wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 11 "Pierwszy i ostatni"

[Natalia]
 Obudziłam się leżąc na ramieniu Roberta. Nic nie pamiętałam. Głowa mi pękała a obraz był taki rozmazany. Dopiero po kilku sekundach odzyskałam ostrość widzenia. Lewandowski spał opierając głowę o moją. Wstałam powoli, ale i tak wszystko mnie bolało. Spojrzałam na bruneta, który tak słodko wyglądał...
 -Hej!- krzyknął Gotze, wszystkich budząc i wchodząc do pokoju.
 -Pojebało?! Łeb mi pęka- warknęłam.
 -Biedna- powiedział i wcisnął mi w rękę tabletkę.- Nie mów im, że ci dałem- szepnął.
 -To tabletka gwałtu?- spytałam.
 -Ja nie muszę ich używać- odparł i zaczął się cieszyć.
 Połknęłam szybko tabletkę i czekałam, aż chłopaki się obudzą. Pierwsi wstali Roman i Mats. Przywitali się z nami i łapiąc się za głowy poszli do swoich pokoi. Reszta też powoli się wybudzała i robiła to samo. Na końcu oczy otworzył nasz Lewandowski.
 -Hej- jęknął przeciągle i opadł z powrotem na sofę.
 -Cześć Lewusku- mówił specjalnie głośno Gotze.
 -No przestań się nad nim znęcać- powiedziałam.
 -Hahaha. Bardzo śmieszne. Czemu wy jesteście tacy zadowoleni?- zapytał zdezorientowany.
 -Aaa... Trener widział co odwalaliśmy w nocy i pozwolił nam przyjść na trening dopiero na piętnastą. To jest jednak ludzki człowiek- stwierdził Mario, a ja przypomniałam sobie, co Fornalik zrobił, kiedy dowiedział się, że chłopaki się schlali i na prawdę zaczęłam doceniać Kloppa.
 -Aaa. Miałam iść sfotografować stadion i ogólnie Donieck...- przypomniało mi się.
 -Pójdę z tobą- odparł Lewy.
 -Ty lepiej sobie odpocznij, co?- zaproponowałam.
 -Ale ty przecież nie znasz miasta i w ogóle...
 -Ty też.
 -No, ale jak się zgubić, to we dwoje będzie raźniej!- zachęcał mnie.
 -Dobra, a przeżyjesz?- spytałam i zmrużyłam oczy.
 -Może...
 Zostawiłam Lewandowskiego samego z Gotze, a sama poszłam do mojego pokoju. Wybrałam czarne, mocno obcisłe rurki, które uwielbiam, czarny sweter z żółtym sercem, czarne botki i granatowy płaszcz, który miałam rozpięty.
 Weszłam do chłopaków do pokoju, zupełnie zapominając o pukaniu. Zobaczyłam Roberta w samych bokserkach jak chaotycznie biega po pokoju, drąc się na Gotze, że znowu gdzieś zabrał jego spodnie. Moja mina musiała być dość dziwna, bo Mario, który leżał na łóżku i grał w PSP zaczął się śmiać.
 -Lewy, ty taki nieogarnięty a tu dziewczyna przyszła- wyśmiewał się.
 -Bardzo zabawne, naprawdę...- odparł Lewandowski i zrobił się lekko czerwony.
 -Ty mnie widziałeś w ręczniku, to ja cię mogę zobaczyć w bokserkach. Jesteśmy kwita- stwierdziłam i razem z Gotze wybuchnęliśmy śmiechem.
 -Wy się tu śmiejecie, a ja dalej nie mogę spodni znaleźć...- westchnął brunet.
 Znudzona podeszłam do fotela, zabrałam z niego granatowe dżinsy i rzuciłam na Lewego.
 -O te chodzi?
 -Tak... Jak ty...?
 -Normalnie. Ja będę czekać na dole, przy wyjściu jakby co, okej?- spojrzałam na Roberta, i kiedy potaknął wyszłam z pokoju.
 Weszłam do windy i stałam zamyślona patrząc w ścianę.  Poszłam w stronę kanapy i tam usiadłam czekając na Lewego.  Nagle ni stąd ni zowąd ktoś zakrył mi oczy dłońmi.
 -Lewy, wiem, że to ty, zostaw...- powiedziałam i ściągnęłam jego ręce z twarzy.- Mats?- zapytałam, kiedy się okazało, że to nie Robert, tylko Hummels...
 -Hej- przywitał się i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.- Co tam?
 -A wiesz, jak na razie dobrze. A ty co taki żywy? Ty przypadkiem wczoraj nie leżałeś pod stołem?- zaśmiałam się.
 -A ty nie leżałaś na Lewym?- odgryzł się, ale widząc moją przerażona minę dodał.- Żartuję. Idziesz ze mną do chłopaków w coś pograć?
 -Ale... Okej, mogę iść- odparłam, widząc, że Lewandowski chyba nie ma zamiaru za szybko się zjawić.
 Weszliśmy do dużego pomieszczenia, w którym było wszystko, czym te dzieciaki mogły się zająć. Czyli wszelkiego rodzaju konsole, telewizor, piłkarzyki itp.
 -Zagramy?- Hummels wskazał na stolik do piłkarzyków. Zgodziłam się i poszliśmy grać.- Masz jakieś plany na dzisiaj?
 -Tak, muszę iść sfotografować miasto, stadion i tak dalej...
 -Iść z tobą?- spytał od razu stoper.
 -No wiesz...- zaczęłam.
 -Tala? Szukałem cię wszędzie, chodź już idziemy!- powiedział Lewy wchodząc do pokoju i ciągnął  mnie za rękę w stronę wyjścia.
 Posłałam jeszcze Matsowi przepraszające spojrzenie i wyszliśmy.
 -Ile ja miałem na ciebie czekać?- udawał, że jest zły. To ciekawe.
 -A ja na ciebie to co? Żelu nie mogłeś znaleźć?- spytałam ironicznie.
 -A co? Potargany jestem?- zapytał i złapał się za głowę.
 -Matko, Lewy nie dołuj mnie...- jęknęłam.- Myślałam, że jesteś normalny...
 -A pff- prychnął i udawał, że sobie idzie.
 -Czekaj, nie będę cię gonić!- krzyknęłam za nim.
 Przystanął i zaczekał, aż do niego dobiegnę.
 -Nie masz kondycji- zauważył.
 W odpowiedzi wytknęłam mu język.
 -Gdzie idziemy najpierw?- spytałam.
 -Na stadion- odparł bez zastanowienia. Zgodziłam się i szliśmy w stronę stadionu. Zauważyłam, że Lewy cały czas mi się przygląda. Jakoś od wczoraj jest dla mnie zupełnie inny. Niby dalej próbuje zgrywać kumpla, ale coś mu nie wychodzi, ja widzę tą zmianę w jego zachowaniu. I niepokoi mnie to, że jestem z tego powodu szczęśliwa.
 Stadion był piękny i robił ogromne wrażenie. Oczywiście nie takie, jak Signal Iduna, ale zawsze. Zrobiłam kilka fotek, a potem zaczął pozować Lewy.  Po "sesji" wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić sobie wspólne zdjęcie na bramce. Robert wszedł na górę i pomógł mi wejść. Od początku wiedziałam, że to będzie zły pomysł, i co? Nie myliłam się. To jednak prawda z tą kobiecą intuicją.
 Kiedy pozowaliśmy, brunet odchylił się do tyłu i zachwiał, po czym wylądował na ziemi. Krzyknęłam przerażona i zeskoczyłam do niego na dół.
 -Wszystko okej?- spytałam i klepnęłam go po twarzy, bo zamknął oczy.
 -Ała! Tak wszystko okej, nie musisz mnie bić- odparł lekko zirytowany.
 -Możesz wstać?
 -Tak- odpowiedział i spróbował się podnieść, jednak nie przyniosło to żadnych efektów. Mówił, że boli go ręka i kręgosłup. No dobra, to nie wygląda dobrze.
 -Zadzwonić na pogotowie?- zapytałam zmartwiona.
 -Nie- krzyknął szybko.
 -Nie ma gadania Lewy, nie mam zamiaru cię nieść do hotelu!- też krzyknęłam. Lewandowski się uśmiechnął, ale po chwili jego twarz znowu wykrzywiła się bólem.
 Zadzwoniłam na pogotowie i wyszliśmy jakoś przed stadion. Na szczęście nie spotkaliśmy żadnego paparazzi, który polował by na fotki piłkarzy Borussi czy Szachtara.
 -Mogliśmy wziąć samochód- powiedział Robert.
 -Jak samochód, jak samolotem przyleciałeś?- spytałam i popukałam się w czoło.
 -To nieistotne.
 Przyjechała karetka. Spakowali nas do samochodu, upewniając się, czy wszystko okej i czy Robert żyje. Potem spytali jak do tego doszło. Wypytywali o masę rzeczy, a Lewy grzecznie im odpowiadał. Stanęło na tym, że będzie trzeba mu zrobić badania, prześwietlenia i wtedy wszystko się okaże.
 -Klopp mnie zabije- jęknął cicho Lewy, a sanitariusz wyłapując nazwisko trenera uśmiechnął się ze zrozumieniem, bo chyba zrozumiał sens słów, pomimo, że wypowiadane były po polsku.
 Dojechaliśmy na miejsce. Nie pozostało mi nic, jak czekać. Usiadłam w poczekalni i nalałam sobie wody do kubeczka. Kiedy go opróżniłam, zacisnęłam na nim z nerwów ręce, a kubeczek się rozwalił.
 To wszystko moja wina. Mogłam powiedzieć, że nie, ale po co? Ja zawsze muszę się zgodzić na coś głupiego. Mogłam go tu w ogóle nie zabierać. Mogłam iść z Matsem, on nie wpadłby na taki głupi pomysł.
 Mogłam. Ale tego nie zrobiłam. Wolałam iść z Lewym. No cóż. Nie moja wina, że się do niego cholernie przywiązałam i zaprzyjaźniłam. Cieszę się, że mam takiego Lewego, chociaż zawsze na niego narzekam.
 Kiedy lekarz wyszedł z pomieszczenia dopadłam do niego i zaczęłam pytać co z Lewym.
 -Kości są tylko stłuczone, pani chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu- powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie.- Zapiszę panu Robertowi maści przeciwbólowe. Poboli i przestanie- dodał i polecił mi, żebym weszła do Roberta.
 Lekarz wypisał receptę i zostawił nas samych. Lewy ubrał koszulkę i wyszliśmy.
 -Jak się czujesz?- spytałam.
 -Nawet nie tak źle...
 -A możesz mi powiedzieć, dlaczego powiedziałeś temu lekarzowi, że jestem twoją dziewczyną?
 -Pomyślałem, że on będzie chciał powiadomić moją rodzinę, czy coś i może zadzwoniłby do Ani, a ona by mnie zabiła, jakby się dowiedziała, co ja odwalam. Zgarszasz mnie- powiedział z wyrzutem.
 -Ja ciebie? Raczej ty mnie- prychnęłam i walnęłam go w ramię.- Ale na pewno nic cię nie boli?- dopytywałam się.
 -Nie, na pewno, dostałem zastrzyk przeciwbólowy i jakby co, mam jeszcze tabletki i maść- odparł.
 -Pytałeś się, czy będziesz mógł grać?
 -Emm... Nie, ale i tak nie mam wyboru. Kloppo nie może się o niczym dowiedzieć, jasne?- spytał mnie.
 -No nie wiem...- drażniłam się z nim.- Może mu powiem...
 -Tak!? Jesteś tego pewna?- udawał, że się zdenerwował i zaczął powoli do mnie podchodzić.
 -Jestem!- odparłam twardo, ciekawa jego reakcji.
 Tego się nie spodziewałam. Podniósł mnie i zaczął mnie nieść w stronę fontanny. Biłam go po plecach i krzyczałam, żeby mnie postawił śmiejąc się przy tym strasznie. Już prawie wpadłabym do wody, ale mnie nie puścił.
 -Nie no, nie będę taki straszny. Jeszcze byś się przeziębiła- powiedział i zrobił smutną minkę.
 -Zabiję cię Lewandowski! Wiesz, jak się przestraszyłam!?
 -Oj tam.
 -Zginiesz- mruknęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
 -Idziemy?- zapytał, ale mu nie odpowiadałam.- No weź...- zaczął mi jęczeć nad uchem, a ja z trudem powstrzymywałam uśmiech.- Naprawdę się obraziłaś?- spytał z niedowierzaniem.
 Pociągnął mnie za rękę, żebym wstała. Pewnie spodziewał się, że będę się opierać, więc pociągnął mnie dosyć mocno, tak, że wpadłam na niego. Trzymał mnie za nadgarstki i patrzył mi głęboko w oczy. Próbowałam na początku się bronić, patrząc gdzieś w bok, ale w końcu ugięłam się pod jego spojrzeniem. Boże, jakie on ma śliczne oczy! Jego szaro-niebieskie oczęta przeszywały mnie na wylot. Zaczął bardzo powoli przybliżać swoją twarz do mojej. Miałam bardzo dużo czasu, żeby się opamiętać i go odepchnąć. Ale nie zrobiłam tego. Po chwili już trwaliśmy w namiętnym i czułym pocałunku. Całował tak delikatnie, jakby się bał, że mnie skrzywdzi. A to nieprawda. Tylko w jego ramionach mogę czuć się bezpieczna.
 Tą uroczą chwilę przerwał nam błysk flesza. Serce podeszło mi do gardła. Teraz zrozumiała, że przeze mnie może rozwalić się związek Lewego z Anką! Teoretycznie mogłam rozwalić też swój związek z Rafałem, ale to mnie mniej obchodziło. Jego pewnie nawet by to nie zaciekawiło. Ja go już nie interesuję i tyle. Bardziej przejmowało mnie, że mogę zabrać córce Lewego ojca, a tego bym sobie nie wybaczyła.
 Mieliśmy szczęście, że zdjęcia nie robił nam paparazzi, tylko turysta i jak sądząc po szaliku, kibic BVB.
 Robert podszedł do niego ciągnąc mnie za rękę. Chyba zrobił to odruchowo i bezmyślnie, ale było mi miło. Chciałabym tak mieć na porządku dziennym, a nie tylko, kiedy będziemy jeździć na mecze... O czym ja myślę!? Przecież takie coś już nigdy się nie powtórzy!
 Piłkarz mówił coś po niemiecku do przechodnia, ale mówił za szybko, żebym coś zrozumiała, poza tym byłam zbyt oszołomiona tym wszystkim.
 Kiedy odeszliśmy od kibica, dalej nie wiedziałam co się dzieje. Szłam strasznie zamulona, natomiast Lewy był w doskonałym nastroju.
 -Czego się tak cieszysz?- spytałam. Chciałam, żeby mój głos zabrzmiał tak jak zawsze, gdy się go czepiałam i byłam złośliwa, ale... Nie wiem, czy będę potrafiła jeszcze kiedyś z nim tak rozmawiać.
 -Usunął zdjęcie i nawet nie musiałem go za bardzo przekonywać! Wystarczyło poprosić. Kibice Borussi są zajebiści- stwierdził.
 -Przecież Robertowi Lewandowskiemu się nie odmawia- powiedziałam, ale chyba w złym momencie. Mógł sobie coś pomyśleć. Albo to ja za dużo sobie wyobrażam.
 Nagle ni stąd ni zowąd Lewy zaczął się śmiać.
 -Tobie co?- zapytałam teraz już bardziej normalnym głosem.
 -Właśnie do mnie dotarło, że się z tobą całowałem. Tak po prostu na środku ulicy! Jak piętnastolatkowie. Boże, to było takie nieodpowiedzialne. Mówiłem, że mnie zgarszasz- odparł i poruszał znacząco brwiami.
 -Według ciebie to było zabawne?!- spytałam oburzona. Robert jakby spoważniał i zmarszczył czoło.
 -Nie, ale... Co mam płakać?
 No tak. Inteligentna odpowiedź na inteligentne pytanie. Przez resztę drogi szliśmy w ciszy. Ta cisza była ciężka i krępująca. Nigdy się tak nie czułam w jego towarzystwie. Nawet, kiedy widzieliśmy się po raz pierwszy czułam się swobodniej.
 Każdy z nas poszedł do swojego pokoju mówiąc sobie krótkie: "cześć".
 Zaległam na łóżku i zaczęłam myśleć. Nie mogłam sobie poradzić z tym wszystkim. Niby ta chwila była taka wyjątkowa, magiczna, taka, tylko nasza. A pocałunek. Boże, jak on całował! Był w tym świetny. Aż trudno sobie wyobrazić jaki jest w łóżku. Muszę się ogarnąć. Zaczynam mieć dziwne myśli. To wszystko jego wina. To on mnie zgarsza a nie ja jego!
 Oderwałam twarz od poduszki i ze zdziwieniem przyglądałam się czarnym plamom od tuszu. Płakałam? Nawet nie zwróciłam na to uwagi.
 Cały czas prześladowała mnie myśl, że dla niego to była tylko zabawa, przecież potem się śmiał. Dla niego to było zabawne, to była rozrywka. A dla mnie było to czymś znacznie poważniejszym. Nasz pierwszy pocałunek. I własnie uświadomiłam sobie, że pragnęłam tego odkąd go poznałam. Odkąd pierwszy raz go spotkałam, kiedy przejechał mnie wózkiem i prawiłam mu wykłady w jego samochodzie.
 To był nasz pierwszy pocałunek. Pierwszy i zapewne ostatni...

 [Robert]
Nawaliłem. Spieprzyłem na całej linii. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie zdradzę Ani, że nawet nie pomyślę w ten sposób o innej dziewczynie! A tu co? Przy niej nie mogłem się oprzeć. To była tylko i wyłącznie moja wina i zdaję sobie z tego sprawę. A najgorsze jest to, że chciałbym to powtórzyć.
 Marco i Mario, z którymi byłem w pokoju siedzieli i oglądali coś na laptopie. A ja siedziałem i patrzyłem w ścianę. Kiedy usłyszeli, że chcę pomyśleć, wybuchli śmiechem. Ale u nich tak zawsze jest, zawsze można liczyć na wsparcie.
 Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Do naszego pokoju wszedł trener Klopp z zaciśniętymi ustami i poważną miną. Chłopaki jak na komendę odłożyli laptopa.
 -Chodź Robert. Wydaje mi się, że musimy porozmawiać- powiedział i wskazał mi głową wyjście.
 Wstałem i poczułem straszny ból w okolicach kręgosłupa. Przy Talii udawałem, że wszystko jest okej, żeby się nie martwiła, ale tak naprawdę boli strasznie. Będę musiał powiedzieć fizjoterapeutom, może coś zrobią.
 Odpowiedziałem na pytające spojrzenia Marco i Mario, że nie wiem o co chodzi i wyszedłem.
 -Robert... Ja nie chcę ingerować w twoje życie osobiste, ale... Wiesz, jeśli piłkarz ma uporządkowane życie, to jest ogarnięty na boisku. A na razie wszystko co ty robisz, to pieprzysz sobie życie. Znowu.
 -Nie wiem o co chodzi...- odparłem.
 -Błagam... Zwiedzałem sobie dzisiaj Donieck. Piękne miasto, prawda?
 Potaknąłem głową.
 -Zwłaszcza fontanna, prawda?- już wiedziałem o co mu chodziło.
 -Trener nas widział?- zapytałem.
 -Widziałem. I Lewy, żeby nie było, że mi zależy tylko na meczu, na tobie też mi zależy. Ale ty masz dziecko i żonę, więc nie spieprz sobie życia i zacznij myśleć o tym, co jest dla ciebie najważniejsze.
 -Mogę już iść?
 -Możesz... Teraz już przynajmniej wiem, czemu ją tak wychwalałeś- dodał Klopp i uśmiechnął się do mnie lekko.
 Usiadłem na łóżku i nawet nie chciało mi się odpowiadać na pytania chłopaków. Chciałem się po prostu położyć i iść spać. Z problemami jak z dziewczyną- najlepiej się przespać. Nie wiem, kto to wymyślił, ale pewnie jakiś bardzo mądry człowiek. Może Gotze. A może kwejk.
 Chłopaki zaczęli się szykować na trening. Ja też powinienem. Ale co mam zrobić, kiedy nawet nie mam siły się ruszyć?!
 -Myślicie, że Kloppo by mnie zabił, jakbym nie przyszedł na trening?- zapytałem inteligentnie chłopaków.
 -No co ty, byłby bardzo zadowolony. Zwłaszcza po tym co ci powiedział. Nie dość, że olewasz rodzinę, to jeszcze treningi...- powiedział zdenerwowany Reus.- Mam nadzieję, że zapomnisz o Natalii i zajmiesz się w końcu Anią, bo to ona jest twoją żoną jakby nie patrzeć- ciągnąłby dalej, ale mu przerwałem.
 -Dobra, Reusiu, przestań się bulwersować i mnie nie oceniaj, okej?
 -Przyjaźń chyba polega na szczerości?
 -Niby tak. Ale wiesz, że nie lubię, jak mi wchodzi w życie z butami.
 -Natalii pozwoliłeś wejść w twoje życie z butami- odparł Reus.
 -Przestańcie się kłócić do cholery- warknął Mario.- Ogarnijcie się kurwa i chodźcie na ten trening- jęknął. Spakowałem wszystko do torby i mogliśmy iść.
 W szatni moi kochani przyjaciele z pokoju zaczęli rozmawiać ze wszystkimi o moich problemach osobistych, a ja nawet nie próbowałem ich słuchać, bo wiem, że jakbym usłyszał te bzdury to bym im coś zrobił. Każdy mówi, co by zrobił na moim miejscu. Ale kurwa nie jest na moim miejscu i nie wie co by zrobił. Ja też byłem pewny, że nigdy nie zdradzę Anii, że będę jej wierny i nawet nie pomyślę o innej kobiecie, ale złożyło się inaczej. Kiedyś romanse były dla mnie rozrywką, dobrą zabawą, dawką adrenaliny a tym razem to coś innego. Natalia nie była przypadkowo poznaną w klubie dziewczyną, której zależy tylko na jednym. Była moją przyjaciółką, moją bratnią duszą, której naprawdę na mnie zależy. I z wzajemnością. Ale co ja mówię o romansach? Tylko się całowaliśmy.
 Wyszliśmy na murawę. Siedziała tam. Przybylska siedziała na trybunach jak zwykle z aparatem w ręku. Unikała mojego wzroku. Nie dziwię się. Rozmawiała właśnie z Kloppem, ale się uśmiecha i jej twarz jest spokojna, więc chyba nie powiedział jej tego co mnie. Pewnie jej nawet nie powiedział, że nas widział.
 Trener przyszedł do nas i zaczął nas instruować co mamy robić. Zaczęliśmy biec kilka kółek, a mój ból w kręgosłupie się nasilał. Pod koniec trzeciego kółka nie mogłem już wytrzymać. Powiedziałem Jurgenowi, że idę do toalety (do klopa XD) i poszedłem do szatni. Przeszukiwałem torbę w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych od lekarza. Znalazłem i wziąłem dwie, popijając je poweradem.
 -Co ty ćpiesz?- zapytał mnie nasz fizjoterapeuta Peter, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha, ale na jego twarzy widać było zmartwienie.
 -A wiesz... Jakby to nazwać... Witaminki?
 Wyrwał mi pudełko z rąk i obejrzał ulotkę.
 -Tabletki przeciwbólowe? A co cię boli?- spytał zdziwiony.
 -Nic, tak tylko, na wszelki wypadek...- odparłem. Chciałem wyjść, ale zacisnąłem twarz z bólu, bo tabletki jeszcze nie zaczęły działać.
 -Co cię boli? Robert, jak mam ci pomóc, muszę wiedzieć, gdzie leży problem!- był już lekko zirytowany.
 -Dobra, spadłem z bramki na plecy! Zadowolony?- zapytałem i wywróciłem oczami.
 -Chodź- powiedział i zaprowadził mnie do gabinetu. Po mniej więcej pół godzinie molestowania mojego kręgosłupa z każdej strony w końcu zaczął coś mówić.- Miałeś zamiar zagrać mecz, z takim urazem, jedynie na tabletkach?!- oburzył się.- I w ogóle kto na dzień przed meczem wchodzi na bramki i się naraża?! Kto w ogóle wchodzi na bramki!? Lewy, nie wiem jak ci to powiedzieć ale... Nie wiem, czy będziesz mógł jutro zagrać.
_________________________________________
Hej :) W końcu Wasz upragniony pocałunek! :) Wiem, że czekaliście na więcej, ale bądźcie cierpliwi :D Może następny rozdział Was zaskoczy? ;> Hehe ;* No dobra, nie rozpisuję się ;) Pozdrawiam ;**** I obiecuję nadrobić wszystkie zaległości na Waszych blogach, bo nie miałam czasu w tym tygodniu :(

14 komentarzy:

  1. Biedny Robert :-\ Mam nadzieję, że wyzdrowieje, a raczej zreperuje sobie kręgosłup i wszystko wróci do normy:-D Kochana!! Kocham cię za ten rozdział!!!;-) Od razu poprawiłaś mi nim humor, a uwierz mi że był on totalnie spieprzony... Tak bardzo podobał mi się ich pocałunek ;-) Awrrrr... Super akcja :-* Jednak najlepszy tekst, który od dzisiaj zacznę preferować to ten o śnie i problemach ;-) Lewy ma rację.. Z problemami tak jak (w moim przypadku) z chłopakami... Z nimi najlepiej się przespać! ;-) No kocham to!!
    Nie wiem co ja mam ci jeszcze pisać pod tymi rozdzialami.. No bo nawet jeżeli zacznę od słów ,Genialny, cudowny, boski, świetny itp.' to ty i tak o tym wiesz, że rozdział jest mega!! Nie da się tego opisać słownie:-) Dodaj kolejny jak najszybciej :-* Jestem ciekawa czy Lewy zagra w meczu <3 Buziole :-*:-*
    Malinka :-*:-*
    Sorki, że pisze z Anonimka, ale nie miałam jak się zalogowac :-P Mam nadzieję, że wiesz kim jestem:-P A jak nie to napisze ci kolejny komentarz ;-) Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem kim jesteś ;** I bardzo ci dziękuję, za taki długi komentarz! *_* Uwielbiam czytać Twoje opinie XD A czy zagra to się okaże :)Postaram się szybko dodać nowy :3 Dzięki, że jesteś ;* Pozdrawiam kochana <333

      Usuń
  2. No i jest :) Nadrobiłam i dalej nadrabiam :))
    Piękne tylko szkoda ,że Lewy zdradza Anie.. Ale cóż serce nie sługa ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem na tym blogu pierwszy raz i strasznie mi się spodobał ♥
    Przeczytałam tylko 2 ostatnie rozdziały.
    Mógłby mi ktoś w skrócie opisać jak się poznali itd?
    Bo niestety nie mam tyle czasu na przeczytanie całego bloga,a posty są dość długie ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ok napisz do mnie na gg (jest w zakładce: kontakt) to ci opowiem :3

      Usuń
  4. A co mi tam ! ;-) Napisze ci kolejny komentarzyk :-D Mam tyle wolnego czasu, że mogę dodać ci ich nawet 20 ! XD.. No strasznie mi się podoba ten rozdział :-) Strasznie cieszy się z tego że Natka i Lew coś ten tego :-D:-D Uwielbiam ich! Ja chce więcej takich akcji;-) Coś czuje, że ty nam przygotowałaś niezłą bombę! ;-) No to jeszcze raz cię gorąco PoZdRaWiAm :-* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, może i dobrze czujesz :D* Dzięki, nie ma to jak dwa komentarze <3 :D Też cię pozdrawiam kochana! ;***

      Usuń
  5. Wow!! O.o Matko oni się pocałowali!!!! Ale jazda :D Lewy to jak zwykle coś odwali a potem cierpi...
    Jejku strasznie podoba mi się ten rozdził i już nie mogę doczekać się nexta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to tylko Lewy tak potrafi XD Dziękuję i postaram się szybko dodać ;) Pozdrawiam :3

      Usuń
  6. Boże xD Faceci to jednak są duże dzieci xD Przecież to, to w ogóle nie myśli ;)
    Super rozdział :) Tala się chyba zakochuj w naszym Roberciku ;)
    Zapraszam do siebie na 18. rozdział, który na pewno Ci się spodoba ;)
    Pozdrawiam,
    Ruda! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, za komentarz ;) Zgadzam się, faceci to duże dzieci XD Pozdrawiam Cię kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. kolejny świetny rozdział ! ;)
    bardzo mi się spodobało jak się pocałowali *.*
    oby Lewy zagrał w meczu
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń