niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 12 "Ta bramka była dla ciebie"

[Natalia]
 Obserwowałam sobie trening, aż nagle ten, przed którym uciekałam wzrokiem poszedł do szatni najprawdopodobniej, zaciskając twarz z bólu. Myślał, że nikt tego nie widzi. Czemu on wszystkich oszukuje? Mi powiedział, że nic go nie  boli i wszystko jest w porządku.
 Martwiłam się o niego. Jeśli nie zagrałby w tym meczu to przecież by się załamał!
 Nie pozostało mi nic innego, jak czekać, choć wątpię, że Lewandowski powie mi prawdę. Mogę zawsze porozmawiać z fizjoterapeutą. Peter właśnie wchodził na boisko, powiedział coś Kloppowi, który się wściekł i poszedł za nim. Wszyscy piłkarze stali zdezorientowani na murawie, ale nikt nie był taki głupi, żeby kończyć trening bez trenera. Zajęli się beztroską rozmową kładąc się, bądź siadając na ziemi w ogóle nie przejmując się Robertem.

 [Robert]
 Tych wyzwisk od Kloppa, nawet nie chce mi się powtarzać. Zbluzgał mnie, że jestem nieodpowiedzialnym, egoistycznym i zapatrzonym w siebie gówniarzem, a to tylko niektóre z nich. Wiadomo, każdego mogą ponieść emocje i nie mam o to do niego pretensji.
 Bardziej przejmuje mnie to, że mogę jutro nie zagrać. A przecież muszę strzelić bramkę. Dla Tali. Obiecałem jej.
 Wychodząc z szatni zauważyłem właśnie Natalię.
 -Dlaczego znowu mnie okłamujesz!?- krzyknęła.
 -Ale o co chodzi!?
 -Rozmawiałam z Peterem, mówił, że to jednak nie jest takie bezpieczne jak myślałeś. I ty chciałeś to trzymać w tajemnicy? Jak miałeś zamiar jutro grać?!
 -Jakoś sobie poradzę...
 -Teraz już za późno. Jutrzejszy mecz to ty możesz sobie na trybunach pooglądać- warknęła i pobiegła na boisko.

 [Następny dzień]

 [Natalia]:
 Wszyscy chodzili podekscytowani i zdenerwowani dzisiejszym meczem. Tylko ja byłam spokojna. Od rana fizjoterapeuci i trener latali wokół Lewego, żeby przygotować go na wieczór. Podobno się uparł, że nawet, jak będzie go bolało to zagra. Ten to ma silną wolę.
 Siedzieliśmy właśnie na stadionie. Chłopaki mieli trening, a ja razem z Kloppem przyglądałam się im.
 -Lewy może dzisiaj zagrać?- spytałam przerywając ciszę.
 -Robimy co możemy, żeby zagrał. Ale jak na razie nic się nie poprawia...- odparł nieco przygaszony.
 Posmutniałam. Mimo, że byłam na niego trochę zła, chciałabym, żeby zagrał. Przecież mu tak na tym zależy...
 Chłopaki zaczęli schodzić się do szatni. Pojadą do hotelu na dwie godziny, a potem znowu na stadion.
 Posłałam Lewemu pytające spojrzenie, chyba zrozumiał, że chodziło mi o to, jak się czuje, bo machnął ręką i uśmiechnął się delikatnie. Czy on nie potrafi się przyznać, że jest źle?
 Wsiadłam razem z piłkarzami do autokaru, siadając koło Matsa. Zaprzyjaźniłam się z nim w ostatnich dniach, a to dlatego, że nie chciałam za bardzo przebywać z Lewym, więc musiałam znaleźć sobie kogoś, kto z nim za dużo nie gada.
 Rozmawialiśmy właśnie o meczu.
 -Chciałbym w końcu coś strzelić- powiedział Hummels smutno i oparł twarz o szybę.
 -Strzelisz, wierzę w ciebie- położyłam mu rękę na ramieniu.
 Uśmiechnął się lekko.
 -Jeśli strzelę, to tylko dzięki tobie- stwierdził i parsknął cicho śmiechem.- Ta bramka będzie dla ciebie- dodał. Uśmiechnęłam się. Potem zaczęliśmy jak zwykle rozmawiać o pierdołach, co chwila wybuchając przy tym śmiechem.

 [Robert]
 Jedliśmy właśnie żelki z Sahinem, a za nami Gotze z Reusem rozprawiali o niczym innym, jak właśnie o Natalii.
 -Tobie już przeszło, nie Mario?- spytał Reus.
 -Chyba tak...- odparł.
 -A to nie miała być "miłość na całe życie"?- spytałem Gotzego i wybuchnąłem śmiechem.
 -Miała być, ale to bez sensu. Dała mi kosza- posmutniał.
 -Ej, a... Jak ona całuje? Bo całowałeś się z nią, nie?- zapytał Reusi Mario.
 -Matko, nie macie o czym rozmawiać?- zapytałem zirytowany.
 -A ciebie to nie ciekawi?- spytał mnie Marco.
 -No wiesz, jakoś nie.
 -A może on już wie?- zażartował Nuri, ale moja mina świadczyła o tym, że trafił w samo sedno.
 Chłopaki wytrzeszczyli oczy i patrzyli na mnie pytająco.
 -Może nam to wyjaśnisz?!- spytał zdenerwowany Reus. Dobra, co on się tak nagle zajął moim życiem uczuciowym i czemu on mi kurwa prawi kazania!?
 -A co tu wyjaśniać? Pocałowaliśmy się i to się nie powtórzy. Koniec historii- powiedziałem, chociaż miałem nadzieję na coś innego.
 -No ja myślę, że się nie powtórzy! Kurde, Lewy masz żonę i dziecko!- krzyknął Reus, na szczęście w autokarze było na tyle głośno, że nikt tego raczej nie usłyszał.
 -Coś ty się tak uczepił mnie Reus?! Wiesz jaki jestem więc się odczep- jęknąłem i spojrzałem w szybę.
 -Weź Reus, ja bym się zastanowił, bo jeszcze jeden taki numer i z nami nie będzie grał- powiedział Gotze i razem z Nurim i Marco wybuchli śmiechem.
 -No tak. Bayern da mu audi i z przodu będzie sam!- dodał Sahin.
 -Łał, czytacie demotywatory. To naprawdę inteligentne- stwierdziłem.
 -Oj Lewy nie fochaj się już. Pozwolimy ci prowadzić- odparł Gotze.
 Nie chciało mi się już ich słuchać, więc założyłem słuchawki i oparłem głowę o szybę. Jednak nawet muzyka nie zagłuszyła ich głupich żartów.

 [Natalia]
 Za godzinę mieliśmy udać się na stadion, a za dwie miał rozpocząć się mecz. Mimo wszystko cieszę się, że tu jestem. Poznałam bliżej chłopaków i na prawdę ich polubiłam. I mimo wszystko miło wspominam pocałunek z Robertem. Wiem, że dla niego to nic nie znaczyło i że to się już nigdy nie powtórzy, ale cieszę się, że przynajmniej raz go pocałowałam. Chciałabym nie być mu obojętna, tak jak on mi, ale... Wrócimy do domów i pewnie o sobie zapomnimy. On wróci do Ani a ja do Rafała i wszystko wróci do normy.
 Trener zapukał do moich drzwi i powiedział, że już wychodzimy. Sprawdziłam, czy wszystko mam. Szalik z BVB- jest, torba z BVB- jest, aparat- jest i jeszcze koszulka. Założyłam na siebie koszulkę z nazwiskiem Lewandowskiego i wyszłam z pokoju.
 Wszyscy byli zebrani na dole w holu. Okazało się, że czekali tylko na mnie. Udaliśmy się do autobusu. Tym razem usiadłam sama, nie chciałam nikogo rozpraszać przed meczem, ani wytrącać z rytmu czy coś. Nigdy nie widziałam piłkarzy przed meczem. Myślałam, że zawód piłkarzy to jedynie kasa, samochody i laski i to wszystko tylko dlatego, że raz w tygodniu pobiegają półtorej godziny za piłką. Przez ten ostatni tydzień nauczyłam się, że na wszystko muszą ciężko pracować. A to co mają to tylko nagroda za ich ciężką pracę. Teraz wszyscy byli znerwicowani, mówili cicho, ale ja i tak słyszałam, że chodzi o to, że to mecz o ich być czy nie być w ćwierćfinale.
 Wysiedliśmy z autokaru. Zaczęli rozgrzewkę, a ja robiłam im przy tym fotki. Niestety musiałam siedzieć na trybunach, a nie koło Kloppa. Zorientowałam się, że na murawie nie ma Lewego. Serce podeszło mi do gardła. Przecież on się załamie! Czyli jednak nie gra... W oczach miałam łzy, ale wyeliminowałam je szybkim mrugnięciem. Ich szanse na ćwierćfinał bez Lewandowskiego są bardzo małe. Przez resztę rozgrzewki myślałam o Robercie.
 Przed meczem zobaczyłam jak Klopp wychodzi na boisko i mówi coś do Schiebera. Czyli, że jednak Lewy nie zagra.
 Jaka była moja radość, kiedy w wyjściowym składzie zobaczyłam właśnie Lewandowskiego. Może Kloppo mówił Julianowi, że jednak to on nie zagra? Brunet wyraźnie był zadowolony, mówił coś do Gotzego i do Reusa i wybuchali śmiechem. Nawet na meczu powagi nie umieją zachować?
 Zaczęła się gra. Zastanawiałam się, co oni zrobili, że Lewy biegał tak, jakby był zdrowy?
 W 43. minucie żółto czarni kibice poderwali się z siedzeń i znowu byłam świadkiem jak kilkadziesiąt tysięcy ludzi skanduje nazwisko Lewandowskiego.  Musiałam to oczywiście uwiecznić zdjęciem, najpierw Lewego, a potem kibiców. Radość w jego oczach była nie do opisania. Dobrze, że jednak zagrał.  Zaraz na początku drugiej połowy Robert został zdjęty i zastąpiony przez Schiebera.
 Mecz zakończył się wynikiem 2:2, dla BVB strzelił jeszcze Hummels. Obiecał mi bramkę i ją strzelił. Ten to bierze wszystko na poważnie. Ogólnie nie wiedziałam, czy remis jest dla nas dobry, czy nie, ale chłopaki się cieszyli.
 Pogratulowałam wszystkim, a w autobusie znowu siedziałam z Matsem. Tak bardzo się cieszył, ze zdobytej bramki.
 -To dzięki tobie. Mówiłem, że nam przyniesiesz szczęście!- zacieszał się obrońca.
 -Nie dzięki mnie!- zaprzeczyłam.- Musisz bardziej wierzyć w swoje umiejętności.
 -Strzeleckie? Ale ja ich nie mam- zaczął się śmiać.
 -Hummi, nie wkurzaj mnie...
Reszta powrotu do hotelu minęła nam na wspólnym cieszeniu się z remisu na wyjeździe (tak, właśnie dowiedziałam się, że to ma jakieś znaczenie).
 Po powrocie do hotelu wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Zadzwoniłam do Ness i wszystko jej opowiedziałam. Myślę, że się skrycie cieszyła, ze zwycięstwa żółto-czarnych, ale nie chciała tego okazać.
 Uświadomiłam sobie, że nie pogratulowałam jeszcze Lewemu. Wstałam z łóżka i mimowolnie spojrzałam w lustro. Dostrzegłam, że w dalszym ciągu jestem w jego koszulce. Uśmiechnęłam się blado i skierowałam się do pokoju Roberta, Mario i Marco.
 Zapukałam i czekałam, aż pozwoli mi wejść.
 -Proszę!- krzyknął. Otworzyłam nieśmiało drzwi i weszłam powoli do jego pokoju.- Natala? O hej, co tutaj robisz?- zapytał, a na jego twarz zagościł szeroki uśmiech. Własnie doszłam do wniosku, że ostatni raz go takiego widziałam, kiedy całowaliśmy się pod fontanną.
 -Hej. Chciałam ci pogratulować bramki... I w ogóle- odparłam trochę nieskładnie, ale chyba najważniejsze, że wie o co mi chodzi.
 -Dziękuję- odpowiedział. Wskazał mi miejsce obok siebie na łóżku, które zajęłam.- A wiesz, że... Ta bramka była dla ciebie?- zapytał po krótkiej chwili milczenia.
 -Dla mnie?- spytałam zdziwiona.
 -Tak- uśmiechnął się lekko.- Sama mnie o nią poprosiłaś.
 -Ja?
 -No tak. Co prawda byłaś pijana, ale mnie poprosiłaś. Spytałaś się, czy strzelę dla ciebie bramkę- wyjaśnił.
 - I strzeliłeś- dodałam.
 -Ja zawsze dotrzymuję obietnic- odparł ściszonym głosem, zauważając, że nasze twarze dzielą już tylko milimetry. Tym razem każde z nas było bardziej nieśmiałe. Chwilę trwało, aż w końcu nasze usta się zetknęły. Znowu poczułam jego wargi na swoich. Miałam nadzieję, że poprzednio to nie był ostatni raz. Ale tym razem w jego ruchach, w jego sposobie w jakim mnie całował było coś innego. Zachłanność, namiętność... Zdecydowanym ruchem przyciągnął mnie mocno do siebie za talię i nasze ciała stykały się ze sobą. Włożył mi ręce pod koszulkę, a ja zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Przewrócił mnie na łóżko, tak, że teraz on był nade mną. Nie pozostawałam mu dłużna i też szybko pozbyłam się jego koszulki. Jego tors był po prostu nieziemski, ale to nie było teraz najistotniejsze. Liczyliśmy się teraz tylko my.
 Nagle jakaś niewidzialna siła odciągnęła ode mnie Lewego i przerwała naszą chwilę rozkoszy. Jak się potem okazało, był to Reus, a obok stał zdenerwowany Gotze. Moje policzki oblał rumieniec, a  w oczach stanęły łzy. Reus i Lewy strasznie krzyczeli na siebie nawzajem. Zauważyłam, że Robertowi płynie z nosa stróżka krwi. Ale czemu?
 Mario złapał mnie ostrożnie za ramię, jakby chciał powiedzieć, że nie będzie na mnie krzyczał i zaprowadził mnie do mojego pokoju. Tylko ja się pytam, dlaczego oni nam prawią morały, kiedy jesteśmy dorośli!? Gotze usiadł na moim łóżku i już wiedziałam, że zacznie się wykład.
_____________________________________________
PRZEPRASZAM, że im nie pozwoliłam! Ale taki był mój plan XD Szatański plan. ;)
Ten rozdział mi się tak bardzo nie podoba, że aż szok, ale zostawiam do Waszej oceny :*
Dzięki, za tyle komentarzy pod poprzednim i muszę Wam powiedzieć, że one mi dużo dają. Doładowujecie mnie :)
Pamiętajcie, że Was kocham ;*** Pozdrawiam Was Miśki i do następnego ;D


wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 11 "Pierwszy i ostatni"

[Natalia]
 Obudziłam się leżąc na ramieniu Roberta. Nic nie pamiętałam. Głowa mi pękała a obraz był taki rozmazany. Dopiero po kilku sekundach odzyskałam ostrość widzenia. Lewandowski spał opierając głowę o moją. Wstałam powoli, ale i tak wszystko mnie bolało. Spojrzałam na bruneta, który tak słodko wyglądał...
 -Hej!- krzyknął Gotze, wszystkich budząc i wchodząc do pokoju.
 -Pojebało?! Łeb mi pęka- warknęłam.
 -Biedna- powiedział i wcisnął mi w rękę tabletkę.- Nie mów im, że ci dałem- szepnął.
 -To tabletka gwałtu?- spytałam.
 -Ja nie muszę ich używać- odparł i zaczął się cieszyć.
 Połknęłam szybko tabletkę i czekałam, aż chłopaki się obudzą. Pierwsi wstali Roman i Mats. Przywitali się z nami i łapiąc się za głowy poszli do swoich pokoi. Reszta też powoli się wybudzała i robiła to samo. Na końcu oczy otworzył nasz Lewandowski.
 -Hej- jęknął przeciągle i opadł z powrotem na sofę.
 -Cześć Lewusku- mówił specjalnie głośno Gotze.
 -No przestań się nad nim znęcać- powiedziałam.
 -Hahaha. Bardzo śmieszne. Czemu wy jesteście tacy zadowoleni?- zapytał zdezorientowany.
 -Aaa... Trener widział co odwalaliśmy w nocy i pozwolił nam przyjść na trening dopiero na piętnastą. To jest jednak ludzki człowiek- stwierdził Mario, a ja przypomniałam sobie, co Fornalik zrobił, kiedy dowiedział się, że chłopaki się schlali i na prawdę zaczęłam doceniać Kloppa.
 -Aaa. Miałam iść sfotografować stadion i ogólnie Donieck...- przypomniało mi się.
 -Pójdę z tobą- odparł Lewy.
 -Ty lepiej sobie odpocznij, co?- zaproponowałam.
 -Ale ty przecież nie znasz miasta i w ogóle...
 -Ty też.
 -No, ale jak się zgubić, to we dwoje będzie raźniej!- zachęcał mnie.
 -Dobra, a przeżyjesz?- spytałam i zmrużyłam oczy.
 -Może...
 Zostawiłam Lewandowskiego samego z Gotze, a sama poszłam do mojego pokoju. Wybrałam czarne, mocno obcisłe rurki, które uwielbiam, czarny sweter z żółtym sercem, czarne botki i granatowy płaszcz, który miałam rozpięty.
 Weszłam do chłopaków do pokoju, zupełnie zapominając o pukaniu. Zobaczyłam Roberta w samych bokserkach jak chaotycznie biega po pokoju, drąc się na Gotze, że znowu gdzieś zabrał jego spodnie. Moja mina musiała być dość dziwna, bo Mario, który leżał na łóżku i grał w PSP zaczął się śmiać.
 -Lewy, ty taki nieogarnięty a tu dziewczyna przyszła- wyśmiewał się.
 -Bardzo zabawne, naprawdę...- odparł Lewandowski i zrobił się lekko czerwony.
 -Ty mnie widziałeś w ręczniku, to ja cię mogę zobaczyć w bokserkach. Jesteśmy kwita- stwierdziłam i razem z Gotze wybuchnęliśmy śmiechem.
 -Wy się tu śmiejecie, a ja dalej nie mogę spodni znaleźć...- westchnął brunet.
 Znudzona podeszłam do fotela, zabrałam z niego granatowe dżinsy i rzuciłam na Lewego.
 -O te chodzi?
 -Tak... Jak ty...?
 -Normalnie. Ja będę czekać na dole, przy wyjściu jakby co, okej?- spojrzałam na Roberta, i kiedy potaknął wyszłam z pokoju.
 Weszłam do windy i stałam zamyślona patrząc w ścianę.  Poszłam w stronę kanapy i tam usiadłam czekając na Lewego.  Nagle ni stąd ni zowąd ktoś zakrył mi oczy dłońmi.
 -Lewy, wiem, że to ty, zostaw...- powiedziałam i ściągnęłam jego ręce z twarzy.- Mats?- zapytałam, kiedy się okazało, że to nie Robert, tylko Hummels...
 -Hej- przywitał się i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.- Co tam?
 -A wiesz, jak na razie dobrze. A ty co taki żywy? Ty przypadkiem wczoraj nie leżałeś pod stołem?- zaśmiałam się.
 -A ty nie leżałaś na Lewym?- odgryzł się, ale widząc moją przerażona minę dodał.- Żartuję. Idziesz ze mną do chłopaków w coś pograć?
 -Ale... Okej, mogę iść- odparłam, widząc, że Lewandowski chyba nie ma zamiaru za szybko się zjawić.
 Weszliśmy do dużego pomieszczenia, w którym było wszystko, czym te dzieciaki mogły się zająć. Czyli wszelkiego rodzaju konsole, telewizor, piłkarzyki itp.
 -Zagramy?- Hummels wskazał na stolik do piłkarzyków. Zgodziłam się i poszliśmy grać.- Masz jakieś plany na dzisiaj?
 -Tak, muszę iść sfotografować miasto, stadion i tak dalej...
 -Iść z tobą?- spytał od razu stoper.
 -No wiesz...- zaczęłam.
 -Tala? Szukałem cię wszędzie, chodź już idziemy!- powiedział Lewy wchodząc do pokoju i ciągnął  mnie za rękę w stronę wyjścia.
 Posłałam jeszcze Matsowi przepraszające spojrzenie i wyszliśmy.
 -Ile ja miałem na ciebie czekać?- udawał, że jest zły. To ciekawe.
 -A ja na ciebie to co? Żelu nie mogłeś znaleźć?- spytałam ironicznie.
 -A co? Potargany jestem?- zapytał i złapał się za głowę.
 -Matko, Lewy nie dołuj mnie...- jęknęłam.- Myślałam, że jesteś normalny...
 -A pff- prychnął i udawał, że sobie idzie.
 -Czekaj, nie będę cię gonić!- krzyknęłam za nim.
 Przystanął i zaczekał, aż do niego dobiegnę.
 -Nie masz kondycji- zauważył.
 W odpowiedzi wytknęłam mu język.
 -Gdzie idziemy najpierw?- spytałam.
 -Na stadion- odparł bez zastanowienia. Zgodziłam się i szliśmy w stronę stadionu. Zauważyłam, że Lewy cały czas mi się przygląda. Jakoś od wczoraj jest dla mnie zupełnie inny. Niby dalej próbuje zgrywać kumpla, ale coś mu nie wychodzi, ja widzę tą zmianę w jego zachowaniu. I niepokoi mnie to, że jestem z tego powodu szczęśliwa.
 Stadion był piękny i robił ogromne wrażenie. Oczywiście nie takie, jak Signal Iduna, ale zawsze. Zrobiłam kilka fotek, a potem zaczął pozować Lewy.  Po "sesji" wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić sobie wspólne zdjęcie na bramce. Robert wszedł na górę i pomógł mi wejść. Od początku wiedziałam, że to będzie zły pomysł, i co? Nie myliłam się. To jednak prawda z tą kobiecą intuicją.
 Kiedy pozowaliśmy, brunet odchylił się do tyłu i zachwiał, po czym wylądował na ziemi. Krzyknęłam przerażona i zeskoczyłam do niego na dół.
 -Wszystko okej?- spytałam i klepnęłam go po twarzy, bo zamknął oczy.
 -Ała! Tak wszystko okej, nie musisz mnie bić- odparł lekko zirytowany.
 -Możesz wstać?
 -Tak- odpowiedział i spróbował się podnieść, jednak nie przyniosło to żadnych efektów. Mówił, że boli go ręka i kręgosłup. No dobra, to nie wygląda dobrze.
 -Zadzwonić na pogotowie?- zapytałam zmartwiona.
 -Nie- krzyknął szybko.
 -Nie ma gadania Lewy, nie mam zamiaru cię nieść do hotelu!- też krzyknęłam. Lewandowski się uśmiechnął, ale po chwili jego twarz znowu wykrzywiła się bólem.
 Zadzwoniłam na pogotowie i wyszliśmy jakoś przed stadion. Na szczęście nie spotkaliśmy żadnego paparazzi, który polował by na fotki piłkarzy Borussi czy Szachtara.
 -Mogliśmy wziąć samochód- powiedział Robert.
 -Jak samochód, jak samolotem przyleciałeś?- spytałam i popukałam się w czoło.
 -To nieistotne.
 Przyjechała karetka. Spakowali nas do samochodu, upewniając się, czy wszystko okej i czy Robert żyje. Potem spytali jak do tego doszło. Wypytywali o masę rzeczy, a Lewy grzecznie im odpowiadał. Stanęło na tym, że będzie trzeba mu zrobić badania, prześwietlenia i wtedy wszystko się okaże.
 -Klopp mnie zabije- jęknął cicho Lewy, a sanitariusz wyłapując nazwisko trenera uśmiechnął się ze zrozumieniem, bo chyba zrozumiał sens słów, pomimo, że wypowiadane były po polsku.
 Dojechaliśmy na miejsce. Nie pozostało mi nic, jak czekać. Usiadłam w poczekalni i nalałam sobie wody do kubeczka. Kiedy go opróżniłam, zacisnęłam na nim z nerwów ręce, a kubeczek się rozwalił.
 To wszystko moja wina. Mogłam powiedzieć, że nie, ale po co? Ja zawsze muszę się zgodzić na coś głupiego. Mogłam go tu w ogóle nie zabierać. Mogłam iść z Matsem, on nie wpadłby na taki głupi pomysł.
 Mogłam. Ale tego nie zrobiłam. Wolałam iść z Lewym. No cóż. Nie moja wina, że się do niego cholernie przywiązałam i zaprzyjaźniłam. Cieszę się, że mam takiego Lewego, chociaż zawsze na niego narzekam.
 Kiedy lekarz wyszedł z pomieszczenia dopadłam do niego i zaczęłam pytać co z Lewym.
 -Kości są tylko stłuczone, pani chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu- powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie.- Zapiszę panu Robertowi maści przeciwbólowe. Poboli i przestanie- dodał i polecił mi, żebym weszła do Roberta.
 Lekarz wypisał receptę i zostawił nas samych. Lewy ubrał koszulkę i wyszliśmy.
 -Jak się czujesz?- spytałam.
 -Nawet nie tak źle...
 -A możesz mi powiedzieć, dlaczego powiedziałeś temu lekarzowi, że jestem twoją dziewczyną?
 -Pomyślałem, że on będzie chciał powiadomić moją rodzinę, czy coś i może zadzwoniłby do Ani, a ona by mnie zabiła, jakby się dowiedziała, co ja odwalam. Zgarszasz mnie- powiedział z wyrzutem.
 -Ja ciebie? Raczej ty mnie- prychnęłam i walnęłam go w ramię.- Ale na pewno nic cię nie boli?- dopytywałam się.
 -Nie, na pewno, dostałem zastrzyk przeciwbólowy i jakby co, mam jeszcze tabletki i maść- odparł.
 -Pytałeś się, czy będziesz mógł grać?
 -Emm... Nie, ale i tak nie mam wyboru. Kloppo nie może się o niczym dowiedzieć, jasne?- spytał mnie.
 -No nie wiem...- drażniłam się z nim.- Może mu powiem...
 -Tak!? Jesteś tego pewna?- udawał, że się zdenerwował i zaczął powoli do mnie podchodzić.
 -Jestem!- odparłam twardo, ciekawa jego reakcji.
 Tego się nie spodziewałam. Podniósł mnie i zaczął mnie nieść w stronę fontanny. Biłam go po plecach i krzyczałam, żeby mnie postawił śmiejąc się przy tym strasznie. Już prawie wpadłabym do wody, ale mnie nie puścił.
 -Nie no, nie będę taki straszny. Jeszcze byś się przeziębiła- powiedział i zrobił smutną minkę.
 -Zabiję cię Lewandowski! Wiesz, jak się przestraszyłam!?
 -Oj tam.
 -Zginiesz- mruknęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
 -Idziemy?- zapytał, ale mu nie odpowiadałam.- No weź...- zaczął mi jęczeć nad uchem, a ja z trudem powstrzymywałam uśmiech.- Naprawdę się obraziłaś?- spytał z niedowierzaniem.
 Pociągnął mnie za rękę, żebym wstała. Pewnie spodziewał się, że będę się opierać, więc pociągnął mnie dosyć mocno, tak, że wpadłam na niego. Trzymał mnie za nadgarstki i patrzył mi głęboko w oczy. Próbowałam na początku się bronić, patrząc gdzieś w bok, ale w końcu ugięłam się pod jego spojrzeniem. Boże, jakie on ma śliczne oczy! Jego szaro-niebieskie oczęta przeszywały mnie na wylot. Zaczął bardzo powoli przybliżać swoją twarz do mojej. Miałam bardzo dużo czasu, żeby się opamiętać i go odepchnąć. Ale nie zrobiłam tego. Po chwili już trwaliśmy w namiętnym i czułym pocałunku. Całował tak delikatnie, jakby się bał, że mnie skrzywdzi. A to nieprawda. Tylko w jego ramionach mogę czuć się bezpieczna.
 Tą uroczą chwilę przerwał nam błysk flesza. Serce podeszło mi do gardła. Teraz zrozumiała, że przeze mnie może rozwalić się związek Lewego z Anką! Teoretycznie mogłam rozwalić też swój związek z Rafałem, ale to mnie mniej obchodziło. Jego pewnie nawet by to nie zaciekawiło. Ja go już nie interesuję i tyle. Bardziej przejmowało mnie, że mogę zabrać córce Lewego ojca, a tego bym sobie nie wybaczyła.
 Mieliśmy szczęście, że zdjęcia nie robił nam paparazzi, tylko turysta i jak sądząc po szaliku, kibic BVB.
 Robert podszedł do niego ciągnąc mnie za rękę. Chyba zrobił to odruchowo i bezmyślnie, ale było mi miło. Chciałabym tak mieć na porządku dziennym, a nie tylko, kiedy będziemy jeździć na mecze... O czym ja myślę!? Przecież takie coś już nigdy się nie powtórzy!
 Piłkarz mówił coś po niemiecku do przechodnia, ale mówił za szybko, żebym coś zrozumiała, poza tym byłam zbyt oszołomiona tym wszystkim.
 Kiedy odeszliśmy od kibica, dalej nie wiedziałam co się dzieje. Szłam strasznie zamulona, natomiast Lewy był w doskonałym nastroju.
 -Czego się tak cieszysz?- spytałam. Chciałam, żeby mój głos zabrzmiał tak jak zawsze, gdy się go czepiałam i byłam złośliwa, ale... Nie wiem, czy będę potrafiła jeszcze kiedyś z nim tak rozmawiać.
 -Usunął zdjęcie i nawet nie musiałem go za bardzo przekonywać! Wystarczyło poprosić. Kibice Borussi są zajebiści- stwierdził.
 -Przecież Robertowi Lewandowskiemu się nie odmawia- powiedziałam, ale chyba w złym momencie. Mógł sobie coś pomyśleć. Albo to ja za dużo sobie wyobrażam.
 Nagle ni stąd ni zowąd Lewy zaczął się śmiać.
 -Tobie co?- zapytałam teraz już bardziej normalnym głosem.
 -Właśnie do mnie dotarło, że się z tobą całowałem. Tak po prostu na środku ulicy! Jak piętnastolatkowie. Boże, to było takie nieodpowiedzialne. Mówiłem, że mnie zgarszasz- odparł i poruszał znacząco brwiami.
 -Według ciebie to było zabawne?!- spytałam oburzona. Robert jakby spoważniał i zmarszczył czoło.
 -Nie, ale... Co mam płakać?
 No tak. Inteligentna odpowiedź na inteligentne pytanie. Przez resztę drogi szliśmy w ciszy. Ta cisza była ciężka i krępująca. Nigdy się tak nie czułam w jego towarzystwie. Nawet, kiedy widzieliśmy się po raz pierwszy czułam się swobodniej.
 Każdy z nas poszedł do swojego pokoju mówiąc sobie krótkie: "cześć".
 Zaległam na łóżku i zaczęłam myśleć. Nie mogłam sobie poradzić z tym wszystkim. Niby ta chwila była taka wyjątkowa, magiczna, taka, tylko nasza. A pocałunek. Boże, jak on całował! Był w tym świetny. Aż trudno sobie wyobrazić jaki jest w łóżku. Muszę się ogarnąć. Zaczynam mieć dziwne myśli. To wszystko jego wina. To on mnie zgarsza a nie ja jego!
 Oderwałam twarz od poduszki i ze zdziwieniem przyglądałam się czarnym plamom od tuszu. Płakałam? Nawet nie zwróciłam na to uwagi.
 Cały czas prześladowała mnie myśl, że dla niego to była tylko zabawa, przecież potem się śmiał. Dla niego to było zabawne, to była rozrywka. A dla mnie było to czymś znacznie poważniejszym. Nasz pierwszy pocałunek. I własnie uświadomiłam sobie, że pragnęłam tego odkąd go poznałam. Odkąd pierwszy raz go spotkałam, kiedy przejechał mnie wózkiem i prawiłam mu wykłady w jego samochodzie.
 To był nasz pierwszy pocałunek. Pierwszy i zapewne ostatni...

 [Robert]
Nawaliłem. Spieprzyłem na całej linii. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie zdradzę Ani, że nawet nie pomyślę w ten sposób o innej dziewczynie! A tu co? Przy niej nie mogłem się oprzeć. To była tylko i wyłącznie moja wina i zdaję sobie z tego sprawę. A najgorsze jest to, że chciałbym to powtórzyć.
 Marco i Mario, z którymi byłem w pokoju siedzieli i oglądali coś na laptopie. A ja siedziałem i patrzyłem w ścianę. Kiedy usłyszeli, że chcę pomyśleć, wybuchli śmiechem. Ale u nich tak zawsze jest, zawsze można liczyć na wsparcie.
 Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Do naszego pokoju wszedł trener Klopp z zaciśniętymi ustami i poważną miną. Chłopaki jak na komendę odłożyli laptopa.
 -Chodź Robert. Wydaje mi się, że musimy porozmawiać- powiedział i wskazał mi głową wyjście.
 Wstałem i poczułem straszny ból w okolicach kręgosłupa. Przy Talii udawałem, że wszystko jest okej, żeby się nie martwiła, ale tak naprawdę boli strasznie. Będę musiał powiedzieć fizjoterapeutom, może coś zrobią.
 Odpowiedziałem na pytające spojrzenia Marco i Mario, że nie wiem o co chodzi i wyszedłem.
 -Robert... Ja nie chcę ingerować w twoje życie osobiste, ale... Wiesz, jeśli piłkarz ma uporządkowane życie, to jest ogarnięty na boisku. A na razie wszystko co ty robisz, to pieprzysz sobie życie. Znowu.
 -Nie wiem o co chodzi...- odparłem.
 -Błagam... Zwiedzałem sobie dzisiaj Donieck. Piękne miasto, prawda?
 Potaknąłem głową.
 -Zwłaszcza fontanna, prawda?- już wiedziałem o co mu chodziło.
 -Trener nas widział?- zapytałem.
 -Widziałem. I Lewy, żeby nie było, że mi zależy tylko na meczu, na tobie też mi zależy. Ale ty masz dziecko i żonę, więc nie spieprz sobie życia i zacznij myśleć o tym, co jest dla ciebie najważniejsze.
 -Mogę już iść?
 -Możesz... Teraz już przynajmniej wiem, czemu ją tak wychwalałeś- dodał Klopp i uśmiechnął się do mnie lekko.
 Usiadłem na łóżku i nawet nie chciało mi się odpowiadać na pytania chłopaków. Chciałem się po prostu położyć i iść spać. Z problemami jak z dziewczyną- najlepiej się przespać. Nie wiem, kto to wymyślił, ale pewnie jakiś bardzo mądry człowiek. Może Gotze. A może kwejk.
 Chłopaki zaczęli się szykować na trening. Ja też powinienem. Ale co mam zrobić, kiedy nawet nie mam siły się ruszyć?!
 -Myślicie, że Kloppo by mnie zabił, jakbym nie przyszedł na trening?- zapytałem inteligentnie chłopaków.
 -No co ty, byłby bardzo zadowolony. Zwłaszcza po tym co ci powiedział. Nie dość, że olewasz rodzinę, to jeszcze treningi...- powiedział zdenerwowany Reus.- Mam nadzieję, że zapomnisz o Natalii i zajmiesz się w końcu Anią, bo to ona jest twoją żoną jakby nie patrzeć- ciągnąłby dalej, ale mu przerwałem.
 -Dobra, Reusiu, przestań się bulwersować i mnie nie oceniaj, okej?
 -Przyjaźń chyba polega na szczerości?
 -Niby tak. Ale wiesz, że nie lubię, jak mi wchodzi w życie z butami.
 -Natalii pozwoliłeś wejść w twoje życie z butami- odparł Reus.
 -Przestańcie się kłócić do cholery- warknął Mario.- Ogarnijcie się kurwa i chodźcie na ten trening- jęknął. Spakowałem wszystko do torby i mogliśmy iść.
 W szatni moi kochani przyjaciele z pokoju zaczęli rozmawiać ze wszystkimi o moich problemach osobistych, a ja nawet nie próbowałem ich słuchać, bo wiem, że jakbym usłyszał te bzdury to bym im coś zrobił. Każdy mówi, co by zrobił na moim miejscu. Ale kurwa nie jest na moim miejscu i nie wie co by zrobił. Ja też byłem pewny, że nigdy nie zdradzę Anii, że będę jej wierny i nawet nie pomyślę o innej kobiecie, ale złożyło się inaczej. Kiedyś romanse były dla mnie rozrywką, dobrą zabawą, dawką adrenaliny a tym razem to coś innego. Natalia nie była przypadkowo poznaną w klubie dziewczyną, której zależy tylko na jednym. Była moją przyjaciółką, moją bratnią duszą, której naprawdę na mnie zależy. I z wzajemnością. Ale co ja mówię o romansach? Tylko się całowaliśmy.
 Wyszliśmy na murawę. Siedziała tam. Przybylska siedziała na trybunach jak zwykle z aparatem w ręku. Unikała mojego wzroku. Nie dziwię się. Rozmawiała właśnie z Kloppem, ale się uśmiecha i jej twarz jest spokojna, więc chyba nie powiedział jej tego co mnie. Pewnie jej nawet nie powiedział, że nas widział.
 Trener przyszedł do nas i zaczął nas instruować co mamy robić. Zaczęliśmy biec kilka kółek, a mój ból w kręgosłupie się nasilał. Pod koniec trzeciego kółka nie mogłem już wytrzymać. Powiedziałem Jurgenowi, że idę do toalety (do klopa XD) i poszedłem do szatni. Przeszukiwałem torbę w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych od lekarza. Znalazłem i wziąłem dwie, popijając je poweradem.
 -Co ty ćpiesz?- zapytał mnie nasz fizjoterapeuta Peter, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha, ale na jego twarzy widać było zmartwienie.
 -A wiesz... Jakby to nazwać... Witaminki?
 Wyrwał mi pudełko z rąk i obejrzał ulotkę.
 -Tabletki przeciwbólowe? A co cię boli?- spytał zdziwiony.
 -Nic, tak tylko, na wszelki wypadek...- odparłem. Chciałem wyjść, ale zacisnąłem twarz z bólu, bo tabletki jeszcze nie zaczęły działać.
 -Co cię boli? Robert, jak mam ci pomóc, muszę wiedzieć, gdzie leży problem!- był już lekko zirytowany.
 -Dobra, spadłem z bramki na plecy! Zadowolony?- zapytałem i wywróciłem oczami.
 -Chodź- powiedział i zaprowadził mnie do gabinetu. Po mniej więcej pół godzinie molestowania mojego kręgosłupa z każdej strony w końcu zaczął coś mówić.- Miałeś zamiar zagrać mecz, z takim urazem, jedynie na tabletkach?!- oburzył się.- I w ogóle kto na dzień przed meczem wchodzi na bramki i się naraża?! Kto w ogóle wchodzi na bramki!? Lewy, nie wiem jak ci to powiedzieć ale... Nie wiem, czy będziesz mógł jutro zagrać.
_________________________________________
Hej :) W końcu Wasz upragniony pocałunek! :) Wiem, że czekaliście na więcej, ale bądźcie cierpliwi :D Może następny rozdział Was zaskoczy? ;> Hehe ;* No dobra, nie rozpisuję się ;) Pozdrawiam ;**** I obiecuję nadrobić wszystkie zaległości na Waszych blogach, bo nie miałam czasu w tym tygodniu :(

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 10 "To jest mój telefon!?"

[Natalia]
Dalej nie rozumiałam, co Robert miał na myśli. Dlaczego był zły za mój pocałunek z Mario? Przecież nic mu do tego. I czemu go to tak uraziło? Boże, moje życie jest za bardzo skomplikowane.
 Minęły już dwa dni od treningu. Nie widziałam się ani z Robertem, ani z Mario. Siedziałam na kanapie oglądając jakiś durny program w telewizji. Zaczęłam tęsknić za czasami, gdy mieszkałyśmy razem z Vanessą.
 Zadzwonił dzwonek moich drzwi. Wstałam nie spodziewając się kogo mogę zobaczyć.
 -Lewy?- spytałam.- Co ty tu robisz?
 -Mam dla ciebie propozycję- zaczął. Już się bałam.- Jedziesz z nami do Doniecka- bardziej stwierdził niż zapytał.
 -Co? Po co?
 -Bo ta... No, jak to się mówi?! Taka typiara, co nam zdjęcia robiła, no fotograf i jeszcze do tego no opisywała nas na naszej stronie, to poszła na macierzyński. I potrzebujemy kogoś takiego. A mamy mecz w Doniecku, więc jedziesz z nami- powiedział co chwilę się zacinając.
 -Co tobie w ogóle przyszło do głowy?- zapytałam z niedowierzaniem.
 -Że pojedziesz?- spytał i uśmiechnął się strasznie szeroko i tak jakoś... Słodko.
 -Kiedy to?- zapytałam z rezygnacją.
 -Jedziemy w poniedziałek, mecz w środę, wracamy w czwartek- odpowiedział szczęśliwy i mocno mnie przytulił.- Wiedziałem, że się zgodzisz.
 -Jeszcze się nie zgodziłam- wydusiłam. Spojrzał na mnie miną szczeniaczka.- Dobra, zgodziłam się...- westchnęłam.
 -Ja cię uwielbiam! Dzięki, ratujesz nas!- krzyknął i po prostu wyszedł mi z domu. Tęsknie za czasami, kiedy wiodłam spokojne, normalne życie...

 [Poniedziałek]
 Patrzyłam czy wszystko spakowałam, a Van leżała na moim łóżku i się ze mnie naśmiewała.
 -No, sama na ponad dwudziestkę facetów! Ostro idziesz, nie powiem...
 -Błagam cię... Zazdrościsz mi i tyle!
 -Haha, czego? Że będziesz patrzeć na porażkę pszczółek?
 -Czemu jesteś taka pesymistycznie nastawiona?
 -Dla mnie to optymistyczne. No, ale w końcu będziesz mogła pobyć trochę z Lewym- mrugnęła do mnie.
 -Nawet nie chce mi się już tłumaczyć, że oboje jesteśmy zajęci...- westchnęłam.
 -Przez siebie na wzajem- skomentowała. Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.- Twój kochaś przyszedł- posłała mi buziaka. Poszłam otworzyć i przywitałam się z Robertem.
 -Hej kochana- powiedział.
 -Hej.
 -Gotowa?
 -Tak, tylko jeszcze coś wyrzucę- spojrzałam wymownie na Ness, która pękała ze śmiechu. Lewy spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
 -No pa kochana, powodzenia- posłała mi wymowne spojrzenie i mocno mnie uściskała.
 -Paaa.
 Brunetka wyszła, a my zostaliśmy sami.
 -Wezmę ci walizkę- zaproponował Lewandowski i wepchnął mi się do domu. Wziął do ręki ciężką (według mnie) walizkę i czekał na mnie, aż zamknę drzwi.
 Wsiedliśmy do jego samochodu.
 -Ja nie wiem, czy powinnam jechać- powiedziałam.
 -No wiesz co? Teraz to ty mi się tu nie wycofuj!
 -Ale no... Przecież ja nikogo nie znam i w ogóle...
 -Znasz mnie. I cię lubię. A to już wielki sukces- odparł i się uśmiechnął.
 Wywróciłam oczami, ale też się uśmiechnęłam. Na lotnisku czekała już na nas połowa drużyny. Z tego co pamiętam, byli to Neven, Kevin, Nuri, Mats i Marco.
 -Pamiętacie Talę?- spytał ich Lewy.
 -A co mamy nie pamiętać? Takiej twarzy nie da się zapomnieć- powiedział Hummels uśmiechając się do mnie łobuzersko.
 -Przestańcie mi już słodzić- jęknęłam i uśmiechnęłam się do nich.
 -Ale ja mówię tylko prawdę!
 -Nie słyszałeś co powiedziała?- zapytał Lewy z pretensją.
 -Uuu... Robercik widzę zazdrosny- naśmiewał się Marco.
 -Bardzo- prychnął. Pewnie kłóciliby się jeszcze długo, ale na szczęście musieliśmy iść na odprawę i po pół godzinie siedzieliśmy już w samolocie. Ja siedziałam obok Lewego, przed nami Marco i Mario, a za nami Kuba z Piszczkiem.
 -Co tak cicho siedzisz?- spytałam i stuknęłam go w ramię. Uśmiechnął się delikatnie i odpowiedział, że myśli. On myśli? Na prawdę, zabawne...- Nudzi mi się- zakomunikowałam.
 -Mi też- odparł i zaczął się bawić kosmykami moich włosów. Odtrąciłam jego rękę, a on spojrzał na mnie w wyrzutem.
 -Lewy, wiesz ile ja muszę włosy układać?- spytałam z pretensją.
 Wywrócił oczami i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia, czyli do myślenia. Chwilę później Mario i Marco wybuchli śmiechem tak głośno, że było ich słychać w całym samolocie. Spytałam o co chodzi, ale nie chcieli mi powiedzieć. Zrezygnowałam z przekonywania ich i stwierdziłam, że jak i tak nie mam nic lepszego do roboty, to pójdę spać.
 Zasnęłam niemalże od razu. Śniło mi się, że Lewy strzelił bramkę i zadedykował ją mi. Bardzo zabawne. Nie wiem, skąd w ogóle takie pomysły mi do głowy przychodzą. Ale nie powiem, było to nawet miłe. Takie wyróżnienie od samego Roberta Lewandowskiego? Marzenie pewnie nie jednej nastolatki, która nie ma tyle szczęścia co ja i musi zadowolić się plakatem.
 Obudziły mnie turbulencje w samolocie. Miałam głowę opartą o ramię Lewego, który też spał, opierając głowę o moją. Nie wiedziałam za bardzo co się dzieje. Obróciłam się do Kuby i Łukasza i spytałam o co chodzi.
 -Spokojnie, tylko lądujemy. Nie stresuj się tak i... Puść trochę Lewego, bo mu rękę urwiesz- odparł Piszczek i zaczął się ze mnie śmiać. Ale tak w pozytywnym sensie.
 Faktycznie, spojrzałam na rękę Roberta, którą ściskałam tak mocno, że aż mu krew do niektórych miejsc nie dochodziła. Puściłam ją momentalnie, chociaż i tak zostały ślady. Ciekawe od kiedy molestuję tak Lewandowskiego?
 Nie było mi dane nad tym dłużej pomyśleć, bo musieliśmy zapiąć pasy, za moment lądujemy. Obudziłam piłkarza, który nie bardzo kojarzył co się dzieje. Wylądowaliśmy bez bez żadnych problemów i od razu udaliśmy się do autokaru, który miał nas zawieźć do hotelu.
 Usiadłam obok Lewego, wcześniej kłócąc się, kto usiądzie koło okna. Rozumiem, że cofamy się do czasów przedszkola?
 W efekcie ustąpił mi i mogłam podziwiać sobie uroki tego ukraińskiego miasta. Jednak szybko mi się znudziło, więc zaczęłam gadać z chłopakami, czyli Robertem, Marco i Mario.
 -Ej, zróbmy sobie słitkę!- Mario wpadł na genialny pomysł i jarał się nim jak małe dziecko.
 Ja i Marco szybko przystalismy na ten pomysł, tylko jak zwykle Lewego trzeba było przekonywać.
 -Tala ty go poproś. On tobie nigdy nie odmówi- zalecił Reus, a brunet skarcił go wzrokiem.
 -No, ale Lewy, czemu nie?- zapytałam i zrobiłam słodkie oczka.
 -Myślisz, że to na mnie działa? Mam córkę, musiałem się uodpornić.
 -I tak jej na wszystko pozwalasz- prychnął Mario.
 -Wcale nie!
 -Błagam, chłopaki, będziecie się teraz kłócić? A ty Robert się ogarnij, bo będziemy robić zdjęcie- powiedziałam.
 -Ale ja mam takie włosy nieułożone- widać było, że już tylko szuka jakiejś wymówki.
 -Jakbyś kiedyś w ogóle miał- dodał Gotze. Wyjął tablet < bo zdjęcie telefonem jest zbyt hipsterskie > i cyknął nam słit focię.
 -A teraz na fejsa!- krzyknął i zaczął się szatańsko śmiać.
 -Błagam, nie- jęknął brunet.
 -Skończ w końcu narzekać!
 Reszta drogi minęłam nam na rozmowie i ciągłym wybuchaniem śmiechem. Nawet Lewemu się humor poprawił. On to na prawdę chyba jest w ciąży. Takie zmiany nastrojów...
 Zajechaliśmy przed hotel i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że to jest najładniejszy hotel, jaki widziałam w życiu. Zaraz obok znajdowało się boisko, czyli nie będą musieli daleko chodzić na trening. Za budynkiem był basen, chociaż wątpię, żeby ktoś chciał się w nim kąpać w lutym. Szkoda, latem może tu być jeszcze piękniej.
 Weszliśmy do środka. Wszystko było takie luksusowe... Piłkarze to jednak mają życie. Podłoga była wyłożona złotymi, połyskującymi czystością kaflami. Recepcja znajdowała się w rogu, a obok stały ciemnobrązowe, skórzane dwa fotele i kanapa do kompletu. Na środku sufitu wisiał kryształowy żyrandol. Wszystko było takie... Takie, że aż brak mi słów.
 Piłkarze stali w ogóle niewzruszeni, zmęczeni i znudzeni, czekając tylko, aż w końcu będą mogli iść odpocząć do pokoi. Bo przecież podróż samolotem jest taka męcząca.
 Dostaliśmy klucze do pokoju, a chłopaki wypruli do przodu zostawiając mnie z tyłu. Robili wyścig do windy i niestety połowa musiała zostać.
 -I jak się pani podoba praca z nimi?- zapytał mnie trener.
 -Bardzo- odparłam zgodnie z prawdą.
 -Nie są za bardzo... Męczący?
 -Nie są, przyzwyczaiłam się już. Roberta, Marco i Mario znałam już wcześniej, więc nie spodziewałam się, że reszta będzie spokojna.
 -Wiem, Robert tak panią zachwalał i nalegał, żeby pani jechała, że gdyby nie miał żony, pomyślałbym, że się zakochał- Jurgen wybuchł śmiechem, a ja razem z nim.
 Mogłam w końcu wejść do pokoju, który prezentował się równie pięknie, jak cała reszta hotelu. Wyjęłam z walizki ręcznik, i czyste ubrania i poszłam pod prysznic. Te kilka minut odprężenia było mi potrzebne. Wyszłam w samym ręczniku, bo zapomniałam wziąć bluzki, ale w pokoju nie byłam sama.
 -Uuu, jaka laska!- skomentował Lewy, który siedział sobie jakby nigdy nic na moim łóżku.
 -Co ty tu robisz!?- krzyknęłam i zrobiłam się czerwona jak burak.
 -Przyszedłem ci powiedzieć, że powinnaś zamykać drzwi- wyszczerzył się.- A tak na prawdę, to robimy sobie... Jakby to nazwać elokwentnie...Przyjęcie powitalne, między innymi dla ciebie, gdzie będzie możliwość spożycia alkoholu.
 -Czyli po prostu chcecie się upić?- spytałam dla pewności.
 -Coś takiego.
 -I ja mam przyjść?
 -Bez ciebie to nie ma sensu.
 -Dobra, przyjdę, tylko... Już idź- ponagliłam go, aż w końcu wyszedł.
 Próbowałam jakoś przeżyć to, że widział mnie w samym ręczniku, więc zajęłam się czymś pożytecznym, jak przebieranie się. Założyłam czarny t-shirt ze złotym zamkiem na piersi i leginsy w biało czarne paski. Do tego trampki i wyszłam z pokoju. Przez chwilę zastanawiałam się, do którego pokoju powinnam pójść, ale wybrałam ten, z którego dochodziły największe krzyki.
 Weszłam do pokoju, a wszyscy piłkarze zaczęli mnie witać, jakbym wróciła po roku z końca świata, chociaż nie widzieli mnie jedynie przez pół godziny.
 -Hej, ładnie wyglądasz- powiedzieli Hummels i Lewy w tym samym czasie. Uśmiechnęłam się i podziękowałam im.
 Na stoliku stał już alkohol, a Gotze zaczął nalewać go do szklanek. Chłopaki rozmawiali między sobą i co chwila wybuchali śmiechem. Ja siedziałam koło Roberta i czułam się trochę nieswojo. Nie znałam tych chłopaków, oprócz może trzech z nich, chociaż Marco też znałam słabo. Zaczęłam żałować, że w ogóle tu przyszłam. Albo, że w ogóle tu przyjechałam. Mogli znaleźć kogoś innego. Ale z niewiadomych przyczyn Lewy zdecydował za mnie. A jak ja mogłam mu odmówić? Robertowi Lewandowskiemu się nie odmawia!
 -Nudzi ci się, nie?- spytał Mario podając mi szklankę z piwem. Tak na dobry początek pewnie chcieli zacząć od czegoś lekkiego.
 -No wiesz...- zająknęłam się.- Trochę mi głupio, bo nikogo tu nie znam...
 -Znasz mnie i Lewego! To wystarczy. A z resztą też się już nie długo zakolegujesz. Ale wiesz co... Nie ma lepszego sposobu na zawarcie przyjaźni niż gra w butelkę! Kto jest za?- krzyknął Gotze.
 Wszyscy przystali chętnie na pomysł piłkarza i jak to jest w zwyczaju w grze w butelkę usiedliśmy w kółku, ja pomiędzy Lewym a Mario.
 Zaczęła się seria pytań, tych oczywistych, jak i tych nieco krępujących. Piłkarze dowiedzieli się, że jestem Polką, urodziłam się i wychowałam w Szczecinie, lubię siatkówkę, moim szwagrem jest Igła, mam chłopaka, w całym życiu miałam ich trzech, całowałam się po raz pierwszy w wieku 15 lat, ale na pytanie, kiedy przeżyłam swój pierwszy raz już nie odpowiedziałam. To ostatnie pytanie zadał Reus, który albo wypił więcej niż wszyscy, albo ma wyjątkowo słabą głowę, bo cały czas chichotał.
 Ja też zadawałam pytania chłopakom. Ale jeśli miałabym wszystko zapamiętać, musiałabym być na prawdę mądra. Zapamiętałam tylko, że Roman najbardziej boi się pająków i że Robert woli brunetki, za co się na niego fochnęłam, ale po pięciu minutach mi przeszło.
 Wszyscy byliśmy już dosyć mocno wstawieni i chyba ja kojarzyłam najwięcej.W pewnej chwili coś zaczęło wibrować w kieszeni Mario, który właśnie sobie spał. Podskoczył z nerwów i wyjął telefon.
 -Zamknąć się teraz!- krzyknął do nas. To chyba nie był najlepszy pomysł.- Mama? Cześć, co tam u was?- zapytał, jakby nigdy nic.
 Chłopaki zaczęli się drzeć tekstami typu: ubierz się, twoja dziewczyna czeka, oddaj tą flaszkę, daj bucha itp.
 -No wiem, że miałem zadzwonić, jak dojedziemy, ale... Ja!? Pijany? No coś ty, mamo... Jakie narkotyki!? Chłopaki się tylko wygłupiają. Nie, żadna dziewczyna na mnie nie czeka. Z resztą mamo, jestem dorosły!... Tak wiem, przepraszam mamo. My? Nic, tylko gramy sobie w tą... W Fifę gramy! Tak, ja też was kocham. No pa. Tak, zadzwonię rano- rozłączył się i spojrzał morderczym wzrokiem na Lewandowskiego i Reusa, bo to oni zaczęli te wygłupy.- Ja się zemszczę- powiedział takim tonem, że zaczęłam się go bać. Usiadł i nalał sobie kolejną szklankę.
 Na zemstę Gotze nie musiał wcale długo czekać. Kiedy Lewy udał się do toalety, zadzwonił jego telefon. Ja na jego miejscu bym go nie zostawiała z tymi idiotami.
 -Kto dzwoni?- spytał półprzytomnie Mats.
 -Ania...- odparł Gotze, ale potem jakby coś mu zaświtało i zaczął się szatańsko śmiać.- No hej Aniu!- krzyknął do telefonu.- Tak, dojechaliśmy już. A Lewy jest... No upił się strasznie i teraz poszedł do kibla z taką... Ups, nie powinienem tego mówić.
 Gotze chyba trochę przegiął. Przynajmniej na mój gust. Chłopaki siedzieli w ciszy nasłuchując, co powie Ania. Słychać było krzyki i przekleństwa, polskie i niemieckie i chyba wszystkie inne jakie znam.
 Do pokoju wszedł Lewy i spokojnie usiadł na fotelu. Mario rozmawiał dalej z Anią. Gadali tak jeszcze dobre dwie minuty.
 -Kurwa, Gotze, to jest mój telefon!?- wydarł się Robert.
 -Nie, no co ty- Mario uśmiechnął się przebiegle.
 -Oddaj mi to kurwa debilu!- krzyknął Lewy i chciał zabrać iPhone'a Gotzemu, ale ten nie miał zamiaru go oddawać. W efekcie upadli na podłogę i "bili się" o ten telefon.
 -Aniu, kochanie!- powiedział Lewy, kiedy w końcu odzyskał urządzenie. Wyszedł z pokoju, żeby nikomu nie przyszło do głowy coś głupiego. A ja tak sobie patrzyłam i może to wypity alkohol sprawił, że doszłam do wniosku, że Lewy ma ładny tyłek.
 [Robert]
 -Aniu kochanie, ja cię nie zdradziłem, przysięgam- tłumaczyłem jej już to chyba z dwadzieścia minut. A Gotze zginie, przysięgam!
 -Zgaduję, że mnie zdradziłeś z tą ze zdjęcia, prawda!?- czy do niej nic nie dociera!?
 -Jakiego zdjęcia?
 -Tego, co dodał Mario. Kto to w ogóle jest i czemu siedziałeś z nią w autobusie!?
 -Słońce, ona tu pracuje i jest nowa, a ja, że jestem taki miły, to chciałem się z nią zapoznać, żeby się już nie czuła taka samotna...
 -I jak ci wyszło to "zapoznawanie"?- spytała ironicznie.
 -Skarbie...- jęknąłem.
 Westchnęła.
 -Dobra, wierzę ci. Może przesadzam. Przepraszam.
 -Nic się nie stało- odparłem z ulgą w głosie. Boże, ile można się czepiać?
 -Ale nie zaprzeczysz, że jesteś pijany- powiedziała z triumfem w głosie.
 -No nie- westchnąłem.
 -Brawo Lewandowski... Znowu będziesz na treningu nieprzytomny. Dobra, wracaj tam do tych meneli. Ale pamiętaj! Ja się zawsze o wszystkim dowiem.
 -Tak, tak...
 -Pa.
 -Pa.
 Wróciłem do pokoju i usiadłem zmęczony na podłogę, opierając plecy o kanapę.
 -Jak było?- spytał Mario.
 -Zginiesz Gotze- wycedziłem.
 -Biedny-Natalia poklepała mnie po plecach.
 -Robert... Ty wiesz, że cię kocham?- spytał Gotze.
 -I tak zginiesz.

 [Natalia]
 Minęło już z kilka godzin. Większość chłopaków spała, a ja gadałam z Robertem. Byłam tak pijana, że mało co kojarzyłam.
 -Lewy...?- zaczęłam.
 -Hym?
 -A strzelisz dla mnie gola?- spytałam i patrzyłam na jego twarz. Uśmiechnął się delikatnie i potaknął głową.- Obiecujesz?
 -Obiecuję- powiedział i pocałował mnie w policzek. Poczułam intensywny zapach alkoholu. Położyłam głowę na jego ramieniu i tak leżąc zasnęliśmy.
___________________________________________________
Hejoł! :* To coś co zostało tu napisane, jest straszne, przepraszam :(
A poza tym, jak tam w szkole? XD Cieszycie się, że już wakacje? :D Jaka średnia, jest pasek ? ;) U mnie tak <3 Pozdrawiam i liczę na wasze LICZNE opinie ;*****

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 9 "Co ty się tak uwziąłeś na Gotzego?"

[Natalia]
 Szykowałam się właśnie na mecz BVB. Lewy podarował mi bilet, tłumacząc, że Ania nie mogła i by się zmarnował. A mi pasowało, więc się zgodziłam. Oczywiście nie obyło się bez prezentów, typu: koszulka z jego nazwiskiem, szalik Borussi, czapka, bransoletki, a nawet kurtka i inne... Będę musiała z nim porozmawiać na temat takich prezentów, bo kurde, znamy się od około tygodnia, a on już zdążył zapłacić za mnie w sklepie, zabrać mnie na obiad i kupić mi firmowe rzeczy Borussi Dortmund. Pomijając, że on to pewnie miał za darmo, ale inni, muszą za to drogo płacić.
 Dał mi dwa bilety, więc zabrałam ze sobą Vanessę. Musiałam ją strasznie namawiać, żeby poszła ze mną na mecz drużyny, której nienawidzi, ale no cóż. Jest w końcu moją przyjaciółką, tak czy nie?
 Wyszłam z mieszkania zamykając drzwi i włożyłam klucz z przypiętym do niego logo BVB do torerbki. Podjechałam jeszcze po Ness i mogłyśmy jechać. Udałyśmy się na Signal Iduna Park. Muszę przyznać, że jak nie lubię piłki nożnej i nie jarają mnie stadiony, piłkarze i ten cały szał, to od tego stadionu biła jakaś taka specjalna atmosfera. Wszyscy tacy zakochani w tym klubie i wszędzie biły żółto-czarne barwy. Z resztą po tym mieście nie powinnam się dziwić.
 Do meczu było jeszcze pięć minut. Usłyszałam dźwięk telefonu, który odebrałam.
 -Hej, Lewy, co tam?- spytałam. Zastanawiałam się, że on ma czas przed meczem jeszcze do mnie dzwonić.
 -A nic. Mam mało czasu, ale chciałem się spytać, czy jesteś już na stadionie...- zaczął, ale przerwał sam sobie śmiechem.- Pewnie że jesteś. Gdzie indziej byłby taki hałas? I co, podobają się miejsca?- zasypywał mnie pytaniami.
 -Pewnie, są świetne... Dziękuję ci. Obie ci dziękujemy- powiedziała.
 -A Vanessie się podoba?- zapytał. Tego pytania obawiałam się najbardziej.
 -Ness? Podoba ci się?
 -Stadion ładny, kibice psychiczni, czyli może być- powiedziała do mnie, ale zanim zdążyłam przekazać to Robertowi, wyrwała mi telefon i powiedziała do niego.- Macie tego nie spieprzyć. Pierwszy raz przyszłam na wasz mecz i pewnie ostatni, więc chcę sobie na coś popatrzeć- oddała mi telefon.
 -Spokojnie, gramy z HSV... Na pewno nie zawiedziemy- zapewnił Lewy.- Musze kończyć, na razie!
 Rozłączył się. Parę minut później na murawę wyszli piłkarze. Brunet z dziewiątką spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech, a potem powiedział coś do chłopca, z którym wyszedł na boisko.
 Sędzia rozpoczął grę. Przez pewien czas nic się nie działo, ale nagle... Padła bramka, tylko nie dla BVB, a dla HSV. Kibice Borussi byli zrozpaczeni, ale wiara ciągle była. Przecież to tylko 1:0, prawda? Gorzej było, przy golu na 2:0. Spojrzałam na Ness, która miała znudzoną minę.
 -Ty przecież lubisz nożną, to czemu jesteś taka znudzona!?
 -Bo gra Borussia, której nie lubię i HSV, które mnie nie obchodzi- odparła. Kibice Bayernu są strasznie zadufani w sobie.
 Aż ciężko było sobie wyobrazić radość kibiców (i moją), kiedy BVB zdobyło bramkę. A kto? No oczywiście nie kto inny, a Lewandowski! Kiedy 80 tysięcy ludzi krzyczało jego nazwisko, aż łezka mi się z oku zakręciła.
 W 31. minucie, wszyscy straciliśmy jakąkolwiek wiarę. Zdobywca jedynego gola dla żółto-czarnych dostał czerwoną kartkę. A ja się pytam za co!? Byłam taka zdenerwowana... Z resztą jak sam Robert. Zszedł z boiska, nie dając się uspokoić Kloppowi.
 -To żeś się Lewandowski popisał- zakpiła Ness. Spojrzałam na nią z pogardą.
 -Bardzo zabawne. Jakby w tym twoim Bayernie nikt nigdy czerwonej kartki nie dostał- sarknęłam.
 -Oj młoda, nie przejmuj się no!- powiedziała i mnie przytuliła.
 -Będę!- cała aż się trzęsłam z nerwów.
 Mecz zakończył się wynikiem 4:1 dla Hamburga...
 [Robert]:
 Wyszedłem z meczu tak zirytowany, że najchętniej bym kogoś zabił. Nie dość, że dostałem czerwoną, to jeszcze na oczach Tali! Kopnąłem w krawężnik. Na koniec meczu zaczekałem w samochodzie.
 Po ponad godzinie ze stadionu wyszli kibice. Zauważyłem w tłumie Natalię i Ness. Wyszedłem do nich z kwaśnym uśmiechem i przywitałem się.
 -Nie tak to sobie wyobrażałem, sorry- powiedziałem do nich.
 -Nic się nie stało. Błagam cię..- blondynka próbowała mnie pocieszyć. Słodkie.
 -No nawet ja przyznam, że ci się czerwień nie należała!- poparła ją Vanessa.
 -Miło mi takie coś usłyszeć, od kibicki Bayernu- uśmiechnąłem się.- To jak, podwiozę was do domów?
 -Jesteśmy samochodem, dzięki- odparła Natalia. Pocałowaliśmy się w policzek na pożegnanie i patrzyłem jak dziewczyny wsiadają do samochodu.
 Wsiadłem do samochodu i zdenerwowany walnąłem ręką w kierownicę. Miałem ochotę zabić cały Hamburg, zaczynając od Van der Vaarta. Podjechałem pod dom. Trzasnąłem drzwiami samochodu i udałem się do mojego mieszkania.
 [Natalia]
 Następnego dnia obudziłam się w nie najlepszym humorze. Sama nie wiem czemu. Musiałam porozmawiać z Lewym, chociaż pewnie jest zły i w ogóle, ale musimy sobie raz na zawsze wyjaśnić, żeby więcej nie było takich krępujących sytuacji, że on za mnie płaci, a ja nic.
 Wybrałam numer do Roberta i zaczekałam aż odbierze.
 -Halo?- odebrała jakaś dziewczyna. Pewnie Ania. Przestraszyłam się i nie mogłam wydusić słowa. Lewy może mieć przeze mnie teraz problemy, Ania może być zazdrosna, a ja jak głupia się bałam, chociaż nie robimy nic złego.
 -Dzień dobry, jest może gdzieś niedaleko Robert?- zapytałam grzecznie i kulturalnie.
 -Obecnie... Hm, śpi. A może coś przekazać?- spytała uprzejmie.
 -Nie dziękuję, zadzwonię później- rozłączyłam się. Boże, to było straszne i... Dziwne. Wypuściłam głośno powietrze z płuc.
 Może uda mi się go złapać jakoś po treningu? Czy w takiej sytuacji on w ogóle idzie na trening? Wszystko bez sensu.
 Poszłam pod prysznic i wzięłam ze sobą ubrania. Po orzeźwiającej kąpieli włożyłam na siebie czarne rurki i granatowy sweter w białe serduszka. Wyszłam z łazienki i od razu usłyszałam dzwonek do drzwi.
 -Jezus Maria jesteś!- krzyknął Lewy i wpakował mi się do domu i przytulił mnie prawie mnie dusząc.
 -No jestem, a gdzie miałabym być?- spytałam lekko zdezorientowana.
 -Dzwoniłaś do mnie rano. Oddzwaniałem z tysiąc razy a ty nie odbierałaś, myślałem, że coś ci się stało!- krzyknął z pretensją.
 -Przepraszam, nie wzięłam telefonu do łazienki...
 Brunet plasknął się ręką w czoło.
 -Prawie umarłem- burknął, ale już nie zdenerwowany.
 -A ty czasem nie masz treningu?- zapytałam.
 -A już chcesz mnie wygonić?- zrobił smutną minkę.
 -A żebyś wiedział!- krzyknęłam i zaczęliśmy się śmiać.
 -A odpowiadając na twoje pytanie... Niestety mam, ale chyba nic się nie stanie, jak nie pójdę...- głośno myślał.
 -O nie kochany! Nie będziesz przeze mnie opuszczał treningów! A i tak mamy do pogadania!
 -Co się stało?
 -Wytłumaczę ci w drodze... No chodź!- ponagliłam go i praktycznie wypchnęłam z mieszkania.- Pojadę z tobą, żeby mieć pewność, że gdzieś sobie nie poszedłeś, jasne?
 -Czyli jesteśmy w gimnazjum, ty jesteś moją matką i pilnujesz, żebym nie poszedł na wagary?- zapytał ironicznie i zaczął się śmiać ukazując ten swój idealnie biały i równy uśmiech. Na pewno był zrobiony.
 -Można tak powiedzieć. A teraz jedź, bo kieszonkowego nie dostaniesz!- rozkazałam mu i wsiedliśmy do jego czarnego porsche (Boże, jakie cudo!). Za każdym razem jak go widzę, to ma inny samochód.- Tak w ogóle Lewy to ile ty masz samochodów?
 -Ymm... W Dortmundzie trzy, w Polsce dwa, plus jeszcze Ania ma, ale ona boi się jeździć sama od wypadku, czyli mam w Niemczech cztery, w Polsce dwa- odparł. No biedny musiał się wysilić. Matematyka się kłania.
 Wywróciłam oczami.
 -A właśnie! Chciałam z tobą pogadać o tych twoich "drobnych" prezentach. To się ma już nie powtórzyć, żaden obiad, żadne gadżety, bilety i w ogóle! A te pieniądze za wszystko ci oddam.
 -Nawet nie chcę o tym słyszeć- mruknął.
 -Robert!
 -Gadżety i bilety i tak mam za darmo...
 -No więc zostaje jeszcze obiad i 50 euro ze sklepu.
 -To co już nawet nie można cię zabrać na obiad?
 -I tak ci oddam- syknęła.
 -Wiesz... Możesz to nadrobić w inny sposób, na przykład...
 -Lewy ty masz żonę!- krzyknęłam oburzona, ale widząc wyraz jego twarzy widać było, że żartował.- Ciebie to na prawdę pogrzało i to mocno.
 Ten nic nie odpowiedział tylko dalej się cieszył. Podjechaliśmy pod stadion, gdzie byli już inni.
 -To ja się będę zbierać- powiedziałam.
 -Żartujesz? Idziesz ze mną- odparł, jakby to było oczywiste.
 -Co?
 -No a co? Nie chcesz poznać tych debili?- zapytał wskazując na dwóch chłopaków, którzy szli w naszą stronę. Jeden miał włosy kolory ciemny blond, a drugi ciemne.
 -Moritz jestem- przywitał się blondyn i uścisnął moją dłoń.
 -A ja Leo- dodał ten drugi.
 -Natalia...- odparłam.
 -Lewy nie mówiłeś, że masz nową dziewczynę- powiedział z pretensją Mo.
 -To nie jest moja dziewczyna...
 -No to tym bardziej miło poznać!- krzyknął uradowany Moritz, a jego uśmiech był tak powalający, że sama zaczęłam się śmiać.
 -Chłopaki powiedzcie jej coś, ona nie chce iść z nami na trening- jęknął do nich Lewy.
 -No co ty? No dawaj, będzie fajnie, zagrasz z nami...- zaczął Leo.
 -Nie!
 -No to sobie posiedzisz... No dawaj no...- jęknęli mi oboje do ucha.
 -Dobra, dobra- westchnęłam. Te ich ucieszone mordki były bezcenne.- Ale grać nie będę, nawet nie myślcie.
 Weszliśmy na stadion. Bez kibiców wydawał się jeszcze większy. Lewy wskazał mi miejsce, gdzie mam na nich zaczekać, czyli tam gdzie siedzą rezerwowi, a sam wraz z kolegami udał się do szatni. Chwilę później na boisko wszedł trochę grubszy facet, około czterdziestki, w ciemnymi blond włosami sterczącymi na wszystkie strony.
 -Ty pewnie jesteś Natalia?- zapytał.
 -Tak- odparłam, bo za bardzo nie wiedziałam z kim mam do czynienia.
 -Robert mi wspominał, że będziesz- uśmiechnął się przyjaźnie.- Jestem Jurgen Klopp, trener- przedstawił się i uścisnął mi rękę.
 -Miło mi- odpowiedziałam. Dalej obdarzał mnie swoim ciepłym uśmiechem. Widać było, że był bardzo miłym człowiekiem.
 -Jeśli będziesz chciała, to też możesz zagrać. Na pewno za dużo nie będziesz odstawała od ich poziomu- zaproponował i wybuchnął śmiechem.
 -Nie, chyba jednak nie skorzystam.
 -A szkoda- stwierdził.- No ile oni będą tam siedzieć?- zapytał sam siebie, wstał i pobiegł truchtem do szatni. Jak na pierwszy raz, to trener zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Usłyszałam krzyki Kloppa z szatni i zaczęłam się śmiać. Już po kilku sekundach Jurgen wyszedł na murawę, a za nim ciągnęła się reszta drużyny. Ten to dopiero umie zmotywować. Ciekawe co im powiedział? Zastanawiałam się i nie zauważyłam, kiedy zaczęli do mnie wszyscy podchodzić i się witać.
 Najbardziej w pamięć z nowo poznanych zapadł mi Hummels. Powód? Jego włosy, takie charakterystyczne. Oczywiście jeszcze dwóch Polaków, Kuba i Łukasz. Nie obyło się też bez przywitania z Reusem i... No właśnie Gotze. Stał z boku i nawet nie raczył do mnie podejść. Nie dziwię mu się. Po tym jak go potraktowałam, sama nie miałam ochoty na siebie patrzeć.
 Wszyscy zaczęli mi jęczeć nad uchem, żebym zagrała z nimi, ale (znowu) kategorycznie odmówiłam. Siedziałam sobie i przyglądałam się treningowi, kiedy zadzwonił mój telefon.
 -Halo?- odebrałam.
 -Hej Nati, gdzie ty jesteś?- zapytała moja przyjaciółka.
 -A nie uwierzysz! Z rana wpadł do mnie Lewandowski i w dużym skrócie wyszło tak, że zabrał mnie na trening- odpowiedziałam i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
 -Żartujesz!?... A w bardziej rozwinięcie?- spytała tym swoim tonem. Już ja znam ten ton!
 -Przepraszam, czy ty coś sugerujesz?
 -Nie, no co ty.
 -No mam nadzieję. No to jak tak bardzo jesteś ciekawa, to po prostu nie odbierałam telefonu, on się przestraszył i do mnie przyjechał. Potem on powiedział, że nie chce mu się iść na trening, ale go wygoniłam i pojechałam z nim. Tyle.
 -Zawiodłaś mnie- mruknęła.
 -Hahaha, zabawne...- zaczęłam, ale zobaczyłam wykrzywionego z bólu Mario, idącego w moją stronę.- Wiesz, muszę kończyć- szybko się rozłączyłam, nawet nie żegnając się z Vanessą.- Co ci się stało?- zapytałam Gotzego, trzymającego się za nogę.
 -Dostałem korkiem od Lewego... Przypadkiem- zironizował. Posłałam mu pytające spojrzenie.- Odkąd wrócił z reprezentacji jest jakiś na mnie fochnięty- wyjaśnił. Podciągnęłam mu dres, żeby zobaczyć ranę na łydce. Nie była wcale taka straszna, ale domyślam się, jak musiało boleć. Patrzyłam na to z pomieszanym przerażeniem i odrazą.- Nie martw się, do wesela się zagoi- powiedział i uśmiechnął się delikatnie.
 -Wiesz, że kiedyś musimy o tym porozmawiać?- zapytałam ściszonym głosem.
 -O weselu?- nie ma co, humor to mu dopisywał.
 -Mario- spojrzałam na niego z wyrzutem. Posmutniał i dał mi mówić.- Za bardzo nie wiem, co mam powiedzieć... To co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca- powiedziałam.
 -Ale dlaczego?
 -Bo mam chłopaka, a ty jesteś moim przyjacielem!
 Popatrzył mi smutno w oczy.
 -A może ja nie chcę być tylko przyjacielem?- zapytał patrząc w ziemię i pukając nogą o murawę.
 -Mario...- jęknęłam.- Przerabialiśmy to już- złapałam go za rękę.- Na prawdę życzę ci, żebyś znalazł sobie dziewczynę, z którą będziesz szczęśliwy, ale nie mnie- uśmiechnęłam się i wymusiłam na nim spojrzenie w oczy.
 -Jasne- odparł i delikatnie się uśmiechnął.- Idę, myślę, że jakoś przeżyję- powiedział i wskazał na boisko. Pokiwałam głową i już po chwili siedziałam sama, przyglądając się chłopakom.
 Po treningu szłam z Lewandowskim do auta. Brunet był w dziwnie dobrym humorze. Postanowiłam mu go popsuć.
 -Lewy, co ty się tak uwziąłeś na Gotzego?- spytałam.
 -Ja? No co ty, wydaje ci się... A co, skarżył się?- zironizował.
 -Nie, po prostu to widziałam, jak mu przywaliłeś butem w nogę.
 -To było niechcący- wypierał się.
 -Widziałam! No, powiesz mi o co chodzi?
 -Taka tam... Prywatna sprawa i w ogóle...
 -Lewy, nawet on nie wie, o co ci chodzi- zniecierpliwiłam się.
 -Dobrze, chcesz wiedzieć o co chodzi? O to, że cię pocałował!- krzyknął i wsiadł do auta. Stałam jeszcze chwilę przed jego autem patrząc przed siebie i rozumowując to, co właśnie usłyszałam.- Wsiadasz?- spytał.
 Powoli wsiadłam na miejsce obok niego, ale nie spojrzałam w jego stronę, aż do przyjazdu pod mój blok.
 Podziękowałam mu posyłając ciepły uśmiech, który odwzajemnił.
_______________________________________________
Hahaha nie ma to jak zazdrosny Lewy ;3 Ale i tak jestem zbulwersowana. Lewy i Ania jednak nie wzięli wczoraj ślubu ;< Lewandowski nas ztrollował. No cóż, szczęścia na nowej drodze życia będę mu życzyć za tydzień ;>
Druga ważna rzecz:
Najlepszy trener na świecie ma dzisiaj urodziny!!! Wszystkiego najlepszego Kloppo z okazji 46. urodzin! :*
Trzecia rzecz:
Mam do Was prośbę. Właściwie dwie. Moglibyście lajknąć stronę na fb, na której jestem adminką? :) Tu macie link :*
https://www.facebook.com/CzyWszyscyZBorussiMuszaBycTacyPiekni?ref=hl
a druga prośba to, czy moglibyście mnie pospamować na asku? Bo nuda -.-'
http://ask.fm/Lewaaa1909 (na avatarze jest moje foto z bluzą z BVB, więc jak ktoś jest ciekawy jak wyglądam, to może zobaczyć :*)
Dziękuję bardzo wszystkim za tyle komentarzy :***
Uda się nazbierać tyle przy kolejnym? :)
Pozdro ;*

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 8 "Masz okres, menopauzę, czy kryzys wieku średniego?"

[Natalia]
 Wbiegłam do siebie do mieszkania ze łzami w oczach. W sumie, nie wiem, dlaczego tak ostro zareagowałam. Sprawiłam mu ogromną przykrość. Biedny Goetze. Powinnam iść do niego i przeprosić za tą scenę... Ale nie wiem, czy będę potrafiła spojrzeć mu w oczy...
 [
 Robert]
 Wróciliśmy do hotelu w szampańskich nastrojach. W końcu udało mi się coś strzelić i dzięki temu wygraliśmy.
 -No gratulujemy Lewusku- powiedział Wasyl i poklepał mnie po plecach i uścisnął po raz drugi już dzisiaj.
 -No nareszcie żeś coś strzelił- Wojtek chciał udać, że gwiazdorzy, ale mu nie wyszło.
 -No tak, ja wiem, cudowny jestem- odparłem i zaczęliśmy się śmiać.
 Po wyjściu z szatni udaliśmy się do autobusu, który miał nas zawieść do hotelu, gdzie miała się odbyć impreza. Jednak cały czas zachowywałem się, jakbym był nieobecny, bo myślami byłem już w domu...

 [Natalia]
 Obudziłam się i już wiedziałam, że źle zrobiłam. Wolałabym wrócić do łóżka i schować się przed rzeczywistością (i przed Mario), ale niestety... Musiałam iść do pracy, więc nie miałam wyboru.
 Podniosłam się i skierowałam w stronę kuchni. Wstawiłam sobie wodę na kawę a następnie poszłam do łazienki się umyć. Wróciłam akurat, kiedy woda zaczęła się gotować. Wypiłam czarny napój, który od razu pobudził mnie do działania i poszłam się ubrać.
 W sumie byłam już gotowa, a miałam ponad godzinę. Postanowiłam, że pojadę do Vanessy i o wszystkim jej opowiem. Muszę się komuś wygadać, a moja przyjaciółka będzie jak znalazł.
 Wsiadłam do srebrno-czarnego Mini Coopera i podjechałam pod dom Vanessy. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż łaskawie mi otworzy.
 -Tala?- spytała zdziwiona i patrzyła na mnie jakby widziała ducha.
 -Boże Nessi ja nie wytrzymam- jęknęłam i przytuliłam się do niej. Wciągnęła mnie do mieszkania i posadziła na kanapie.
 -Co się stało?
 -Wczoraj... Razem z Mario i Marco oglądaliśmy mecz Polska- Irlandia...
 -Mario i Marco? Ci z BVB?- zapytała z lekką odrazą.
 -Tak, dokładnie ci. No więc- kontynuowałam.- Marco sobie poszedł, ja też chciałam iść, ale Mario... On mnie pocałował i ja wybiegłam, nie chciałam z nim rozmawiać, jakby nie wiadomo co mi zrobił... Myślę, że go zraniłam i to strasznie. Wiem, że mu na mnie zależy, a mimo to najpierw daję mu jakąś nadzieję, a potem...
 -Chwilę...- przerwała mi.- Czy ty się nie miałaś wczoraj spotkać z Rafałkiem?
 -Nie mógł przyjechać- odparłam cicho. O dziwo nie zaczęła go wyzywać i prawić kazań typu: A nie mówiłam? Tylko mnie przytuliła.
 -Biedna...- powiedziała, żeby mnie pocieszyć.- Ten facet na ciebie nie zasługuje. Widzisz, całowałaś się z Mario, czyli nie kochasz tego swojego chłopaka od siedmiu boleści. Szukajmy pozytywów.
 -Tak, bardzo pozytywnie...- burknęłam.
 -Nie przejmuj się już- powiedziała moja przyjaciółka i przytuliła mnie.

 [Robert]
 W chwili, w której stanąłem w końcu przed drzwiami mojego kochanego domu, poczułem, że w końcu wszystko wróciło do normy. Przekręciłem klucz w drzwiach i moim oczom ukazało się moje mieszkanko. Z kuchni było słychać śmiech Julci i głos Ani.
 -Hej kochane- powiedziałem, kiedy przekroczyłem próg.
 -Tataaaa!- krzyknęła Julcia i już do mnie biegła, żeby rzucić mi się na szyję. Kiedy już uściskałem moją księżniczkę, zobaczyłem Anię, uśmiechała się na mój widok.
 -Cześć skarbie- powiedziała brunetka i pocałowała mnie namiętnie w usta.-Gratuluję ci.
 -Dzięki- odparłem.- Tęskniłem.
 -Ja też- przytuliła się do mnie.

 [Natalia]
 Wyszłam z wieżowca, w którym znajdowało się wydawnictwo i skierowałam się do domu. Na niebie zaczęły zbierać się chmury. Ach, ta Dortmundzka pogoda... Jak siedzisz cały dzień w  biurze, to świeci słońce, ale wyjdziesz i już się chmurzy!
 Już po dwudziestu minutach byłam pod blokiem. Przekręciłam klucz w drzwiach i pierwsze co zrobiłam po wejściu, to rzuciłam na fotel torbę i odwiesiłam płaszcz na wieszak. Byłam strasznie głodna, ale byłam zbyt leniwa, żeby zrobić obiad. Nienawidziłam gotować, nienawidziłam brudzić sobie rąk jedzeniem, które potem i tak będzie niedobre. Usiadłam na fotelu i pomyślałam, co zrobić. Teoretycznie mogłabym po coś pójść i kupić coś na wynos. A że pewnie zaraz się rozpada, to później nie będę mogła odbyć codziennego joggingu...
 Westchnęłam i ubrałam legginsy, bokserkę, bluzę i adidasy do biegania. Włożyłam portfel do obszernej kieszeni mojej bluzy i wyszłam.
 Zaczęłam lekki bieg wsłuchując się w rytm muzyki, która leciała w moich słuchawkach. Biegłam tak już z dziesięć minut, kiedy poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona. Pisnęłam i wyprułam do przodu, ale ten ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam na chłopaka, który mnie "napastował" i walnęłam się z plaskacza w czoło.
 -Boże, Lewandowski, chcesz, żebym na zawał padła?- zapytałam zdenerwowana.
 -Jezu, przepraszam, wołałem cię, ale nie słyszałaś i...- powiedział taki zestresowany i z taką przykrością, że aż żal mi się go zrobiło. Wybuchłam śmiechem i poklepałam go po ramieniu.
 -Nic się nie stało- zapewniłam go, a na jego twarz znowu powrócił ten jego uśmiech.
 -Tak w ogóle to strasznie szybka jesteś- powiedział i potem zaczął się śmiać ze swoich skojarzeń. Walnęłam go w ramię i wywróciłam oczami.- A gdzie tak biegłaś?- spytał.
 -Miałam pójść sobie po obiad i stwierdziłam, że w jedną stronę mogę sobie zrobić jogging. A ty?
 -Jak widzisz podobnie do ciebie, tylko ja nie szedłem po obiad- wskazał na swój sportowy strój.
 -A gdzie Anie zgubiłeś?
 -Została w domu... A ja cię zabieram na obiad. Chodź- zaproponował i zaczął biec przede mną. I że niby mam go teraz gonić? I w ogóle jaki obiad? Co on sobie wyobraża?
 -Lewy co ty... Ale nie chcę ci robić kłopotu... Lewy!!!- jęczałam biegnąc za nim.
 -Nie przyjmuję odmowy- powiedział biegnąc tyłem i patrząc na mnie wyczekująco.
 -Ale Robert...
 Zagapił się i uderzył w drzewo. Na początku zaczęłam się śmiać, ale widząc jak się wykrzywia z bólu, przestraszyłam się.
 -Boże nic ci nie jest!?
 -Nie wiem... Noga mnie boli... źle stanąłem... Nie mogę nią ruszać, chyba jest złamana...- jęczał z bólu, z grymasem na twarzy.
 -Matko... Zadzwonię po karetkę... Ale... Przecież...- mówiłam chaotycznie nie mogąc sklecić zdania. Dotarło do mnie, że to może zakończyć jego karierę i miałam wszystkie najczarniejsze myśli. Zaczął się śmiać, a ja zgłupiałam.
 -Hahahaha... Nie mogę... Weź już się tak nie denerwuj... Przecież żyję- powiedział dławiąc się ze śmiechu. Podniósł się z triumfującym uśmiechem.
 -Serio!? Udawałeś!? Ale... To było takie realistyczne... Grr...- powiedziałam sfrustrowana.
 -No widzisz, jaki ze mnie dobry aktor!
 -No na meczach co chwile faule udajesz...- westchnęłam, żeby go zdenerwować. Chyba mi się udało, bo skrzyżował ręce na piersiach i wymamrotał:
 -Ja nigdy nie udaję.
 -Tak tak, już to widzę, panie Lewandowski- zakpiłam. Ojej, chyba Lewy się na prawdę obraził, bo szedł koło mnie i się nie odzywał.- Ej, Lewy, ktoś tu się nie zna na żartach?
 -Nie- odparł dalej obrażony.
 -O matko... Ania to z tobą ciężkie życie musi mieć- westchnęłam.
 -Ale i tak mnie kocha- odpowiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
 -Nie wiem, czy masz okres, menopauzę, czy kryzys wieku średniego, bo nie mogę nadążyć za tymi twoimi nastrojami- stwierdziłam i zaczęłam się śmiać, a on się do mnie przyłączył. Nagle stanął przed czymś, co wydawało mi się sklepem ze strasznie drogimi meblami, ale jak się okazało była to restauracja.- Żartujesz? Mnie nie stać na takie...
 -Ale to JA cię zapraszam na obiad, więc ja płacę- oświadczył stanowczo i nie przestawał się cieszyć.
 -Boże...- westchnęłam tylko, ale powlokłam się za nim. Nie miałam za dużego wyboru.
 Jakiś śmiesznie ubrany koleś wskazał nam stolik dla dwóch osób i dał nam menu.
 -Na co masz ochotę?- zapytał mnie piłkarz.
 -Jak patrzę na te ceny, to mi się wszystkiego odechciewa- jęknęłam.
 -Mogłabyś przynajmniej udawać, że się cieszysz- westchnął.
 -Dobra, bardzo się cieszę, Lewy, hej!- pomachałam mu ręką przed oczami.- A z wyborem zdam się na ciebie.
 -Lubisz sushi?- spytał.
 -Nigdy nie próbowałam...
 -No to będziesz mieć okazję- oznajmił rozpromieniony, poprosił kelnera i złożył zamówienie.- A co ty taka jakaś smutna dzisiaj jesteś?- zapytał przyglądając się uważnie mojej twarzy.
 -A nic... Albo w sumie to mogę ci powiedzieć. Chodzi o Gotzego...- zaczęłam, a on zmarszczył brwi zaciekawiony. Streściłam mu przebieg wczorajszego wieczoru, a on tylko mi się przypatrywał.
 -Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać...- stwierdził.
 -Wiem, ale... To nie będzie dziwne? Przecież postawiłam mu czarno na białym, że będziemy tylko przyjaciółmi, a potem co? Całuję się z nim- powiedziałam zrozpaczona.
 -Nie przejmuj się- pocieszył mnie i posłał mi ciepły uśmiech. Złapał mnie za rękę, ale kiedy zorientował się co zrobił, puścił mnie i chyba lekko się zawstydził. To było nawet słodkie.
 -Nie będę.
 Po jakimś czasie przyszło nasze sushi. Było to białe coś, wyglądające jak ryż, zawinięte w jakieś czarne coś z czymś czerwonym po środku. Ogólnie, było to bardzo dziwne coś...
 -Nie bądź taka przerażona, tylko spróbuj- zachęcał mnie Lewy.
 Ostrożnie wzięłam do ust kęs i dokładnie go przeżuwałam. Odkąd pamiętam, zawsze brzydziłam się sushi. Nie wiem dlaczego, po prostu miałam jakąś taką odrazę. Ale to było pyszne! Wzięłam do ust kolejny kawałek i potem kolejny, zupełnie zapominając, ze koło mnie siedzi Lewandowski.
 Spojrzałam na niego i zauważyłam jak się śmieje.
 -No jedz, jedz, mną się nie przejmuj- powiedział, ale dalej się śmiał.
 Zawstydziłam się i zaczerwieniłam. Ten chłopak zdecydowanie źle na mnie wpływa.
Resztę posiłku zjedliśmy w spokoju i w ciszy. Skończyliśmy, Robert zapłacił i wyszliśmy.

 [Lewy]:
 Odprowadziłem Natalię pod same drzwi. Przez całą drogę rozmawialiśmy o pierdołach. Muszę przyznać, że naprawdę dobrze się czuję w jej towarzystwie. A kiedy dowiedziałem się, że Gotze ją całował to... Nie wiem czemu, ale poczułem się na niego zły. Miałem takie uczucie,że to powinienem być ja. Ale w sumie, czemu? To on jest wolny, a ja mam żonę i dziecko. Ale no cóż. Ja to ja. Nie zmienię się. A to, że jestem wierny, nie znaczy, że nie mogę sobie trochę pomarzyć.
 Kiedy złapałem ją za rękę poczułem taki przyjemny dreszcz. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Nie no, czemu to wiem, chciałem ją pocieszyć, ale nie wiem, czemu się speszyłem. Ta dziewczyna działa na mnie bardzo niedobrze. Tracę przy niej pewność siebie i choć chcę to ukryć, to mi to za bardzo nie wychodzi.
 Wszedłem do domu witając się z Anią pocałunkiem w policzek.
 -Gdzie ty byłeś tak długo?- spytała.
 -Musiałem się... Przewietrzyć.
 -No tyle wiem, ale dwie godziny?!
 -Przepraszam skarbie- powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. Objąłem ją w talii i stanąłem za nią.- Kocham cię- wyszeptałem jej do ucha. Jakbym tym wyznaniem chciał się rozgrzeszyć z tego, co myślałem o Natalii.
 -Ja ciebie też- odparła. Złapała mnie za rękę i poszliśmy w stronę sypialni.
____________________________________________________
Hejka ;* Co tam? Lewy się jutro żeni! *_* Ja tam życzę mu wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia i cieszę się, że jest szczęśliwy :)
A rozdział jak zwykle nudny i zostawiam do Waszej oceny ;*
7 komentarzy= nowy rozdział :)

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 7 "Bój się Lewandowski!"

[Natalia]
 Wbiegłam do domu jak burza, bo miałam bardzo mało czasu, żeby się przyszykować. Otworzyłam szafę z nadzieją, że coś w niej znajdę. Przejrzałam chyba już wszystko, kiedy znalazłam śliczną, miętową sukienkę, z koronką na plecach i związaną cienkim, brązowym paskiem w talii. Wyjęłam ją i włożyłam na siebie.
 Następnie pobiegłam do łazienki, żeby się umalować i uczesać. Nałożyłam blady cień na powieki i poprawiłam rzęsy tuszem. Do tego jeszcze eye-liner, puder i jasny błyszczyk. Włosy rozpuściłam i rozczesałam i powiedzmy, że wyglądałam jak człowiek. Niestety jest jeszcze zima, więc zamiast ładnych szpilek musiałam założyć kozaki, a na ramiona musiałam zarzucić kurtkę.
 Usiadłam na kanapie i czekałam na Rafała, miałam jeszcze 10 minut. Usłyszałam dźwięk SMS-a, więc go odczytałam.
 Przepraszam kochanie, nie mogę przyjechać. Jestem w Niemczech, ale nie w Dortmundzie, myślałem, że będę mógł się wyrwać, ale nie mogę ;/ Przepraszam, wynagrodzę ci wszystko ^^ ;**
 I co z tego, że mi wynagrodzi!? To ja się po to robiłam na bóstwo, żeby on mi wynagradzał? O nie, ja nie zmarnuje półgodzinnej roboty... Naszedł mnie szataństki pomysł.
 Wyszłam z domu i zapukałam do mieszkania obok. Goetze. Uśmiechnęłam się i czekałam, aż brunet otworzy.
 -O Natalia... Hej- powiedział niepewnie. Napewno pamiętał naszą ostatnią rozmowę i nie będzie chciał ze mną iść... No cóż, trzeba będzie poprostu trochę pobajerować i napewno da się przekonać. Przecież to mój Mario!
 -Hej Mario- odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.- Tak sobie pomyślałam... Że może za ostro zareagowałam kiedy powiedziałeś mi o swoich uczuciach... Chciałam ci to wynagrodzić i wpadłam na pomysł, żebyśmy może gdzieś wyszli?- spytałam lustrując go wzrokiem. Piłkarz stał cały czas patrząc w podłogę, ale podniósł wzrok na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
 -Co masz na myśli?- spytał pogodnie i jego zawsze uśmiechnięta twarz w końcu wyglądała normalnie.
 -Może byśmy się wybrali do kina, teatru, na kolację...- zaczęłam wymieniać propozycję.
 -Kiedy?
 -Dzisiaj, zaraz, teraz- odparłam zadowolona,że tak łatwo przystał na moją propozycję.
 -Chętnie, tylko ja muszę być na 20 w domu.
 -Czemu?
 -No... Lewy Kuba i Piszczu grają, a ja jako dobry przyjaciel muszę ich oglądać. Polska piłka jest straszna- wetschnął.
 -To cieszę się, że mamy takie samo zdanie na ten temat... Wiesz, możemy najpierw iść do kina, napewno coś teraz grają, a potem w ramach wsparcia mogę obejrzeć ten mecz z tobą- zaproponowałam.
 -Super. To ja się tylko przebiorę. A ty wejdź- powiedział rozanielony i wpuścił mnie do środka. Brunet zniknął gdzieś w swojej sypialni, a ja zwiedzałam jego dom. Musiałam przyznać, że ładnie tu ma. Po dosłownie dwóch minutach Goetze wyskoczył już kompletnie ubrany i oznajmił, że możemy iść.
 Wybraliśmy się do kina na jakąś durną komedię romantyczną, chociaż Mario chciał iść na film akcji. No ale cóż, życie. Chciał mnie jeszcze zaciągnąć na kolację, ale było już za późno, musieliśmy iść oglądać mecz. Nie powiem, żeby mi się to uśmiechało, ale w sumie... Popatrzę sobie na Roberta i się pośmieję. Boże, jestem straszna.

 [Robert]
 Siedzieliśmy w szatni i szykowaliśmy się na mecz. Koszulka z moim nazwiskiem wisiała jak zawsze na swoim miejscu pomiędzy Ludo i Polańskim. Panowała dziwna i nienaturalna cisza, od czasu do czasu odezwał się Boruc, albo Wasilewski. Szczęsny siedział obrażony i patrzył się w podłogę, bo dowiedział się, że nie wyjdzie w pierwszym składzie. Kuba i Łukasz rozmawiali cicho między sobą o nadchodzącym meczu. Tytoń siedział obok Wojtka i próbował go pocieszać, chociaż powinien być jeszcze bardziej zły niż Szczęsny.
 Wszedł do nas trener i zaczął coś mówić, zagrzewać nas do walki. A potem wyszedł i oznajmił, że mamy wyjść za pięć minut na murawę. Klopp zawsze siedział z nami do końca. A on sobie gdzieś poszedł. No ale cóż, co niby miał nam powiedzieć. Wygrajcie to? Hehe, dobre.
 Wyszliśmy i stanęliśmy w tym śmiesznym korytarzyku przed murawą obok dzieci. Wyszliśmy z nimi na murawę i zaczął się hymn. Pamiętałem, żeby śpiewać, bo ostatnio się zamyśliłem i zupełnie o tym zapomniałem.
 Po chwili usłyszeliśmy gwizdek sędziego i zaczął sie mecz.

 [Natalia]
 Właśnie weszliśmy, a raczej wbiegliśmy z Mario do domu śmiejąc się. Byliśmy cali mokrzy, bo właśnie kiedy szliśmy, zaczął padać deszcz. Krzyknęłam do Mario, żeby włączył telewizor, a sama pobiegłam po czipsy. Zwykle nie jadłam takich rzeczy, ale można od czasu do czasu zrobić wyjątek.
 Usiadłam koło bruneta na kanapie i podsunęłam mu miskę z jedzeniem. Mecz zaczął się dziesięć minut temu i było 0:0. Mario co jakiś czas wymieniał uwagi dotyczące naszych piłkarzy, a ja udawałam, że się zgadzam i rozumiem. Piłkarz poderwał się z siedzenia i zaczął się drzeć, coś w stylu: Lewy idioto itp. Spojrzałam na niego pytająco.
 -Wychodził na czystą pozycję i trafił w bramkarza! Boże... Co za ciota z niego no!- jęknął.
 -Ej, ale weź się uspokój... Jeszcze trafi zobaczysz- powiedziałam, sama nie wiedząc czemu.
 -Aha, już to widzę- zakpił.
 -Założymy się?- spytałam.
 -Dobra- odparł i uścisnął mi rękę.
 Błagam cię Lewy. Traf.

 [Natalia]
 Minęła już pierwsza połowa. Lewy miał już z trzy sytuacje, a jeszcze nie trafił. Goetze chodził zadowolony, że wygra zakład.
 -Ej Mario! Oni mają tam przy sobie komórki?- spytałam.
 -Zależy czy ktoś wziął... A jeśli chodzi o Lewego, to on zawsze ma przy sobie.
 -Super- odparłam i uśmiechnęłam się.
 -I tak nie masz jego numeru- prychnął.- Czy masz?
 -Nie mam... Ale ty mi dasz, prawda?- zapytałam go i zrobiłam minę kota ze Shreka.
 -A co z tego będę miał?
 -Goetze ty zboczeńcu- powiedziałam i uderzyłam go w ramię, a on zaczął się śmiać.
 Dał mi swój telefon i wybrał numer Lewego.
 -Masz- powiedział zrezygnowany.
 -Dziękuję!- pocałowałam go w policzek. Wpisałam do swojego telefonu jego numer i wysłałam mu SMS-a.

 [Robert]
 Po pierwszej połowie jak zawsze wziąłem do ręki telefon, gdzie czekał na mnie SMS. Numer nieznany.
 Lewy błagam cię strzel! Założyłam się z Goetze i jak przegram to... Bój się Lewandowski!
                                  Natalia ;D
 Uśmiechnąłem się do telefonu. Mieliśmy już wychodzić na drugą połowę. Byłem bardzo zdeterminowany, żeby trafić. Dla niej.

 [Natalia]
 Siedzieliśmy i siedzieliśmy, a jak na razie nic się nie działo. Zrezygnowana zaczęłam bawić się telefonem. Nagle głos komentatora przyspieszył, a Mario wbił mi palce w ramię. Lewandowski sam na sam. Strzela i... GOL!!! Wstałam z kanapy i zaczęłam krzyczeć, po czym rzuciłam się na Goetze i mocno go przytuliłam.
 -I co!? Mówiłam, mówiłam, mówiłam!- krzyknęłam i zaczęłam się śmiać. Mario pomimo wszystko też był zadowolony. Zadzwonił telefon Goetzego.
 -Reusi?- odebrał.
 -Widziałeś Lewego!?- krzyknął tak głośno, że nawet ja go usłyszałam.
 -Widziałem, widziałem...- zapewnił.- Wpadnij do mnie Reus. Zostało jeszcze prawie połowa meczu, obejrzymy we trójkę- zaproponował.
 -Trójkę?- spytał z powątpiewaniem.
 -No ja, ty i Natalia...
 -Okej... Zaraz będę- powiedział szybko i się rozłączył. Czekaliśmy na Marco, aż w końcu się pojawił. W tym czasie nikt z naszej, ani przeciwnej drużyny nie strzelił jeszcze bramki.- Hej Mario! Hej...
 -Natalia- dokończyłam i wyciągnęłam do niego dłoń.
 -Natalia- powiedział powoli i uśmiechnął się.
 Resztę meczu oglądaliśmy co chwile komentując naszych, czyli polskich piłkarzy. Siedziałam między Mario a Marco. Goetze obejmował mnie ramieniem, ale zorientowałam się, że to robi dopiero po dwudziestu minutach, bo byłam tak zapatrzona w mecz.
 Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla Polski. Marco wyszedł, a ja zostałam sama z Mario.
 -To ja już też może pójdę...- powiedziałam i wstałam, żeby ubrać kurtkę.
 -Nie, zaczekaj- powiedział i musnął moją dłoń swoją. Spojrzał mi w oczy, a potem na moje usta. Pokręciłam lekko przecząco głową, ale było już za późno. Pocałował mnie delikatnie, a potem zaczął robić to coraz pewniej. Objął mnie za talię, ale mu się wyrwałam. Spojrzałam na niego jakby z wyrzutem i wybiegłam z jego domu.
__________________________________________________________
Hej ;/ Jak się podobał wczorajszy mecz? Mnie nie, ale jak ktoś powie, że Lewy grał słabo, to zabiję. Słabo, to on grał z Ukrainą a wczoraj na prawdę się starał i mu wychodziło. Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania. ;) Mam doła po meczu, nasze szanse na awans są prawie zerowe ;(
Ale chciałam Wam podziękować za 8 komentów ;D Pozdrawiam i liczę, że się to powtórzy :**
Rozdział zostawiam do Waszej oceny :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Liebster Awards

 Nominacja od Majka Reus ;) Dziękuję :*

1.Jak masz na imię:
-Kasia :)

2.Ulubiony Piłkarz:
-Robert Lewandowski

3.Lubisz jeszcze jakiś sport oprócz piłki nożnej? Tak? Jaki?
-Siatkówkę <3

4.Ulubiony cytat:
-Chyba nie mam ;/

5.Kim chcesz być w przyszłości:
-Dziennikarką

6.Gdzie Mieszkasz:
-Międzyzdroje <333

7.Kibicujesz jeszcze jakiemuś klubowi oprócz BVB?
-Real Madryt, Arsenal Londyn ;)

8.Gdzie chciałabyś mieszkać:
-W Dortmundzie <3333

9.Twoja jedna z was to:
-lenistwo

10.Jakiego rodzaju muzyki słuchasz?
-Wszystkich po trochu ;)

11. Byłaś gdzieś za granicą, jak tak to gdzie?
-W Niemczech (Berlin, Ukeritz, Hamburg, Strasslund) i Czechy (Praga)

Nominowani:
http://majeks.blog.pl/
http://breakthrouugh.blogspot.com/
http://opowiadanie-lewa.blogspot.com/
http://zaginiony-zagubiona.blogspot.com/
http://zakochana-w-robercie-lewandowskim.blogspot.com/
http://milosci-nie-zabijesz.blogspot.com/
http://marzeniasiespelniajatrzebawtouwierzyc.blogspot.com/
http://echte-liebe-borussia.blogspot.com/
http://dortmund-moim-zyciem.blogspot.com/
http://trudny-wybor.blog.pl/
http://onelove-bvb.blogspot.com/

Pytania do Was:
1. Jak masz na imię?
2. Ulubiony sportowiec?
3. Ulubiona drużyna piłkarska?
4. Dlaczego zaczęłaś pisać?
5. Na jakiej pozycji najbardziej lubisz grać w nogę?
6. Masz jakieś gadżety piłkarskie? Jak tak, to jakie?
7. Czy byłaś kiedyś na jakimś meczu? Jakim?
8. Ulubiony przedmiot w szkole?
9.Ulubiony smak lodów?
10. Co jest najważniejsze w Twoim życiu?
11.Ulubiony kolor?

Rozdział 6 "Bo wszyscy kochamy trenera Fornalika"

 Obudziłem się z potwornym bólem głowy, leżąc na Wojtku. W naszym pokoju byli wszyscy ci co wczoraj, a nawet jeszcze więcej, bo połowa przyszła jak już nie kojarzyłem. Chciałem się podnieść, ale blondyn mocno mnie trzymał, a że było mi nawet wygodnie to leżałem dalej. Nagle do pokoju wpadł Piszczek i zaczął krzyczeć budząc wszystkich dookoła. Pierwsze pytanie: jak on zdołał wyjść, jak jeszcze przed chwilą tu był? Drugie: Zasnąłem znowu? Trzecie: Co on do cholery wyprawia.
 -Zamknij się- jęknąłem a kilku innych zaczęło stękać i jęczeć na Piszczka.
 -Nie wiem czy wiecie, ale mamy być za pół godziny na treningu... A trener powiedział, że jak się spóźnimy to nie będzie na nas czekał z autobusem- powiedział.
 -O kurwa!- krzyknęliśmy i zerwaliśmy się na równe nogi, czego zaraz pożałowaliśmy.
 -Samobójcy z was- stwierdził Łukasz z ironicznym uśmieszkiem. Obleciał nas wzrokiem i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju nucąc pod nosem Endless Summer.
 -Trza wstać, ne?- spytał Ludo, który i tak nie bardzo umiał polski, a na kacu chyba jeszcze mniej.
 Postanowiliśmy, że się ogarniemy. Każdy skierował się do swoich pokoi. Najpierw ja się ogarnąłem, a potem Wojtek. Muszę przyznać, że chłodny prysznic zadziałam kojąco na moją obolałą głowę. Ubrałem się w szałowy, reprezentacyjny dresik i czekałem na bramkarza. Włączyłem szybko rozładowany telefon do ładowarki i zadzwoniłem do Ani. To znaczy, chciałem zadzwonić, ale nie odebrała. Zacząłem się zastanawiać, czy dzieli nas jakaś różnica czasowa, ale chyba nie aż tak duża, jeżeli już. Pewnie jest zajęta.
 Wojtek wyszedł z łazienki i spytał:
 -Możemy iść?
 Potaknąłem głową i bez słowa ruszyliśmy na stołówkę. Była to duża sala, a w niej pełno stołów. Z resztą- jak na każdej stołówce. Naszą uwagę przykuło raczej to co było na stole, a raczej czego tam nie było. Pewnie inni już wszystko zjedli. Przy stole siedzieli już Kuba, Piszczu, Wasyl i inni, którzy wczoraj z nami "imprezowali" i kłócili się o ostatni kawałem szynki.
 -Serio?- spytałem.- Zżarliście wszystko?- patrzyłem na nich z niedowierzaniem.
 -No nie my! Jak tu przyszliśmy to tak już było! Pani może potwierdzić- Wasyl wskazał na kucharkę.
 Dziewczyna tylko potaknęła głową i spojrzała na nas ze współczuciem.
 -Pani... Pani Asiu kochana...- zaczął Marcin odczytując tabliczkę z jej imieniem.- Przyniesie nam pani chociaż tabletki na kaca?- spytał ze słodką minką.
 -Zobaczy czy coś się znajdzie- mrugnęła do niego.
 Spojrzeliśmy znacząco na Wasyla, a ten tylko odparł:
 -Urok osobisty- z miną, jakby to było coś oczywistego i wszyscy zaczęli się śmiać. Chwilę później pani Asia przyniosła nam nowe śniadanie i położyła koło każdego z nas po tabletce.
 -Dzię-ku-je-my- powiedzieliśmy chórem, a dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. Obejrzałem się za nią i posłałem jej mój uśmiech.
 Wojtek spojrzał na mnie krytycznie i pokiwał głową z dezaprobatą. Wzruszyłem ramionami, jakbym nie wiedział o co chodzi.
 Jedliśmy w spokoju, ktoś od czasu do czasu coś powiedział, ktoś inny wybuchnął śmiechem, ale nie prowadziliśmy jakiejś żywszej rozmowy. Wszyscy byli wyczerpani po wczorajszym. Popatrzyłem na Szczęsnego, który siedział w skupieniu i miał minę jakby robił coś bardzo trudnego, na przykład zadanie z matmy.
 -Mam!- krzyknął. Wszyscy spojrzeli zdziwieni na bramkarza upuszczając przy tym sztućce.- Wiedziałem, że coś się wczoraj stało, tylko nie pamiętałem co,a teraz pamiętam...! Z resztą chodźcie do pokoju, zwłaszcza ty- wskazał na mnie.- I ty- na Kubę.
 Weszliśmy zdezorientowani do pokoju, w międzyczasie pytając siebie nawzajem o co chodzi.
 Wojtek wpadł jak burza do pokoju wywracając wszystko co miał na swojej walizce.
 -Jest!- krzyknął wyciągając iPhone'a.
 Włączył jakiś filmik z zacieszem na twarzy.
 Przedstawiał naszą grupkę, w totalnej ruinie. Wszyscy siedzieli na podłodze, a niektórzy już leżeli. Ja na nieszczęście była w tej pierwszej kategorii...
 Graliśmy w coś typu: butelko-prawdę czy wyzwanie. Właśnie kręcił Piszczu i... wypadło na Kubę.
 -Dlaczego nie chcesz... Pogodzić się z Lewym?- spytał bełkocząc. Wszyscy popatrzeli to na mnie, to na Błaszczykowskiego.
 -To nie to, że nie chce... Tu chodzi o...- mówił strasznie niewyraźnie, więc musiałem się skupić, żeby go zrozumieć.- Lewy nie podsłuchuj- powiedział i wskazał na mnie palcem.- Tu nie chodzi o to, że nie chcę... Tak jakoś wyszło... No w sumie... A dobra- machnął ręką i wyciągnął ją do mnie.- Co było to było... Zgoda?- spytał. Serce mi zamarło. Błagam, powiedzcie, że się nie zgodziłem...
 -A spoko- odparłem i uścisnąłem mu rękę, a potem się przytuliliśmy.
 Patrzyłem kompletnie skołowany, na wyrazy twarzy wszystkich dookoła.
 Teraz trzeba było schować męską dumę i zachować się jak człowiek. W sumie tęskniłem za tym blond idiotą. To przeze mnie nasza przyjaźń się rozpadła, więc to ja muszę to naprawić. A jeśli już jest taka sytuacja, jeśli już właściwie się pogodziliśmy, to czemu nie?
 -Dobra... Za długo to trwa. Sorry Kuba- wyciągnąłem do niego rękę. Uśmiechnął się z satysfakcją i odwzajemnił uścisk.
 -No bo tak to jest, jak się starszych nie słucha- powiedział śmiejąc się.
 -Tęskniłem za tobą idioto- odparłem.
 -Ooooo- westchnął Łukasz i Wasyl.- Jakie słooodkie.
 Wszyscy zaczęli się zbierać na trening, pomimo tego, że byliśmy już bardzo spóźnieni.
 Wyszliśmy z hotelu, ale zgodnie z zapowiedziami trenera, autobusu nie było. Aha, czyli na własną rękę mieliśmy sobie załatwić transport. Bardzo ciekawie. Pomijając to, że nawet nie wiedzieliśmy, gdzie jest to cholerne boisko!
 Z nieba lał straszny deszcz, więc nie uśmiechało mi się iść pieszo. Kopnąłem w coś z nerwów.
 -Ej, Lewy spokojnie...- Wojtek chciał mnie uspokoić i złapać mnie za ramiona, ale zrezygnował z tego pomysłu.
 -Ktoś w ogóle wie, dokąd mamy iść?- wycedziłem.- No bo kurde raczej nie mieszkam w jebanej Irlandii i...
 -Lewy bez bulwersu. Rusz gwiazdorską dupę i chodź- powiedział Wojtuś i zaczął się śmiać.
 -Niby dokąd!?
 -Przed siebie... Może trafimy- odparł i zaczął iść. Nie pozostało nam nic innego jak ruszyć na NieSzczęsnym i liczyć, że znajdziemy ten cholerny stadion. Na szczęście nie zajęło nam to długo, stadion znajdował się dwie ulice od hotelu. Autobus naszej reprezentacji stał koło boiska, stąd domyśliliśmy się, że trenujemy tutaj. Wbiegliśmy na niezbyt duże boisko z przepraszającymi uśmiechami.
 -Przepraszamy trenerze, ale... Zatrzymała nas naprawdę... Szczytna sprawa- wysapał Piszczek ciężko oddychając. Normalnie by się nie zmęczył, ale pewnie chciał sprawić wrażenie, że się śpieszyliśmy, więc poszliśmy za jego przykładem.
 -Nie obchodzi mnie to. Co wy myślicie, że gwiazdeczki z Niemiec mogą się spóźniać godzinę na trening!? To się mylicie kochani, 20 kółek, już!
 Spojrzałem na niego jak na idiotę, ale mimo wszystko się nie odezwałem. On chyba nawet nie zauważył.
 -Dodatkowe kółka nie sprawią, że będziemy dobrze grać. Co najwyżej nowy trener- szepnąłem Wojtkowi, kiedy zaczynaliśmy bieg.
 Blondyn się uśmiechnął i przyznał mi rację.
 -W sumie tak... A czemu ty go w ogóle tak nie lubisz?- spytał.
 -A ja wiem? Taki jakiś dziwny.
 -A ja tam sądzę, że Klopp powinien trenować naszą reprezentację- powiedział Szczęsny i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
 -Nie!- krzyknąłem aż wszyscy, łącznie z trenerem się na mnie spojrzeli.- To znaczy... Uwielbiam go i jest świetnym trenerem, ale... Przecież on by dostał zawału tam na tej ławce. Widziałeś jak on się wydziera...
 -Współczuję, że masz tak na co dzień- Szczęsny udał zrozumienie i poklepał mnie po ramieniu.
 Biegaliśmy te 20 kółek, aż w końcu zaczął się normalny trening. Żałosne to było, no ale cóż poradzić. Taki nasz urok. Oczywiście nie obyło się bez wygłupów, chociaż i tak było ich mniej niż w Dortmundzie. Zaczynam tęsknić za Kloppem, to chyba źle. Kiedy w końcu trening się skończył poszliśmy do hotelu i nikt nawet nie myślał, żeby urządzać imprezę taką jak wczoraj. Rzuciłem się na łóżko i zamknąłem oczy. Nawet sam nie wiem, kiedy zasnąłem...
 [Natalia]
 Miałam dzisiaj wolne w redakcji, więc wyciągnęłam Vanessę na siatkówkę. Poszłyśmy na nasza ulubioną halę, w której zawsze trenowałyśmy. Chociaż czasami przykro mi było patrzeć w jakim ona jest stanie. Tynk zlatywał ze ścian i sufitu, siatka była dziurawa, a podłoga też nadawała się do gruntownego remontu. Nie wspominając już o trybunach, na których od kilku lat nie zasiadał nikt.
 Teoretycznie, w mieście było mnóstwo tego typu miejsc, tylko, że nowszych i lepszych, ale miałyśmy sentyment do tego budynku.
 -A, Tala?- spytała Ness przebijając zagrywkę.
 -Hm?
 -Dzisiaj gra twój kochaś- odparła. Musiałam się zastanowić o co jej w sumie chodzi, ale przypomniało mi się, że ona przecież od kilku dni nie gada o niczym innym jak o tym, że rzekomo zakochałam się w Lewandowskim.
 -Serio?- udałam zainteresowanie.- Ale gdzie?- spytałam inteligentnie, a brunetka wybuchnęła śmiechem.
 -To tak się swoim ukochanym interesujesz?- zmroziłam ją wzrokiem, więc przestała się śmiać. Westchnęła i zaczęła mi tłumaczyć.- Reprezentacja Polski, czyli kraju, w którym się urodziłaś, gra z Irlandią mecz towarzyski. Rozumiesz?- mówiła strasznie powoli, jakbym była niedorozwinięta, co mnie bardzo wkurzało.
 -Nie, nie rozumiem- przedrzeźniłam ją i pokazałam język.
 -Będziesz oglądać?
 -Nie wiem- odparłam obojętnie i nawet nie musiałam tego udawać. Ten chłopak był miły i przystojny, no fakt, ale to nie znaczy, że mam się dla niego aż tak poświęcać i... Oglądać mecz. Grrr. Pomijając, że ostatnio obejrzałam jakąś powtórkę z własnej woli, ale to nawet dało się oglądać, a polska piłka jest... No cóż, lekko mówiąc, trochę wybrakowana.
 -Nie wiesz? Ty zła, chyba się Lewy na ciebie obrazi jak się dowie- moja przyjaciółka miała ze mnie niezły ubaw, a ja naprawdę nie miałam już ochoty rozmawiać o tym chłopaku.
 -Jak się dowie?- prychnęłam.- Ja go już nigdy nie spotkam i się z tym pogodziłam. Poza tym nie miałam się z czym godzić, bo mam go totalnie gdzieś Nessi i przestań o nim ględzić, okej?- spytałam.
 -Dobra, dobra przepraszam... Rozumiem, że za nim tęsknisz- chichotała dalej, a ja westchnęłam i plasknęłam się w czoło.- Okej, teraz już na serio o nim nie gadam.
 -Chyba nie będziesz mieć okazji- powiedziałam z szerokim uśmiechem. Właśnie przeczytałam SMS-a od Rafała.- Mój boyfriend przyjeżdża! Ten prawdziwy, a nie Lewy.
 -Przypomnisz mi dlaczego ja go nie lubię?
 -A skąd mi wiedzieć takie rzeczy?! Zbieramy się, muszę się jeszcze ogarnąć, zanim Rafałek przyjedzie- dodałam z szerokim uśmiechem na twarzy i w podskokach wyszłyśmy z hali.
 [Robert]
 Na następny dzień, obudził mnie Wojtek szarpiąc mnie za ramię. Z tego co mruczał pod nosem mieliśmy za 10 minut śniadanie i godzinę do treningu. Zwlokłem się z łóżka i poszedłem pod prysznic. Myślałem, że tam zasnę. Ale jedna myśl mnie ożywiła. Dzisiaj mecz. Jezus Maria. Serce zaczęło mi bić mocniej i zacząłem czuć tą zajebistą adrenalinę, jak przed większością meczów. Ogarnąłem się i ubrałem i udaliśmy się z Wojtkiem na śniadanie.
______________________________________________________
Hejka ;* Nie było 7 komentarzy, ale stwierdziłam, że dodam ;) Dziękuję, za komentarze, na prawdę bardzo motywują :) Mogłoby być więcej, ale... ;)
Pod tym, chcę widzieć te 7 komentarzy :D Kocham Was :* I oczywiście wszystkiego najlepszego dla naszych kochanych Borussen:
Mario i Piszczusia <33 A tak w ogóle co sądzicie o transferze Mario xD???
Pozdrawiam kochani i zostawiam rozdział do Waszej ocenki :)