[Natalia]
Wbiegłam do siebie do mieszkania ze łzami w oczach. W sumie, nie wiem, dlaczego tak ostro zareagowałam. Sprawiłam mu ogromną przykrość. Biedny Goetze. Powinnam iść do niego i przeprosić za tą scenę... Ale nie wiem, czy będę potrafiła spojrzeć mu w oczy...
[
Robert]
Wróciliśmy do hotelu w szampańskich nastrojach. W końcu udało mi się coś strzelić i dzięki temu wygraliśmy.
-No gratulujemy Lewusku- powiedział Wasyl i poklepał mnie po plecach i uścisnął po raz drugi już dzisiaj.
-No nareszcie żeś coś strzelił- Wojtek chciał udać, że gwiazdorzy, ale mu nie wyszło.
-No tak, ja wiem, cudowny jestem- odparłem i zaczęliśmy się śmiać.
Po wyjściu z szatni udaliśmy się do autobusu, który miał nas zawieść do hotelu, gdzie miała się odbyć impreza. Jednak cały czas zachowywałem się, jakbym był nieobecny, bo myślami byłem już w domu...
[Natalia]
Obudziłam się i już wiedziałam, że źle zrobiłam. Wolałabym wrócić do łóżka i schować się przed rzeczywistością (i przed Mario), ale niestety... Musiałam iść do pracy, więc nie miałam wyboru.
Podniosłam się i skierowałam w stronę kuchni. Wstawiłam sobie wodę na kawę a następnie poszłam do łazienki się umyć. Wróciłam akurat, kiedy woda zaczęła się gotować. Wypiłam czarny napój, który od razu pobudził mnie do działania i poszłam się ubrać.
W sumie byłam już gotowa, a miałam ponad godzinę. Postanowiłam, że pojadę do Vanessy i o wszystkim jej opowiem. Muszę się komuś wygadać, a moja przyjaciółka będzie jak znalazł.
Wsiadłam do srebrno-czarnego Mini Coopera i podjechałam pod dom Vanessy. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż łaskawie mi otworzy.
-Tala?- spytała zdziwiona i patrzyła na mnie jakby widziała ducha.
-Boże Nessi ja nie wytrzymam- jęknęłam i przytuliłam się do niej. Wciągnęła mnie do mieszkania i posadziła na kanapie.
-Co się stało?
-Wczoraj... Razem z Mario i Marco oglądaliśmy mecz Polska- Irlandia...
-Mario i Marco? Ci z BVB?- zapytała z lekką odrazą.
-Tak, dokładnie ci. No więc- kontynuowałam.- Marco sobie poszedł, ja też chciałam iść, ale Mario... On mnie pocałował i ja wybiegłam, nie chciałam z nim rozmawiać, jakby nie wiadomo co mi zrobił... Myślę, że go zraniłam i to strasznie. Wiem, że mu na mnie zależy, a mimo to najpierw daję mu jakąś nadzieję, a potem...
-Chwilę...- przerwała mi.- Czy ty się nie miałaś wczoraj spotkać z Rafałkiem?
-Nie mógł przyjechać- odparłam cicho. O dziwo nie zaczęła go wyzywać i prawić kazań typu: A nie mówiłam? Tylko mnie przytuliła.
-Biedna...- powiedziała, żeby mnie pocieszyć.- Ten facet na ciebie nie zasługuje. Widzisz, całowałaś się z Mario, czyli nie kochasz tego swojego chłopaka od siedmiu boleści. Szukajmy pozytywów.
-Tak, bardzo pozytywnie...- burknęłam.
-Nie przejmuj się już- powiedziała moja przyjaciółka i przytuliła mnie.
[Robert]
W chwili, w której stanąłem w końcu przed drzwiami mojego kochanego domu, poczułem, że w końcu wszystko wróciło do normy. Przekręciłem klucz w drzwiach i moim oczom ukazało się moje mieszkanko. Z kuchni było słychać śmiech Julci i głos Ani.
-Hej kochane- powiedziałem, kiedy przekroczyłem próg.
-Tataaaa!- krzyknęła Julcia i już do mnie biegła, żeby rzucić mi się na szyję. Kiedy już uściskałem moją księżniczkę, zobaczyłem Anię, uśmiechała się na mój widok.
-Cześć skarbie- powiedziała brunetka i pocałowała mnie namiętnie w usta.-Gratuluję ci.
-Dzięki- odparłem.- Tęskniłem.
-Ja też- przytuliła się do mnie.
[Natalia]
Wyszłam z wieżowca, w którym znajdowało się wydawnictwo i skierowałam się do domu. Na niebie zaczęły zbierać się chmury. Ach, ta Dortmundzka pogoda... Jak siedzisz cały dzień w biurze, to świeci słońce, ale wyjdziesz i już się chmurzy!
Już po dwudziestu minutach byłam pod blokiem. Przekręciłam klucz w drzwiach i pierwsze co zrobiłam po wejściu, to rzuciłam na fotel torbę i odwiesiłam płaszcz na wieszak. Byłam strasznie głodna, ale byłam zbyt leniwa, żeby zrobić obiad. Nienawidziłam gotować, nienawidziłam brudzić sobie rąk jedzeniem, które potem i tak będzie niedobre. Usiadłam na fotelu i pomyślałam, co zrobić. Teoretycznie mogłabym po coś pójść i kupić coś na wynos. A że pewnie zaraz się rozpada, to później nie będę mogła odbyć codziennego joggingu...
Westchnęłam i ubrałam legginsy, bokserkę, bluzę i adidasy do biegania. Włożyłam portfel do obszernej kieszeni mojej bluzy i wyszłam.
Zaczęłam lekki bieg wsłuchując się w rytm muzyki, która leciała w moich słuchawkach. Biegłam tak już z dziesięć minut, kiedy poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona. Pisnęłam i wyprułam do przodu, ale ten ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam na chłopaka, który mnie "napastował" i walnęłam się z plaskacza w czoło.
-Boże, Lewandowski, chcesz, żebym na zawał padła?- zapytałam zdenerwowana.
-Jezu, przepraszam, wołałem cię, ale nie słyszałaś i...- powiedział taki zestresowany i z taką przykrością, że aż żal mi się go zrobiło. Wybuchłam śmiechem i poklepałam go po ramieniu.
-Nic się nie stało- zapewniłam go, a na jego twarz znowu powrócił ten jego uśmiech.
-Tak w ogóle to strasznie szybka jesteś- powiedział i potem zaczął się śmiać ze swoich skojarzeń. Walnęłam go w ramię i wywróciłam oczami.- A gdzie tak biegłaś?- spytał.
-Miałam pójść sobie po obiad i stwierdziłam, że w jedną stronę mogę sobie zrobić jogging. A ty?
-Jak widzisz podobnie do ciebie, tylko ja nie szedłem po obiad- wskazał na swój sportowy strój.
-A gdzie Anie zgubiłeś?
-Została w domu... A ja cię zabieram na obiad. Chodź- zaproponował i zaczął biec przede mną. I że niby mam go teraz gonić? I w ogóle jaki obiad? Co on sobie wyobraża?
-Lewy co ty... Ale nie chcę ci robić kłopotu... Lewy!!!- jęczałam biegnąc za nim.
-Nie przyjmuję odmowy- powiedział biegnąc tyłem i patrząc na mnie wyczekująco.
-Ale Robert...
Zagapił się i uderzył w drzewo. Na początku zaczęłam się śmiać, ale widząc jak się wykrzywia z bólu, przestraszyłam się.
-Boże nic ci nie jest!?
-Nie wiem... Noga mnie boli... źle stanąłem... Nie mogę nią ruszać, chyba jest złamana...- jęczał z bólu, z grymasem na twarzy.
-Matko... Zadzwonię po karetkę... Ale... Przecież...- mówiłam chaotycznie nie mogąc sklecić zdania. Dotarło do mnie, że to może zakończyć jego karierę i miałam wszystkie najczarniejsze myśli. Zaczął się śmiać, a ja zgłupiałam.
-Hahahaha... Nie mogę... Weź już się tak nie denerwuj... Przecież żyję- powiedział dławiąc się ze śmiechu. Podniósł się z triumfującym uśmiechem.
-Serio!? Udawałeś!? Ale... To było takie realistyczne... Grr...- powiedziałam sfrustrowana.
-No widzisz, jaki ze mnie dobry aktor!
-No na meczach co chwile faule udajesz...- westchnęłam, żeby go zdenerwować. Chyba mi się udało, bo skrzyżował ręce na piersiach i wymamrotał:
-Ja nigdy nie udaję.
-Tak tak, już to widzę, panie Lewandowski- zakpiłam. Ojej, chyba Lewy się na prawdę obraził, bo szedł koło mnie i się nie odzywał.- Ej, Lewy, ktoś tu się nie zna na żartach?
-Nie- odparł dalej obrażony.
-O matko... Ania to z tobą ciężkie życie musi mieć- westchnęłam.
-Ale i tak mnie kocha- odpowiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Nie wiem, czy masz okres, menopauzę, czy kryzys wieku średniego, bo nie mogę nadążyć za tymi twoimi nastrojami- stwierdziłam i zaczęłam się śmiać, a on się do mnie przyłączył. Nagle stanął przed czymś, co wydawało mi się sklepem ze strasznie drogimi meblami, ale jak się okazało była to restauracja.- Żartujesz? Mnie nie stać na takie...
-Ale to JA cię zapraszam na obiad, więc ja płacę- oświadczył stanowczo i nie przestawał się cieszyć.
-Boże...- westchnęłam tylko, ale powlokłam się za nim. Nie miałam za dużego wyboru.
Jakiś śmiesznie ubrany koleś wskazał nam stolik dla dwóch osób i dał nam menu.
-Na co masz ochotę?- zapytał mnie piłkarz.
-Jak patrzę na te ceny, to mi się wszystkiego odechciewa- jęknęłam.
-Mogłabyś przynajmniej udawać, że się cieszysz- westchnął.
-Dobra, bardzo się cieszę, Lewy, hej!- pomachałam mu ręką przed oczami.- A z wyborem zdam się na ciebie.
-Lubisz sushi?- spytał.
-Nigdy nie próbowałam...
-No to będziesz mieć okazję- oznajmił rozpromieniony, poprosił kelnera i złożył zamówienie.- A co ty taka jakaś smutna dzisiaj jesteś?- zapytał przyglądając się uważnie mojej twarzy.
-A nic... Albo w sumie to mogę ci powiedzieć. Chodzi o Gotzego...- zaczęłam, a on zmarszczył brwi zaciekawiony. Streściłam mu przebieg wczorajszego wieczoru, a on tylko mi się przypatrywał.
-Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać...- stwierdził.
-Wiem, ale... To nie będzie dziwne? Przecież postawiłam mu czarno na białym, że będziemy tylko przyjaciółmi, a potem co? Całuję się z nim- powiedziałam zrozpaczona.
-Nie przejmuj się- pocieszył mnie i posłał mi ciepły uśmiech. Złapał mnie za rękę, ale kiedy zorientował się co zrobił, puścił mnie i chyba lekko się zawstydził. To było nawet słodkie.
-Nie będę.
Po jakimś czasie przyszło nasze sushi. Było to białe coś, wyglądające jak ryż, zawinięte w jakieś czarne coś z czymś czerwonym po środku. Ogólnie, było to bardzo dziwne coś...
-Nie bądź taka przerażona, tylko spróbuj- zachęcał mnie Lewy.
Ostrożnie wzięłam do ust kęs i dokładnie go przeżuwałam. Odkąd pamiętam, zawsze brzydziłam się sushi. Nie wiem dlaczego, po prostu miałam jakąś taką odrazę. Ale to było pyszne! Wzięłam do ust kolejny kawałek i potem kolejny, zupełnie zapominając, ze koło mnie siedzi Lewandowski.
Spojrzałam na niego i zauważyłam jak się śmieje.
-No jedz, jedz, mną się nie przejmuj- powiedział, ale dalej się śmiał.
Zawstydziłam się i zaczerwieniłam. Ten chłopak zdecydowanie źle na mnie wpływa.
Resztę posiłku zjedliśmy w spokoju i w ciszy. Skończyliśmy, Robert zapłacił i wyszliśmy.
[Lewy]:
Odprowadziłem Natalię pod same drzwi. Przez całą drogę rozmawialiśmy o pierdołach. Muszę przyznać, że naprawdę dobrze się czuję w jej towarzystwie. A kiedy dowiedziałem się, że Gotze ją całował to... Nie wiem czemu, ale poczułem się na niego zły. Miałem takie uczucie,że to powinienem być ja. Ale w sumie, czemu? To on jest wolny, a ja mam żonę i dziecko. Ale no cóż. Ja to ja. Nie zmienię się. A to, że jestem wierny, nie znaczy, że nie mogę sobie trochę pomarzyć.
Kiedy złapałem ją za rękę poczułem taki przyjemny dreszcz. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Nie no, czemu to wiem, chciałem ją pocieszyć, ale nie wiem, czemu się speszyłem. Ta dziewczyna działa na mnie bardzo niedobrze. Tracę przy niej pewność siebie i choć chcę to ukryć, to mi to za bardzo nie wychodzi.
Wszedłem do domu witając się z Anią pocałunkiem w policzek.
-Gdzie ty byłeś tak długo?- spytała.
-Musiałem się... Przewietrzyć.
-No tyle wiem, ale dwie godziny?!
-Przepraszam skarbie- powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. Objąłem ją w talii i stanąłem za nią.- Kocham cię- wyszeptałem jej do ucha. Jakbym tym wyznaniem chciał się rozgrzeszyć z tego, co myślałem o Natalii.
-Ja ciebie też- odparła. Złapała mnie za rękę i poszliśmy w stronę sypialni.
____________________________________________________
Hejka ;* Co tam? Lewy się jutro żeni! *_* Ja tam życzę mu wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia i cieszę się, że jest szczęśliwy :)
A rozdział jak zwykle nudny i zostawiam do Waszej oceny ;*
7 komentarzy= nowy rozdział :)
Lewy się zakochał w Natalii? ;>
OdpowiedzUsuńcudowny ten rozdział jest ;)
czuje, że niedługo zacznie sie coś dziać :D
No ja to nie wiem co amman myśleć o Natalii:-) Z jednej strony wydaje mi się że powinna być z Mario, ale z drugiej.... Ale z drugiej nie xD. Kurczaczek .. Dlaczego ten Lewy musi mieć już żonę i dziecko ? To komplikuje całą sytuację, a jestem przekonana, że mogloby coś być z tego całego zamieszania:-D Robert musi coś czuć do Natki skoro jest tak jakby o nią zazdrosny :-D Fajna by z nich była para :-*:-* Buziaki kochana <3 :-*
OdpowiedzUsuńZapomniała się zapytać kiedy podasz kolejny rozdział :-* <3
UsuńNo magiczny ten rozdzialik napisałas ;-) Uwielbiam to opowiadanie :-D
OdpowiedzUsuńOmomomomonomo :-*
OdpowiedzUsuńCudo! Natalia musi być z Mario! Oni do siebie pasują :-) Ale co z Lewym ? Przeciez on ewidentnie coś do niej czuje ... :-\
Boże!! Mega rozdział! Dodaj szybko kolejny, bo ją długo nie wytrzymam:-P
OdpowiedzUsuńSylwia :-)
Cudo, cudo! Dodaj dzisiaj kolejny rozdział :) Ja nie wytrzymam długo :D PO za tym już jest 7 komentarzy :))
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mnie intrygujesz. Jestem niezmiernie ciekawa co będzie ze znajomością Roberta i Natalii. Czekam na następny i zapraszam do mnie http://trudny-wybor.blog.pl/ :)
OdpowiedzUsuńHahaha Lewy aktor :D Świetne wpadnij http://dorussiabortmund.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń