[Natalia]
Szykowałam się właśnie na mecz BVB. Lewy podarował mi bilet, tłumacząc, że Ania nie mogła i by się zmarnował. A mi pasowało, więc się zgodziłam. Oczywiście nie obyło się bez prezentów, typu: koszulka z jego nazwiskiem, szalik Borussi, czapka, bransoletki, a nawet kurtka i inne... Będę musiała z nim porozmawiać na temat takich prezentów, bo kurde, znamy się od około tygodnia, a on już zdążył zapłacić za mnie w sklepie, zabrać mnie na obiad i kupić mi firmowe rzeczy Borussi Dortmund. Pomijając, że on to pewnie miał za darmo, ale inni, muszą za to drogo płacić.
Dał mi dwa bilety, więc zabrałam ze sobą Vanessę. Musiałam ją strasznie namawiać, żeby poszła ze mną na mecz drużyny, której nienawidzi, ale no cóż. Jest w końcu moją przyjaciółką, tak czy nie?
Wyszłam z mieszkania zamykając drzwi i włożyłam klucz z przypiętym do niego logo BVB do torerbki. Podjechałam jeszcze po Ness i mogłyśmy jechać. Udałyśmy się na Signal Iduna Park. Muszę przyznać, że jak nie lubię piłki nożnej i nie jarają mnie stadiony, piłkarze i ten cały szał, to od tego stadionu biła jakaś taka specjalna atmosfera. Wszyscy tacy zakochani w tym klubie i wszędzie biły żółto-czarne barwy. Z resztą po tym mieście nie powinnam się dziwić.
Do meczu było jeszcze pięć minut. Usłyszałam dźwięk telefonu, który odebrałam.
-Hej, Lewy, co tam?- spytałam. Zastanawiałam się, że on ma czas przed meczem jeszcze do mnie dzwonić.
-A nic. Mam mało czasu, ale chciałem się spytać, czy jesteś już na stadionie...- zaczął, ale przerwał sam sobie śmiechem.- Pewnie że jesteś. Gdzie indziej byłby taki hałas? I co, podobają się miejsca?- zasypywał mnie pytaniami.
-Pewnie, są świetne... Dziękuję ci. Obie ci dziękujemy- powiedziała.
-A Vanessie się podoba?- zapytał. Tego pytania obawiałam się najbardziej.
-Ness? Podoba ci się?
-Stadion ładny, kibice psychiczni, czyli może być- powiedziała do mnie, ale zanim zdążyłam przekazać to Robertowi, wyrwała mi telefon i powiedziała do niego.- Macie tego nie spieprzyć. Pierwszy raz przyszłam na wasz mecz i pewnie ostatni, więc chcę sobie na coś popatrzeć- oddała mi telefon.
-Spokojnie, gramy z HSV... Na pewno nie zawiedziemy- zapewnił Lewy.- Musze kończyć, na razie!
Rozłączył się. Parę minut później na murawę wyszli piłkarze. Brunet z dziewiątką spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech, a potem powiedział coś do chłopca, z którym wyszedł na boisko.
Sędzia rozpoczął grę. Przez pewien czas nic się nie działo, ale nagle... Padła bramka, tylko nie dla BVB, a dla HSV. Kibice Borussi byli zrozpaczeni, ale wiara ciągle była. Przecież to tylko 1:0, prawda? Gorzej było, przy golu na 2:0. Spojrzałam na Ness, która miała znudzoną minę.
-Ty przecież lubisz nożną, to czemu jesteś taka znudzona!?
-Bo gra Borussia, której nie lubię i HSV, które mnie nie obchodzi- odparła. Kibice Bayernu są strasznie zadufani w sobie.
Aż ciężko było sobie wyobrazić radość kibiców (i moją), kiedy BVB zdobyło bramkę. A kto? No oczywiście nie kto inny, a Lewandowski! Kiedy 80 tysięcy ludzi krzyczało jego nazwisko, aż łezka mi się z oku zakręciła.
W 31. minucie, wszyscy straciliśmy jakąkolwiek wiarę. Zdobywca jedynego gola dla żółto-czarnych dostał czerwoną kartkę. A ja się pytam za co!? Byłam taka zdenerwowana... Z resztą jak sam Robert. Zszedł z boiska, nie dając się uspokoić Kloppowi.
-To żeś się Lewandowski popisał- zakpiła Ness. Spojrzałam na nią z pogardą.
-Bardzo zabawne. Jakby w tym twoim Bayernie nikt nigdy czerwonej kartki nie dostał- sarknęłam.
-Oj młoda, nie przejmuj się no!- powiedziała i mnie przytuliła.
-Będę!- cała aż się trzęsłam z nerwów.
Mecz zakończył się wynikiem 4:1 dla Hamburga...
[Robert]:
Wyszedłem z meczu tak zirytowany, że najchętniej bym kogoś zabił. Nie dość, że dostałem czerwoną, to jeszcze na oczach Tali! Kopnąłem w krawężnik. Na koniec meczu zaczekałem w samochodzie.
Po ponad godzinie ze stadionu wyszli kibice. Zauważyłem w tłumie Natalię i Ness. Wyszedłem do nich z kwaśnym uśmiechem i przywitałem się.
-Nie tak to sobie wyobrażałem, sorry- powiedziałem do nich.
-Nic się nie stało. Błagam cię..- blondynka próbowała mnie pocieszyć. Słodkie.
-No nawet ja przyznam, że ci się czerwień nie należała!- poparła ją Vanessa.
-Miło mi takie coś usłyszeć, od kibicki Bayernu- uśmiechnąłem się.- To jak, podwiozę was do domów?
-Jesteśmy samochodem, dzięki- odparła Natalia. Pocałowaliśmy się w policzek na pożegnanie i patrzyłem jak dziewczyny wsiadają do samochodu.
Wsiadłem do samochodu i zdenerwowany walnąłem ręką w kierownicę. Miałem ochotę zabić cały Hamburg, zaczynając od Van der Vaarta. Podjechałem pod dom. Trzasnąłem drzwiami samochodu i udałem się do mojego mieszkania.
[Natalia]
Następnego dnia obudziłam się w nie najlepszym humorze. Sama nie wiem czemu. Musiałam porozmawiać z Lewym, chociaż pewnie jest zły i w ogóle, ale musimy sobie raz na zawsze wyjaśnić, żeby więcej nie było takich krępujących sytuacji, że on za mnie płaci, a ja nic.
Wybrałam numer do Roberta i zaczekałam aż odbierze.
-Halo?- odebrała jakaś dziewczyna. Pewnie Ania. Przestraszyłam się i nie mogłam wydusić słowa. Lewy może mieć przeze mnie teraz problemy, Ania może być zazdrosna, a ja jak głupia się bałam, chociaż nie robimy nic złego.
-Dzień dobry, jest może gdzieś niedaleko Robert?- zapytałam grzecznie i kulturalnie.
-Obecnie... Hm, śpi. A może coś przekazać?- spytała uprzejmie.
-Nie dziękuję, zadzwonię później- rozłączyłam się. Boże, to było straszne i... Dziwne. Wypuściłam głośno powietrze z płuc.
Może uda mi się go złapać jakoś po treningu? Czy w takiej sytuacji on w ogóle idzie na trening? Wszystko bez sensu.
Poszłam pod prysznic i wzięłam ze sobą ubrania. Po orzeźwiającej kąpieli włożyłam na siebie czarne rurki i granatowy sweter w białe serduszka. Wyszłam z łazienki i od razu usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Jezus Maria jesteś!- krzyknął Lewy i wpakował mi się do domu i przytulił mnie prawie mnie dusząc.
-No jestem, a gdzie miałabym być?- spytałam lekko zdezorientowana.
-Dzwoniłaś do mnie rano. Oddzwaniałem z tysiąc razy a ty nie odbierałaś, myślałem, że coś ci się stało!- krzyknął z pretensją.
-Przepraszam, nie wzięłam telefonu do łazienki...
Brunet plasknął się ręką w czoło.
-Prawie umarłem- burknął, ale już nie zdenerwowany.
-A ty czasem nie masz treningu?- zapytałam.
-A już chcesz mnie wygonić?- zrobił smutną minkę.
-A żebyś wiedział!- krzyknęłam i zaczęliśmy się śmiać.
-A odpowiadając na twoje pytanie... Niestety mam, ale chyba nic się nie stanie, jak nie pójdę...- głośno myślał.
-O nie kochany! Nie będziesz przeze mnie opuszczał treningów! A i tak mamy do pogadania!
-Co się stało?
-Wytłumaczę ci w drodze... No chodź!- ponagliłam go i praktycznie wypchnęłam z mieszkania.- Pojadę z tobą, żeby mieć pewność, że gdzieś sobie nie poszedłeś, jasne?
-Czyli jesteśmy w gimnazjum, ty jesteś moją matką i pilnujesz, żebym nie poszedł na wagary?- zapytał ironicznie i zaczął się śmiać ukazując ten swój idealnie biały i równy uśmiech. Na pewno był zrobiony.
-Można tak powiedzieć. A teraz jedź, bo kieszonkowego nie dostaniesz!- rozkazałam mu i wsiedliśmy do jego czarnego porsche (Boże, jakie cudo!). Za każdym razem jak go widzę, to ma inny samochód.- Tak w ogóle Lewy to ile ty masz samochodów?
-Ymm... W Dortmundzie trzy, w Polsce dwa, plus jeszcze Ania ma, ale ona boi się jeździć sama od wypadku, czyli mam w Niemczech cztery, w Polsce dwa- odparł. No biedny musiał się wysilić. Matematyka się kłania.
Wywróciłam oczami.
-A właśnie! Chciałam z tobą pogadać o tych twoich "drobnych" prezentach. To się ma już nie powtórzyć, żaden obiad, żadne gadżety, bilety i w ogóle! A te pieniądze za wszystko ci oddam.
-Nawet nie chcę o tym słyszeć- mruknął.
-Robert!
-Gadżety i bilety i tak mam za darmo...
-No więc zostaje jeszcze obiad i 50 euro ze sklepu.
-To co już nawet nie można cię zabrać na obiad?
-I tak ci oddam- syknęła.
-Wiesz... Możesz to nadrobić w inny sposób, na przykład...
-Lewy ty masz żonę!- krzyknęłam oburzona, ale widząc wyraz jego twarzy widać było, że żartował.- Ciebie to na prawdę pogrzało i to mocno.
Ten nic nie odpowiedział tylko dalej się cieszył. Podjechaliśmy pod stadion, gdzie byli już inni.
-To ja się będę zbierać- powiedziałam.
-Żartujesz? Idziesz ze mną- odparł, jakby to było oczywiste.
-Co?
-No a co? Nie chcesz poznać tych debili?- zapytał wskazując na dwóch chłopaków, którzy szli w naszą stronę. Jeden miał włosy kolory ciemny blond, a drugi ciemne.
-Moritz jestem- przywitał się blondyn i uścisnął moją dłoń.
-A ja Leo- dodał ten drugi.
-Natalia...- odparłam.
-Lewy nie mówiłeś, że masz nową dziewczynę- powiedział z pretensją Mo.
-To nie jest moja dziewczyna...
-No to tym bardziej miło poznać!- krzyknął uradowany Moritz, a jego uśmiech był tak powalający, że sama zaczęłam się śmiać.
-Chłopaki powiedzcie jej coś, ona nie chce iść z nami na trening- jęknął do nich Lewy.
-No co ty? No dawaj, będzie fajnie, zagrasz z nami...- zaczął Leo.
-Nie!
-No to sobie posiedzisz... No dawaj no...- jęknęli mi oboje do ucha.
-Dobra, dobra- westchnęłam. Te ich ucieszone mordki były bezcenne.- Ale grać nie będę, nawet nie myślcie.
Weszliśmy na stadion. Bez kibiców wydawał się jeszcze większy. Lewy wskazał mi miejsce, gdzie mam na nich zaczekać, czyli tam gdzie siedzą rezerwowi, a sam wraz z kolegami udał się do szatni. Chwilę później na boisko wszedł trochę grubszy facet, około czterdziestki, w ciemnymi blond włosami sterczącymi na wszystkie strony.
-Ty pewnie jesteś Natalia?- zapytał.
-Tak- odparłam, bo za bardzo nie wiedziałam z kim mam do czynienia.
-Robert mi wspominał, że będziesz- uśmiechnął się przyjaźnie.- Jestem Jurgen Klopp, trener- przedstawił się i uścisnął mi rękę.
-Miło mi- odpowiedziałam. Dalej obdarzał mnie swoim ciepłym uśmiechem. Widać było, że był bardzo miłym człowiekiem.
-Jeśli będziesz chciała, to też możesz zagrać. Na pewno za dużo nie będziesz odstawała od ich poziomu- zaproponował i wybuchnął śmiechem.
-Nie, chyba jednak nie skorzystam.
-A szkoda- stwierdził.- No ile oni będą tam siedzieć?- zapytał sam siebie, wstał i pobiegł truchtem do szatni. Jak na pierwszy raz, to trener zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Usłyszałam krzyki Kloppa z szatni i zaczęłam się śmiać. Już po kilku sekundach Jurgen wyszedł na murawę, a za nim ciągnęła się reszta drużyny. Ten to dopiero umie zmotywować. Ciekawe co im powiedział? Zastanawiałam się i nie zauważyłam, kiedy zaczęli do mnie wszyscy podchodzić i się witać.
Najbardziej w pamięć z nowo poznanych zapadł mi Hummels. Powód? Jego włosy, takie charakterystyczne. Oczywiście jeszcze dwóch Polaków, Kuba i Łukasz. Nie obyło się też bez przywitania z Reusem i... No właśnie Gotze. Stał z boku i nawet nie raczył do mnie podejść. Nie dziwię mu się. Po tym jak go potraktowałam, sama nie miałam ochoty na siebie patrzeć.
Wszyscy zaczęli mi jęczeć nad uchem, żebym zagrała z nimi, ale (znowu) kategorycznie odmówiłam. Siedziałam sobie i przyglądałam się treningowi, kiedy zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam.
-Hej Nati, gdzie ty jesteś?- zapytała moja przyjaciółka.
-A nie uwierzysz! Z rana wpadł do mnie Lewandowski i w dużym skrócie wyszło tak, że zabrał mnie na trening- odpowiedziałam i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Żartujesz!?... A w bardziej rozwinięcie?- spytała tym swoim tonem. Już ja znam ten ton!
-Przepraszam, czy ty coś sugerujesz?
-Nie, no co ty.
-No mam nadzieję. No to jak tak bardzo jesteś ciekawa, to po prostu nie odbierałam telefonu, on się przestraszył i do mnie przyjechał. Potem on powiedział, że nie chce mu się iść na trening, ale go wygoniłam i pojechałam z nim. Tyle.
-Zawiodłaś mnie- mruknęła.
-Hahaha, zabawne...- zaczęłam, ale zobaczyłam wykrzywionego z bólu Mario, idącego w moją stronę.- Wiesz, muszę kończyć- szybko się rozłączyłam, nawet nie żegnając się z Vanessą.- Co ci się stało?- zapytałam Gotzego, trzymającego się za nogę.
-Dostałem korkiem od Lewego... Przypadkiem- zironizował. Posłałam mu pytające spojrzenie.- Odkąd wrócił z reprezentacji jest jakiś na mnie fochnięty- wyjaśnił. Podciągnęłam mu dres, żeby zobaczyć ranę na łydce. Nie była wcale taka straszna, ale domyślam się, jak musiało boleć. Patrzyłam na to z pomieszanym przerażeniem i odrazą.- Nie martw się, do wesela się zagoi- powiedział i uśmiechnął się delikatnie.
-Wiesz, że kiedyś musimy o tym porozmawiać?- zapytałam ściszonym głosem.
-O weselu?- nie ma co, humor to mu dopisywał.
-Mario- spojrzałam na niego z wyrzutem. Posmutniał i dał mi mówić.- Za bardzo nie wiem, co mam powiedzieć... To co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca- powiedziałam.
-Ale dlaczego?
-Bo mam chłopaka, a ty jesteś moim przyjacielem!
Popatrzył mi smutno w oczy.
-A może ja nie chcę być tylko przyjacielem?- zapytał patrząc w ziemię i pukając nogą o murawę.
-Mario...- jęknęłam.- Przerabialiśmy to już- złapałam go za rękę.- Na prawdę życzę ci, żebyś znalazł sobie dziewczynę, z którą będziesz szczęśliwy, ale nie mnie- uśmiechnęłam się i wymusiłam na nim spojrzenie w oczy.
-Jasne- odparł i delikatnie się uśmiechnął.- Idę, myślę, że jakoś przeżyję- powiedział i wskazał na boisko. Pokiwałam głową i już po chwili siedziałam sama, przyglądając się chłopakom.
Po treningu szłam z Lewandowskim do auta. Brunet był w dziwnie dobrym humorze. Postanowiłam mu go popsuć.
-Lewy, co ty się tak uwziąłeś na Gotzego?- spytałam.
-Ja? No co ty, wydaje ci się... A co, skarżył się?- zironizował.
-Nie, po prostu to widziałam, jak mu przywaliłeś butem w nogę.
-To było niechcący- wypierał się.
-Widziałam! No, powiesz mi o co chodzi?
-Taka tam... Prywatna sprawa i w ogóle...
-Lewy, nawet on nie wie, o co ci chodzi- zniecierpliwiłam się.
-Dobrze, chcesz wiedzieć o co chodzi? O to, że cię pocałował!- krzyknął i wsiadł do auta. Stałam jeszcze chwilę przed jego autem patrząc przed siebie i rozumowując to, co właśnie usłyszałam.- Wsiadasz?- spytał.
Powoli wsiadłam na miejsce obok niego, ale nie spojrzałam w jego stronę, aż do przyjazdu pod mój blok.
Podziękowałam mu posyłając ciepły uśmiech, który odwzajemnił.
_______________________________________________
Hahaha nie ma to jak zazdrosny Lewy ;3 Ale i tak jestem zbulwersowana. Lewy i Ania jednak nie wzięli wczoraj ślubu ;< Lewandowski nas ztrollował. No cóż, szczęścia na nowej drodze życia będę mu życzyć za tydzień ;>
Druga ważna rzecz:
Najlepszy trener na świecie ma dzisiaj urodziny!!! Wszystkiego najlepszego Kloppo z okazji 46. urodzin! :*
Trzecia rzecz:
Mam do Was prośbę. Właściwie dwie. Moglibyście lajknąć stronę na fb, na której jestem adminką? :) Tu macie link :*
https://www.facebook.com/CzyWszyscyZBorussiMuszaBycTacyPiekni?ref=hl
a druga prośba to, czy moglibyście mnie pospamować na asku? Bo nuda -.-'
http://ask.fm/Lewaaa1909 (na avatarze jest moje foto z bluzą z BVB, więc jak ktoś jest ciekawy jak wyglądam, to może zobaczyć :*)
Dziękuję bardzo wszystkim za tyle komentarzy :***
Uda się nazbierać tyle przy kolejnym? :)
Pozdro ;*
Przeczytałam póki co pół pierwszego rozdziału, ale obiecuję jutro nadrobić resztę ;)
OdpowiedzUsuńJakoś tak nie chcę od razu ze wszystkich robić ideałów ;) A z Lewego nie trudno zrobić zadufanego w sobie szowinistę ;)
Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)
Pozdrawiam,
Ruda!
ps.Ale nas wkręcił z tym ślubeeeeem! ^^
Ok! To jestem już po wszystkich rozdziałach :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba i cieszę się, że akcja rozwija się powoli ;) Ale irytuje mnie ten Rafał, ale też intryguje. Napisz coś więcej o ich relacji ;) Poza tym biedny Götze... Czemu ona go tak traktuje? :( A Lewy widzę, że się powoli zakochuje w Natalii ;) i Sushi!!! Kocham <3
Znalazłam kilka literówek i małych błędów, ale to się zdarza każdemu, nie przejmuj się ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)
Zapraszam do siebie :)
Pozdrawiam,
Ruda!
Omg!! LEWY jakie wyznania :-* Kurcze. Nie spodziewałam się tego po nim, tym bardziej, że na zoneczke i córeczkę :-* <3 Szkoda mi Mario... Nawet bardzo mi go szkoda.. Biedny chłopak :-V Nieszczęśliwie się zakochał i tyle o_O Mam nadzieję ze to wszystko się jakoś ułoży i będzie jakąś bliższa relacja Natka- Robert. Liczę na TO ! XD buziole :-*:-*
OdpowiedzUsuńjeeju jak fajnie zaczyna się robić :)
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny? : *
Zapraszam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKiedy u Ciebie pojawi się coś nowego?! ;) Nie mogę się doczekać!
Pozdrawiam,
Ruda!