Obserwowałam sobie trening, aż nagle ten, przed którym uciekałam wzrokiem poszedł do szatni najprawdopodobniej, zaciskając twarz z bólu. Myślał, że nikt tego nie widzi. Czemu on wszystkich oszukuje? Mi powiedział, że nic go nie boli i wszystko jest w porządku.
Martwiłam się o niego. Jeśli nie zagrałby w tym meczu to przecież by się załamał!
Nie pozostało mi nic innego, jak czekać, choć wątpię, że Lewandowski powie mi prawdę. Mogę zawsze porozmawiać z fizjoterapeutą. Peter właśnie wchodził na boisko, powiedział coś Kloppowi, który się wściekł i poszedł za nim. Wszyscy piłkarze stali zdezorientowani na murawie, ale nikt nie był taki głupi, żeby kończyć trening bez trenera. Zajęli się beztroską rozmową kładąc się, bądź siadając na ziemi w ogóle nie przejmując się Robertem.
[Robert]
Tych wyzwisk od Kloppa, nawet nie chce mi się powtarzać. Zbluzgał mnie, że jestem nieodpowiedzialnym, egoistycznym i zapatrzonym w siebie gówniarzem, a to tylko niektóre z nich. Wiadomo, każdego mogą ponieść emocje i nie mam o to do niego pretensji.
Bardziej przejmuje mnie to, że mogę jutro nie zagrać. A przecież muszę strzelić bramkę. Dla Tali. Obiecałem jej.
Wychodząc z szatni zauważyłem właśnie Natalię.
-Dlaczego znowu mnie okłamujesz!?- krzyknęła.
-Ale o co chodzi!?
-Rozmawiałam z Peterem, mówił, że to jednak nie jest takie bezpieczne jak myślałeś. I ty chciałeś to trzymać w tajemnicy? Jak miałeś zamiar jutro grać?!
-Jakoś sobie poradzę...
-Teraz już za późno. Jutrzejszy mecz to ty możesz sobie na trybunach pooglądać- warknęła i pobiegła na boisko.
[Następny dzień]
[Natalia]:
Wszyscy chodzili podekscytowani i zdenerwowani dzisiejszym meczem. Tylko ja byłam spokojna. Od rana fizjoterapeuci i trener latali wokół Lewego, żeby przygotować go na wieczór. Podobno się uparł, że nawet, jak będzie go bolało to zagra. Ten to ma silną wolę.
Siedzieliśmy właśnie na stadionie. Chłopaki mieli trening, a ja razem z Kloppem przyglądałam się im.
-Lewy może dzisiaj zagrać?- spytałam przerywając ciszę.
-Robimy co możemy, żeby zagrał. Ale jak na razie nic się nie poprawia...- odparł nieco przygaszony.
Posmutniałam. Mimo, że byłam na niego trochę zła, chciałabym, żeby zagrał. Przecież mu tak na tym zależy...
Chłopaki zaczęli schodzić się do szatni. Pojadą do hotelu na dwie godziny, a potem znowu na stadion.
Posłałam Lewemu pytające spojrzenie, chyba zrozumiał, że chodziło mi o to, jak się czuje, bo machnął ręką i uśmiechnął się delikatnie. Czy on nie potrafi się przyznać, że jest źle?
Wsiadłam razem z piłkarzami do autokaru, siadając koło Matsa. Zaprzyjaźniłam się z nim w ostatnich dniach, a to dlatego, że nie chciałam za bardzo przebywać z Lewym, więc musiałam znaleźć sobie kogoś, kto z nim za dużo nie gada.
Rozmawialiśmy właśnie o meczu.
-Chciałbym w końcu coś strzelić- powiedział Hummels smutno i oparł twarz o szybę.
-Strzelisz, wierzę w ciebie- położyłam mu rękę na ramieniu.
Uśmiechnął się lekko.
-Jeśli strzelę, to tylko dzięki tobie- stwierdził i parsknął cicho śmiechem.- Ta bramka będzie dla ciebie- dodał. Uśmiechnęłam się. Potem zaczęliśmy jak zwykle rozmawiać o pierdołach, co chwila wybuchając przy tym śmiechem.
[Robert]
Jedliśmy właśnie żelki z Sahinem, a za nami Gotze z Reusem rozprawiali o niczym innym, jak właśnie o Natalii.
-Tobie już przeszło, nie Mario?- spytał Reus.
-Chyba tak...- odparł.
-A to nie miała być "miłość na całe życie"?- spytałem Gotzego i wybuchnąłem śmiechem.
-Miała być, ale to bez sensu. Dała mi kosza- posmutniał.
-Ej, a... Jak ona całuje? Bo całowałeś się z nią, nie?- zapytał Reusi Mario.
-Matko, nie macie o czym rozmawiać?- zapytałem zirytowany.
-A ciebie to nie ciekawi?- spytał mnie Marco.
-No wiesz, jakoś nie.
-A może on już wie?- zażartował Nuri, ale moja mina świadczyła o tym, że trafił w samo sedno.
Chłopaki wytrzeszczyli oczy i patrzyli na mnie pytająco.
-Może nam to wyjaśnisz?!- spytał zdenerwowany Reus. Dobra, co on się tak nagle zajął moim życiem uczuciowym i czemu on mi kurwa prawi kazania!?
-A co tu wyjaśniać? Pocałowaliśmy się i to się nie powtórzy. Koniec historii- powiedziałem, chociaż miałem nadzieję na coś innego.
-No ja myślę, że się nie powtórzy! Kurde, Lewy masz żonę i dziecko!- krzyknął Reus, na szczęście w autokarze było na tyle głośno, że nikt tego raczej nie usłyszał.
-Coś ty się tak uczepił mnie Reus?! Wiesz jaki jestem więc się odczep- jęknąłem i spojrzałem w szybę.
-Weź Reus, ja bym się zastanowił, bo jeszcze jeden taki numer i z nami nie będzie grał- powiedział Gotze i razem z Nurim i Marco wybuchli śmiechem.
-No tak. Bayern da mu audi i z przodu będzie sam!- dodał Sahin.
-Łał, czytacie demotywatory. To naprawdę inteligentne- stwierdziłem.
-Oj Lewy nie fochaj się już. Pozwolimy ci prowadzić- odparł Gotze.
Nie chciało mi się już ich słuchać, więc założyłem słuchawki i oparłem głowę o szybę. Jednak nawet muzyka nie zagłuszyła ich głupich żartów.
[Natalia]
Za godzinę mieliśmy udać się na stadion, a za dwie miał rozpocząć się mecz. Mimo wszystko cieszę się, że tu jestem. Poznałam bliżej chłopaków i na prawdę ich polubiłam. I mimo wszystko miło wspominam pocałunek z Robertem. Wiem, że dla niego to nic nie znaczyło i że to się już nigdy nie powtórzy, ale cieszę się, że przynajmniej raz go pocałowałam. Chciałabym nie być mu obojętna, tak jak on mi, ale... Wrócimy do domów i pewnie o sobie zapomnimy. On wróci do Ani a ja do Rafała i wszystko wróci do normy.
Trener zapukał do moich drzwi i powiedział, że już wychodzimy. Sprawdziłam, czy wszystko mam. Szalik z BVB- jest, torba z BVB- jest, aparat- jest i jeszcze koszulka. Założyłam na siebie koszulkę z nazwiskiem Lewandowskiego i wyszłam z pokoju.
Wszyscy byli zebrani na dole w holu. Okazało się, że czekali tylko na mnie. Udaliśmy się do autobusu. Tym razem usiadłam sama, nie chciałam nikogo rozpraszać przed meczem, ani wytrącać z rytmu czy coś. Nigdy nie widziałam piłkarzy przed meczem. Myślałam, że zawód piłkarzy to jedynie kasa, samochody i laski i to wszystko tylko dlatego, że raz w tygodniu pobiegają półtorej godziny za piłką. Przez ten ostatni tydzień nauczyłam się, że na wszystko muszą ciężko pracować. A to co mają to tylko nagroda za ich ciężką pracę. Teraz wszyscy byli znerwicowani, mówili cicho, ale ja i tak słyszałam, że chodzi o to, że to mecz o ich być czy nie być w ćwierćfinale.
Wysiedliśmy z autokaru. Zaczęli rozgrzewkę, a ja robiłam im przy tym fotki. Niestety musiałam siedzieć na trybunach, a nie koło Kloppa. Zorientowałam się, że na murawie nie ma Lewego. Serce podeszło mi do gardła. Przecież on się załamie! Czyli jednak nie gra... W oczach miałam łzy, ale wyeliminowałam je szybkim mrugnięciem. Ich szanse na ćwierćfinał bez Lewandowskiego są bardzo małe. Przez resztę rozgrzewki myślałam o Robercie.
Przed meczem zobaczyłam jak Klopp wychodzi na boisko i mówi coś do Schiebera. Czyli, że jednak Lewy nie zagra.
Jaka była moja radość, kiedy w wyjściowym składzie zobaczyłam właśnie Lewandowskiego. Może Kloppo mówił Julianowi, że jednak to on nie zagra? Brunet wyraźnie był zadowolony, mówił coś do Gotzego i do Reusa i wybuchali śmiechem. Nawet na meczu powagi nie umieją zachować?
Zaczęła się gra. Zastanawiałam się, co oni zrobili, że Lewy biegał tak, jakby był zdrowy?
W 43. minucie żółto czarni kibice poderwali się z siedzeń i znowu byłam świadkiem jak kilkadziesiąt tysięcy ludzi skanduje nazwisko Lewandowskiego. Musiałam to oczywiście uwiecznić zdjęciem, najpierw Lewego, a potem kibiców. Radość w jego oczach była nie do opisania. Dobrze, że jednak zagrał. Zaraz na początku drugiej połowy Robert został zdjęty i zastąpiony przez Schiebera.
Mecz zakończył się wynikiem 2:2, dla BVB strzelił jeszcze Hummels. Obiecał mi bramkę i ją strzelił. Ten to bierze wszystko na poważnie. Ogólnie nie wiedziałam, czy remis jest dla nas dobry, czy nie, ale chłopaki się cieszyli.
Pogratulowałam wszystkim, a w autobusie znowu siedziałam z Matsem. Tak bardzo się cieszył, ze zdobytej bramki.
-To dzięki tobie. Mówiłem, że nam przyniesiesz szczęście!- zacieszał się obrońca.
-Nie dzięki mnie!- zaprzeczyłam.- Musisz bardziej wierzyć w swoje umiejętności.
-Strzeleckie? Ale ja ich nie mam- zaczął się śmiać.
-Hummi, nie wkurzaj mnie...
Reszta powrotu do hotelu minęła nam na wspólnym cieszeniu się z remisu na wyjeździe (tak, właśnie dowiedziałam się, że to ma jakieś znaczenie).
Po powrocie do hotelu wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Zadzwoniłam do Ness i wszystko jej opowiedziałam. Myślę, że się skrycie cieszyła, ze zwycięstwa żółto-czarnych, ale nie chciała tego okazać.
Uświadomiłam sobie, że nie pogratulowałam jeszcze Lewemu. Wstałam z łóżka i mimowolnie spojrzałam w lustro. Dostrzegłam, że w dalszym ciągu jestem w jego koszulce. Uśmiechnęłam się blado i skierowałam się do pokoju Roberta, Mario i Marco.
Zapukałam i czekałam, aż pozwoli mi wejść.
-Proszę!- krzyknął. Otworzyłam nieśmiało drzwi i weszłam powoli do jego pokoju.- Natala? O hej, co tutaj robisz?- zapytał, a na jego twarz zagościł szeroki uśmiech. Własnie doszłam do wniosku, że ostatni raz go takiego widziałam, kiedy całowaliśmy się pod fontanną.
-Hej. Chciałam ci pogratulować bramki... I w ogóle- odparłam trochę nieskładnie, ale chyba najważniejsze, że wie o co mi chodzi.
-Dziękuję- odpowiedział. Wskazał mi miejsce obok siebie na łóżku, które zajęłam.- A wiesz, że... Ta bramka była dla ciebie?- zapytał po krótkiej chwili milczenia.
-Dla mnie?- spytałam zdziwiona.
-Tak- uśmiechnął się lekko.- Sama mnie o nią poprosiłaś.
-Ja?
-No tak. Co prawda byłaś pijana, ale mnie poprosiłaś. Spytałaś się, czy strzelę dla ciebie bramkę- wyjaśnił.
- I strzeliłeś- dodałam.
-Ja zawsze dotrzymuję obietnic- odparł ściszonym głosem, zauważając, że nasze twarze dzielą już tylko milimetry. Tym razem każde z nas było bardziej nieśmiałe. Chwilę trwało, aż w końcu nasze usta się zetknęły. Znowu poczułam jego wargi na swoich. Miałam nadzieję, że poprzednio to nie był ostatni raz. Ale tym razem w jego ruchach, w jego sposobie w jakim mnie całował było coś innego. Zachłanność, namiętność... Zdecydowanym ruchem przyciągnął mnie mocno do siebie za talię i nasze ciała stykały się ze sobą. Włożył mi ręce pod koszulkę, a ja zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Przewrócił mnie na łóżko, tak, że teraz on był nade mną. Nie pozostawałam mu dłużna i też szybko pozbyłam się jego koszulki. Jego tors był po prostu nieziemski, ale to nie było teraz najistotniejsze. Liczyliśmy się teraz tylko my.
Nagle jakaś niewidzialna siła odciągnęła ode mnie Lewego i przerwała naszą chwilę rozkoszy. Jak się potem okazało, był to Reus, a obok stał zdenerwowany Gotze. Moje policzki oblał rumieniec, a w oczach stanęły łzy. Reus i Lewy strasznie krzyczeli na siebie nawzajem. Zauważyłam, że Robertowi płynie z nosa stróżka krwi. Ale czemu?
Mario złapał mnie ostrożnie za ramię, jakby chciał powiedzieć, że nie będzie na mnie krzyczał i zaprowadził mnie do mojego pokoju. Tylko ja się pytam, dlaczego oni nam prawią morały, kiedy jesteśmy dorośli!? Gotze usiadł na moim łóżku i już wiedziałam, że zacznie się wykład.
_____________________________________________
PRZEPRASZAM, że im nie pozwoliłam! Ale taki był mój plan XD Szatański plan. ;)
Ten rozdział mi się tak bardzo nie podoba, że aż szok, ale zostawiam do Waszej oceny :*
Dzięki, za tyle komentarzy pod poprzednim i muszę Wam powiedzieć, że one mi dużo dają. Doładowujecie mnie :)
Pamiętajcie, że Was kocham ;*** Pozdrawiam Was Miśki i do następnego ;D