przebrać i już pójdę- zaczęła blondynka i poszła do naszej sypialni.
 -Robert, Robert, Robert... Przyznaj się, spałeś z nią- powiedziała mama.
 -Mamo błagam cię... Jesteśmy tylko przyjaciółmi, a wiesz przecież, że Ania jest dla mnie najważniejsza...- jęknąłem.
 -Robercik... Ty mi tu oczu nie mydl, nie urodziłam się wczoraj. A że nie jesteś taki najwierniejszy, to wszyscy co cię znają zdążyli się dawno przekonać.
 Spuściłem wzrok, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
 -Ja już pójdę, do widzenia- powiedziała Natalia i skierowała się w stronę drzwi.
 -Czekaj, odprowadzę cię!- krzyknąłem i pobiegłem za nią.- Chcę ci tylko powiedzieć, że ja nie żałuję tego co się stało- wyznałem, kiedy staliśmy już przy drzwiach. Pocałowałem ją w policzek i otworzyłem drzwi.
 -Pa, Robert- szepnęła i wyszła.
 -Odwiozę cię!
 -Nie, dzięki, zamówiłam taksówkę- odparła i wsiadła do samochodu, który właśnie podjechał pod dom. Wróciłem do domu i już się bałem wykładu mojej mamy.
 -A gdzie jest Ania?- spytała krzątając się po kuchni. No pewnie, moja mama dwóch minut nie usiedzi, kiedy wokół jest bałagan.
 -Emmm... Pojechała do swojej mamy...
 -I ty się zabawiasz z jakąś inną dziewczyną, kiedy twoja żona wyjechała!?
 -Mamo, to nie tak... A z resztą jestem przecież dorosły!
 -Na razie zachowujesz się jak gówniarz! To stara matka musi się tobą zająć!- krzyczała.
 Westchnąłem. Chyba nie wiedziałem, co mam już zrobić. Byłem załamany. Wiem, co źle zrobiłem, ale nienawidzę, kiedy ktoś mi prawi kazania. Nawet moja mama. Zapowiadał się bardzo ciekawy dzień.

 [Natalia]

Sama nie wiedziałam co myśleć. Ta noc była cudowna i była spełnieniem moich najskrytszych marzeń... Było tylko jedno "ale". Nie mogłam godzić się na takie coś, on ma żonę. Nie chciałam być "tą drugą". Dlatego go okłamałam i powiedziałam, że zależy mi na nim tylko jako na przyjacielu.
 Byłam rozdarta. Musiałam wybierać pomiędzy moim szczęściem, a szczęściem małego dziecka i Ani. Wybór był niestety prosty. Prędzej wybaczę sobie, że nie postarałam się ułożyć życia tak, jak bym chciała, niż odebranie ojca i męża rodzinie.
 Najprościej byłoby się teraz załamać. Ale od wyjazdu do Polski postanowiłam, że będę bardziej odpowiedzialna i twarda. Jakiś byle Lewandowski nie zniszczy mi życia. Dlaczego ja go w ogóle musiałam spotkać? Dlaczego musiałam go bliżej poznać? Gdyby nie to, dalej żywiłabym do niego jakąś odrazę, jak to każdego piłkarza oprócz Mario. Dalej nienawidziłabym piłki nożnej, którą teraz naprawdę polubiłam.
 -Nati, co ty otwarte drzwi zostawiasz?- zapytała Vanessa, która właśnie weszła do mojego mieszkania.- Co się stało?- chyba już zauważyła moją minę. Ehh...
 -Nic... Takiego- odparłam.
 -Ej, młoda- spojrzała na mnie spod uniesionych brwi.
 -Przespałam się z Lewandowskim- powiedziałam, a ją zamurowało. Patrzyła na mnie z rozdziawioną buzią i wytrzeszczonymi oczami.
 -No brawo! Czyli jesteście razem?- spytała zadowolona.
 -Chyba żartujesz- prychnęłam.
 -Ale niby dlaczego nie? Przecież ty go kochasz, on ciebie też...
 -Że niby on mnie kocha!?- krzyknęłam.
 -No a nie? Ja ci mówię, jako osoba postronna, przecież widzę, jak on na ciebie patrzy i... Fajnie, że nie zaprzeczyłaś, że ty go kochasz- uśmiechnęła się promiennie.
 -Oj Van... Gdyby to było takie proste... On ma rodzinę...
 -Przestań już wyjeżdżać z tą rodziną! Cały czas rodzina i rodzina! On nie kocha Anki, chyba lepiej, żeby był szczęśliwy, nie?
 Westchnęłam. Na szczęście nie musiałam odpowiedzieć, bo dostałam SMS-a, którego szybko przeczytałam.
 Mogę do ciebie wpaść za godzinę? Chciałbym pogadać na spokojnie, a u mnie jest moja mama, więc -,- :)?
 Okej, pewnie- odpisałam.
 -Vaneska, nie gniewaj się, ale musisz wyjść. Robert tu będzie za godzinkę- oznajmiłam mojej przyjaciółce i uśmiechnęłam się szeroko, żeby ją udobruchać.
 -Tylko się zabezpieczcie- powiedziała wychodząc. Wywróciłam oczami i nawet tego nie skomentowałam.
 Czekałam w pustym mieszkaniu, aż pojawi się Lewandowski. Po kilkunastu minutach zapukał do moich drzwi. Oczywiście trudno mu zadzwonić dzwonkiem. Zastanawiam się, czy on go w ogóle kiedyś zauważył.
 -Hej- powiedziałam, kiedy otworzyłam mu drzwi. Lewy nie czekając na pozwolenie władował mi się do domu i usiadł na mojej kanapie, po czym jeszcze raz wstał i udał się do mojej kuchni. Zaciekawiona poszłam za nim. Nalewał sobie wódki do szklanki i wypił ją jednym duszkiem.- Ty nie przesadzasz ostatnio Lewusku z tym alkoholem?- zapytałam spod uniesionych brwi.
 -Nie, to tylko tak...- odparł. Usiadł przy stole i oparł się na ramieniu.- Wiesz, że musimy porozmawiać?
 -No chyba po to tu przyszedłeś.
 -No tak... E... Chciałem powiedzieć, że cieszę się, że to się stało. Prędzej czy później musiało do tego dojść i...
 -Robert... To się nie powinno nigdy stać!
 -Ale dlaczego? Nie możemy być szczęśliwi? Mam nieudany związek, a przecież było nam... Dobrze, co nie?
 -No tak, ale- uśmiechnął się z satysfakcją, a ja się zarumieniłam. Muszę to teraz skończyć, bo zaraz znowu mnie zaciągnie do łóżka, a ja się obawiam, że nie będę się opierać.- Lewy zrozum! Zależy mi na tobie, ale jak na przyjacielu! Jesteś dobry w łóżku, ale to nie znaczy, że możesz wykorzystywać mnie i okłamywać swoją żonę! My... To się musi skończyć. Jeśli nie umiesz mnie traktować jak przyjaciółki, to chyba nie powinniśmy się już spotykać, bo to zaszło stanowczo za daleko.
 Patrzyłam na Roberta, który z bólem wpatrywał się we mnie. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Upadłam...

 Obudziłam się leżąc na swoim łóżku. Obok mnie siedział Lewandowski, który trzymał mnie za rękę i patrzył na moją twarz. Uśmiechnął się, widząc, że otworzyłam oczy.
 -Boże Święty... Jak się cieszę- powiedział i mocno mnie przytulił.
 -Co się stało?- spytałam zaspanym głosem.
 -Zemdlałaś... To pewnie ze stresu, albo...- ściszył głos.- Czy to możliwe, że możesz być ze mną w ciąży?
 Moje serce prawie stanęło. Strasznie się przestraszyłam. No niby możliwe, nie zabezpieczyliśmy się, nikt wtedy o tym nie myślał... Niby biorę tabletki, ale to nigdy nie jest stuprocentowe zabezpieczenie.
 -Nie... Chyba nie- odparłam słabym głosem. Robert ukrył twarz w dłoniach.
 -Powinnaś pójść do lekarza. Najlepiej jutro- stwierdził.
 -Oj Robert, na pewno to nie jest to...
 -No jak nie to, to musimy chyba się dowiedzieć, dlaczego zemdlałaś!- nalegał.
 -Sam mówiłeś, że to stres...
 -Ale chcę mieć pewność!
 Westchnęłam. Nagle przypomniał mi się ważny szczegół naszej porannej rozmowy. Chciałam się go o to zapytać od razu jak przyszedł, ale rozmowa inaczej się potoczyła, więc o tym zapomniałam.
 -Co ty mi rano chciałeś powiedzieć?- spytałam i zbiłam go z tropu. Spojrzał na mnie pytająco.- No wtedy, co chciałeś powiedzieć, że to może być najtrudniejsza rzecz, jaką powiesz...
 -Hm? Nie wiem... Nie pamiętam. To co, jak wyjdziesz od lekarza to do mnie zadzwonisz?- szybko zmienił temat. Czyli coś musiało być na rzeczy. Postanowiłam go dzisiaj nie męczyć. Dopytam go może jutro.
  -Yhym. Masz rację, to pewnie  nic ważnego.

 [Robert]

 Tsa, nic ważnego. Chciałem jej wtedy powiedzieć, że ją kocham i chciałem jej to powiedzieć też teraz, ale kiedy już nas skreśliła, nie chciałem robić z siebie idioty. Teraz i tak miałem ważniejsze sprawy. Natalia może być ze mną w ciąży. Ja wiedziałem, że jeśli przez chwilę będę szczęśliwy, to zawsze musi się coś spieprzyć! A poza tym bałem się o nią. Bo jeśli nie ciąża, to co? Może rzeczywiście stres, albo przemęczenie, ale to by było za łatwe. W moim życiu nic nigdy nie jest takie proste, więc i teraz pewnie los mnie nie oszczędzi.
 Wróciłem do domu i zastałem moją mamę rozmawiającą przez telefon. Nie zauważyła mnie i kontynuowała rozmowę.
 -Bardzo dobrze kochana, że mnie tu przysłałaś. Miałaś rację, Roberta z tą dziewczyną coś łączy... Widziałam ją dzisiaj rano u niego. Wracaj szybko Aniu, bo ja go dwadzieścia cztery godziny na dobę pilnować nie mogę- powiedziała i się rozłączyła. Byłem w szoku. Czyli przyjechała tu po to, żeby mnie szpiegować? Już nikomu z mojej rodziny nie mogę ufać. Byłem w beznadziejnej sytuacji. Za dużo problemów, jak na jeden raz.
_______________________________________
No hej ;3 Macie tu taki tam rozdział, który jest według mnie straszny O,o Liczę na komentarze moi kochani ;*Nie rozpisuję się, bo nie mam za bardzo weny do komunikowania się z ludźmi, jestem zmęczona, dopiero wstałam ;D Buziaki i do następnego ;****

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 17 "Już cię nie puszczę..."

[Natalia]

 Dni mijały szybko i zwyczajnie. Robert chodził na treningi, ja do pracy. Następnego dnia, po wyjeździe swojej żony przyszedł do mnie, żeby się wyżalić. Przez cały tydzień widywaliśmy się niemal codziennie. Po pracy, jeździliśmy albo do mnie, albo do niego i siedzieliśmy, oglądając filmy, albo mecze. Nie mogliśmy wyjść do kina, czy chociażby na spacer, bo od razu jakiś wścibski paparazzi zrobiłby zdjęcie, które zatytułowałby "nowa miłość Lewandowskiego?". Męczyło mnie już to. Ale jeśli chciałam spotkać się z przyjacielem, musiałam się poświęcić. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego, kiedy miał odpocząć, między innymi ode mnie i zastanowić się nad życiem, cały czas spotyka się ze mną.
 Zaparkowałam właśnie swój samochów w podziemnym parkingu naszej redakcji. Udałam się prosto do mojego gabinetu, uprzednio zabierając z recepcji papiery, które potrzebowałam. Po drodze zauważyłam jakąś znajomą twarz. Facet miał około pięćdziesiątki. Rozmawiał o czymś z jedną z moich nowych koleżanek z redakcji.
 Właśnie, zapomniałam dodać, że przeniosłam się do innego czasopisma. Jest to gazeta, bardziej na poziomie, niż ta poprzednia. Ludzie są milsi i oczywiście, pensja dwa razy taka, jak w poprzedniej.
 -Dobrze, Robert może się z panią spotkać w piątek o godzinie 18- powiedział mężczyzna. Już wiedziałam kto to jest! Czarek Kucharski! Minęliśmy się kiedyś w drzwiach Lewego. Ja wychodziłam, on wchodził. Słyszałam potem, jak piłkarz dostaje ochrzan, że zaniedbuje rodzinę. Tylko od kiedy takie rzeczy obchodzą menedżerów?
 Od Roberta wiedziałam, że Czarek to jeden z najbardziej bezkompromisowych osób, jakie zna. Zawsze musi postawić na swoim, a że zazwyczaj mają inne zdanie, rodzi się w tego wiele nieporozumień. Ostatnio jednak, udało mu się namówić Kucharskiego do pozostania w Dortmundzie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie tego miejsca i mojej codzienności bez mojego Roberta. Byłoby tak szaro i nudno. Nikt by mnie nie irytował, a potem przepraszał. I nie miałabym darmowego wstępu na mecze Borussi.
 -Hej Katrin- weszłam do gabinetu koleżanki, po wyjściu z niego Kucharskiego.- Słyszałam, że rozmawiałaś z menedżerem Lewandowskiego?
 -Tak- odparła rozradowana.- W piątek przeprowadzę z nim wywiad- prawie piszczała ze szczęścia.- Tylko mam nadzieję, że będę się potrafiła przy nim zachować i nie palnę jakiejś głupoty.
 -Naprawdę tak się denerwujesz przed spotkaniem z nim? To zwykły człowiek, taki jak my- stwierdziłam z przekonaniem. Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona.
 -Serio? Normalny?- zapytała z powątpiewaniem.- On zarabia więcej w miesiącu, niż my dwie razem wzięte przez całe życie!
 -No i co to ma z czymkolwiek wspólnego?
 -Kasa zmienia człowieka, nie?
 -Jego nie zmieniła.
 -A skąd możesz o tym wiedzieć?
 -Ehh... Może to nieodpowiedzialne mówić o tym dziennikarce, ale- uśmiechnęłam się porozumiewawczo.- Przyjaźnimy się.
 -Co!? Ale... Jak... Skąd...- Katrin nie mogła uwierzyć, a mi z tego wszystkiego chciało się śmiać. Musiałam jednak zachować powagę. Nie chciałam sobie tu robić wrogów, zwłaszcza, że pracuję tu dopiero tydzień.
 -No normalnie. Jego przyjaciel mieszka obok mnie, więc często się widywaliśmy. Raz nawet byłam z nimi na meczu w Doniecku. Wiesz, dokumentacja i takie tam.
 -Jej... Ty to masz szczęście...- westchnęła.
 -No ale ty też go poznasz- pocieszałam ją.- A o czym ma być ten wywiad? Bo chyba nie o piłce nożnej?
 -No nie. Bardziej o życiu prywatnym.
 -Ale.... On nie lubi za bardzo o tym rozmawiać w mediach, zwłaszcza teraz...- zapomniałam się ugryźć w język.
 -A co się stało?- spytała zaciekawiona.
 -Nic takiego. Muszę iść do pracy- ucięłam rozmowę i udałam się do mojego gabinetu. Oparłam się na czarnym, skórzanym fotelu i zakryłam dłońmi twarz. Żeby tylko Lewy nie miał teraz przeze mnie problemów.
 [Robert]
 Na treningu cały czas myślałem nad tym, nad czym zazwyczaj nie mam czasu myśleć. Ania wyjechała. Codziennie muszę wracać do pustego domu. To dobijające. Nawet kiedy wróci, napewno nie będzie już tak jak dawniej. Musiałem się zastanowić, co tak naprawdę czuję do Natalii. Raz myślę, że ją kocham, raz że wystarczy mi tylko przyjaźń. Byłoby łatwiej, gdyby ona powiedziała jasno co czuje. Ale na co ja liczę. Ona chce się tylko przyjaźnić. Nie, żebym miał w tym jakiś problem, ale...
 Moje rozmyślania, przerwało uderzenie w twarz. Na początku myślałem, że to jakiś idiota, ale obok mnie toczyła się piłka, a to tłumaczyło samo za siebie.
 -Lewy weź się skup na treningu, co?- warknął zdenerwowany Hummels.
 Tsa, bo ty zawsze skupiony jesteś- pomyślałem. Machnąłem tylko ręką i wróciłem do poprzedniej czynności, czyli myśleniu i modleniu się, żeby tylko nikomu się nie zachciało do mnie podawać. Na szczęście w przeciwnej drużynie byli Marco i Mario, więc to ich ofensywa była aktywniejsza.
 -Robert, chodź no tu- zawołał trener. Nie mając pojęcie o co chodzi zszedłem z murawy i podszedłem do Jurgena.- Czemu jesteś taki nieobecny? Masz jakiś problem, chcesz pogadać? Tylko nie proś mnie o wolne, bo wiesz, że już za tydzie gramy znowu z Szachtarem.
 -Niech się trener nie martwi... Boisko to jedyne miejsce, w którym mogę odpocząć.
 -Tylko ty za dużo na tym boisko to nie odpoczywaj- zaśmiał się, a ja pozostałem niewzruszony.- Aż tak źle?
 -Gorzej.
 -Słyszałem, że Ania wyjechała?- potaknąłem głową.- O co się znowu pokłóciliście?
 -O... No niech się trener domyśli.
 -Natalia?- spytał, a ja potaknąłem.- To miła dziewczyna, ale musisz się zastanowić co jest dla ciebie ważniejsze. Rodzina, czy ona.
 -Ale ja się zastanawiam, ja się właśnie cały czas zastanawiam! Ale z tego zastanawiania, to tylko piłką dostaję- uśmiechnąłem się.
 -Dobra Lewy, ja cię na dzisiaj zwalniam z treningu. I tak nic z ciebie nie będzie- stwierdził.
 -Dziękuję... Chyba- odparłem i ruszyłem w stronę szatni. Kiedy byłem już gotowy do wyjścia, zadzwonił Czarek.
 -Hej, spotkajmy się u ciebie po treningu- powiedział.
 -Będę za 15 minut- rozłączyłem się i pojechałem do domu.- Co się stało?- spytałem go, kiedy stał pod drzwiami.
 -Nic, chciałem tylko powiedzieć, że w piątek udzielisz wywiadu dla jakiegoś śmiesznego pisemka... Tu masz namiary i szczegóły itp, itd...
 Cały Czarek. Zawsze ogarnięty. Usiedliśmy w salonie i popijaliśmy kawę, a ja wygooglowałem szybko tą gazetę, bo o niej nie słyszałem. Z tego co wywnioskowałem po większości okładek, była to jakaś babska gazeta.
 -Wnioskuję, że dużo nam zapłacą, jeśli się na to zgodziłeś- westchnąłem i spojrzałem z wyrzutem na Kucharskiego.
 -Całkiem sporo, ale... Podobno ciebie nie obchodzą pieniądze... A Bayern coraz więcej oferuje... Manchester United też...- powiedział i popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.
 -Ehh... A ty cały czas o tym samym, nie?- spytałem zirytowany.
 -Byłbyś głupi, gdybyś odrzucił taką okazję. To już nawet nie chodzi o kasę, ale o to, że cię ci z Borussi nie szanują!
 -A jak myślisz, czyja to wina? Bo raczej nie moja, ja robię wszystko dobrze! Ale nie szanują ciebie, bo cały czas żebrzesz o kasę, a potem to się przekłada na mnie!
 W tym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, a potem mi się przypomniało, że jestem tu umówiony z Talą.
 -Jeśli mi powiesz, że to znowu ona, to...
 -Zamknij się już!- warknąłem i poszedłem otworzyć Natalii.- Cześć, wejdź- przywitałem ją i z uśmiechem na ustach.
 -Cześć... Jeśli przeszkadzam, mogę przyjść później- powiedziała patrząc na Czarka.
 -Nie, no co ty... On już sobie idzie- odparłem i spojrzałem błagalnie na Kucharskiego. Westchnął i w końcu wyszedł.- Napijesz się czegoś? Co dzisiaj robimy?
 -Nie, dzięki... Pewnie to co zawsze, obejrzymy jakiś film i tyle- odpowiedziała.
 -Wiesz co... Mam to gdzieś! Wyjdźmy z tego domu, bo już usiedzieć nie mogę! Jeśli nie mogę się widywać z innymi ludźmi niż moja żona, bo media mnie zabiją, to mam to gdzieś!
 -No... Okej, czyli gdzie pójdziemy?- spytała zadowolona.
 -Przejdźmy się do kina- zaproponowałem.
 -Haha, czyli tak czy inaczej będziemy oglądać film, tak?- zapytała i wybuchła śmiechem.
 -To co chcesz robić, hm?
 -Nie wiem, zaskocz mnie!
 Chyba miałem już plan. W mojej głowie rodził się szatański pomysł.
 -Okej, ale... Musimy najpierw gdzieś pojechać- uśmiechnąłem się.
 [Natalia]
 Siedziałam u siebie w domu, podczas gdy Robert biegał po moim mieszkaniu i szukał czegoś w mojej sypialni. Zabronił mi patrzeć co robi. Zastanawiałam się, czego szuka i po co tu przyjechaliśmy. I oczywiście gdzie mnie zabiera. Miał mnie zaskoczyć, więc trochę się martwię, co mu może wpaść do głowy.
 Po około 20 minutach wyszedł z mojej sypialni z torbą.
 -Wychodzimy? Czy wolisz jednak obejrzeć film?- zapytał.
 -Nie, no co ty?
 -Czy mi się wydaję, czy tchórzysz?- dławił się śmiechem.
 -Nie wiem poprostu, co ci może przyjść do głowy...
 -Odrazu mówię, że to nie jest nic takiego nietypowego, chociaż... W sumie sama stwierdzisz. No chodź- pociągnął mnie za rękę i poszliśmy do jego samochodu. Jechaliśmy z dziesięć minut, aż w końcu stanęliśmy przed jakimś budynkiem. Nigdy tu nie byłam, więc nie wiem co to. Lewy się tylko tajemniczo uśmiechał. Nie jestem pewna, czy nie chce mnie zabić.
 Wyszliśmy i skierowaliśmy się do drzwi budynku. Lewy, jak to on, otworzył mi je i przepuścił w drzwiach. Lewy "wepchnął" mnie do szatni i kazał się ubrać w to, co wziął ode mnie z domu. Wyjęłam sportowe ciuchy z torby. Zastanawiałam się, co szykuje. Ubrałam się, związałam na wszelki wypadek włosy w wysoki kucyk i wyszłam drugimi drzwiami, które prowadziły na salę. To co tam zobaczyłam mnie zaskoczyło, nie powiem... Robert zabrał mnie na...
 -Ścianka wspinaczkowa, serio?- zapytałam z politowaniem.
 -No, ale nie spodziewałaś się, że cię tu zabiorę, no nie?- odpowiedział pytaniem na pytanie uśmiechając się przy tym z satysfakcją.
 -Ty jednak jesteś głupi- wybuchliśmy śmiechem.- To co mam robić?- spytałam znowu.
 -Poczekaj- powiedział i zawołał instruktora, który przypiął mnie do jakiś linek, a Robert zrobił to sam. Powiedzieli mi krok po kroku co mam robić, jak widać dla piłkarza nie był to pierwszy raz. Na początku się bałam, ale potem zrozumiałam, że nie było czego. Wchodziło się dość łatwo. Może i nie było to wchodzenie po górach, czy po czymś podobnym, ale adrenalina była. Kiedy Robertowi, który jak dotąd stał na dole i mi się przypatrywał się znudziło, postanowiliśmy ścigać się na górę.
 Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że też może się coś stać, tak jak na tej bramce i znowu będę sobie wyrzucać, że dałam się namówić Lewemu na coś głupiego. Ale co tu się mogło stać. Byliśmy przypięci. Jak to powiedział Robert "zabezpieczeni" z czego potem śmiał się z dziesięć minut.
 Ani się obejrzałam, a Lewandowski już czekał na mnie na samym szczycie, kiedy ja byłam dopiero w połowie.
 -Nienawidzę cię!- krzyknęłam z dołu i wystawiłam mu język.
 -Też cię kocham!- odparł. Wiem, że to było tylko tak... Żeby odpowiedzieć, ale miło mi się zrobiło i mimowolnie się uśmiechnęłam.
 -Mógłbyś chociaż pozwolić dziewczynie wygrać, a nie! Taki niekulturalny jesteś!
 -Ja? Niekulturalny?- udawał oburzenie. Zszedł do mnie i powiedział- Teraz proszę, będziesz przede mną!
 Wywróciłam oczami i zaczęłam wchodzić na górę. Posiedzieliśmy, albo raczej postaliśmy tam przytrzymując się ściany rozmawiając, aż w końcu nam się znudziło i postanowiliśmy zejść. Kiedy dzieliło mnie z dwa metry do podłogi, a Lewy był już na ziemii, mądra Przybylska musiała się poślizgnąć i spaść. A Robert nie byłby sobą, gdyby mnie nie złapał. Trzymał mnie w swoich ramionach i patrzył w oczy. Mogłabym tak spędzić wieczność.
 -Teraz już cię nie puszczę- szepnął i delikatnie się uśmiechnął. Zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, cały czas nie spuszczając wzroku z moich oczu. W końcu poczułam jego usta na swoich. Odwzajemniałam pocałunek z taką samą pasją i namiętnością.- Pojedźmy do mnie- wyszeptał między pocałunkami. Zgodziłam się i szybko, nawet się nie przebierając, wzięliśmy tylko torby i znaleźliśmy się w samochodzie. Robert trzymał mnie za rękę przez całą drogę i spoglądał na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Oboje chyba nie mogliśmy już wytrzymać i chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w domu.
 Zajechaliśmy przed dom, brunet wjechał samochodem do garażu (samochód zawsze najważniejszy) i szybko weszliśmy do domu Lewandowskich. Stanęłam na środku salonu i za bardzo nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Na szczęście on wiedział. Szybko zamknął moje otwarte usta w namiętnym pocałunku i szybko zaczęliśmy pozbywać się części swojej garderoby. Przycisnął mnie do ściany i całował moje ramiona, zsuwając przy okazji ramiączka od stanika.
 -Nie tu- wyszeptał i zaniósł mnie do sypialni. Po drodze cały czas się całowaliśmy. Położył mnie na łóżko i siebie obok. Całował każdy milimetr mojego ciała, jakby chciał się go nauczyć na pamięć. Kiedy już ściągnął ze mnie wszystko, co było do ściągnięcia, spojrzał na mnie pytająco.
 -Jestem twoja- wyszeptałam mu do ust. I wtedy to się stało.
________________________________________
Macie kolejny <3 W końcu się doczekałyście, hehe :) Zostawiam do Waszej oceny ;*
Pozdrawiam Was kochane.... <33333333

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 16 "Powrót do domu i ciche dni"

 [Natalia]

 Minął tydzień od mojego wyjazdu do Polski. Musiałam wracać. W końcu praca, obowiązki...
 Z jednej strony było mi głupio, że tak wszystkich zostawiłam i nawet im nie powiedziałam, że wyjeżdżam. Z drugiej natomiast, musiałam w końcu pomyśleć o sobie, bo z ciągle zamartwiając się tylko i wyłącznie o innych to oszaleć można.
 Piotrek, Zibi, Igła i Iwona zawieźli mnie na lotnisko. Oczywiście moja siostra wraz ze swoim mężem, przez cały czas truli mi głowę, żebym mieszkała u nich, a nie u Nowakowskiego, jednak wolałam spędzić ten czas z przyjacielem.
 Pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam do samolotu. Będę za nimi tęsknić, jednak nawet tydzień, po dwóch miesiącach rozłąki, to mało. Zaczynam poważnie zastanawiać się, nad przeprowadzką do Polski... W Niemczech nic oprócz Ness mnie nie trzyma... Własnie, Ness! Zrobiło mi się głupio, że ją olewałam, tylko dlatego, że miałam dość Roberta. Chociaż od niego odebrałam...
 To jego "przepraszam" takie ciche, takie z uczuciem, w niczym nie przypominało mi faceta, który próbował zaciągnąć mnie do łóżka, pomimo że jego żona była za ścianą. Przypominało raczej chłopaka, który pocałował mnie pod fontanną, albo złapał za rękę w restauracji... Może naprawdę coś do niego dotarło i chce się zmienić? Tsa... Faceci nigdy się nie zmieniają.
 Aktor z niego dobry, z resztą pokazuje to na boisku. Miałam tylko nadzieję, że za szybko na niego nie wpadnę.
 Zaraz po wejściu do domu, zadzwoniłam do Vanessy. Zaczęłam ją przepraszać, ale ona się rozłączyła. W sumie jej się nie dziwię. Zachowałam się wobec niej strasznie. Poszłam pod prysznic, a potem zaczęłam się rozpakowywać.
 Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc niechętnie poszłam otworzyć.
 -Nessi!- krzyknęłam i przytuliłam przyjaciółkę.
 -Masz mi nigdy więcej tego nie robić!- powiedziała stanowczo, ale odwzajemniła uścisk.- Wiesz jak się martwiłam!?
 -Wiem, przepraszam, ja... Potrzebowałam wyjechać, przemyśleć to wszystko...
 -To wszystko, czyli co?- dopytywała się. Właśnie, przecież ona nic nie wiedziała o moim rzekomym "romansie'' z Lewym...
 -Słuchaj... W Doniecku, ja i Robert.... Się...
 -Serio!?- wrzasnęła nie dając mi dokończyć.
 -Nie! Całowaliśmy się, ale pewnie zaszlibyśmy dalej, gdyby nie Marco i Mario...
 -No ja pieprzę no...
 -No dokładnie!
 -Ale nie! Chodzi o to, że ci cholernie zazdroszczę!- jęknęła.
 -Że co? Czego mi zazdrościsz? Tego, że rozwalam ludziom życie?
 -Nie, no ale... No kurcze, Lewy i Gotze zrobiliby wszystko, żeby z tobą być, a ja co? Nawet koleś z McDonalda się na mnie nie spojrzy- burknęła.
 -Bo wie, że za wysoka liga jesteś dla niego- odparłam i złapałam ją za ramię.
 -Ten twój Gotze to cały czas przeżywał i chodził jakiś w depresji- powiedziała i spojrzała na mnie z wyrzutem. Po raz kolejny musiałam się przed sobą przyznać, że zachowałam się strasznie.
 -A skąd wiesz? Poznałaś Gotzego?- zaczęłam zadawać pytania, żeby odwrócić uwagę od siebie.
 -Nie, ale Lewy mówił.
 -Gadałaś z nim!?- teraz to ja spojrzałam na nią z wyrzutem.
 -No tak- odparła cicho i spojrzała na mnie zdziwiona.
 -A o czym?
 -A takie tam... Nie powinnam w sumie o tym mówić.
 -Zartujesz!?- wydarłam się.- Tylko mi nie mów, że stało się to o czym myślę!? Czy ty jesteś niepoważna!? On cię wykorzysta i wróci do żonki z podkulonym ogonkiem! Nie spotykaj się z nim, nie rozmawiaj i w ogóle najlepiej na niego nie patrz i nie myśl i... Słuchaj, ja wiem, jaki jest Robert i, naprawdę on jest nic niewartym dupkiem...- robiłam jej wykład, jakby była małym dzieckiem.
 Reakcja mojej przyjaciółki mnie zaskoczyła, bo zaczęła się zanosić śmiechem.
 -Ty myślisz że on... Że ja... Że co!?- pytała cały czas się śmiejąc.
 -To niby po co się spotykaliście?
 -Spotkaliśmy się raz, a w sumie to wpadliśmy na siebie pod twoimi drzwiami. I miałam ci nie mówić o tym, że on... No martwił się o ciebie. Gotzemu coś nagadał, że to go nie obchodzi, bo pokłócił się z Anką i musiał na kimś odreagować, a biedy Mario był w pobliżu i... No jakoś już nie mógł się wycofać.
 -On się o mnie martwił?
 -Błagam, widziałam go i ten jego wzrok, taki smutny i zdezorientowany...
 -Coś mi się w to nie chce wierzyć- odparłam.
 -Dobra młoda, jak sobie chcesz, ja już będę szła- powiedziała i pocałowała mnie na pożegnanie w policzek. Posłała mi jeszcze uśmiech i wyszła z mojego mieszkania. Teraz powinnam iść przeprosić Gotzego. Ach, cały dzień zejdzie mi na przepraszanie moich obrażonych przyjaciół. Zebrałam się w sobie i wyszłam z mieszkania. Jeszcze przez chwilę stałam przed drzwiami Mario, ale w końcu zapukałam.
 W progu już po kilku sekundach pojawił się piłkarz.
 -Hej Mario... Mogę wejść?- zapytałam cicho.
 -Wchodź- odpowiedział po dłuższym namyśle. Raczej nie był zadowolony z mojego przybycia. Unikał mojego wzroku. Wskazał mi miejsce na kanapie, nic przy tym nie mówiąc. Usiadłam i czekałam, aż brunet wróci z kuchni z dwoma szklankami wody.-Więc?- spytał.
 -Mario ja... Nie wiem od czego zacząć- westchnęłam i przeczesałam włosy palcami.- Przepraszam- wydukałam w końcu.
 -Aha. Fajnie. To wszystko?
 -No tak, ale... W sumie nie...- plątałam się.
 Chłopak patrzył na mnie znudzony z założonymi rękami.
 -To jak? Wybaczysz mi?- nie odpowiadał.- Ej, no Mario... Naprawdę mi głupio, że tak wyjechałam i nic ci nie powiedziałam! Nie wiedziałam, że się będziesz aż tak martwił...
 -Nie wiedziałaś?- warknął.- Dziewczyno ja ze strachu umierałem! Nikt nie wiedział co się z tobą dzieje, myślałem, że sobie coś zrobiłaś, czy coś... Nie wiedziałem czy jeszcze wrócisz! Tak trudno było odebrać telefon!?- krzyczał.
 -Chciałam się od wszystkich odciąć...
 -Dlaczego każesz wszystkich za to, że Lewy jest idiotą?- zapytał z pretensją.
 Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc milczałam i patrzyłam się w szklankę wody.
 -Chyba już pójdę- mruknęłam widząc, że Mario najwyraźniej nie ma zamiaru się ze mną godzić.
 -Nie, zaczekaj- krzyknął. Odwróciłam się i spojrzałam na niego zdziwiona.- Wiesz jak się martwiłem?- spytał, ale w jego twarzy i głosie nie było już złości, nawet lekko się uśmiechał.
 -Mario...- jęknęłam i wtuliłam się w niego.
 Siedzieliśmy jeszcze u niego do wieczora, ale w końcu musiałam się zbierać. Wyszłam od przyjaciela szczęśliwa, że go odzyskałam.

 [Robert]
 Od kilku dni czuję się strasznie. Nikt ze mną nie gada, oprócz może Nuriego, a Marco i Mario to nawet nie chcą na mnie patrzeć, a na treningach omijają mnie szerokim łukiem. Niby nikogo poza moimi najbliższymi przyjaciółmi nie obchodzi, co się ze mną dzieje, ale pierwszy dzień po kłótni z Gotze, nieźle dałem wszystkim w kość. Ania też zamienia ze mną słowa kiedy musi. Jestem tak zdołowany, że czasami mi się wszystkiego odechciewa.
 Siedziałem właśnie ze szklanką whiskey w kuchni i patrzyłem za okno, gdyż salon był okupowany przez moją żonę. Zapadł już zmrok, więc nikt raczej nie widział, że uważnie monitoruję wszystko, co się dzieje na dworze. Niczym babcie w blokach, całodobowy monitoring.
 Wstałem właśnie odłożyć szklankę do zmywarki, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałem właśnie na wyświetlacz i prawie upuściłem szklankę.
 -Mario?- spytałem zdezorientowany, bo nie miałem pojęcia, czego on może ode mnie chcieć. Przecież się do mnie nie odzywa!
 -Tak. Chciałem ci tylko powiedzieć, że Tala wróciła, więc chyba powinieneś ją przeprosić, czy coś...
 -Naprawdę? O Boże, dzięki Mario!- powiedziałem uradowany.
 -Nie ma sprawy...- odparł mój przyjaciel i chyba się lekko uśmiechnął, ale niestety nie mogłem tego zobaczyć.
 Mario rozłączył się, a ja od razu wstałem i wyszedłem z kuchni.
 -Kochanie, wychodzę- rzuciłem, ale niestety nie było mi dane wyjść w spokoju.
 -Dokąd!? O tej porze!?- warknęła moja kochana żona.
 -Emm... No, wiesz... No...- plątałem się.
 -Do Natalii?!
 -W sumie to tak- odparłem i wyszedłem.
 Nie mogłem się doczekać spotkania z Natalią. W sumie zastanawiałem się, co jej powiem. Trochę się nawet denerwowałem. Postanowiłem jeszcze nawet gdzieś pojechać...

 [Natalia]
 Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to może być, o tej porze? Gotzemu się nudzi, czy jak?
 Przed moim mieszkaniem stał Lewandowski z bukietem czerwonych róż i rytmicznie uderzał nogą o podłogę. Uśmiechnęłam się na jego widok, ale zaraz potem zganiłam się w myślach i przybierając chłodną postawę otworzyłam brunetowi drzwi. Podniósł na mnie wzrok i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale potem z tego zrezygnował.
 -Mogę wejść?- spytał.
 -Wchodź- wskazałam mu ruchem ręki moje mieszkanie. Przypomniało mi się dzisiejsze spotkanie z Gotze, on zachowywał się tak samo jak ja teraz.
 -Przyszedłem cię przeprosić. Wiem, pewnie teraz masz mnie za skończonego idiotę i nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, ale... Wybacz mi- powiedział jednym ciągiem i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.- A i to dla ciebie- przypomniało mu się o kwiatach, które mi wręczył. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spuściłam wzrok.
 -Masz rację, nie miałam za bardzo ochoty cię widzieć...- wyznałam, a on posmutniał jeszcze bardziej.- Ale dobrze, że chociaż zrozumiałeś, co źle zrobiłeś- dodałam, żeby jakoś go pocieszyć. Nie udało mi się, bo tylko spojrzał na mnie zawiedziony, a jego twarz wykrzywił grymas.
 -Nawet nie wiesz, jak żałuję tego co zrobiłem...- westchnął.- To znaczy, nie zrozum mnie źle! Nie żałuję, że cię pocałowałem, ale wolałbym to zrobić w bardziej sprzyjających okolicznościach... I mogłem się powstrzymać z tymi aluzjami u mnie w domu- dodał. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, bo z tego wszystkiego nie powiedziałam mu nawet, żeby usiadł.- Czasami żałuję, że mam żonę- powiedział po dłuższej chwili milczenia. Zszokowało mnie to, co powiedział i zastanawiałam się, czy to tylko tak pod wpływem chwili, czy naprawdę tak myśli.- Myślę, że za szybko się ustatkowałem- ciągnął dalej.- Już w wieku siedemnastu lat, musiałem się zaopiekować rodziną po śmierci ojca i nie miałem kiedy się wyszaleć. Potem poznałem Anię, zakochałem się w niej... Ale dopiero po ślubie zaczęło mi odbijać. Zacząłem pić, szlajać się po klubach, sypiać z laskami... Myślę, że gdybym zabrał się za to wcześniej, to teraz mógłbym spokojnie zakładać rodzinę i być odpowiedzialny, ale ja tak kurwa nie potrafię!- załamał się i usiadł na mojej kanapie.- Teraz mamy ciche dni, a jak się już do siebie odezwiemy, to nic, tylko wynikają z tego kłótnie. Mam już tego wszystkiego dosyć...
 -Czyli co chcesz zrobić? Rozwieźć się?- prychnęłam.
 -Nie... Nie mogę, mam małe dziecko!
 -Ale ty jeszcze kochasz tą Ankę, czy nie?- spytałam i spojrzałam mu w oczy.
 -Nnie... Nie wiem... Chyba nie- odparł smutno.
 -Nie myśl sobie, że namawiam cię do rozwodu, bo coś do ciebie mam, ale dlaczego chcesz tkwić w nieszczęśliwym związku?
 -Może się jeszcze kiedyś ułoży- odpowiedział jakoś bez przekonania.- Ja naprawdę strasznie kocham małą.
 -Nie musisz się przede mną usprawiedliwiać.
 -Przepraszam- odparł szybko.
 -Ale za co?
 -Może po prostu potrzebuję się komuś wygadać... A jesteś dla mnie najbliższą osobą. Z chłopakami nie da się pogadać. Bo albo powiedzą, żebym "zlał na to", albo zaczną mnie umoralniać i krytykować, jak Marco. A ty mnie wysłuchasz.
 Uśmiechnęłam się i zarumieniłam. Zrobiło mi się miło, że przynajmniej umie mnie docenić.
 -Będę już spadał... Grr, znowu będzie mi żonka kazanie prawić, gdzie ja się szlajam po nocach- jęknął, ale potem zaczął się śmiać. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale też mi się udzieliło. Jego śmiech był strasznie zaraźliwy.
 -Wiesz, że jak chcesz możesz zostać- zaproponowałam, dalej się śmiejąc.
 -Tak, wtedy to już by mnie nawet po rzeczy nie wpuściła- odparł.
 -No, to chyba rzeczywiście musisz iść- udałam smutek.
 -Chyba tak... To cześć- pożegnał się, posłał mi ten swój szeroki uśmiech i opuścił mój dom.
 Nie wiem czemu, ale byłam tak szczęśliwa, że chciałam krzyczeć i skakać po całym mieszkaniu. Bardzo cieszyłam się, że pogodziłam się z Lewym. Uświadomiłam sobie, jak mi go brakowało. W wyśmienitym nastroju poszłam w końcu się wyspać.

 [Robert]
 Cieszyłem się ze spotkania z Natalią. Cieszyłem się nawet z tego, co jej powiedziałem. Gdyby nie Ania, pewnie starałbym się o nią. Chciałbym z nią być. Teraz to do mnie dotarło. Była inna niż Ania. Przede wszystkim była spokojniejsza, umiała mnie wysłuchać i nie narzucała mi swojego zdania, tylko próbowała zrozumieć moje, nawet jeśli się z nim nie zgadzała.
 Już się nawet nie denerwowałem przed przyjazdem do domu. Przyzwyczaiłem się, że Ania o wszystko się czepia. Kiedyś tak nie było. Dopiero od jakiegoś czasu, atmosfera w domu stała się nie do zniesienia.
 Wjechałem samochodem do garażu i najchętniej przesiedziałbym tam całą noc, ale brunetka otworzyła drzwi i wpadła do mojego "azylu". Nawet tu nie można mieć spokoju.
 -Dobrze się bawiłeś?- warknęła, ale na końcu załamał jej się głos. I momentalnie cała moja złość na nią zniknęła. Zrobiło mi się jej żal. W każdym małżeństwie zdarzają się kryzysy, a ja od razu spisałem nas na straty. Taki już jestem, mam słaby charakter, a widok płaczącej kobiety jest dla mnie straszny. Zwłaszcza, jeśli płacze przeze mnie.
 Ania patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, a po policzkach spływały jej łzy. Podszedłem do niej i chciałem ją przytulić, ale się ode mnie odsunęła.
 -Wyjeżdżam- powiedziała.
 -Co?
 -Pojedziemy z Julką do mojej mamy- wyjaśniła.
 -Dziecko też chcesz mi zabrać?!
 -Robert, pomyśl... Nie miałbyś czasu się nią zająć... Tak będzie... Lepiej.
 -Kiedy wrócisz?
 -Kiedy w końcu się zastanowisz, czy chcesz być ze mną czy z nią!- krzyknęła i pobiegła po walizki.
 -Proszę, zostań...- jęknąłem i oparłem swoją głowę o jej ramię, obejmując ją od tyłu w talii. Czułem, że zachowuję się znowu jak idiota. Najpierw narzekałem, że mam żonę, a teraz chcę, żeby została?
 -Nie... Musisz wszystko przemyśleć. Musimy.
 Bez słowa wziąłem jej walizkę i zaniosłem do jej samochodu.
 -Zaczekaj, przyniosę Julkę- powiedziałem słabym głosem i poszedłem po moją córkę. Wziąłem ją na ręce i mocno przytuliłem.- Pojedziesz z mamusią do babci, dobrze?
 -Dobze. A cemu ty nie jedzies?- zapytała.
 -Bo... Muszę zostać w pracy, wiesz? Pojedziesz z mamusią.- Julcia posmutniała.- Ale musisz być grzeczna, to jak wrócisz, to tatuś z tobą pogra w piłę, chcesz?
 -Taaaak!- krzyknęła. Uśmiechnąłem się i wsadziłem do fotelika na tylnym siedzeniu BMW mojej żony. Wsiadłem obok niej i pojechaliśmy na lotnisko.
 -Jak ty w ogóle tak szybko zabukowałaś bilety?
 -Zrobiłam to już dawno- westchnęła. Zajechaliśmy na lotnisko. Dziewczyny poszły na  odprawę, a ja musiałem wrócić do pustego domu.
____________________________________________
No hejka :D Zostawiam Wam do ocenki taki tam straszny rozdział, wiem, niełatwe przed Wami zadanie :)
Wiem, że są wakacje, ale liczyłabym na trochę więcej komentarzy ... ;*
Dzisiaj się już nie będę rozpisywać, pozdrawiam Was miśki <333333333333333333

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 15 "Odwiedziny u Nowakowskiego"

[Natalia]

 Wylądowałam na lotnisku w Rzeszowie. Nie umówiłam się tu z nikim, doskonale znałam drogę i do mojego szwagra i do Piotrka, jednak dzisiaj postanowiłam nawiedzić tego drugiego. Miałam zły humor i potrzebowałam pocieszenia, więc to raczej nie będzie miła rozmowa. Chociaż z Nowakowskim wszystko jest możliwe.
 Podjechałam taksówką pod jego dom. Kierowca słysząc adres spojrzał na mnie jak na idiotkę, ale zawiózł mnie do siatkarza. Zapłaciłam mu i zapukałam do drzwi przyjaciela.
 -Taluśka?- zapytał zdziwiony, kiedy mnie zobaczył. Zawsze mnie tak nazywał, co mnie strasznie czasami irytowało.
 -Piotruś- jęknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
 -Boże, cześć... Nie wiedziałem, że przyjedziesz. Nie odpisałaś na mejla- powiedział z wyrzutem, patrząc na mnie troskliwym wzrokiem.- Nieźle się załatwiłaś. Albo raczej ktoś cię załatwił. Chcesz pogadać?
 -Na razie nie... Może potem. Muszę to wszystko najpierw sama ogarnąć- odparłam i spróbowałam się lekko uśmiechnął. Miałam fatalny nastrój i głupio mi było, że obarczam Piotrka swoimi problemami.
 -Napijesz się czegoś?- zapytał, kiedy usiadłam w jego salonie i odruchowo skierował się do kuchni.
 -A może być coś mocniejszego?- spytałam cicho, patrząc na niego słodkimi oczkami.
 -Wiesz, że alkohol źle na ciebie wpływa...- zająknął się, ale posłusznie nalał mi whiskey do szklanki.- Ktoś ci musiał poważnie zaleźć za skórę.
 -No tak... To był Rafał- usłyszałam z ust blondyna ciche "wiedziałem" i uśmiechnęłam się lekko.- Chyba się rozstaliśmy, ale nie jestem pewna... Opowiem ci wszystko jutro, ok? Teraz chcę normalnie porozmawiać.
 -Nie jestem pewnie, czy nadajesz się do normalnej rozmowy- spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.- Nie wolisz się wygadać?
 -Mówię. Jutro. Jest późno, a ja nie chcę na razie o tym gadać...
 -No dobrze- zgodził się.
 -To, co u ciebie?- zapytałam. Spojrzał na mnie jak na idiotkę.- No co, nie widziałam cię dwa miesiące, chyba muszę nadrobić zaległości!
 -Więc tak, u mnie dobrze, dalej jestem forever alone- odparł i uśmiechnął się.
 -To tak jak ja- przybiłam mu piątkę.
 -Szczerze? Nie chcę cię urazić, ale byłem pewien, że z tego twojego związku z tym dupkiem nic nie wyjdzie- stwierdził.
 -Hahaha, dzięki za wsparcie- mruknęłam.
 -Proszę. To tylko szczerość kochana- odpowiedział i wzruszył ramionami. Tak, szczery to on był, czasami aż za bardzo.- A co u Nesski?
 -Dobrze, tylko ostatnio mnie wkurza.
 -Ciebie wszyscy wkurzają- zauważył.
 -To wszystko przez Lewandowskiego!
 Spojrzał na mnie zdezorientowany.
 -Roberta?- prychnął i zaczął się śmiać, ale gdy zobaczył moją minę spoważniał i wytrzeszczył oczy.- Żartujesz? TEGO Lewandowskiego?
 -Tak...
 -Ale... Skąd... Skąd ty go znasz?
 -Opowiem ci wszystko jutro, już mówiłam.
 -Teraz to ty mnie dopiero zaciekawiłaś- przyznał.
 -Lepiej opowiadaj. Co tam w Sovii? Co u chłopaków?- pytałam, żeby zmienić temat.
 -Wszystko dobrze... Chłopaki się za tobą strasznie stęsknili...- uśmiechnął się.- A Igła i Iwonka jak się dowiedzą, że najpierw przyjechałaś do mnie, to się dopiero wściekną- dosłownie pękał ze śmiechu.- Czuję się wyróżniony- zacieszał się.
 -To się nie czuj, potrzebowałam pogadać z kimś kto jest tak samo pojebany jak ja- wytknęłam mu język.
 -Gdybym nie był tak pojebany jak ty, to byśmy się nie przyjaźnili- uśmiechnął się szeroko a ja razem z nim.
 Potem gadaliśmy o wszystkim i o niczym, jak za dawnych czasów. Poznaliśmy się trzy lata temu i chociaż oboje staliśmy się bardziej dojrzali, w swoim towarzystwie zachowywaliśmy się jak dzieci.

 [Następny dzień]
 Obudziłam się leżąc na Piotrku. Tak, spędziliśmy wspólnie noc. Nie wiem czemu, ale to pomogło mi odreagować i czuję się teraz lepiej.
 Nasza znajomość z Nowakowskim zaczęła się od tego, że... Kiedy się poznaliśmy, od razu między nami zaiskrzyło. Na jednej z imprez, poszliśmy ze sobą do łóżka i... Potem byliśmy razem około pół roku, ale jakoś nie pasowaliśmy do siebie, cały czas się kłóciliśmy. Postanowiliśmy od siebie... Odpocząć. I tak się skończyło, że przyjaźnimy się i chyba nie przeżyliśmy nigdy żadnej poważnej kłótni.
 Śmiejemy się, że jeśli po trzydziestce nie będziemy po ślubie, to ożenimy się ze sobą.
 Zauważyłam, że blondyn już nie śpi, tylko mi się przygląda i się uśmiecha.
 -Co się tak patrzysz?- spytała i odwzajemniłam uśmiech.
 -A co, nie mogę? Ty też się patrzysz- odparłam i wystawiłam mu język i sama nie wiem czemu, zaczęłam jeździć mu palcem po klacie.
 -Czy ty próbujesz mnie znowu uwieźć?- zapytał udając oburzenie.
 -A jeśli tak to co?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie i spojrzałam mu wyzywająco w oczy.
 Najpierw uśmiechnął się łobuzersko, ale potem na jego twarzy pojawił się grymas.
 -Ktoś ci musiał bardzo zajść za skórę...- westchnął i spojrzał na mnie z troską.- Nigdy się tak nie zachowywałaś. Widać, że musisz odreagować- stwierdził.
 -I co jeszcze wywnioskowałeś, panie psycholog?- spytałam ironicznie.
 -Ja chcę ci tylko pomóc- uśmiechnął się lekko.
 -Dobra... Powiem ci, co się wydarzyło, ale... Ta historia będzie dość długa...- opowiedziałam mu w skrócie wszystko co się wydarzyło od pierwszego spotkania z Lewym, o tym, jak się zaprzyjaźniliśmy i o tym, do czego między nami doszło w Doniecku... Opowiedziałam mu wszystkie miłe chwile, ale też te mniej. Na przykład kolację u Lewandowskich, albo oskarżenia mnie przez Rafała o zdradę.
 -Idiota- syknął Piotrek, kiedy powiedziałam mu o tym ostatnim.- Błagam, jeśli kiedyś go spotkam, będę mógł mu przywalić?- spojrzał na mnie miną kota ze Shreka.
 -A pewnie! I najlepiej mi to jeszcze nagraj, będę oglądać, jak będę mieć zły humor!- odparłam i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
 -Wiem, co poprawi ci humor!- krzyknął i cieszył się, jakby co najmniej Ligę Światową wygrał.
 -Oświeć mnie.
 -Pójdziesz ze mną na trening?- spojrzał na mnie słodkimi oczkami. Jak mogłam się nie zgodzić? Przecież w gruncie rzeczy uwielbiam tych idiotów i stęskniłam się za nimi.
 -Okej- westchnęłam, jakbym robiła mu przysługę, choć tak naprawdę on robił ją mi.
 -Uwielbiam cię!- mocno mnie przytulił i poderwał się z łóżka.
 -To może ja zrobię śniadanko, a ty się ogarniesz?- zaproponowałam. Spojrzał na mnie zdziwiony moją nagłą przemianą.- No wiesz, to tak, żeby ci podziękować- dodałam.
 -Nie masz za co, ale jeśli już tak nalegasz- odparł i zniknął w łazience. Uśmiechnęłam się do siebie i zeszłam na dół. Zastanawiałam się, co przygotować, nie chciałam, żeby to było jakieś niezdrowe, w końcu dieta sportowców siatkarzy też obowiązuje. Ale z drugiej strony pomyślałam, że Piotrek na pewno bardziej się ucieszy z czegoś słodkiego, czego na co dzień by nie zjadł.
 Postanowiłam, że zrobię nam naleśniki z bitą śmietaną, albo nutellą. Smażyłam właśnie nasz posiłek, kiedy do kuchni wszedł Nowakowski, ubrany jak zwykle w klubowy dres.
 -Co tak pięknie pachnie?- zapytał wciągając do płuc zapach roznoszący się po mieszkaniu.
 -Nasze śniadanko- odparłam promiennie.
 -Naleśniki!- krzyknął uradowany jak małe dziecko.
 -Boże, Piotrek... Przerażasz mnie- powiedziałam.
 Na to siatkarz zaczął się śmiać.
 -Może w czymś ci pomóc?- spytał.
 -Usiądź i mi nie przeszkadzaj, to mi najlepiej pomoże- poleciłam mu, kiedy zobaczyłam, że zmierza w moim kierunku. Na pewno albo by coś rozbił, rozlał, albo pociąłby się nożem, chociaż nawet nie jest nam potrzebny nóż.
 Blondyn wygiął usta w podkówkę i zajął swoje miejsce przy stole.
 Śniadanie zjedliśmy w miłej atmosferze, jak za dawnych lat, można powiedzieć. Nowakowski wychwalał pod niebiosa zrobione przeze mnie naleśniki. Niestety, albo i stety, ta sielanka nie trwała długo, bo trzeba było się zbierać na trening. Pobiegłam szybko się ubrać. Wybrałam zwykłe rurki, czarną bokserkę i szarą bluzę. Nie chciałam się stroić, bo w głębi duszy liczyłam, że sobie z nimi pogram.
 W drodze rozmyślałam, można powiedzieć, że o moim życiu. Teraz jestem w Polsce, ale co będzie, kiedy będę musiała wrócić do Dortmundu. Może nie będę widywała za często Lewandowskiego, ale mieszkam obok jego najlepszego przyjaciela, więc spotkania będą nieuniknione.
 Wyszliśmy z czerwonego audi Piotrka i weszliśmy do hali. Na razie nie było nikogo, było tylko parę dziewczyn na trybunach, pewnie to ukochane siatkarzy. Nie znałam się aż tak bardzo z wybrankami moich przyjaciół, w sumie znałam tylko moją siostrę, a z resztą to tak bardziej z widzenia. "Mój" siatkarz właśnie zniknął w szatni, a ja usiadłam kilka rzędów pod resztą dziewczyn i czekałam na chłopaków. Po mniej więcej pięciu minutach, na parkiet wybiegli moi siatkarze.
 Zibi Bartman, Grześ Kosok i mój szwagier- Igła podbiegli do mnie, zaczęli witać i przytulać.
 -No wiesz co?! Przyjechałaś i nic nie powiedziałaś?!- spytał z wyrzutem Krzysiek.
 -Chciałam wam zrobić niespodziankę, nawet Piotrek nie wiedział- odparłam.
 -A wiesz co ci Iwonka zrobi, jak się dowie, że nie przyjechałaś do nas, tylko do niego?- zapytał.
 -Myślę, że jakoś przeżyję- uśmiechnęłam się. Zaczął się trening...

 [Robert]
 Mimo wszystko martwiłem się o nią. Minęły już dwa dni, a Mario, Ness ani nikt nie wiedział, gdzie jest Natalia. Było mi głupio, że na początku się tym nie przejąłem. Ale teraz już nie mogę się wycofać, dalej uważam, że mnie to nie obchodzi. Marco i Mario dalej się do mnie nie odzywają, a do tego jeszcze Hummels, który kiedy dowiedział się, jak zareagowałem na jej zniknięcie, strasznie się wściekł. Wszystkim na niej zależało, oprócz mnie. Tylko, że oni nie wiedzą, co się dzieje we mnie w środku.
 Z Borussi tylko Sahin nie jest do mnie wrogo nastawiony. Mógłbym obarczyć o to winą Reusa i Gotzego, bo to oni gadają o naszych prywatnych problemach w szatni, ale prawda jest taka, że sam jestem sobie winien.
 Kiedy wróciłem do domu, postanowiłem do niej zadzwonić. Podobno od nikogo nie odbiera, nie wiem czemu, myślałem, że ze mną będzie inaczej. Wykręciłem jej numer i czekałem.
 -Halo?- odebrała.- Robert?
 Stałem przez chwilę zupełnie zamurowany. Jak dobrze było usłyszeć znowu jej głos. I ode mnie odebrała... Czyli jednak coś dla niej znaczę. Chciałbym jej wszystko powiedzieć, ale...
 -Przepraszam- powiedziałem cicho. To była chyba najważniejsza rzecz, którą chciałem jej przekazać. Nie pytałem ją o to, gdzie jest. Ważne, że jest bezpieczna. Rozumiałem ją, że chce trochę od tego wszystkiego odpocząć. Rozłączyłem się.
 Cały czas myślałem o tym, że ode mnie odebrała. A to ja ją najmocniej zraniłem. Prawdopodobnie to przede mną uciekła. Nie miała powodów, żeby nie odbierać od Gotzego, Ness, Reusa czy Matsa. Oni jej nic nie zrobili w przeciwieństwie do mnie. A mimo to odebrała.
 Poczułem się, jakby wstąpiły we mnie jakieś nowe siły. Ta rozmowa, o ile można to było tak nazwać poprawiła mi humor.
______________________________________________
Hej. :) Wiem, że zanudzam Was moim niezadowoleniem, ale i tym razem powiem: Ten rozdział mi się nie podoba ;D Jakiś taki wymęczony, bo mam podły humor.
Rozdział zostawiam do Waszej ocenki, liczę na komentarze :) Kocham Was ;* Pozdrawiam <3
Pokażcie, że warto prowadzić tego bloga! <3