[Natalia]
Minął tydzień od mojego wyjazdu do Polski. Musiałam wracać. W końcu praca, obowiązki...
Z jednej strony było mi głupio, że tak wszystkich zostawiłam i nawet im nie powiedziałam, że wyjeżdżam. Z drugiej natomiast, musiałam w końcu pomyśleć o sobie, bo z ciągle zamartwiając się tylko i wyłącznie o innych to oszaleć można.
Piotrek, Zibi, Igła i Iwona zawieźli mnie na lotnisko. Oczywiście moja siostra wraz ze swoim mężem, przez cały czas truli mi głowę, żebym mieszkała u nich, a nie u Nowakowskiego, jednak wolałam spędzić ten czas z przyjacielem.
Pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam do samolotu. Będę za nimi tęsknić, jednak nawet tydzień, po dwóch miesiącach rozłąki, to mało. Zaczynam poważnie zastanawiać się, nad przeprowadzką do Polski... W Niemczech nic oprócz Ness mnie nie trzyma... Własnie, Ness! Zrobiło mi się głupio, że ją olewałam, tylko dlatego, że miałam dość Roberta. Chociaż od niego odebrałam...
To jego "przepraszam" takie ciche, takie z uczuciem, w niczym nie przypominało mi faceta, który próbował zaciągnąć mnie do łóżka, pomimo że jego żona była za ścianą. Przypominało raczej chłopaka, który pocałował mnie pod fontanną, albo złapał za rękę w restauracji... Może naprawdę coś do niego dotarło i chce się zmienić? Tsa... Faceci nigdy się nie zmieniają.
Aktor z niego dobry, z resztą pokazuje to na boisku. Miałam tylko nadzieję, że za szybko na niego nie wpadnę.
Zaraz po wejściu do domu, zadzwoniłam do Vanessy. Zaczęłam ją przepraszać, ale ona się rozłączyła. W sumie jej się nie dziwię. Zachowałam się wobec niej strasznie. Poszłam pod prysznic, a potem zaczęłam się rozpakowywać.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc niechętnie poszłam otworzyć.
-Nessi!- krzyknęłam i przytuliłam przyjaciółkę.
-Masz mi nigdy więcej tego nie robić!- powiedziała stanowczo, ale odwzajemniła uścisk.- Wiesz jak się martwiłam!?
-Wiem, przepraszam, ja... Potrzebowałam wyjechać, przemyśleć to wszystko...
-To wszystko, czyli co?- dopytywała się. Właśnie, przecież ona nic nie wiedziała o moim rzekomym "romansie'' z Lewym...
-Słuchaj... W Doniecku, ja i Robert.... Się...
-Serio!?- wrzasnęła nie dając mi dokończyć.
-Nie! Całowaliśmy się, ale pewnie zaszlibyśmy dalej, gdyby nie Marco i Mario...
-No ja pieprzę no...
-No dokładnie!
-Ale nie! Chodzi o to, że ci cholernie zazdroszczę!- jęknęła.
-Że co? Czego mi zazdrościsz? Tego, że rozwalam ludziom życie?
-Nie, no ale... No kurcze, Lewy i Gotze zrobiliby wszystko, żeby z tobą być, a ja co? Nawet koleś z McDonalda się na mnie nie spojrzy- burknęła.
-Bo wie, że za wysoka liga jesteś dla niego- odparłam i złapałam ją za ramię.
-Ten twój Gotze to cały czas przeżywał i chodził jakiś w depresji- powiedziała i spojrzała na mnie z wyrzutem. Po raz kolejny musiałam się przed sobą przyznać, że zachowałam się strasznie.
-A skąd wiesz? Poznałaś Gotzego?- zaczęłam zadawać pytania, żeby odwrócić uwagę od siebie.
-Nie, ale Lewy mówił.
-Gadałaś z nim!?- teraz to ja spojrzałam na nią z wyrzutem.
-No tak- odparła cicho i spojrzała na mnie zdziwiona.
-A o czym?
-A takie tam... Nie powinnam w sumie o tym mówić.
-Zartujesz!?- wydarłam się.- Tylko mi nie mów, że stało się to o czym myślę!? Czy ty jesteś niepoważna!? On cię wykorzysta i wróci do żonki z podkulonym ogonkiem! Nie spotykaj się z nim, nie rozmawiaj i w ogóle najlepiej na niego nie patrz i nie myśl i... Słuchaj, ja wiem, jaki jest Robert i, naprawdę on jest nic niewartym dupkiem...- robiłam jej wykład, jakby była małym dzieckiem.
Reakcja mojej przyjaciółki mnie zaskoczyła, bo zaczęła się zanosić śmiechem.
-Ty myślisz że on... Że ja... Że co!?- pytała cały czas się śmiejąc.
-To niby po co się spotykaliście?
-Spotkaliśmy się raz, a w sumie to wpadliśmy na siebie pod twoimi drzwiami. I miałam ci nie mówić o tym, że on... No martwił się o ciebie. Gotzemu coś nagadał, że to go nie obchodzi, bo pokłócił się z Anką i musiał na kimś odreagować, a biedy Mario był w pobliżu i... No jakoś już nie mógł się wycofać.
-On się o mnie martwił?
-Błagam, widziałam go i ten jego wzrok, taki smutny i zdezorientowany...
-Coś mi się w to nie chce wierzyć- odparłam.
-Dobra młoda, jak sobie chcesz, ja już będę szła- powiedziała i pocałowała mnie na pożegnanie w policzek. Posłała mi jeszcze uśmiech i wyszła z mojego mieszkania. Teraz powinnam iść przeprosić Gotzego. Ach, cały dzień zejdzie mi na przepraszanie moich obrażonych przyjaciół. Zebrałam się w sobie i wyszłam z mieszkania. Jeszcze przez chwilę stałam przed drzwiami Mario, ale w końcu zapukałam.
W progu już po kilku sekundach pojawił się piłkarz.
-Hej Mario... Mogę wejść?- zapytałam cicho.
-Wchodź- odpowiedział po dłuższym namyśle. Raczej nie był zadowolony z mojego przybycia. Unikał mojego wzroku. Wskazał mi miejsce na kanapie, nic przy tym nie mówiąc. Usiadłam i czekałam, aż brunet wróci z kuchni z dwoma szklankami wody.-Więc?- spytał.
-Mario ja... Nie wiem od czego zacząć- westchnęłam i przeczesałam włosy palcami.- Przepraszam- wydukałam w końcu.
-Aha. Fajnie. To wszystko?
-No tak, ale... W sumie nie...- plątałam się.
Chłopak patrzył na mnie znudzony z założonymi rękami.
-To jak? Wybaczysz mi?- nie odpowiadał.- Ej, no Mario... Naprawdę mi głupio, że tak wyjechałam i nic ci nie powiedziałam! Nie wiedziałam, że się będziesz aż tak martwił...
-Nie wiedziałaś?- warknął.- Dziewczyno ja ze strachu umierałem! Nikt nie wiedział co się z tobą dzieje, myślałem, że sobie coś zrobiłaś, czy coś... Nie wiedziałem czy jeszcze wrócisz! Tak trudno było odebrać telefon!?- krzyczał.
-Chciałam się od wszystkich odciąć...
-Dlaczego każesz wszystkich za to, że Lewy jest idiotą?- zapytał z pretensją.
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc milczałam i patrzyłam się w szklankę wody.
-Chyba już pójdę- mruknęłam widząc, że Mario najwyraźniej nie ma zamiaru się ze mną godzić.
-Nie, zaczekaj- krzyknął. Odwróciłam się i spojrzałam na niego zdziwiona.- Wiesz jak się martwiłem?- spytał, ale w jego twarzy i głosie nie było już złości, nawet lekko się uśmiechał.
-Mario...- jęknęłam i wtuliłam się w niego.
Siedzieliśmy jeszcze u niego do wieczora, ale w końcu musiałam się zbierać. Wyszłam od przyjaciela szczęśliwa, że go odzyskałam.
[Robert]
Od kilku dni czuję się strasznie. Nikt ze mną nie gada, oprócz może Nuriego, a Marco i Mario to nawet nie chcą na mnie patrzeć, a na treningach omijają mnie szerokim łukiem. Niby nikogo poza moimi najbliższymi przyjaciółmi nie obchodzi, co się ze mną dzieje, ale pierwszy dzień po kłótni z Gotze, nieźle dałem wszystkim w kość. Ania też zamienia ze mną słowa kiedy musi. Jestem tak zdołowany, że czasami mi się wszystkiego odechciewa.
Siedziałem właśnie ze szklanką whiskey w kuchni i patrzyłem za okno, gdyż salon był okupowany przez moją żonę. Zapadł już zmrok, więc nikt raczej nie widział, że uważnie monitoruję wszystko, co się dzieje na dworze. Niczym babcie w blokach, całodobowy monitoring.
Wstałem właśnie odłożyć szklankę do zmywarki, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałem właśnie na wyświetlacz i prawie upuściłem szklankę.
-Mario?- spytałem zdezorientowany, bo nie miałem pojęcia, czego on może ode mnie chcieć. Przecież się do mnie nie odzywa!
-Tak. Chciałem ci tylko powiedzieć, że Tala wróciła, więc chyba powinieneś ją przeprosić, czy coś...
-Naprawdę? O Boże, dzięki Mario!- powiedziałem uradowany.
-Nie ma sprawy...- odparł mój przyjaciel i chyba się lekko uśmiechnął, ale niestety nie mogłem tego zobaczyć.
Mario rozłączył się, a ja od razu wstałem i wyszedłem z kuchni.
-Kochanie, wychodzę- rzuciłem, ale niestety nie było mi dane wyjść w spokoju.
-Dokąd!? O tej porze!?- warknęła moja kochana żona.
-Emm... No, wiesz... No...- plątałem się.
-Do Natalii?!
-W sumie to tak- odparłem i wyszedłem.
Nie mogłem się doczekać spotkania z Natalią. W sumie zastanawiałem się, co jej powiem. Trochę się nawet denerwowałem. Postanowiłem jeszcze nawet gdzieś pojechać...
[Natalia]
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to może być, o tej porze? Gotzemu się nudzi, czy jak?
Przed moim mieszkaniem stał Lewandowski z bukietem czerwonych róż i rytmicznie uderzał nogą o podłogę. Uśmiechnęłam się na jego widok, ale zaraz potem zganiłam się w myślach i przybierając chłodną postawę otworzyłam brunetowi drzwi. Podniósł na mnie wzrok i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale potem z tego zrezygnował.
-Mogę wejść?- spytał.
-Wchodź- wskazałam mu ruchem ręki moje mieszkanie. Przypomniało mi się dzisiejsze spotkanie z Gotze, on zachowywał się tak samo jak ja teraz.
-Przyszedłem cię przeprosić. Wiem, pewnie teraz masz mnie za skończonego idiotę i nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, ale... Wybacz mi- powiedział jednym ciągiem i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.- A i to dla ciebie- przypomniało mu się o kwiatach, które mi wręczył. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spuściłam wzrok.
-Masz rację, nie miałam za bardzo ochoty cię widzieć...- wyznałam, a on posmutniał jeszcze bardziej.- Ale dobrze, że chociaż zrozumiałeś, co źle zrobiłeś- dodałam, żeby jakoś go pocieszyć. Nie udało mi się, bo tylko spojrzał na mnie zawiedziony, a jego twarz wykrzywił grymas.
-Nawet nie wiesz, jak żałuję tego co zrobiłem...- westchnął.- To znaczy, nie zrozum mnie źle! Nie żałuję, że cię pocałowałem, ale wolałbym to zrobić w bardziej sprzyjających okolicznościach... I mogłem się powstrzymać z tymi aluzjami u mnie w domu- dodał. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, bo z tego wszystkiego nie powiedziałam mu nawet, żeby usiadł.- Czasami żałuję, że mam żonę- powiedział po dłuższej chwili milczenia. Zszokowało mnie to, co powiedział i zastanawiałam się, czy to tylko tak pod wpływem chwili, czy naprawdę tak myśli.- Myślę, że za szybko się ustatkowałem- ciągnął dalej.- Już w wieku siedemnastu lat, musiałem się zaopiekować rodziną po śmierci ojca i nie miałem kiedy się wyszaleć. Potem poznałem Anię, zakochałem się w niej... Ale dopiero po ślubie zaczęło mi odbijać. Zacząłem pić, szlajać się po klubach, sypiać z laskami... Myślę, że gdybym zabrał się za to wcześniej, to teraz mógłbym spokojnie zakładać rodzinę i być odpowiedzialny, ale ja tak kurwa nie potrafię!- załamał się i usiadł na mojej kanapie.- Teraz mamy ciche dni, a jak się już do siebie odezwiemy, to nic, tylko wynikają z tego kłótnie. Mam już tego wszystkiego dosyć...
-Czyli co chcesz zrobić? Rozwieźć się?- prychnęłam.
-Nie... Nie mogę, mam małe dziecko!
-Ale ty jeszcze kochasz tą Ankę, czy nie?- spytałam i spojrzałam mu w oczy.
-Nnie... Nie wiem... Chyba nie- odparł smutno.
-Nie myśl sobie, że namawiam cię do rozwodu, bo coś do ciebie mam, ale dlaczego chcesz tkwić w nieszczęśliwym związku?
-Może się jeszcze kiedyś ułoży- odpowiedział jakoś bez przekonania.- Ja naprawdę strasznie kocham małą.
-Nie musisz się przede mną usprawiedliwiać.
-Przepraszam- odparł szybko.
-Ale za co?
-Może po prostu potrzebuję się komuś wygadać... A jesteś dla mnie najbliższą osobą. Z chłopakami nie da się pogadać. Bo albo powiedzą, żebym "zlał na to", albo zaczną mnie umoralniać i krytykować, jak Marco. A ty mnie wysłuchasz.
Uśmiechnęłam się i zarumieniłam. Zrobiło mi się miło, że przynajmniej umie mnie docenić.
-Będę już spadał... Grr, znowu będzie mi żonka kazanie prawić, gdzie ja się szlajam po nocach- jęknął, ale potem zaczął się śmiać. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale też mi się udzieliło. Jego śmiech był strasznie zaraźliwy.
-Wiesz, że jak chcesz możesz zostać- zaproponowałam, dalej się śmiejąc.
-Tak, wtedy to już by mnie nawet po rzeczy nie wpuściła- odparł.
-No, to chyba rzeczywiście musisz iść- udałam smutek.
-Chyba tak... To cześć- pożegnał się, posłał mi ten swój szeroki uśmiech i opuścił mój dom.
Nie wiem czemu, ale byłam tak szczęśliwa, że chciałam krzyczeć i skakać po całym mieszkaniu. Bardzo cieszyłam się, że pogodziłam się z Lewym. Uświadomiłam sobie, jak mi go brakowało. W wyśmienitym nastroju poszłam w końcu się wyspać.
[Robert]
Cieszyłem się ze spotkania z Natalią. Cieszyłem się nawet z tego, co jej powiedziałem. Gdyby nie Ania, pewnie starałbym się o nią. Chciałbym z nią być. Teraz to do mnie dotarło. Była inna niż Ania. Przede wszystkim była spokojniejsza, umiała mnie wysłuchać i nie narzucała mi swojego zdania, tylko próbowała zrozumieć moje, nawet jeśli się z nim nie zgadzała.
Już się nawet nie denerwowałem przed przyjazdem do domu. Przyzwyczaiłem się, że Ania o wszystko się czepia. Kiedyś tak nie było. Dopiero od jakiegoś czasu, atmosfera w domu stała się nie do zniesienia.
Wjechałem samochodem do garażu i najchętniej przesiedziałbym tam całą noc, ale brunetka otworzyła drzwi i wpadła do mojego "azylu". Nawet tu nie można mieć spokoju.
-Dobrze się bawiłeś?- warknęła, ale na końcu załamał jej się głos. I momentalnie cała moja złość na nią zniknęła. Zrobiło mi się jej żal. W każdym małżeństwie zdarzają się kryzysy, a ja od razu spisałem nas na straty. Taki już jestem, mam słaby charakter, a widok płaczącej kobiety jest dla mnie straszny. Zwłaszcza, jeśli płacze przeze mnie.
Ania patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, a po policzkach spływały jej łzy. Podszedłem do niej i chciałem ją przytulić, ale się ode mnie odsunęła.
-Wyjeżdżam- powiedziała.
-Co?
-Pojedziemy z Julką do mojej mamy- wyjaśniła.
-Dziecko też chcesz mi zabrać?!
-Robert, pomyśl... Nie miałbyś czasu się nią zająć... Tak będzie... Lepiej.
-Kiedy wrócisz?
-Kiedy w końcu się zastanowisz, czy chcesz być ze mną czy z nią!- krzyknęła i pobiegła po walizki.
-Proszę, zostań...- jęknąłem i oparłem swoją głowę o jej ramię, obejmując ją od tyłu w talii. Czułem, że zachowuję się znowu jak idiota. Najpierw narzekałem, że mam żonę, a teraz chcę, żeby została?
-Nie... Musisz wszystko przemyśleć. Musimy.
Bez słowa wziąłem jej walizkę i zaniosłem do jej samochodu.
-Zaczekaj, przyniosę Julkę- powiedziałem słabym głosem i poszedłem po moją córkę. Wziąłem ją na ręce i mocno przytuliłem.- Pojedziesz z mamusią do babci, dobrze?
-Dobze. A cemu ty nie jedzies?- zapytała.
-Bo... Muszę zostać w pracy, wiesz? Pojedziesz z mamusią.- Julcia posmutniała.- Ale musisz być grzeczna, to jak wrócisz, to tatuś z tobą pogra w piłę, chcesz?
-Taaaak!- krzyknęła. Uśmiechnąłem się i wsadziłem do fotelika na tylnym siedzeniu BMW mojej żony. Wsiadłem obok niej i pojechaliśmy na lotnisko.
-Jak ty w ogóle tak szybko zabukowałaś bilety?
-Zrobiłam to już dawno- westchnęła. Zajechaliśmy na lotnisko. Dziewczyny poszły na odprawę, a ja musiałem wrócić do pustego domu.
____________________________________________
No hejka :D Zostawiam Wam do ocenki taki tam straszny rozdział, wiem, niełatwe przed Wami zadanie :)
Wiem, że są wakacje, ale liczyłabym na trochę więcej komentarzy ... ;*
Dzisiaj się już nie będę rozpisywać, pozdrawiam Was miśki <333333333333333333
Wszystko się docenia dopiero wtedy, kiedy rodzi cię realne ryzyko straty!
OdpowiedzUsuńJest to idealne zdanie opisujące Roberta. Szkoda mi go. Uważam, że on w tym swoim świecie piłki i imprez niego się pogubili :-\ Starał się robić wszystko by zatuszować niedoskonałości. Udawał wzorowego męża i ojca, ale tak naprawdę nigdy nim nie był. Natalia na samym początku powiedziała takie mordę słowa. Mężczyźni NIGDY się nie zmieniają. Podkreśliłam słowo nigdy, ponieważ myślę, że to właśnie kobiety się zmieniają by dowodzić innym. Lewy to facet z dość trudnym charakterem. On chce udowodnić bliskim swoją siłę.. Ale tak naprawdę udowadnia im tylko jakim jest idiotą! Często nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, przez co dużo traci.
W tym całym zamieszaniu podoba mi się postać Ani. Ona doskonale wie o tym, że traci swojego ukochanego... Stara się mu dogodzić na wszelkie możliwe sposoby, a on i tak jej starań nie docenia. Przykre :-\ Jest to przykre doświadczenia. Wydaje mi się, że Ania nie zasługuje na takie traktowanie. Nie mniej jednak chciałabym poczytać trochę o romansie pomiędzy Lewym a Natką ;-) Wiem że to w 100% przekreśli związek Lewandowskich, ale takie jest życie. Nikt nikogo nie może zmusić do miłości! A z reszta.. Nikt nie chce tkwić w nieszczęśliwej miłości :-V Takie związki nie mają ani sensu, ano przyszłości :-/
Dzisiaj troszeczkę smutny komentarz, ale treść rozdziału mnie do tego zmusiła :-(
Mam nadzieję, że Robert się wreszcie zastanowi. Przemysli wszystko i wypisze na kartce plusy i minusy jego małżeństwa ;-)
Pozdrawiam cię serdecznie i czekam z niecierpliwością na następny :-D Mam nadzieję, że dodasz go wcześniej :-)
Buziole :-*:-*:-*:-* Maja ;-)
Ten komentarz był cudowny ;_; Czytam go i czytam chyba z piąty raz, bo wyraziłaś to wszystko o czym ja myślałam, tylko ładnie ubrałaś to w słowa *_* Ani też mi strasznie szkoda :( Wiadomo, że nie zasługuje na takie traktowanie i chce za wszelką cenę zatrzymać Roberta :/ Dziękuję Ci, że zawsze można na Ciebie liczyć, twoje komentarze zawsze poprawiają mi nastrój :) Postaram się dodać wcześniej, bo jestem już na etapie pisania 20 rozdziału ^^
UsuńBuziakiii ;***
Nooooo! W końcu do niego dotarło! Boże ale faceci to są po prostu tępi czasami!! Ale z drugiej strony niech się w końcu zdecyduje z kim on chce być! Bo już normalnie mnie wkurza! ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ruda :)
Haha, wiadomo, że faceci są tępi XD Jego niezdecydowanie może być trochę irytujące, nawet mnie irytuje XD Pozdrawiam ;*
UsuńZacznę może od tego, że moim zdaniem Natalia postąpiła troche nieodpowiedzialnie i egoistycznie wyjeżdżając i nie mówiąc o tym nikomu. Jednak jej przyjaciele okazali się prawdziwi i wybaczyli jej to. Myślę, że w życiu ważne jest takie wsparcie jakie Natalia dostaje od Vanessy j Mario. A Robert jest według mnie zamotany. Nie potrafi odróżnić miłości od przyjaźnie czy przyzwyczajenia. Mam jednak cichą nadzieję, że nastąpi jakiś przełom i Robert bez przeszkód będzie mógł być z Talą. Pizdrawiam cię kochana :**
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za opinię kochana :3 W sumie to wiadomo, Lewy zachowuje się strasznie, ale w sumie mu współczuję ;/
UsuńPozdrawiam <3